Sam stał wraz z Polly na odległym krańcu wyspy Skye, na szczycie pagórka, z którego roztaczał się widok na bezkresne morskie przestworza. Poniżej fale rozbijały się o ogromne głazy, a powyżej niebo rozświetlał jeden z najpiękniejszych zachodów słońca, jakie Sam kiedykolwiek widział. Niebo było tu tak ogromne, że poczuł się przy nim jak karzeł.
Szli razem z Polly od wielu godzin, aż wreszcie natrafili na to miejsce. Przyszła do niego wcześniej tego samego dnia i, cała roztrzęsiona, opowiedziała mu, co przydarzyło się Scarlet. Jej opowieść zszokowała Sama. Potrafił zrozumieć, jak bardzo niepokojące musiało być to wszystko dla Polly. Myśl o utracie Scarlet poruszyła Polly na równi z wiadomością, że Scarlet była córką Caitlin i Caleba. Całe godziny zajęło Polly rozprawianie o tym, aż w końcu zdołała się uspokoić. Sam wyczuł, że potrzebowała tego, potrzebowała dać upust swoim uczuciom i pozwolił jej mówić.
- Ślub jest jutro i czuję, że czeka mnie jeszcze wiele pracy – powiedziała. – Jestem przecież druhną. Caitlin odleciała i wygląda na to, że nie wykazuje specjalnego zainteresowania różnymi szczegółami. Wydaje mi się, że będzie zadowolona bez względu na wszystko, a ja wiem, że inne dziewczęta zajęły się ostatnimi przygotowaniami, więc chyba nie powinnam się martwić. A jednak. Wiem, że powinnam tam być… ale chciałam spędzić trochę czasu z tobą.
Usiedli na trawie zwróceni twarzą ku sobie, na tle słońca. Samowi zrobiło się ciepło na sercu, kiedy usłyszał te słowa. Chciała zobaczyć się z nim. Z nim. I z nikim innym. Był pierwszą osobą, do której się zwróciła. Dzięki temu poczuł się wyjątkowo. Czuł, że był jej potrzebny.
Zwierzywszy się z wydarzeń mających miejsce tego dnia, Polly skupiła się na nim.
- Dzięki za wysłuchanie – powiedziała. – Przepraszam, że tak długo mówiłam.
- W porządku – powiedział Sam. – Mogę słuchać cię godzinami.
Polly nachyliła się i pocałowali się.
Sam czuł krążące w jego żyłach pożądanie i to samo wyczuwał w niej.
- Czy mówiłeś poważnie, to wszystko wczoraj? – spytała z wahaniem. – O tym, jak bardzo mnie kochasz?
- Tak – powiedział Sam. – Kocham cię.
Pocałowali się ponownie, dłużej i namiętniej.
- Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłam – powiedziała Polly, uśmiechając się nieśmiało – spodobałeś mi się od razu. Miałeś w sobie coś ujmującego. Sądzę jednak, że chyba odsunęłam to od siebie, ponieważ byłeś bratem mojej najlepszej przyjaciółki. Myślałam… Nie wiem… Sądziłam, że to mogłoby stać się problemem. Spojrzała w oczy Sama. – Ale szczerze mówiąc, nigdy nie przestałam o tobie myśleć.
Usłyszawszy to, Sam poczuł, że jego serce zabiło mocniej. Tak dobrze było usłyszeć jej słowa, bo oddawały to, co sam miał na myśli.
- Ja również nigdy nie przestałem o tobie myśleć – odparł Sam.
Chciał znowu ją pocałować, kiedy nagle Polly zmarszczyła brwi.
- Co się stało? – zapytał.
Odwróciła wzrok i w tym samym momencie zauważył, jak bardzo się zasmuciła.
- Wypowiedziałam dzisiaj życzenie – powiedziała. – Przy Faerie Glen. Po czym zamilkła z ponurą miną na twarzy.
- I? – ponaglił ją Sam. – Czego sobie życzyłaś?
Obrzuciła go spojrzeniem.
– Nie wolno ci o to pytać – powiedziała.
Sam poczuł zakłopotanie.
- Przepraszam – powiedział.
Polly westchnęła.
- Chciałam powiedzieć… moneta… wylądowała reszką do góry. Spojrzała na niego. – Moje życzenie nie spełni się.
- To tylko takie przesądy – zbagatelizował sprawę Sam.
Polly potrząsnęła głową i Sam dostrzegł, że naprawdę się tym przejęła. W końcu odwróciła się do niego.
- Myślisz, że jeśli pisane jest nam być ze sobą, to tak będzie? Znaczy, że będziemy ze sobą na zawsze?
Na zawsze. Słowa te zabrzmiały w jego myślach niczym rozhuśtany dzwon.
Ale nie wystraszyły go. Był zaskoczony, kiedy je usłyszał, gdyż było to bardzo poważne oświadczenie, zwłaszcza na tak wczesnym etapie ich związku. Zdumiały go nawet jeszcze bardziej, ponieważ odnosiły się do tego, nad czym sam mocno się zastanawiał.
Na zawsze.
Również tego pragnął.
Nie wiedział, czy czuł to, ponieważ ich związek, jego miłość do Polly była taka niepewna – czy też dlatego, że była to prawdziwa miłość.
Głęboko w sercu czuł, że była to miłość prawdziwa, że dokładnie tego pragnął.
- Tak – powiedział. – I niczego innego tak nie pragnę.
Na twarzy Polly pojawił się radosny uśmiech, przyćmiewający ostatnie promienie słońca. Nachyliła się i pocałowała go. Chwilę później przetoczyli się po miękkiej trawie. Całowali się, a ich wzajemne pożądanie sięgnęło zenitu. Tocząc się po trawie w zapadającym zmierzchu, Sam uzmysłowił sobie, że nadeszła chwila, by w końcu stali się jednością.