76

LEDWIE WYSZLI NA ULICĘ, gdy zaczęły dzwonić ich telefony. Munch szybko odebrał, Anette poszła w jego ślady.

– Gdzie się podziewałeś, Holger?

Gabriel Mørk.

– Wiesz co, Gabriel, jestem teraz trochę zajęty – powiedział śledczy. – Musimy ogarnąć pewną sytuację, oddzwonię później.

– Nie słyszałeś jeszcze? – rzucił Gabriel.

– O czym?

– To nie on.

– Kto?

– Horowitz. To nie on. Znaleźliśmy naszego człowieka. To jej sąsiad, nazywa się Alexander Sørli.

– O czym ty mi tu, kurwa, gadasz...? – spytał Munch.

– Przejrzeliśmy pliki – ciągnął młody haker. – Ylva i ja. Coś tam znaleźliśmy. On był pacjentem Rittera, tego psychiatry. Facet ma kompletnego świra na punkcie Mii i stracił brata w pożarze. To tam ją pewnie spotkał. To znaczy tę pierwszą ofiarę, Vivian Berg.

– Uspokój się – powiedział Munch, zapominając z tego wszystkiego, by zapalić papierosa. – O czym ty mówisz? Jakie pliki?

– Sąsiad Mii – Gabriel niemal krzyczał do słuchawki. – Posłaliśmy już ludzi do jego mieszkania. Gdzie byłeś?

– Co zrobiliście...?

Anette skończyła rozmowę i zaczęła gorączkowo do niego machać, dając mu znak, że ma się rozłączyć.

– Ludvig wszystko zorganizował, posłaliśmy tam ludzi. Jedziecie do nas? – ciągnął Gabriel.

– Co zorganizował?

– Sąsiednie mieszkanie. Alexander Sørli. To on. Znaleźliśmy fotografie na ścianach. Zdjęcia różnych kostiumów. Sztuczne szczęki, peruki, okulary. On ma wszędzie jej fotografie, nawet przy łóżku. Jedziecie do nas czy co...?

– Czyje fotografie? – zapytał Munch, widząc, że Anette macha do niego coraz bardziej energicznie.

– Mii – wydyszał Gabriel. – To wszystko ma związek z Mią...

Goli podeszła do niego, wciąż dając mu gorączkowe znaki.

– Znaleźli dziewczynę.

– Którą? – spytał Munch, zasłaniając słuchawkę dłonią.

– Tę w zielonej czapeczce. Jej córka zadzwoniła na policję. Zobaczyła mamę w telewizji. Babka siedzi teraz na przesłuchaniu na Grønland. Zostaliśmy wyprowadzeni w pole, Holger. On się nazywa Sørli. Alexander Sørli.

Kurwa mać.

Munch wrócił do rozmowy z Gabrielem.

– Byliście tam?

– W tej chwili tu jesteśmy – odparł młody haker. – Musisz zobaczyć to mieszkanie, jest zupełnie... A jej drzwi są otwarte.

– Zostań tam, Gabriel, już jadę – wymamrotał Munch, rzucając niezapalonego papierosa na asfalt.