- A generał?
W odpowiedzi wzruszył ramionami.
- Był naszym najlepszym agentem. Przetrwał czternaście lat. Sam zaaranżował swój koniec, bo czuł, że jego czas minął. Wydawało mu się, że znalazł godną siebie następczynię, ale to była jego osobista decyzja. Agenci często giną. Ta sytuacja nie powinna mieć wpływu na twoją decyzję.
- Sam nie wierzysz w to, co mówisz. - Dominika pokręciła głową. - Nate wspomniał kiedyś, że uważasz bezpieczeństwo agentów za najważniejsze. Sumienie nie pozwoliłoby ci go opuścić.
- Być może masz rację - rzekł Gable. - Wyrwanie generała z Lefortowa stanowiłoby niezły początek współpracy.
Dominika wypiła łyk wina, wpatrując się weń intensywnie. Gable uniósł brew i spojrzał jej prosto w oczy. Wiedziała, że mówi prawdę.
- Ale z was sukinsyny.
- Samolot do Tallina wylatuje o dziesiątej.
- Życzę ci przyjemnej podróży - powiedziała.
Wrócili do Astir Palace ostatnim autobusem. Siedzieli obok siebie, ale przez cały kwadrans milczeli. Przeszli przez hol, wdychając zapach bugenwilli oraz morza i wyszli na wielki taras, gdzie zamówili wodę mineralną i usiedli, podziwiając światła promu na Rodos, przesuwające się po linii horyzontu.
Gable nie sądził, że zdołał ją przekonać, była na to zbyt oburzona, zbyt gniewna. Potrafił zauważyć, czy ktoś się waha, czy już podjął decyzję. Dominika miała wszystko, czego potrzeba do tej roboty, ale nie można jej było zastraszyć. Gable pomyślał, że Benford będzie miał nietęgą minę, kiedy przyjedzie bez niej. Najgorsze będzie patrzenie, jak strażnicy prowadzą Marmura z powrotem. Żadnej wymiany. Wykonać wyrok.
On jednak zrobił wszystko, co mógł. Dominika wiedziała, że jest jej przyjacielem i że wszystko zależy od niej samej. Wjechali windą na piętro, lekko zakrzywiony korytarz hotelu był cichy, wydawało się, że są sami na tym piętrze. Słychać było tylko magnetyczny jęk od strony szybu windy.
Dominika otworzyła drzwi i zajrzała do środka. Ani ona, ani Gable nie usłyszeli kroków. Dwaj mężczyźni zdjęli buty i teraz zmierzali szybko w ich stronę z obu stron korytarza. Dominika zauważyła ich i wepchnęła Gable'a do pokoju, ale tamci zdołali wcisnąć się za nimi. Wewnątrz paliły się tylko lampki po obu stronach łóżka.
- Nie bojsia, mypriszlipomocz' tiebie - warknął niskim głosem jeden z napastników, a Dominika zauważyła, że zwraca się do niej na ty, jakby się znali.
Na moment wszyscy zastygli jak słupy soli, ale była to cisza przed burzą. Dominika widziała rękojeść pistoletu za pasem jednego z nich.
Sądząc po wyglądzie, ci wielcy intruzi pochodzili z Gruzji. Dominika z płaczem przecisnęła się obok Gable i rzuciła się w ramiona jednego z nich, udając prawdziwą radość. Drugi olbrzym natarł na Gable'a, który usunął się, tak że Gruzin rozwalił szafkę i lampkę przy łóżku. Ale podniósł się zbyt szybko i wydawał się zbyt zwinny jak na swoje rozmiary; obaj zwarli się z Gable'em i padli na podłogę, szukając jakiegoś słabego punktu: oczu, gardła, genitaliów, stawów.
Dominika objęła drugiego olbrzyma za szyję, co nie pozwoliło mu od razu rzucić się na Gable'a. Woniał jak mokry pies, a poza tym czuć od niego było czosnek. Dominika aż się zakrztusiła i popatrzyła na sapiącą masę złożoną z Gable'a i drugiego Gruzina. I nagle zrozumiała, że nie dopuści, żeby bratok zginął. Przesunęła dłonią po koszuli mężczyzny aż do jego paska i wyczuła kratkę na rączce niewielkiego pistoletu i nawet nie próbowała go stamtąd wyjmować, tylko szybko odbezpieczyła i nacisnęła spust trzy, cztery razy, stłumione strzały zagłuszyły krzyki wielkoluda, który padł na plecy, jego twarz wykrzywiła się w bólu, a koszula i spodnie całe były we krwi.
Dominika podeszła z bronią do drugiego Gruzina, który przyparł Gable'a do podłogi i naciskał przedramieniem na jego tchawicę. Już po raz drugi CIA musi o mnie walczyć, pomyślała i pociągnęła tamtego za włosy, co pozwoliło Gable'owi złapać oddech. Mężczyzna odwrócił się i zrobił wielkie oczy, widząc, że to ona go pociągnęła, a Dominika skierowała wylot lufy pod jego brodę, obróciła się, żeby krew jej nie powalała twarzy i ostrożnie, starając się nie celować w Gable'a, dwukrotnie nacisnęła języczek spustowy. Gruzin rzygnął krwią, padł na bok i już się nie ruszył. Pierwszy natomiast wciąż wił się na zupełnie mokrym od krwi dywanie. Gable wstał, żeby wziąć od niej broń, ale ona na to nie pozwoliła. Zdziwiony patrzył, jak podchodzi do tamtego i osłaniając twarz wolną ręką, przykłada mu pistolet wprost do czoła i strzela jeszcze dwa razy. Głowa Gruzina uderzyła o podłogę.
Dominika rzuciła pusty pistolet z zablokowaną prowadnicą w kąt pokoju. Gable miał siniak pod lewym okiem i znaki po paznokciach na prawym policzku i szyi. Oboje wiedzieli, że nie można było inaczej załatwić tej sprawy. Gable przyjrzał się Dominice w półmroku, jaki panował w pokoju - jej pierś wznosiła się równomiernie, na przedramieniu widać było ślady krwi.