Rozdział 5

D.D. znalazła Neila na piętrze domu, w sypialni na tyłach. Neil, najmłodszy członek trzyosobowego zespołu, słynął z szopy rudych włosów i bardzo młodzieńczej twarzy. Większość podejrzanych lekceważyła go, uważając za żółtodzioba, co D.D. i Phil skrzętnie wykorzystywali.

Ostatnio Neil trochę spoważniał. Przez ostatnie lata D.D. i Phil zachęcali go, by więcej działał, by przejmował dowodzenie. Skończyło się to paroma utarczkami, bo Neil wolał zostać w domu, niż brać udział w autopsji w kostnicy. Ale D.D. lubiła myśleć, że dobrze go wychowała. Byłoby lepiej, gdyby teraz, kiedy jej nie ma, a dowodzenie przejął Phil, Neil porozstawiał trochę Carol po kątach. Przynajmniej tyle mógł zrobić dla swojej dawnej szefowej.

Neil spojrzał na nią, gdy stanęła w progu. Klęczał na podłodze obok dużego niepościelonego łóżka, trzymając w dłoniach pudełko po butach wyciągnięte spod materaca. D.D. weszła do wąskiej zawilgoconej sypialni i się skrzywiła. Cuchnęło niepraną pościelą, tanią wodą kolońską i przepoconymi skarpetkami. Innymi słowy, typowe królestwo kawalera.

– Sypialnia Devona Gouldinga? – zapytała.

– Na to wygląda.

– Zatrzymany w rozwoju – mruknęła.

Neil uniósł brew.

– Nie każdy jest jak Alex – stwierdził.

Alex był mężem D.D. Specjalista od rekonstrukcji zbrodni i wykładowca akademii policyjnej. Wyjątkowy reprezentant gatunku, jak lubiła myśleć D.D., którego cechował nieskazitelny gust, jeśli chodzi o ubranie, kuchnię czy żonę. Wyglądał też całkiem nieźle z rozciapanymi płatkami Cheerios przyklejonymi do policzka, bo tak zwykle kończyły się śniadania z ich czteroletnim synkiem. Alex lubił robić pranie. W przeciwieństwie do Devona Gouldinga…

– Znalazłeś coś? – D.D. wskazała pudełko. – Czy to stos trofeów po poprzednich ofiarach? Według naszej femme fatale, która najwyraźniej poznała pana Gouldinga dopiero wczoraj wieczorem, on robił to już wcześniej i może być nawet odpowiedzialny za porwanie studentki Boston College, tej, która zaginęła w sierpniu.

Neil zamrugał.

– Masz na myśli Stacey Summers?

– Tak mi powiedziała.

– Kobieta, która ze związanymi rękoma zrobiła z Devona płonącą pochodnię w jego własnym garażu?

– Dokładnie ta.

– To kim ona w końcu jest?

– Co ciekawe, była bardziej rozmowna na temat rzekomych przestępstw Devona niż swoich własnych. Ale jest przekonana, że Goulding to drapieżca i że powinniśmy poszukać trofeów.

– Ta dziewczyna wygląda jakoś znajomo – stwierdził Neil. – Nie potrafię sobie przypomnieć. Ale gdy przyjechałem tutaj i ją zobaczyłem… Pomyślałem, że skądś ją znam.

– Quantico? – podpowiedziała D.D., bo Neil brał tam ostatnio udział w szkoleniu dla detektywów, a to wyjaśniałoby, skąd kobieta zna zachowanie sprawców.

Neil pokręcił głową.

– Nie sądzę. Ale mimo wszystko…

– Słyszałeś kiedyś o tym ogniu chemicznym? – zapytała, bo miał najlepsze wykształcenie techniczne w jej patrolu. W jej dawnym patrolu.

– Owszem. Jedna ze sztuczek przydatnych, jeśli ktoś zgubi się w lesie. Ale trzeba przyznać, że gdybym ocknął się uwięziony w garażu ze skrępowanymi dłońmi… Nie jestem pewien, czy byłaby to pierwsza rzecz, jaka przyszłaby mi do głowy.

– Wskazuje na ponadprzeciętne umiejętności przetrwania.

– Jest jeden problem – kontynuował Neil, wstając z podłogi. – To nie powinno było zabić Gouldinga. Unieruchomić, okaleczyć, pozbawić przytomności, z pewnością. Ale miejscowe oparzenia, stosunkowo niewysoka temperatura… Ludzkie ciało jest niebywale wytrzymałe. Widziałem ofiary wyciągane z płonących wraków ze spaloną w dwóch trzecich powierzchnią ciała, a mimo to, po pewnym czasie i przy odpowiednim leczeniu, przeżywały.

D.D. się wzdrygnęła. Nie lubiła oparzeń. Wysłano ją kiedyś na przesłuchanie świadka leżącego na szpitalnym oddziale oparzeń, któremu dosłownie zdrapywano martwą skórę z pleców. Sądząc po jego wrzaskach, założyła, że właśnie kona, ale okazało się, że to element leczenia. „Nie starczyłoby morfiny z całego świata” – wyjaśniła pielęgniarka, dręcząc go dalej.

– Cóż, możliwe, że Devon wciągnął ogień i dym do ust – powiedział Neil. – Może zatkał mu się przez opuchliznę przełyk i się udusił. Ale z opisu świadka wynika, że śmierć nastąpiła bardzo szybko. Więc może doznał wstrząsu i jego serce przestało bić.

– Okej – powiedziała D.D. Wciąż nie wiedziała, dokąd zmierzają, lecz Neil pracował jako ratownik medyczny, zanim przeszedł do policji, i często dostrzegał coś, czego ona i Phil nie widzieli.

– Oczywiście to był młody sprawny mężczyzna. Uprawiał kulturystykę, sądząc po wyglądzie.

– Dostrzegłeś to? – zapytała z niedowierzaniem D.D., przypominając sobie skulone w pozycji embrionalnej zwęglone szczątki.

– A ty nie?

– Nieważne.

– To też daje do myślenia. Kulturyści słyną ze stosowania sterydów anabolicznych, które wywołują rozmaite schorzenia, między innymi wysokie ciśnienie i powiększenie komór serca.

– I pokurczone jądra – dodała D.D. – O wysokim ciśnieniu nie słyszałam, ale tych pokurczonych jąder jestem pewna.

Neil przewrócił oczami.

– Poprośmy ratowników, żeby mu je zmierzyli – rzucił. – W każdym razie prawdopodobnie oboje mamy rację. – Potrząsnął pudełkiem po butach, a D.D. usłyszała pobrzękujące szklane fiolki. – Devon Goulding z pewnością stosował anaboliki. Jak długo, nie mam pojęcia. Ale nawet krótkotrwałe stosowanie mogło wpłynąć na funkcjonowanie jego serca i przyczynić się do jego śmierci.

– A co z niekontrolowanymi atakami agresji? – zapytała D.D. – Zawsze myślałam, że chodzi o utratę kontroli nad sobą, ale może właśnie przez to porwał dziewczynę z baru?

– Dla mnie to już zbyt skomplikowane. – Neil wzruszył ramionami. – W teorii długotrwałe stosowanie anabolików prowadzi do zmniejszenia popędu płciowego, co nasuwa pytanie, po co w ogóle miałby porywać dziewczynę z baru.

– Oddawanie się prymitywnym instynktom było jedynym sposobem, by go pobudzić? Przemoc jako ostatnia działająca na niego podnieta?

Neil ponownie wzruszył ramionami.

– Twoja hipoteza jest równie dobra jak moja. Biorąc pod uwagę zawartość tego pudełka, możemy spokojnie założyć, że Devon Goulding stosował sterydy i to prawdopodobnie przyczyniło się do jego śmierci. Jeśli chodzi o ślady poprzednich zbrodni, inne ofiary, to jest tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić.

Neil odstawił pudełko, podszedł do stojącej pod ścianą wąskiej komody i zaczął wyciągać szuflady.

D.D. czekała. W końcu miała ograniczony zakres obowiązków. Pozwoliła, by to Neil przetrząsnął pokój. Podeszła do łóżka i przyjrzała się zawartości pudełka po butach. Poza fiolkami z różnymi kolorowymi naklejkami były tam torebki z nieoznakowanymi tabletkami, suplementami, hormonami i Bóg wie czym jeszcze. Czy nadużywanie sterydów mogło skłonić Devona do popełnienia przestępstwa? Jedyny świadek twierdzi, że w ogóle go nie znała, że była w barze z innym mężczyzną, aż Goulding znokautował kawalera numer jeden i sam oddalił się z panną. Wydawało się to dość prymitywne. I zdaniem D.D. także impulsywne. Drapieżcy raczej obserwowali swoje ofiary, planowali ich uprowadzenie. Natomiast porwanie dziewczyny prosto spod baru…

– Hej. – Neil przerwał jej rozważania. Porzucił szuflady i znowu klęczał, badając ręką w rękawiczce podłogę pod komodą.

– Masz coś?

– Może.

Musiał pociągnąć kilka razy, aż wreszcie wydobył dużą żółtą kopertę, która była przyklejona taśmą do dna komody. Potrząsnął kopertą, a D.D. dostrzegła w środku jakieś przesuwające się prostokąty.

Nie była zaklejona, tylko spięta metalowymi klipsami. Neil odgiął je, a potem uroczystym gestem otworzył kopertę i wysypał jej zawartość na łóżko.

D.D. zobaczyła dwa przedmioty wielkości karty kredytowej. Tylko że to nie były karty kredytowe.

– Prawa jazdy – stwierdził Neil. – Dwie kobiety. Kristy Kilker. Natalie Draga.

– Ale nie ma Stacey Summers?

– Nie. Lecz wygląda na to – Neil podniósł jeden z dokumentów, by pokazać zakrwawiony odcisk palca – że nasza najniebezpieczniejsza na świecie skautka miała jednak rację.

Przeszukali dokładnie resztę pokoju. D.D. zaczęła od łóżka, a Neil kontynuował z komodą. Pracowali metodycznie i sprawnie, jak zespół, który robił to już niejeden raz. Później technicy przyjdą tutaj z proszkiem do znajdowania odcisków, luminolem i specjalnymi lampami. Zdobędą odciski palców, ślady płynów ustrojowych i, miejmy nadzieję, drobniutkie pasemka włosów czy włókien.

Na razie D.D. i Neil szukali czegoś oczywistego. Kobiecych ubrań, biżuterii, czegokolwiek, co mogłoby mieć związek z ofiarami. Pasków wypłat i rachunków z barów, które wskazywałyby na inne tereny łowieckie. I, a niech to, pamiętnika mordercy. Nigdy nie wiadomo, kiedy się przydarzy łut szczęścia.

D.D. musiała poprosić Neila o pomoc przy podnoszeniu górnego materaca. Niesprawne ramię zaczynało ją pobolewać, a drugą rękę miała zbyt słabą. Neil nic nie powiedział. Podszedł do łóżka, razem podnieśli materac, a potem wrócił do swojego kąta, a ona przystąpiła do dalszych poszukiwań.

Była wdzięczna swojemu partnerowi za milczenie. Byłemu partnerowi. Za to, że nie skomentował warstewki potu, która już lśniła na jej czole, ani dokuczającej jej zadyszki. D.D. upomniała samą siebie, że przecież superwizorzy zwykle nie pracują na miejscach przestępstw. Owszem, domagają się raportów, przeglądają notatki służbowe. Ale taka konkretna robota… Nie, powinna sobie wygodnie siedzieć w komendzie głównej, gdzie jej brak zdolności do noszenia broni nie stanowiłby obciążenia dla niej ani dla innych.

Przeszukała każdy centymetr pod górnym materacem, a potem zajęła się tym pod spodem, ze sprężynami. Później będzie się musiała okładać lodem i znosić pełne wyrzutu spojrzenie Alexa. Ale była tym, kim była. I on o tym wiedział. Podobnie jak Neil. Musiała oszukiwać jedynie komendę policji w Bostonie.

– Mam coś. – Wyczuła to. Twarde zgrubienie tuż przy górnym prawym rogu materaca. Z bliska dostrzegła, że szew łączący mocny materiał boków materaca z delikatną poszewką jest porwany. Pomacała jeszcze palcami w gumowych rękawiczkach i, mając już pewność, wsunęła rękę między sprężyny.

– To jakieś pudełko. Czekaj. Wyślizguje mi się. A… mam to!

Ostrożnie wyciągnęła metalowe pudełko. Jej lewa ręka aż drżała z wysiłku. Powinnam więcej ćwiczyć, przemknęło jej przez myśl. Podnoszenie ciężarów, fizjoterapia, cokolwiek, byle nie odczuwać takiej słabości, byle nie okazywać takiej słabości publicznie.

Ale i tym razem Neil zachował milczenie. Po prostu wyjął metalową skrytkę z jej drżących rąk i położył ją na narożnym biurku, gdzie mieli więcej światła.

To była standardowa skrytka. Stalowoszary metal. Piętnaście centymetrów długości i pięć wysokości. Na kilka cennych pamiątek. Albo takich, które mają dla właściciela wartość sentymentalną. Takich mniejszych.

– Zdjęcia – powiedział Neil.

– Co? – D.D. nachyliła się, próbując dostrzec coś na stosiku zdjęć pod lampą na biurku.

– Brunetka. Na wszystkich. – Neil przewertował stosik. Na każdej fotografii była ta sama osoba. Spacerująca po parku, siedząca z kubkiem kawy, czytająca książkę, śmiejąca się do kogoś niewidocznego na zdjęciu. Piękna kobieta po trzydziestce, nieco mroczna, ponętna. – Może była dziewczyna?

– Zamknięta w skrytce w materacu? – D.D. pokręciła głową. – Nie sądzę. Przypomina kogoś? Stacey Summers? Czekaj, to drobna blondynka, a ta dziewczyna…

– To nie Stacey Summers – zgodził się Neil. – A co z naszą ofiarą na dole? Z tego co pamiętam, była cała ubabrana w śmieciach. Nawet nie wiem, jakiego koloru ma włosy.

– Też blondynka, z jasnoszarymi oczami. To nie ta kobieta.

– D.D. – powiedział cicho Neil. Sięgnął po ostatnie kilka zdjęć. Oboje umilkli. Ta sama kobieta. Tyle że już się nie śmiała ani nie uśmiechała. Jej ciemne oczy były olbrzymie, blada twarz wykrzywiona. Patrzyła prosto w aparat, a wyraz jej twarzy…

Teraz to ręka Neila zadrżała, a D.D. nic nie powiedziała.

Neil odłożył zdjęcia, a potem wrócił z dwoma prawami jazdy, które znaleźli pod komodą.

– Natalie Draga – oznajmił. Położył prawo jazdy obok zdjęcia, po czym oboje przesunęli wzrok z fotografii na zdjęcie w prawie jazdy i z wolna pokiwali głowami. – Trzydzieści jeden lat, zamieszkała w Chelsea.

– Ale nie ma zdjęć drugiej ofiary?

– Nie. Tylko Natalie.

– Osobista relacja – mruknęła D.D. – Kimś dla niego była. Stąd te wszystkie zdjęcia.

– Może wielbił ją na odległość – zasugerował Neil.

– A może nawet była jego dziewczyną. Tylko że to się źle skończyło. Może z nim zerwała. A wtedy on ją zaatakował.

– A druga ofiara, Kristy? I do tego ta kobieta na dole? – zapytał Neil. Zajrzeli do skrytki, więcej zdjęć nie było.

– Może mu się spodobało – zaczęła głośno myśleć D.D. – Pierwszy raz to była sprawa osobista. Drugi i trzeci już dla frajdy.

– Nie da się zidentyfikować miejsc, w których zrobiono te zdjęcia – stwierdził Neil. – Za duże zbliżenia, za mało tła.

– Nasza ocalała twierdzi, że w garażu jest krew.

– Czułem tam coś – potwierdził Neil.

– Niech technicy zbiorą próbki. I poślijcie więcej mundurowych do baru, w którym pracował Devon Goulding, ze zdjęciami wszystkich trzech znanych ofiar. Sprawdźmy, jak daleko od domu polował. Weźcie też zdjęcie Stacey Summers. Sprawdźcie, czy bywała w tym barze.

– Ostatni raz widziano ją gdzie indziej, w Birches przy Lex.

– Wiem. Ale jeśli widziano ją też w barze Gouldinga… Na ilu psychopatów może trafić jedna biedna dziewczyna?

D.D. wyprostowała się i skrzywiła, bo ruch podrażnił jej ramię i wzmógł narastający ból pleców.

– Powinnaś pójść do domu – powiedział Neil. – Zajęcie się tym wszystkim to nasze zadanie, a ty masz nam tylko mówić, co mogliśmy zrobić lepiej.

Lecz D.D. go nie słuchała. Myślała. O garażu, o Devonie Gouldingu, o ostatniej ofierze, która wygrała z nim w jego własną grę, a teraz siedziała z tyłu radiowozu. Blondynka z kontaktami w FBI i umiejętnością robienia ognia chemicznego. Kobieta, która wydała się Neilowi znajoma.

Powinnam wiedzieć, pomyślała. Czuła, że w tyle jej głowy coś zaskoczyło.

Usłyszała pukanie do drzwi. Ta nowa, detektyw Carol Manley, wsunęła głowę do pokoju.

– D.D., ten agent z FBI, do którego dzwoniła nasza ofiara. Już tu jest.