-    Nie odpowiem na żadne pytania.

Agent specjalny Montgomery strzelił palcami i sięgnął po aktówkę. Wyjął z niej papiery, które położył na stoliku przed panią senator. Otworzyła teczkę i spojrzała na listę spotkań z przedstawicielami Pathfinder Satellite Corporation, a także wyciągi z jej konta z wieloma wpłatami po dziewięć tysięcy pięćset dolarów z nieznanego źródła. Razem dawało to setki tysięcy dolarów. Przypomniała sobie, jak żądała tych wpłat i jak Gołow starał się ją od tego odwieść. Jednak jej senacki instynkt podpowiadał jej, że wszystko to ma charakter poszlakowy i dobry prawnik może wzbudzić tu sporo wątpliwości, stworzyć zasłonę dymną i ciągnąć sprawę w nieskończoność.

Boucher spojrzała hardo na Montgomery'ego.

-    To tylko nic nieznaczące papierki.

-    Proszę usiąść, pani senator, i spojrzeć na ostatni dokument w tej teczce. - Boucher przerzuciła kolejne strony i popatrzyła na czarno-białą fotografię w doskonałej rozdzielczości, na której znajdowała się pokryta jakimś proszkiem płytka z programu Pathfindera. - Otrzymaliśmy z Moskwy płytkę z pani odciskami palców - wyjaśnił Montgomery.

Milczała. W salonie panowała cisza. Tylko z sypialni dobiegała przytłumiona muzyka: Out of Silence Yanniego z Johnem Treshem na klawiszach. Ulubiony utwór Missy. Montgomery chrząknął i położył przed Boucher pojedynczą kartkę z logo FBI.

-    Co to takiego?

-    Mam nadzieję, że zrozumiała pani swoje prawa. A to jest przyznanie się do szpiegostwa. Czy podpisze pani ten dokument?

-    Myśli pan, że podpiszę przyznanie się do winy?

Pani senator nie czuła, jak rozchyliły się poły jej szlafroka. Agenci próbowali nie patrzeć na odsłonięte nagie ciało.

-    W żaden sposób pani do tego nie zmuszam ani nie nakłaniam. Po prostu proponuję taką możliwość - wyjaśnił Montgomery.

Stephanie Boucher miała wiele wad, ale z pewnością nie należał do nich brak zdecydowania. Wierzyła w siebie i zawsze uważała, że zasługuje - nie, że należą jej się - wszelkie sukcesy, awanse, bogactwa i wygodny styl życia. Gwałtowny, żądny wszystkiego płomień, który zapłonął w niej wiele lat wcześniej, wytworzył w niej przekonanie, że nigdy nikomu w niczym nie może ustąpić. Nie mogła więc pozwolić, by te patałachy ją aresztowały. Nie mogła stracić władzy i związanych ze stanowiskiem wpływów. Nie mogła trafić na resztę życia do więzienia. Nie pozwoli, by to się stało. I teraz rozejrzała się po otaczających ją twarzach.

-    Dobrze, podpiszę - powiedziała gwałtownie.

Agenci popatrzyli na siebie. Jeden wyjął pióro z kieszonki, zwykłego skillcrafta z białego plastiku z nadrukiem: US GOV-ERNMENT. Boucher popatrzyła na nie i machnęła ręką.

-    Missy, przynieś moje pióro z biurka - poleciła.

Asystentka, która wcześniej usiłowała dodzwonić się do wysoko postawionych osób, wyszła teraz i po chwili wróciła z czar-no-beżowym piórem Montblanc Etoile.

Pani senator zdjęła z niego nasadkę, pochyliła się nad papierami i napisała coś nad linijką na spodzie dokumentu.

-    Wystarczy? - spytała.

Montgomery wziął kartkę i spojrzał na jej wpis, a potem się uśmiechnął.

-    Nie wiem, czy słowa: „Pocałujcie mnie w dupę” są dopuszczalne w sądzie. Jak pani uważa - dodał dobrotliwie.

-    A ten to kto, do cholery? - spytała, wskazując Nate'a.

W salonie zapanowała kłopotliwa cisza. Wszyscy popatrzyli na Nate'a.

Wykorzystując konsternacje agentów, Boucher zamknęła pióro i chwyciła perłę znajdującą się na końcu klipsa. Wyjęła ją wraz z wysuniętą miedzianą igłą, którą wbiła sobie w żyłę na lewym przedramieniu. Tylko Nate zauważył, co się stało, i skoczył, by wyrwać jej pióro z dłoni.

Nikt z obecnych nigdy nie słyszał o liściołazie żółtym; nikt też nie wiedział, że ten pięciocentymetrowy płaz występuje wyłącznie w nadoceanicznej dżungli Kolumbii. Toksykolog z FBI z dostępem do badań mógłby od razu ich poinformować, że batrachotoksyna zawarta w wydzielinie skóry tych niewielkich żółtych żabek ma porażające działanie - wywołuje ona natychmiastowe porażenie mięśni, zaburzenie procesu oddychania i zatrzymanie akcji serca. To chemicy z laboratorium numer 12 w KGB na początku lat siedemdziesiątych jako pierwsi zebrali batrachotoksynę po tym, jak odkryli, że nie ma na nią antidotum, że wystarcza jej niewielka ilość umieszczona na końcu igły, a jej toksyczność nie spada nawet po wyschnięciu i upływie lat.

Efekty, jakie wywołało ukłucie w przypadku pani senator, były mniej naukowe, ale za to bardzo spektakularne. Jej ciałem targały konwulsje, nogi wyprężyły się wraz z palcami, a ręce wygięły się w niekontrolowany sposób. Z odchyloną głową i napiętymi ścięgnami szyi Boucher padła na kanapę. Oczy obróciły się białkami do góry. Nate chwycił ją za drgające ramiona. Jej ręce zamieniły się w sztywne szpony, a na ustach pojawiła się ślina. Nate chwycił ją za brodę i chciał zrobić sztuczne oddychanie.

-    Lepiej nie, stary - rzucił Proctor, patrząc na pianę, która pojawiła się na jej ustach. Wszyscy wokół stali i patrzyli na panią senator. Jej ciało poruszyło się jeszcze dwa razy, a potem zastygło. Szlafrok rozsunął się, ukazując piersi. Nate pochylił się, by ją przykryć.

-    Boże - westchnął Proctor - myślicie, że to pióro rządowe?

Gdzieś w kąciku chlipała przerażona Missy. Już wiedziała, jak

to wszystko się skończy.