PRZECHODNIU POŁÓŻ KWIAT

Są w Polsce miejsca – pomniki męczeństwa setek tysięcy, a nawet milionów ludzi. Las szpęgawski nie należy do największych. Żadna to pociecha. Nawet gdyby padła tylko jedna niewinna ofiara, i tak byłoby to o tę jedną za dużo. Tu padło ich kilka tysięcy. Nieliczni przeżyli masakrę. Dali po wojnie świadectwo prawdzie, przekazali informacje o tych, których zamęczono, i o tych, którzy mordowali.

Zbiorowe mogiły ofiar terroru hitlerowskiego mają swoją szczególną wymowę jeszcze z jednego powodu. Była to, jeśli nie pierwsza, to przynajmniej jedna z pierwszych świadomie zaplanowanych i konsekwentnie przeprowadzonych przez hitlerowców akcji eksterminacji ludności polskiej. Jeszcze nie przebrzmiały strzały wojny, mało – jeszcze przecież broniło się Westerplatte, Oksywie i Hel, a już SS, gestapo i miejscowi starogardzcy Niemcy rozpoczęli mordowanie ludności polskiej i żydowskiej. Zaprzestali tej akcji wówczas, gdy w zasadzie swój plan wykonali. Wymordowali niemal wszystkich tych, którzy na liście opracowanej przez Volksgericht zajmowali czwarte miejsce – zu liquidieren.

Jest jednak w tym ponurym i tragicznym obrazie owych ostatnich miesięcy roku 1939 na Kociewiu jedna plama jasna. Z tym większą satysfakcją trzeba ją pokazać, że należy do rzadkości, a świadczy, iż godność ludzka, potępienie dla zbrodni ludobójstwa już wtedy miały mimo wszystko przeciwników wśród samych Niemców, choć byli oni nieliczni...

Ani prokurator starogardzki Reinecke, ani sędzia Schelle z pewnością nie darzyli Polaków szczególną sympatią. Byli Niemcami, władze hitlerowskie powierzyły im wysokie funkcje w aparacie sprawiedliwości. Widocznie jednak obaj uważali, że – mimo wszystko – także w stosunku do Polaków należy się kierować zasadami prawa i sprawiedliwości. To, co się działo w więzieniu, w XIV-wiecznej Baszcie Gdańskiej, zamienionej na miejsce tortur, w synagodze, przed ratuszem, wreszcie w samym lesie szpęgawskim, było zaprzeczeniem jakichkolwiek pojęć o prawie i sprawiedliwości.

Niektórzy, co prawda nieliczni, starogardzcy Niemcy nie mogli znieść zbrodni, które obciążały także ich konto obywatelskie. Protesty podejmowane na miejscu nie tylko nie odnosiły skutku, lecz były wręcz niebezpieczne. Wierzący zaś w hitlerowską „praworządność” Niemcy nie chcieli przemilczeć znanych im faktów. Toteż wybrano delegację, która udała się ze skargą na mordy i bestialstwa dokonywane na Polakach. W skład tej delegacji weszli właśnie prokurator Reinecke i sędzia Schelle. Tylko adresata swojej skargi wybrali niewłaściwego. Pojechali bowiem do ... Gauleitera Gdańska Alberta Forstera – głównego wykonawcy rozkazów Hitlera i Himmlera na omawianym terenie, patrona morderców ze Starogardu. Toteż nic dziwnego, że interwencja nie odniosła najmniejszego skutku. Ale szukający prawa Niemcy byli uparci. Delegacja ze Starogardu pojechała w tej sprawie aż do Berlina. Faktem jest, że potem do Starogardu nadszedł ze stolicy Niemiec telegram zakazujący dalszych masowych mordów. Faktem też jest, że Paul Drews miał sprawę przed sądem hitlerowskiej partii NSDAP za samowolne wykonywanie wyroków. Faktem również jest, że za bestialstwa, a także gwałt na kilku polskich dziewczynach Kreisleiter Johst został przeniesiony na inny teren. Ale nie łudźmy się, nie była to ani kara, ani zadośćuczynienie. Bo po pierwsze, działo się to już w roku 1940, a więc wówczas, gdy akcja eksterminacji ludności polskiej na Kociewiu została zakończona, a po wtóre, żadnemu z oprawców, nawet tym najbardziej nieludzkim, nic się nie stało. Włos im z głowy nie spadł. Zawsze ich ofiary były zabijane „podczas ucieczki”, zawsze znalazło się usprawiedliwienie ich zbrodniczego działania. A to, że w ogóle jeszcze wysłuchano prokuratora Reineckego i sędziego Schellego, wynikło chyba z tego, iż był to początek wojny. Być może jeszcze w tym czasie hitlerowcy choć trochę liczyli się z opinią świata, jeszcze zasłaniali się pozorami i wykrętami. Wkrótce i tego zaprzestali.

Minęły lata. Nie udało się zatrzeć śladów zbrodni w lesie szpęgawskim. Po wojnie groby odkopano, przeprowadzono ekshumację. Zbadano też dokumenty, przesłuchano świadków. I tak utrwalony został obraz pierwszego w tak masowej skali mordu dokonanego w pięknym lesie kociewskim.

Nie zapomniano też o tych, którzy z nieludzką nienawiścią, z nie dającym się z niczym porównać okrucieństwem i barbarzyństwem mordowali spokojnych ludzi: lekarzy, robotników, rolników, księży, Żydów, nauczycieli, a nawet chorych psychicznie i dzieci.

W czasie wojny zginął zapewne niejeden z oprawców. Ale inni przeżyli, uratowali się. Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Gdańsku ma w tej sprawie dokumenty i materiały.

Tutaj też po latach powstał dokument – akt oskarżenia przeciwko tym, którzy dokonali zbrodni ludobójstwa na Kociewiu. Lista zawiera wiele nazwisk. Wszystkie obciążone zarzutem zbrodni ludobójstwa. Zbrodni, która nie ulega przedawnieniu i która nie może być zapomniana...

*

Piękna, szeroka szosa prowadzi od Malborka poprzez żyzne Żuławy do Wisły. Tu, za mostem, wiedzie w piękną krainę urozmaiconą niewielkimi pagórkami, wije się wśród lasów i jezior. Tuż przed Starogardem, kiedy zza zakrętu już, już ma się wyłonić panorama stolicy Kociewia, jest duży piękny las. Przechodniu! Jeśli twoja droga będzie tędy wiodła, skręć do tego lasu. Niezbyt daleko od głównej drogi odnajdziesz miejsce, gdzie są mogiły. Leżą w nich ci, którzy nikomu nic złego nie zrobili.

Tylko byli Polakami.

Byli Polakami!

Pod białym, skromnym pomnikiem połóż kwiat. Pomyśl o nich przez chwilę...