74
– CZYSTO, NIKOGO NIE ma.
Curry ocknął się gwałtownie, gdy ktoś zdarł mu kaptur z głowy. Oślepiło go ostre światło.
Usłyszał tupot ciężkich butów na podłodze mieszkania.
– Pusto, już sobie poszli.
Ktoś ujął go pod brodę i uniósł mu twarz.
– Nazywam się John Wold. A ty jesteś Larsen? Curry?
Ledwie dał radę otworzyć usta.
– Dahl? Adwokat? Lorentzen? Byli tutaj?
Curry pokiwał powoli głową.
– Dawno wyszli?
Gdzieś w oddali zatrzeszczało policyjne radio.
– Ja... – zaczął Curry, ale głos mu się załamał.
– Nie ma ich – powiedział jakiś mężczyzna, a Wold odwrócił się do niego. – Powiadom wszystkich naszych ludzi. Nie mogli uciec daleko.
Rany boskie.
Curry wciąż drżał na całym ciele. Nie mógł się uspokoić.
– Uwolnijcie go – odezwał się inny głos. Ktoś dotykał jego nóg i ramion. Curry poczuł, jak wraca mu krążenie w dłoniach.
– Na pewno nikogo tu nie ma?
– Na pewno. Tylko ten facet.
Kolejne ciężkie kroki na podłodze.
– Kurwa. OK.
Znów zatrzeszczało radio, tym razem jeszcze dalej.
– Nadaj komunikat. Pozamykajcie ulice.
Curry widział Wolda jak przez mgłę.
– Wszystko w porządku? Dasz radę wstać?
Ktoś mu pomógł, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa.
Potem stracił przytomność.