PIELMIENI

Z mąki, jajek, mleka z dodatkiem soli wyrabiamy ciasto. Roz-wałkowujemy i wykrawamy koła o średnicy pięciu centymetrów. Mieszamy mieloną wołowinę, wieprzowinę, mięso z kurczaka i pokrojoną w kostkę cebulę; dodajemy wyciśnięty czosnek i wodę. Kładziemy trochę nadzienia na środku koła, zwilżamy jego brzegi, zawijamy je i sklejamy. Gotujemy w osolonym wrzątku, aż pierogi wypłyną na powierzchnię. Podajemy z kwaśną śmietaną.

- Po prostu tak wyszło? - zapytał Forsyth, pochylając się nad jego biurkiem. - Według centrali prowadzisz jedną z najbardziej obiecujących agentek ostatniego dziesięciolecia, a brakuje ci dyscypliny, żeby nie zaciągnąć jej do łóżka?

-    Wiem, że to błąd, szefie. Nie planowałem tego. Była znie-smaczona spotkaniem z dyrektorem. Nazywał ją Dominique. To w niej narastało i szukała kogoś, kto by ją zrozumiał. Miała ostatnio sporo stresów.

-    Kto by ją zrozumiał? - powtórzył Gable, który jak zwykle zajął swoje ulubione miejsce na kanapie za Nate'em. - To się tak teraz nazywa w twoim pokoleniu?

Zwykle pełna wyrozumiałości ascetyczna twarz Forsytha pozostała chmurna. Patrzył Nate'owi w oczy tak długo, aż ten spuścił wzrok.

-    Więc trzeba było się nią zająć, porozmawiać z nią, zaoferować wsparcie, ale nie...

-    Pieprzyć się jak króliki - wtrącił Gable.

-    Właśnie, jak króliki - przytaknął Forsyth. - A co będzie, jak pojawi się między wami jakiś problem? A jeśli za parę miesięcy się pokłócicie i ona stwierdzi, że cię nie znosi?

-    Łatwo to sobie wyobrazić - rzucił Gable.

-    Czy zdecyduje się na dalszą współpracę z CIA? Czy też robi to tylko dlatego, że spodobała jej się twoja...

-    Długa maczuga - dokończył Gable.

-    O czym, do cholery, mówisz? - Forsyth zerknął na rozwalonego na kanapie kolegę, a następnie obrócił się w stronę Nate'a, który zaśmiał się, słysząc słowa Gable'a.

-    Zastanów się, Nate. Mimo informacji, które przekazała, i całej jej wiedzy, Diva jest naszym nowym źródłem informacji. Musimy się przekonać, że potrafi skutecznie działać, zanim uznamy ten werbunek za wartościowy. Czy to znaczy, że jej nie ufamy? I tak, i nie. Nigdy nie można do końca ufać żadnemu agentowi.

-    Rosjanie robią się markotni, zaczynają dramatyzować, tęsknią za domem. Pamiętasz, jak Jurczenko machał nam na pożegnanie? Diva jest silna, ale wiemy też, że łatwo podlega nastrojom, jest impulsywna. - Uniósł dłoń, by powstrzymać kolejny sztubacki komentarz Gable'a.

-    Jako oficer prowadzący masz zbierać informacje i dbać o jej bezpieczeństwo, sublimować swoje uczucia i zrobić z niej najlepszą agentkę, jak to tylko możliwe.

-    Sublimować, znaczy nie bzykać - wyjaśnił Gable.

-    Od kiedy tu przyjechałeś, wciąż chciałeś zrobić coś ważnego, znaleźć kogoś do zwerbowania... Martwiłeś się swoją teczką w centrali. Więc, do cholery, zacznij się teraz zachowywać profesjonalnie i zapanuj nad emocjami...

-    I częściami ciała - dorzucił Gable.

-    I pomyśl o tym, jak taki romans wpłynie na nią samą i na operację. Musimy zacząć myśleć o jej powrocie do Moskwy. Nie wiemy, kiedy on nastąpi. Może przecież odmówić pracy na terenie swojego kraju, więc musisz ją przygotować na tę nerwówkę.

-    Tak jest - powiedział Nate, unosząc głowę.

-    Wszystko jasne? - Forsyth raz jeszcze posłał mu ciężkie spojrzenie.

-    Wiem, wiem, wiem wszystko - rzucił Nate. - Dziękuj ę za pouczenia, zrobię, co do mnie należy.

-    Cieszę się. - Gable dźwignął się z kanapy. - No, teraz nareszcie możemy usunąć z mieszkania cztery kamery, które miały

was nadzorować.

Nate zrobił wielkie oczy. Forsyth starał się nie roześmiać.

- Żartuję, Romeo - powiedział Gable. Te powtórki to byłoby dla mnie za dużo.

Forsyth i Gable przestali jednak znęcać się nad Nate'em, gdyż następnego dnia otrzymał on od Dominiki sygnał. Nate omal nie cofnął dłoni, kiedy rano poczuł tłustą wazelinę pod klamką drzwiczek swojego wozu. Sygnał ostrzegawczy, pomyślał, jeszcze dwanaście godzin. Noc była zimna, zaczęła się skandynawska jesień, szyby samochodów pokryły się szadzią, a z otworów wentylacyjnych buchała para. Czekali w mieszkaniu konspiracyjnym, zastanawiając się nad powodami tego alarmu. Czyżby musiała uciekać? Czy ktoś ją ścigał? Nate sprawdził rozkłady na lotnisku i w porcie. Facet z Supo był w pogotowiu. Archie i Veronica czekali na telefon. Wszyscy trzej musieli sobie radzić z czekaniem i swoimi przeczuciami. Żaden nie patrzył na zegarek - byli na to za dobrzy.

Nate wstał, kiedy usłyszał klucz w zamku. Zaraz też dotarło do nich, że wszystko jest w porządku, bo jej błękitne oczy lśniły, a policzki pałały, i to nie tylko z powodu trasy sprawdzeniowej, jaką odbyła, ale też czegoś innego.

Gable zrobił jej filiżankę parującej herbaty, a ona dmuchała na nią, ciągnąc opowieść, szybko, sprawnie, zwracając uwagę na szczegóły - dokładnie tak, jak ich uczono. Chciała nimi nieco wstrząsnąć i zrobić na nich wrażenie. Poprzedniego dnia w rosyjskiej ambasadzie pojawił się nieznany mężczyzna, który poprosił do wejścia strażnika i wręczył mu kopertę z napisem drukowanymi literami: NIE OTWIERAĆ. DOSTARCZYĆ BEZPOŚREDNIO M. WOŁONTOWOWI. Mężczyzna zdążył się wymknąć, zanim wołowaty strażnik spytał go o nazwisko, ale list niezwłocznie trafił do rąk rezydenta. Okazało się, że w środku była druga koperta. Otoczony pomarańczową chmurą niespokojny Wołontow zaraz zawołał Dominikę, która przetłumaczyła list z angielskiego. Jego nadawca proponował SWR, za pół miliona dolarów, tajny amerykański podręcznik techniczny, chciał spotkać się w tej sprawie za pięć dni w hotelu Kamp.

Dominika spojrzała na Nate'a, a potem na Forsytha i Gable'a i wypiła trochę herbaty. W kopercie znajdowały się też trzy strony wyrwane z kołonotatnika. Na górze i na dole widniał napis; ŚCIŚLE TAJNE/UMBRA, a dalej u góry tłustym drukiem nagłówek: „System Łączności Krajowej USA”. Zdenerwowany Wołontow pytał ją też o ukośne napisy w prawym górnym rogu, które głosiły: „Zakaz nielegalnego rozpowszechniania”, „Znalezione dokumenty przekazać do biura koordynacyjnego” i „Niewłaściwe wykorzystanie będzie karane sądownie”.

Wołontow poszarzał na twarzy i burknął, żeby zrobiła kopie tych stron. Odezwał się w nim pochlebczy sowiecki instynkt i powiedział jej, że prześle ten dokument bezpośrednio do pier w-szego zastępcy Jegorowa jako przesyłkę z najwyższym prioryt e-tem, co miało jej zagwarantować bezpieczeństwo.

Forsyth spojrzał na Gable'a, który zaraz wstał i zaczął wkładać kurtkę, a Dominika uniosła sweter i wyjęła spod niego złożone strony, które następnie podała Forsythowi. Zrobiła dodatkową kopię. Amerykanie pochylili się nad dokumentem.

Gable postukał palcem w urwany róg.

- Skurwiel usunął numer seryjny - mruknął, a potem spojrzał na Dominikę i dodał: - Mówiłem ci chyba, żebyś nigdy więcej czegoś takiego nie robiła. - A potem pocałował ją w czoło i wyszedł.

Depesza NIACT, wzywająca do podjęcia natychmiastowej, tajnej interwencji, powinna dotrzeć do Waszyngtonu w ciągu pół godziny. Gable lubił wysyłać te nocne nagłe informacje i budzić gnuśnych agentów z Langley.

Według słów Dominiki Wołontow przez resztę dnia bił się z myślami. Co rusz wzywał ją do swojego biura, a wokół jego głowy pojawiła się pomarańczowa karuzela oczekiwania. Nawet on zorientował się, jak wielka jest to gratka. Pod koniec dnia zdecydował, że sam zadzwoni do Wani Jegorowa, by poinformować go o niezwykle ważnej przesyłce i możliwej bardzo interesującej sprawie.

Wołontow zamknął drzwi do biura, żeby zadzwonić z bezpiecznego telefonu WCz, ale Dominika słyszała jego przesadny śmiech, a potem lizusowskie: Da, da, da, które dobiegało z wnętrza.

-    Jak mówicie po angielsku lizat' żopu? Lizać pośladki?

-    Mniej więcej - mruknął Forsyth.

Rezydent wezwał ją w końcu po raz dziesiąty i poinformował, że pierwszy zastępca dyrektora generalnego zaakceptował jego decyzję i że Dominika, i tylko ona, będzie od tej pory brała udział w tej operacji. Najpierw miała przygotować fundusze, ale tylko pięć tysięcy dolarów, a następnie wynająć pokój w hotelu Kamp. Jej zadanie będzie polegało również na tłumaczeniu w czasie spotkania. „No już, ruszaj”, zakończył Wołontow i machnął ręką.

Nic jej nie mówiąc, skontaktował się również z szefem kontrwywiadu, wybijającym się członkiem straży granicznej.

-    Chcę, żebyś obserwował spotkanie, które będę miał w barze hotelu Kamp. Po prostu siedź i patrz.

-    Spotkanie? - spytał tamten. - Ilu będziemy potrzebować ludzi? Jakiej broni?

-    Potrzebuję tylko ciebie, idioto. Żadnej broni. Masz siedzieć w barze i patrzeć, jak spotykam się z informatorem. A potem zostać tam, aż wyjdę. Jasne? - warknął Wołontow.

Oficer kontrwywiadu skinął głową, ale wyglądał na rozczarowanego.

Po godzinie Nate przepędził Dominikę z mieszkania. Od tej chwili miały obowiązywać reguły z Moskwy - zero niepotrzebnych spotkań. Żadnych w dzień. Sprawdzanie obserwacji, zakład anie, że ktoś ich obserwuje. Należy ograniczyć spotkania towarzyskie i trzymać się blisko ambasady aż do spotkania w hotelu Kamp. Wołontow będzie zdenerwowany, może stać się podejrzliwy i zacząć sprawdzać swoich ludzi, zwłaszcza tych, którzy biorą udział w operacji. Nie mogą ryzykować.

-    Mamy kobrę w kiblu - powiedział Gable, gdy znowu znaleźli się w ambasadzie. - Musimy bardzo uważać. Pamiętajmy, że jeśli coś się stanie, ktoś aresztuje tego zachłannego głupka albo SWR z jakichś innych powodów nie dostanie tej książki, Dominika jest jedyną osobą poza Wołontowem, która zna całą sprawę.

Forsyth wysłał zastrzeżoną depeszę, przypominając centrali o ryzyku związanym z sytuacją Divy. Szef CIA na Europę był zaszokowany, po prostu zaszokowany, kiedy przeczytał, że Forsyth proponuje, by rezydentura tylko zidentyfikowała zdrajcę i pozwoliła mu wrócić do kraju, gdzie miało się nim zająć FBI. Szef na Europę nie wyobrażał sobie, że mógłby zrobić coś, co zmniejszyłoby bezpieczeństwo jego kraju. W każdym razie nie zamierzał do tego dopuścić, póki był u steru europejskiego oddziału CIA.

Kiedy do biura Forsytha wpakowa ł się attache prawny ambasady, pięćdziesięciodwuletni agent specjalny FBI Elwood Maratos, by koordynować „zdemaskowanie” zdrajcy, wiedzieli już, że Waszyngton poinformował, kogo mógł, o tym, co się stało. W czasie dwudziestopięcioletniej kariery Maratos wyróżnił się tym, że prowadził śledztwo w sprawie napadu na bank na środkowym zachodzie Stanów. Usadowił się więc wygodnie, pokazując Ga-ble'owi i Forsythowi podeszwy, i stwierdził, że zdradził niewątpliwie obywatel USA i dlatego sprawa jest pod nadzorem FBI.

-    Co za głupek - westchnął Gable, kiedy Maratos wyszedł. -On uważa, że espresso to po hiszpańsku pociąg.

Stało się oczywiste, że jeśli na to pozwolą, do Helsinek zjadą dziesiątki agentów specjalnych w bojówkach, butach wojskowych i bejsbolówkach New York Yankees. Rezydentura mogła tylko próbować zapanować nad całą sytuacją. Forsyth polecił Nate'owi opracowanie planów wycofania Divy. Istniała możliwość, że będzie musiała uciekać, jeśli Rosjanie zorientują się, co się dzieje.

A potem nagle coś wydarzyło się w centrali. Musieli odbyć jakieś duże spotkanie i ktoś zwrócił uwagę na niepewną sytuację Divy. Ktoś później wymienił w tym kontekście nazwisko Simona Benforda, szefa kontrwywiadu, który po raz kolejny wykorzystał swój talent dramatyczny i ostrzegł, że taka nieostrożność związana z agentką może doprowadzić do „niezłej rozpierduchy”. Rezultatem były dwie depesze, które dotarły do nich trzeciego dnia, na dwa dni przed spotkaniem w hotelu. Pierwszą opatrzono notą: „Od szefa CIA na Europę do dyrektora rezydentury”. Druga pochodziła od Benforda i napisano ją, co charakterystyczne, tak oszczędnie, że była niemal niegrzeczna. W tej depeszy zaproponowano zagranie, które wprawiło w osłupienie nawet Marty'ego Gable'a, starego skurwiela, który miał w biurze popielniczkę z ludzkiej czaszki, z Kambodży lub Miami, jak sam twierdził, nie pamiętał skąd dokładnie.

W pierwszej depeszy można było przeczytać:

1.    Prosimy o kierowanie dalszych informacji tym kanałem. Centrala przywiązuje dużą wagę do tego, by zapobiec przekazaniu tajnych amerykańskich dokumentów SWR. W związku z tym wydelegowała przeszkolonego w Waszyngtonie agenta FBI, który ma nawiązać współpracę z fińską rezydenturą. Centrala potwierdza wiodącą rolę FBI w prowadzeniu śledztwa i egzekwowaniu prawa w kwestiach związanych z bezpieczeństwem narodowym i obywatelami USA podejrzanymi o przestępstwa federalne, na podstawie artykułu II Reformy Służb Wywiadowczych z 2004 roku i rozkazu wykonawczego 12333 oraz artykułu 50 paragrafu 401 konstytucji.

2.    Żądamy pełnej współpracy rezydentury z FBI przyprowadzeniu śledztwa. Centrala oczywiście bierze pod uwagę, że jakiekolwiek aresztowanie może narazić na niebezpieczeństwo agentkę rezydentury, Divę. Dlatego rezydentura powinna skupić się na zapewnieniu jej operacyjnego bezpieczeństwa .

3.    Prosimy meldować o wszystkich zmianach sytuacji poprzez depesze, również te nocne. Centrala

deklaruje gotowość pomocy. Życzymy pomyślnych wiatrów.

Druga brzmiała następująco:

1.    Raport na temat GT Divy przyjęty. Diva staje się powoli niezwykle cennym źródłem informacji .

2.    Wyrażamy uznanie.

3.    Zgadzamy się, że każdy błąd w prowadzeniu Divy może okazać się fatalny. W przypadku najgorszego zalecamy wycofanie Divy. Centrala jest przygotowana na jej przeniesienie.

4.    Mimo celów FBI centrala zaleca zidentyfikowanie informatora i aresztowanie go tak, by nie wzbudzić podejrzeń SWR. SWR musi, powtarzamy, musi, przyjąć podręcznik bez budzenia podejrzeń swojego kontrwywiadu. FBI otrzyma odpowiednie instrukcje i podda się wskazówkom rezydentury, by osiągnąć te cele.

5.    Do wiadomości rezydentury:    oddzielna komórka

Departamentu Obrony opracowała w zeszłym roku zmodyfikowany podręcznik (GTSOLAR) , taki jak ten zaoferowany w Helsinkach. Same modyfikacje są objęte klauzulą tajności i wywołają techniczną dezinformację .

6.    Podręcznik SOLAR przywiezie badacz Biura Badań Naukowych i nad Bronią (OSWR). Wyjeżdża z Waszyngtonu wieczorem siedemnastego, spodziewany w Helsinkach rano osiemnastego. Prosimy się zająć.

7.    Proszę jak najszybciej opracować plan operacyjny zamiany rzeczywistego podręcznika podręcznikiem SOLAR. Wszelkie ustalenia z poprzednich depesz nieważne.

Pracowali nad tym dzień i noc, wezwali ekipę techniczną, wieczorem przed dniem transakcji spotkali się raz jeszcze z Divą. Pokazali jej rysunki, zrobili zapasowy klucz do pokoju w hotelu, omówili szczegółowo kolejne fazy operacji. A potem jeszcze raz kazali jej spojrzeć na rysunki. W porządku, Niejt, powiedziała. W jej głosie wyczuł zdenerwowanie. Pragnął porozmawiać o ryzyku, o tym, jak się naraża, ale nie chciała o tym słyszeć. Patrzyła na niego swoimi błękitnymi oczami, kiedy rozwinął mapę, by pokazać, skąd ją odbiorą, jeśli będzie musiała uciekać. Wyczuła troskę w jego głosie.

Czy chodzi o mnie, czy o operację? - zastanawiała się. Nate stał się znowu jej oficerem prowadzącym, kolor, który go otaczał, wciąż był taki sam.

Sprawa wyglądała poważnie, dla relaksu wyrwali się więc na późną kolację. Tym razem miał gotować Forsyth, który robił to rzadko. Dominika patrzyła z otwartymi ustami, jak wkłada fartuch, a potem w rękawicach wyjmuje żaroodporne naczynie z piekarnika. Forsyth potrafił zrobić jedno danie: soubise, duszony na maśle ryż ze skarmelizowaną cebulą. Na wypadek katastrofy, by nie musieli głodować, Gable kupił też jagnięce kebaby. Jedli w milczeniu. A potem rzut oka na zegar - Dominika musiała już iść. Nie otworzyła jednak drzwi, uniosła tylko kołnierz płaszcza.

-    Powodzenia jutro - rzuciła.

To przede wszystkim tobie będzie ono potrzebne, pomyślał Nate.

-    Trzymaj się - powiedział. - Wszystko będzie dobrze.

-    Do zobaczenia za parę dni.

Włożyła rękawiczki i oparła dłoń na klamce. Wciąż czekała. Od zlewu dobiegało stukanie naczyń. Patrzyła na niego z uśmiechem Mona Lizy.

-    Chcę, żebyś była ostrożna - powiedział.

Spojrzała przez jego ramię w stronę skąpanej w księżycowej poświacie sypialni, ale Nate nawet nie mrugnął, a ona poczuła ukłucie w sercu.

-    Spokojnoj noczi, Niejt. - Zeszła bezgłośnie po schodach.

Mężczyźni rozeszli się po mieszkaniu, gasząc światła; szykowali się do wyjścia. Było już po północy. Forsyth pouczał ich, kiedy zaczęli wychodzić.

-    Żadnego szemrania, wyczekiwania czy bohaterskich aktów, jasne?

Gable zasłonił właśnie okna i miał jeszcze zgasić światło w łazience.

-    Tak - odparł Nate.

-    To znaczy, jeśli jutro coś pójdzie nie tak, to nie szykujemy się do wojny.

-    Jasne. - Nate wiedział, co ich czeka, i nie zamierzał pouczać szefa.

-    Jeżeli pojawią się problemy, spróbujemy je oszacować. A potem podejmiemy decyzję. Jednak najważniejsze, żeby Dominika dokonała wymiany. Jeśli coś jej nie wyjdzie, to niezależnie od przyczyny będzie po operacji.

Gable wrócił do pokoju.

-    Jutro o tej porze SWR musi aż trząść jajami z radochy, że ma skarb. No i ta euforia w Moskwie.

Jeśli mieli coś do powiedzenia, musieli mówić teraz. Jak znajdą się na ulicy, rozejdą się w różne strony, nawet nie podając sobie dłoni na pożegnanie.

-    Więc mamy pozwolić, żeby weszła w tę kurewską sytuację i sprzedała im te świecidełka. - Nate starał się zachować spokój.

-    Świecidełka? To nie Las Vegas, stary - rzucił Gable. - Będziemy ją ochraniać, jak tylko umiemy. Ale zrozum, stary. To jedyna taka okazja.

Na dworze od razu się rozeszli. Nate odbył długą drogę do swojego samochodu. Zrobiło się późno i trolejbusy przestały już jeździć. Kiedy dotknął klamki, poczuł jeszcze odrobinę wazeliny, a potem patrzył długo w martwą deskę rozdzielczą.

Miał przed oczami drogę do jej mieszkania, jej pokój, już walił do jej drzwi, a potem brał w ramiona, półprzezroczysta koszula nocna przylegała do ciała Dominiki, a ona całowała go raz za razem. A potem nagle obraz się zamglił, Nate potrząsnął głową i włączył silnik. Pojechał do domu obrzeżami miasta, wciąż spoglądając w lusterko wsteczne.