Polly obudziła się po nocy pełnej cudownych snów, szczęśliwsza niż kiedykolwiek dotąd. Była w siódmym niebie, od kiedy Sam oświadczył się jej poprzedniego wieczoru. W głębi serca miała nadzieję, że to zrobi, zwłaszcza w wieczór zaślubin Caitlin i Caleba. Wiedziała, że nie istniał żaden szczególny powód, by się tego spodziewać, wziąwszy pod uwagę fakt, że spotykali się zaledwie kilka dni – a mimo to, wciąż miała taką nadzieję. Nigdy nie kochała nikogo tak bardzo, jak Sama i pragnęła, ponad wszystko, by się jej oświadczył.
Położyła się do łóżka szczęśliwa i całą noc śniła, że wraz z Samem spacerowali po polu usłanym białymi kwiatami, wśród płatków róż i promieni słońca, które zdawało się nigdy nie zachodzić. Widziała, jak we dwoje szli w kierunku białego światła i przebudziła się z niespotykanym dotąd poczuciem spokoju, zrelaksowana i zadowolona. Przyszła jej do głowy przedziwna, ulotna myśl, że skoro była taka szczęśliwa i zadowolona, to spokojnie mogłaby umrzeć tu i teraz, jeszcze tego samego dnia. Jakby nie było, świat nie był w stanie zaoferować jej już nic więcej.
Spędziwszy większość poranka z nią w łóżku, Sam wstał w końcu, zdając się równie szczęśliwy. Powiedział, że chce to uczcić, pójść na polowanie, złowić możliwie największego dzika, zabić go i przynieść, urządzić specjalną ucztę tylko dla nich dwojga w nadchodzący wieczór. Jak stwierdził, miała to być uczta na cześć ich miłości. I chciał sam znaleźć idealne zwierzę.
Polly spodobał się ten pomysł. Mogła wykorzystać ten dzień na przygotowania, zebrać warzywa, które stanowiłyby dodatek do mięsa. Miał to być taki niby ich własny, wyjątkowy wieczór weselny.
Polly obdarowała go długim pożegnalnym pocałunkiem, wiedząc, że zobaczy go już za kilka godzin. A jednak, gdzieś w głębi serca miała dziwne przeczucie, że może go już nie zobaczyć. Nie mogła tego zrozumieć – nie miało to żadnego racjonalnego uzasadnienia. Mimo to, kiedy Sam odwrócił się, gotów wyjść, chwyciła go za nadgarstek, przyciągnęła do siebie i mocno przytuliła. I nie puściła przez dobrych kilka sekund.
- O co chodzi? – spytał Sam. Był zaskoczony i spoglądał na nią z zatroskaną miną.
Polly potrząsnęła powoli głową i zmusiła się do uśmiechu, wiedząc, że zachowywała się nieracjonalnie.
- O nic – powiedziała. – Po prostu cię kocham.
Sam nachylił się i pocałował ją, po czym odwrócił się i wyszedł.
Właśnie wtedy Polly poczuła to po raz pierwszy. Ból.
Odezwał się w brzuchu z taką siłą, że aż zgięła się w pół od nieznanego sobie uczucia, nie mając pojęcia, co to mogło być. Kiedy próbowała wstać, ból zaatakował ją ponownie.
I jeszcze raz.
W końcu Polly uświadomiła sobie, że coś było nie w porządku. Usiadła na skraju łoża cała spocona, zastanawiając się, co to u diaska mogło być. Po kilku kolejnych atakach przyszła jej do głowy szalona myśl. Czy możliwe, aby była w ciąży?
Wiedziała, że dwa wampiry nie mogły spłodzić dziecka. Jednakże Sam nie był zwyczajnym wampirem. Ona również nie była. Wiedziała też, że wampirza ciąża dość szybko się ujawnia, zazwyczaj w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin. Czy to było możliwe?
Szybko przeszukała szuflady i w końcu znalazła wiekowy medalion, który przekazała jej praprababka. Przypomniała sobie jej słowa, wypowiedziane całe wieki temu: jeśli wampirzyca zajdzie w ciążę, wówczas ujrzy swe odbicie – ale tylko jeden raz – w tym pradawnym lustrze. Jeśli zobaczysz siebie po raz pierwszy i jedyny, wówczas dowiesz się prawdy o sobie.
Polly starła kurz z ciężkiego, srebrnego medalionu i powoli otworzyła go z mocno bijącym sercem. Niby wiedziała, że zachowywała się niedorzecznie, zważywszy, jak mało prawdopodobne to było. Mimo wszystko jednak, bardzo chciała się dowiedzieć.
Polly spuściła wzrok i spojrzała w lustrzaną pokrywkę.
Zobaczyła siebie patrzącą z wystraszoną miną. Doznała silnego wstrząsu, ujrzawszy się – jak nigdy dotąd – i jednocześnie serce zabiło jej mocniej, kiedy uświadomiła sobie, że to prawda. Była w ciąży.
Ból odezwał się ponownie, ale tym razem, Polly podskoczyła ze szczęścia, wykrzykując z radości. W ciąży. Jest w ciąży. Nosi dziecko Sama.
Nie sądziła, aby cokolwiek mogło sprawić, by poczuła większe szczęście – teraz jednak jej radość potroiła się. Nie mogła doczekać się, by przekazać wieści Samowi. Prawdopodobnie padłby z wrażenia.
I Caitlin. Musiała jej powiedzieć. I wszystkim pozostałym.
Nie. Najpierw musiała powiedzieć Samowi. A on wróci do domu dopiero za kilka godzin. Teraz ten czas zdał się jej wiecznością.
W ciąży. Ona.
Ponownie krzyknęła z radości, nie mogąc w to uwierzyć. Musiała zachować to w tajemnicy, przynajmniej do dzisiejszego wieczora. Ale jak? Dochowanie tajemnicy było dla niej najtrudniejszym wyczynem − a ta tajemnica przebijała wszystkie na głowę.
Z entuzjazmem pomyślała o wieczornym spotkaniu z Samem. Zamierzała zaskoczyć go tymi wieściami przy kolacji. Zdecydowała się założyć na ten wieczór swe najlepsze szaty, użyć najwspanialszych olejków i zaszokować go. Pomyślała o swej najpiękniejszej sukni – całej białej, z jedwabiu – i nagle uświadomiła sobie, że potrzebowała przepierki. Podbiegła do szafy i wydobyła ją na zewnątrz. Przyjrzała się jej, po czym chwyciła tarę i mydło i już miała skierować się do jeziorka.
Nagle drzwi komnaty otworzyły się z hukiem i do środka wkroczyły Scarlet i Ruth. I wtedy dopiero Polly coś sobie przypomniała: wcześniej, tego samego ranka, kiedy w połowie jeszcze spała, obudziła ją Caitlin i kazała przysiąc, że zajmie się Scarlet, bacznie jej pilnując, gdyż ona z Calebem musieli wyruszyć, by wykonać swą misję. Polly oczywiście zgodziła się z radością. Uwielbiała Scarlet, a poza tym, niewiele tu się działo. Mury zamkowe zapewniały im idealną ochronę, a był to też najlepiej strzeżony obiekt ze wszystkich, w jakich do tej pory była. Polly nie musiała w zasadzie robić niczego poza zabawianiem ich przez kilka dni.
Polly kipiała entuzjazmem i korciło ją niemiłosiernie, by przekazać Scarlet wieści. W ostatniej chwili jednak powstrzymała się, wiedząc, że najpierw powinien dowiedzieć się Sam.
Kiedy jednak spojrzała w dół, zauważyła łzy w oczach Scarlet i nagle się zaniepokoiła.
- O co chodzi, kochanie? – spytała, klękając obok i ścierając łzę z policzka dziewczynki.
Scarlet zaczęła płakać.
- Mamusia i tatuś zostawili mnie samą.
- Kochanie, to nieprawda. Polecieli jedynie na dzień, czy dwa. Wrócą, zanim się zorientujesz. A w międzyczasie masz mnie. Prawda?
Scarlet skinęła głową.
- I czeka nas wiele wspólnej zabawy. Będziesz ty, ja, Ruth i Sam. Urządzimy sobie jedno wielkie przyjęcie. Polly uśmiechnęła się szeroko. – W porządku?
Scarlet skinęła powoli głową, wycierając łzy.
- Muszę tylko pobiec nad jezioro na chwilę, by wyprać te rzeczy. Wrócę w ciągu godziny. Poczekajcie tu grzecznie razem z Ruth, a ja wrócę, zanim się obejrzysz. Nie opuszczajcie zamku, dobrze?
- Nie! – odburknęła Scarlet z nagłą butą.
Polly zaskoczyła siła i autorytet jej głosu. Przez chwilę odniosła wrażenie, jakby rozmawiała z dorosłym wojownikiem. Zdumiało ją, skąd u dziewczynki taka stanowczość i siła. Zaczęła się zastanawiać, jakie inne moce drzemały jeszcze w tym dziecku.
- Nie zostanę tutaj! – krzyknęła Scarlet. – Idę z tobą! Nie spuszczę cię z oczu. Ruth również.
Polly była zdumiona. Nie wiedziała, co powiedzieć. Nigdy jeszcze nie widziała, by Scarlet zachowywała się w ten sposób. Myśl o wspólnym zejściu nad jezioro również nie przypadła jej do gustu. Nie, żeby było się czego obawiać; mimo wszystko jednak, przyrzekła Caitlin. A najbezpieczniejszym miejscem na ziemi był właśnie ten zamek, jego wnętrze.
- Wybacz, kochanie – powiedziała Polly bardziej zdecydowanie – ale przyrzekłam twojej mamusi i tatusiowi, i musisz tutaj zostać. Nie możesz wychodzić poza mury zamku. Tu jest bezpiecznie. A ja wrócę w niecałą godzinę, w porządku?
- Nie, nie wrócisz – powiedziała Scarlet, jakby stwierdzając fakt. – Widziałam twoją przyszłość. W ciągu tej godziny stracisz życie – oznajmiła.
Zimny dreszcz przebiegł po plecach Polly i włosy stanęły jej dęba. Była to najbardziej przerażająca rzecz, jaką kiedykolwiek usłyszała. A w ustach Scarlet zabrzmiało to tak autentycznie, jakby już się stało. Słowa Scarlet zaparły jej dech w piersiach. Nie miała pojęcia, jak zareagować.
I nie miała już okazji. Nagle Scarlet odwróciła się i razem z Ruth wymaszerowały, zatrzaskując za sobą drzwi. Mury zatrzęsły się, a Polly mimowolnie poczuła, jakby jej los został właśnie przypieczętowany.