75

MIA PONOWNIE SIĘ ocknęła, tym razem siedziała przed lustrem. Musiała znów na chwilę stracić przytomność. Alexander ją przeniósł. Czy nadal podawał jej narkotyki? Siedziała na krześle w izbie służącej za salon. Dłonie miała skute kajdankami, za to jej stopy były wolne.

– Widzisz, jak idealnie pasuje, kochanie?

Zobaczyła w lustrzanym odbiciu jego uśmiech i poczuła, jak coś dotyka jej głowy.

Szczotka.

Czesał jej włosy.

Spojrzała na swoją twarz.

Została umalowana.

Miała coś na palcu.

Złota obrączka.

Była ubrana w coś dziwnego.

W suknię ślubną.

Alexander ją wystroił.

Zrobił jej makijaż.

Kurwa.

Mia poczuła instynktowną potrzebę, by się podnieść, zerwać z siebie to wszystko, ale nie mogła się ruszyć. Jej twarz w lustrzanym odbiciu stała się wyraźniejsza, powoli odzyskała pełnię przytomności.

– Co zrobimy z fryzurą, kochanie?

Poczuła jego obrzydliwe palce pod swoimi włosami.

– Może jakieś upięcie?

Chłopak uśmiechnął się i zbliżył twarz do jej twarzy.

– Albo zostawimy włosy rozpuszczone? Mnie się tak najbardziej podoba, ale może je upniemy, skoro dziś jest ten dzień? Jak uważasz?

Musi grać na zwłokę.

Myślała na tyle jasno, by dojść do tego wniosku.

– Lepiej je upnijmy – wymamrotała, układając usta w grymas, który, jak miała nadzieję, przypominał uśmiech.

– Zgadzam się – rzucił wesoło chłopak i zrobił krok w tył.

Musi go wciągnąć w rozmowę.

– Skąd...? – zaczęła, w ustach miała strasznie sucho.

– Co, kochanie?

Musnął palcem jej policzek.

– Bransoletka? Skąd ją masz?

– Ach, to był czysty przypadek. Chciałem ci ją podarować. Koleżanka twojej siostry, Cisse, powiesiła ją na drzwiach naszej kamienicy, ale jej nie znalazłaś. Za to ja tak. Bo wiesz, ona często sterczała w okolicach stadionu. Obserwowała cię, rozumiesz?

Alexander zaśmiał się cicho, wracając do szczotkowania jej włosów.

– A tak w ogóle to miałaś rację.

Mia poczuła nagle jego wargi tuż przy swoim uchu.

– Markus Skog. Ten facet, którego zastrzeliłaś... To on zabił Sigrid. Zaprosiłem Cisse do domu. Wiesz, jacy są narkomani. Dałem jej pieniądze, żeby się trochę zabawiła. A ona mi opowiedziała, co się stało. Ze wszystkimi szczegółami.

– Dlaczego...? – Mia poczuła, że znów zaczyna odpływać.

– Ach, to chyba była bardzo trywialna sprawa – rzucił chłopak, koncentrując się na szczotce. – Sigrid była kurierką, wwoziła heroinę, ale potem poszła na odwyk i już nie chciała tego robić.

Mia nie potrafiła nic na to powiedzieć.

– Wróciła do miasta, czysta i zdrowa. Gotowa, by zaczynać nowe życie. Chyba nawet groziła, że jeśli nie zostawią jej w spokoju, to opowie o wszystkim policji. A Markus Skog i taki jeden adwokat nie mogli do tego dopuścić, rozumiesz?

Ogarnął ją nagle mrok.

– Ta ćpunka, Cisse, była tego świadkiem. Leżała na jakiejś sofie kompletnie nawalona, ale i tak widziała, co się dzieje. Jeden strzał i Sigrid już nie było. Zanieśli ją do jakiejś pobliskiej piwnicy, kolejna martwa narkomanka, kto by cokolwiek podejrzewał, prawda?

Chłopak uśmiechnął się i przytulił policzek do jej twarzy.

– Na pewno upinamy? Nie wolisz jednak zostawić rozpuszczonych? Postawić na naturalność?

Mia czuła, że zaraz zemdleje.

Nie.

Nic z tych rzeczy.

Wzięła się w garść.

– A jak... – wymamrotała. – Ivan... Horowitz?

Ostatnim wysiłkiem woli udało jej się unieść głowę i spojrzeć mu w oczy w lustrzanym odbiciu.

– A tak, to było całkiem cwane, nie sądzisz?

Chłopak uśmiechnął się i odłożył szczotkę.

– Leżeliśmy razem w Blakstad. Sześć miesięcy. Właściwie to całkiem nieźle się poznaliśmy. On wrócił z wojny, był zupełnym wrakiem. A ja... cóż, ja jestem sobą, prawda?

Zaśmiał się cicho.

– Nie mogłem przecież pozwolić, żeby wszyscy zaczęli mnie ścigać. Od początku chodziło o to, żebyśmy zostali sami. Czyż to nie był genialny plan? Sprowadzenie ich na fałszywy ślad? Lista ofiar? Pięćdziesiąt przypadkowych osób?

Chłopak zaśmiał się głośno, przekrzywił głowę i znów podniósł szczotkę.

– Nie, chyba jednak upinamy, skoro to ma być taki wielki dzień. Nie sądzisz?

Mia poczuła, że opuszczają ją ostatnie siły. Głowa opadała jej na pierś.

Sigrid?

Nie, kurwa...

Nie miała już siły.

Wyjechać.

Właściwie czemu nie?

Opuścić ten zły świat.

Jej siostra biegnąca przez pole.

Obraz, który nie znikał jej sprzed oczu.

Chodź, Mio, chodź.

Śmierć.

Do Nangijali.

– Czy jednak zostawiamy rozpuszczone?

Pieprzyć to wszystko.

Miała już dość.

– Rób, co chcesz – powiedziała Mia.

I powoli zamknęła oczy.