Nikt nie musiał mówić staremu agentowi, co z tym robić. To on poinformował ich, co zamierza. Wiedział, jak delikatnie poruszać za sznurki, jak siedzieć niczym pająk w sieci, czekając na jej nawet najlżejsze drżenie. Chciał zebrać - ale delikatnie, jak najdelikatniej - więcej informacji na ten temat, gdy tylko będzie to możliwe. Do tego czasu słowa takie jak: „kret SWR”, „szpieg szefów”, „ścisłe kierownictwo SWR” albo „Jasieniewo” miały się bez przerwy pojawiać na tablicach analityków w centrali kontrwywiadu CIA. Ci ludzie potrafili czekać, mogli mozolić się miesiącami, by dopasować do układanki jeszcze więcej fragmentów.

Ostatniego wieczoru Marmur przekazał Nate'owi, że Anthony Trunk w ciągu najbliższego pół roku weźmie udział w konferencji ekonomicznej w Rzymie i Zgromadzeniu Ogólnym Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku, co da Marmurowi kolejne preteksty do wyjazdów z Moskwy. SWR była bowiem przekonana, że to on powinien się kontaktować z kanadyjskim wiceministrem.

Centrala była zadowolona z rozmów z Marmurem i roli, jaką Nate w nich odegrał. Na tajne konto agenta wpłynęła dodatkowa kwota, a Nate otrzymał podwyżkę uznaniową w wysokości aż stu pięćdziesięciu trzech dolarów netto.

-    Cholernie dużo - zauważył Gable, kiedy się o tym dowiedział. - Sto pięćdziesiąt trzy dolary. Żeby tylko nie pomniejszali twojego wkładu w tę robotę. A wiesz, że dostałeś też bon, dzięki któremu możesz sześć razy za darmo umyć samochód?

Pod koniec serii spotkań, przed powrotem Marmura do Moskwy, Nate zaczął też częściej mówić o kwestiach bezpieczeństwa. Rosyjski generał z pewną nonszalancją stwierdził, że od czasu, kiedy ich niemal nie zgarnęli w zaśnieżonej uliczce - które to zdarzenie wydawało się już tak dawne - w Jasieniewie rozpoczęto poważne polowanie na kreta. Jego stary druh, pierwszy zastępca szefa Wania Jegorow, był przekonany, że ktoś ze szczytów SWR szpieguje na rzecz Amerykanów.

-    Innymi słowy, chodzi o mnie - zakończył ze śmiechem.

Nate zmarszczył z troską brwi.

-    Posłuchaj - podjął Marmur - jestem przyzwyczajony do ryzyka. - Wiem, jak działa nasz wywiad. Wiem, jak myśli i co może

zrobić ten stary łobuz Jegorow. Nie ma się czym przejmować.

Pomyślał o czternastu latach na służbie CIA, bezsennych nocach, nasłuchiwaniu kroków na schodach czy o dławieniu w gardle, kiedy wzywano go z powrotem do Moskwy „na konsultacje”. Pamiętał też niewysłowioną ulgę, kiedy okazywało się, że na spotkaniu, na które go wezwano, było pełno ludzi. Przed nim zdarzali się tacy, którzy wchodzili do pustej sali - a w niej, schowany za drzwiami, znajdował się jedynie ubijca.

Stary wyjadacz pocieszał swego młodego oficera prowadzącego. Opracowywali też razem plany awaryjne dla najbardziej ryzykownej operacji, którą mieli przeprowadzić w rejonie ścisłej inwigilacji w Moskwie. Chodziło o wycofanie w sposób tajny osoby zagrożonej. Pomoc w ucieczce na wolność. Ktoś miał wyjechać z Rosji z rodziną czy kochanką w bagażniku samochodu albo też przejść bezczelnie przez kontrolę paszportową na lotnisku. Po czterdziestu minutach Marmur uniósł do góry dłoń.

-    Chyba już dość na dzisiaj, Nathanielu. Jesteś bardzo dokładny.

Nieco zażenowany Nate zarumienił się, kiedy się żegnali.

Teraz Marmur dotarł już szczęśliwie do Moskwy, a Nate z przyjemnością czytał wylewne podziękowania z centrali za niezwykle interesujące spotkania z agentem. W depeszy znalazły się też słowa, że jego raport spotkał się z uznaniem „na najwyższych szczeblach”, co oznaczało Biały Dom i Radę Bezpieczeństwa Narodowego.

Forsyth poklepał go po ramieniu, a Gable postawił piwo.

-    Popatrz, wszyscy cię chwalą, a nikt nie pamięta o twoim agencie - zauważył. - Ale ty nie możesz o nim zapomnieć. Jasne?

Sława zblakła i pozostał stary problem. Dominika. Nate nie wiedział, dokąd zmierza cała sprawa. Co miało oznaczać przyznanie się do tego, że pracuje w rezydenturze? Jeśli to nie ruszy z miejsca, wkrótce pojawią się ponaglenia z centrali.

-    Pieprzyć centralę! - mruknął Gable i zaczął kolejne piwo. -

Nie spiesz się, masz trochę luzu w nagrodę za tę ostatnią sprawę, a potem zobaczymy.

Nate znał już dobrze swojego bezpośredniego zwierzchnika.

-    Chcesz powiedzieć, żebym wziął dupę w troki, zanim sam mnie wykopiesz z tego miejsca, co?

-    Tak, coś takiego właśnie chciałem powiedzieć - przyznał Gable. - Idź na basen. Znajdź swoją panią kapral. Kup jej kwiaty. Powiedz, że za nią tęskniłeś, że nie możesz bez niej żyć. Zaproś na kolację...

-    Prawdę mówiąc, naprawdę za nią tęsknię, Marty - rzekł z westchnieniem Nate, patrząc na dywan. A potem uniósł nieco wzrok.

-    Dobry Boże! - jęknął Gable i wyszedł.