Białe wino z dodatkiem wyciśniętego czosnku podgrzewamy, aby odparowało. Dodajemy starte sery, gruyere oraz emmentaler, i nadal podgrzewamy na średnim ogniu, żeby się stopiły, często mieszamy. Do płynnej masy dodajemy wina do smaku i ponownie podgrzewamy, ale bez gotowania, aż fondue stanie się gęste i kremowe. Podajemy z lekko opieczonym, pokrojonym w kostkę wiejskim chlebem.
Zrobiła się pogoda na krótkie rękawki i Finowie, oczekujący na chodniku na zmianę świateł, niczym słoneczniki obracali twarze w kierunku słońca i zamykali oczy. Na trawnikach i ławkach Kaivopuisto w czasie przerwy na lunch aż roiło się od sekretarek, które opalały się w stanikach, unosząc brody i chłonąc promienie.
Nate zastał informację przyklejoną taśmą do drzwi swojego pokoju. Poszedł więc do biura Forsytha i usiadł. Gable już tam był i podał mu krótką depeszę z centrali na temat nowego dyrektora CIA, który miał przyjechać incognito na sześć godzin z Kopenhagi do Helsinek, by spotkać się z Divą i podziękować jej za dotychczasowe usługi. Nate spojrzał na Forsytha, a potem na Gable'a.
- Jak on w ogóle może podróżować incognito? - mruknął Nate. - Przecież ciągle o nim trąbią w wiadomościach.
- Przyjechał do Kopenhagi na konferencję NATO - dodał Forsyth. - Sam nie wiem, jak się chce stamtąd wymknąć. Tak robił to Allen Dulles, no i Angleton, który potrafił nagle pojawić się gdzieś niezapowiedziany.
- Tak, ale to było, kurwa, w pięćdziesiątym pierwszym roku -rzucił Gable. - Wystarczyło wtedy wyjść z teatru Constellation, wziąć taksówkę, a potem zameldować się, wpisując byle jakie nazwisko do książki hotelowej. Te staromodne toczki, które nosiły wtedy stewardesy...
- Wysłałem informację z odmową - przerwał mu Forsyth - ale po godzinie miałem już telefon z zielonej linii. Zadzwonił szef europejskiego oddziału i dał mi porządny opierdol. To nie była prośba. Dyrektor chce się osobiście zaangażować w tę sprawę.
- Tak, kolejny bufon - mruknął Gable. - Szefowi na Europę wydaje się, że jest kapitanem statku pod Trafalgarem. Czytaliście kiedyś jego świąteczną odezwę do poddanych?
Forsyth wciąż nie zwracał na niego uwagi.
- Będziemy mieli go pod kontrolą dopiero, jak wyjdzie z samolotu. Potem bramka dla VIP-ów, przejażdżka po mieście, dokładne sprawdzenie, czy nikt go nie obserwuje, odesłanie jego obstawy, krótkie spotkanie, uściski dłoni i won. Musimy mieć nadzieję, że FAPSI, ich wywiad elektroniczny, nie namierzy jego lotu. - Forsyth ponownie spojrzał na depeszę. - Pewnie poinformowali go ostatnio o osiągnięciach Divy. Przynajmniej mamy dobrą reklamę.
- Reklamę? Jak ją dorwą, to przez niego - zauważył Nate. -Byłoby bezpieczniej wywieźć ją na weekend w bagażniku do Szwecji. Powiedzmy mu, że nie może się z nim spotkać.
- Wykluczone - mruknął Forsyth.
- Powiedz, że nie chce się z nim spotkać.
- Nie. Przygotuj ją do tego spotkania, powiedz, żeby się uśmiechała. Te niebieskie oczy wystarczą za całą resztę. Przygotujemy jakieś jedzenie, coś do picia.
- Samochód, który może posłużyć do ucieczki - dorzucił Gable.
- A co z Dominiką? - spytał Nate. - Kto będzie odpowiadał, jeśli coś nie wyjdzie?
- Ty - odpowiedzieli chórem Gable i Forsyth.
Najpierw kroki na schodach, potem lekkie skrzypnięcie drzwi i w pokoju pojawił się dyrektor CIA, który najpierw uścisnął serdecznie jej dłoń, a potem powiedział, jak bardzo się cieszy, mogąc ją poznać. Następnie uścisnął też rękę Nate'a i stwierdził, że bardzo docenia jego pracę z tą młodą damą, tu posłał Dominice promienny uśmiech. Na koniec podkreślił, że oboje mogą czuć się dumni z tego, co robią dla Stanów Zjednoczonych. Dominika przekrzywiła nieco głowę, słysząc te słowa. Wszyscy usiedli, Dominika wraz z dyrektorem zajęła miejsce na kanapie, a on starał się być czarujący, jak w czasach, kiedy zajmował się prawodawstwem, i czasami dla podkreślenia swoich słów dotykał jej kolana, zdarzało się też, że jego ręka zostawała tam nieco dłużej, taki stary nawyk z senackiej szatni obsługiwanej przez młode pracownice.
Był wysoki i chudy, miał oczy wiewiórki, zapadnięte policzki i farbowane na czarno włosy. Dominika uznała, że wygląda jak Kościej, mitologiczny zły czarownik, o którym, gdy była mała, czytał jej ojciec. Dominika przyglądała mu się uważnie, ale jego aureola była słabiutka i zaznaczała się tylko na zielono wokół twarzy i uszu. Zielonyj, pomyślała. Więc to aktor, ktoś, kto chce się wydawać inny niż w rzeczywistości. Jest inny niż wujek Wania, a w gruncie rzeczy taki sam - dwa różne wywiady, ale jaszczury takie same.
Spytał właśnie Forsytha o „atmosferę operacyjną” w Skandynawii, a przecież wszyscy wiedzieli, że takich rzeczy nie powinno się dyskutować przy agentce, więc Dominika wstała i przyniosła talerz świeżych pielmieni z mielonym mięsem i aromatycznymi przyprawami, polanych kwaśną śmietaną. To ona nalegała, by zrobić coś rosyjskiego i w ten sposób uhonorować gościa. Nate uważał, że powinni podać po prostu krakersy nakkileipa i ciepłą oranżadę.
- Doskonałe - powiedział dyrektor, a śmietana pociekła mu z kącika ust.
Po chwili wytarł usta i poklepał miejsce obok, by usiadła. Nate, Gable i Forsyth siedzieli na krzesłach tuż obok, tak by móc obserwować, co się dzieje z Dominiką, i ją wspierać. Dyrektor spytał, skąd jest, jakby chciał sprawdzić, czy to jego okręg wyborczy. Gable pomyślał o dawnych czasach, późnych wieczorach w śmierdzących hotelowych pokojach, w których spoceni agenci, mali ludzie, którzy narażali swoje życie, walczyli ze strachem, by podjąć kolejne zadanie. Słuchali go uważnie, mówił wolno i bez przerwy, a oni obserwowali go, dolewając wódki, maotai czy araku. To było dawno temu. Tu, w rozsłonecznionym mieszkaniu, gawędzili sobie po prostu przyjaźnie z niedawno zwerbowaną agentką.
Dla Rosjanina mówienie o przyszłych sukcesach oznacza kuszenie losu. Lepiej już milczeć na ten temat. Dyrektor przysunął się do Dominiki, a ona się nie odsunęła. Niezły pokaz, pomyślał Nate. Już ona będzie wiedziała, jak sobie z nim poradzić. Dyrektor mówił właśnie, że wszyscy „oklaskują” jej wysiłki, że zaczął „osobiście interesować się” jej działalnością i że bez wahania może „kontaktować się z nim osobiście o każdej porze dnia i nocy”. Nate'a kusiło, żeby zapytać o jego telefon domowy w Bethesdzie. Forsyth zaraz się domyślił i dał mu znak, żeby trzymał gębę na kłódkę.
Zielonyj i w dodatku lubi gadać bez sensu. Dyrektor Kościej mówił właśnie o jakimś tajnym koncie, na które przekazano okr e-śloną kwotę jako „bonus werbunkowy”, ale że co miesiąc będą się tam pojawiały kolejne pieniądze. Dominika mogła sama „zarządzać” tym kontem, chociaż on osobiście odradzał wypłaty i większe wydatki. Dodał, że dodatkowe fundusze wpłyną tam, kiedy zacznie pracę w Moskwie. Dominika zerknęła na Nate'a, a potem na Forsytha. Nic nie wyczytała z ich twarzy. Kościej ciągnął bez zmrużenia oka.
Pod koniec dwuletniego pobytu w Moskwie Dominika dostanie „bonus” w postaci dwustu pięćdziesięciu tysięcy dolarów. W końcu, kiedy „wspólnie ustalą koniec jej służby”, CIA znajdzie dla niej dom w dowolnym, byle bezpiecznym, miejscu, i to nie mniejszy niż trzysta metrów.
W pokoju zapanowała cisza. Coś w twarzy Dominiki się zmieniło; spojrzała na nich, a potem znowu na dyrektora.
Uśmiechnęła się do niego blado. O cholera, pomyślał Nate.
- Bardzo panu dziękuję, że zadał sobie pan tyle trudu, żeby się ze mną spotkać - zaczęła. - Mówiłam już panu Forsythowi, Ga-ble'owi i Nashowi - pokazywała ich po kolei - że pragnę pomóc, jeśli tylko jest to w mojej mocy. Wierzę, że w ten sposób pomagam też Rosji. Doceniam pańskie propozycje, ale, z całym szacunkiem, nie robię tego dla pieniędzy. - Zmierzyła wzrokiem impertynenta.
- Tak, oczywiście - mruknął Kościej, klepiąc ją po kolanie. -Ale przecież wszyscy wiemy, że pieniądze mogą się przydać.
- Tak, niewątpliwie ma pan rację - odparła.
Nate dostrzegł, że jest zmartwiona. Skórę przy obojczyku miała lekko zaczerwienioną. Forsyth też to zauważył. Gable zaczął zbierać płaszcze, krzątać się po pokoju.
- Niestety, panie dyrektorze, musimy jeździć przez pół godziny po tym, jak wyjdziemy z tego mieszkania - rzucił Forsyth i zerwał się na równe nogi.
- Dobrze, dobrze - rzekł z westchnieniem dyrektor. - Miło mi było panią poznać, Dominique. Jest pani bardzo odważna i podjęła pani olbrzymie ryzyko.
Może jeszcze jej powie, ile jej zostało życia?! - zżymał się Nate.
- Proszę pamiętać, że może pani w każdej chwili do mnie zadzwonić - dodał, pociągając ją zbyt mocno do siebie.
Tak, by mógł ją wziąć za rękę i przeprowadzić przez zaorany i zaminowany pas graniczny z drutem kolczastym, żeby zdążyła przed psami, pomyślał Gable.
Forsyth podał Kościejowi jego płaszcz i kapelusz, a Gable ruszył na dół, by uprzedzić ochronę. Dyrektor wyszedł za nim.
Forsyth zerknął jeszcze na Dominikę i mrugnął.
- Niedługo pogadamy - rzucił i pospieszył za dyrektorem.
Dominika i Nate stali w drzwiach jak nowożeńcy żegnający się
z niezbyt mile widzianą rodziną.
Nate zamknął cicho drzwi. W mieszkaniu konspiracyjnym zapanowała cisza i bezruch: słyszeli trzask zamykanych drzwi, a potem odgłosy odjeżdżających samochodów.
- No i jak? Podoba ci się dyrektor? - spytał Nate.
*
Zapadał zmierzch, światła ślizgały się po wodach zatoki, przez otwarte okno docierały do nich radosne okrzyki. Siedzieli w ciemności, Dominika na kanapie, Nate na krześle, a przed nimi stały dwa nietknięte kieliszki wina. Rozproszone światło z zewnątrz słało się na jej włosach, musnęło też jej rzęsy nad prawym okiem. Dominika ubrała się w obcisłą letnią sukienkę i włożyła buty na wysokich obcasach, jak na spotkanie w sprawie pracy. Nie miała ochoty na rozmowę, a Nate nie wiedział, co powiedzieć. Bał się, że to spotkanie ją załamało, że teraz powie mu, że się wycofuje. Był jej oficerem prowadzącym. To on odpowiadał za tę sprawę.
Cholera, pomyślał, ciągle dzieje się coś złego, kontrwywiad wyłapuje ludzi, bo mieli pecha albo znaleźli się nagle w złym miejscu. Wystarczy spóźnić się na pociąg i wszystko może się zmienić. Ale kto traci agenta tylko dlatego, że sam jest skończonym dupkiem? Już wyobrażał sobie pochylone nad stolikiem głowy w barze w centrali. Tak, to ten Nash, z Helsinek. Tak, więc jego papiery nie kłamały, zwykle piszą w nich prawdę. Potem depesza z Langley: „Pora odwiedzić kraj, trochę się tu rozejrzeć, porozmawiać o przyszłości”. Ojciec napisze do niego: „Witaj w domu, synu. Wszystko ci wybaczamy”. A potem duszny szyb i jazda w dół, w dół. Nate zauważył, że Dominika wstała i zrobiła parę kroków w jego stronę.
Miała na nią wpływ ciemność panująca w mieszkaniu, stała przed nim, owinięta nią niczym kokonem. Patrzyła na niego. W cieniu widziała jego zwykłą fioletową poświatę, która w tej chwili stanowiła jeszcze stałe, jednorodne źródło ciepła. Wiedziała, że jest mu przykro i że martwi się z powodu kariery, ale pod tym wszystkim wyczuwała bezbronność. Nie wiedziała, co myśli o niej samej, ale uznała, że to bardzo miłe, iż się przejmuje tym, co się stało. Zrozumiała też, że sama jest bardzo spięta, z powodu tajemnicy, którą wciąż musiała ukrywać. Na początku pomagał jej gniew, ale to była nowa, zupełnie dla niej obca rola. Zaoferowała swoje usługi Amerykanom, bo im ufała, sprawiali wrażenie, że im na niej zależy, i byli bardzo profesjonalni.
Ale przede wszystkim ze względu na Nate'a. Wiedziała, że w dużej mierze wpłynął na jej decyzję. Gdyby ją zapytał, powiedziałaby mu, że nie ma zamiaru rezygnować. Była zdecydowana i gotowa na wszystko.
Teraz jednak potrzebowała czegoś więcej niż zwodzenia i sztuczek, czegoś więcej niż wiedzy, że jest silniejsza niż inni, że potrafi ograć szare eminencje. Chciała, by ktoś jej pragnął. I to nie byle kto, ale właśnie Nate. Poczuła, że obudziło jej się tajemne ja i że jego zachłanność narasta w niej z siłą huraganu. Położyła dłonie na oparciu krzesła i pocałowała go w usta.
Nie przewidziała tego. (I zrozumiała, że on też o tym nie myślał). Doskonale wiedziała, że nie tylko w jej pracy, ale także jego takie rzeczy były zaprieszczonnyje, ściśle zabronione. Komplikacje uczuciowe stanowią poważną przeszkodę w pracy szpiega. Nie bez powodu jaskółki przegania się z pokoju zaraz po usidleniu celu, którym zajmuje się już potem tylko „wujek Sasza”. Bo kiedy w grę wchodzi namiętność, a agentka myśli tylko o tym, jak sobie zrobić dobrze, trudno mówić o obiektywizmie - jak powtarzali jej starzy instruktorzy, chcąc, by się zarumieniła.
Nate wziął ją w ramiona i zaczął całować, nie pospiesznie, ale wolno i delikatnie. Miał ciepłe wargi, a ona chciała się nimi upoić, całować go jak najdłużej. Wyczuwała napięcie narastające w jej ciele, głowie, piersiach, między nogami. Czuła, jak ją ściska, i czuła jednocześnie rozkosz i zdenerwowanie, jakby znali się w dzieciństwie i teraz odnaleźli po latach. Odetchnął głęboko, zauważyła koło ucha fioletową poświatę i dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa.
- Dominiko - szepnął, chcąc zwolnić.
Jeszcze parę dni temu sprzeczali się na ten temat, ale oboje uważali, że takie zachowanie graniczy z szaleństwem, że dobro sprawy wymaga...
- Mołczi, głupcze - szepnęła i przesunęła wargami po jego policzku, mocniej go obejmując.
W głowie mu się kręciło. Nie wiedział, co robić; bał się tego, co miało nastąpić, a jednocześnie czuł narastające pożądanie. Wiedział, że jej pragnie, choć było to głupie, nieostrożne i zakazane. Nie pamiętał, co zdarzyło się później.
Oboje byli nadzy, rozpaleni i znajdowali się w niewielkiej sypialni. Dominika przeciągnęła paznokciami między jego nogami, by poszedł za nią, jednocześnie przyszło jej do głowy, że właśnie wymyśliła jakąś nową technikę gry wstępnej, a potem wspięli się śmiesznie na łóżko przez jego koniec, mając po obu stronach ściany. Wciąż wbijała paznokcie w jego udo, teraz nieco mocniej, i jednocześnie śmiała się, czując w ustach suchość z pożądania. Pochyliła się i zaczęła całować jego brzuch z poczuciem, że jest to sen, który przyprawia ją o zawrót głowy. Nate popatrzył na nią ze zdziwieniem, kiedy pchnęła go zdecydowanym ruchem na pościel, gdy próbował się podnieść na łokciach. Smakowała go jednocześnie rozpustna i czuła, lubieżna i nieśmiała. Oboje mieli wrażenie, że od zawsze są kochankami. Dominika nie myślała o szkole jaskółek czy technikach uwodzenia - po prostu pragnęła Nate'a.
To pragnienie wciąż się nasilało, jej tajemne ja zaczęło dominować, wypełniać ją całą i dusić za gardło, ale Nate na czas przewrócił ją na plecy i skierował jej drżące stopy ku płynącej z okna księżycowej poświacie znad wysp, która oświetlała całą sylwetkę dziewczyny. Dominika nie widziała światła, a Nate był dla niej tylko cieniem, który najpierw majaczył nad nią, a potem przygniótł ją swoim zadziwiająco rzeczywistym ciężarem. Poczuła nagle rozdzierającą rozkosz, światło księżyca zawirowało jej pod powiekami i miała nadzieję, że Nate trzyma mocno jej ciało, bo odniosła wrażenie, że za chwilę eksploduje. Poczuła pustkę, która nagle zaczęła się zakradać do jej serca, i w końcu nagłą wezbraną falę, która z hukiem i dudnieniem wypełniła jej ciało. Boże moj -wydobyło się z jej gardła, a potem przez całe jej ciało przebiegł dreszcz spełnienia, jak wiatr przelatujący przez pole pszenicy.
Leżeli obok siebie pod ciężarem księżycowej poświaty. Dominika odczekała, aż przestaną jej drżeć uda, a potem zerknęła na lśniące w świetle księżyca ciało Nate'a.
- Sołnce, naprawdę potrafisz się zająć swoim agentem -szepnęła.
Nocne powietrze nie osuszyło jeszcze ich ciał, kiedy usłyszeli, jak ktoś przekręca klucz w drzwiach konspiracyjnego mieszkania. Wyskoczyli z łóżka jak z procy; Nate szybko włożył spodnie i zaczął zapinać koszulę, a ona tylko chwyciła swoje ubrania i pogalopowała do łazienki. Nate wszedł do salonu i zobaczył stojącego przed otwartą lodówką Gable'a.
- Pomyślałem, że sprawdzę, ile szkód narobił nasz kochany dyrektor - rzucił przez ramię, a potem znowu wbił wzrok w oświetlone wnętrze lodówki. - Zostały jeszcze te pierogi?
- Na samym dole - odparł Nate. - Rozmawiałem z Dominiką o tej sprawie. Wydaje mi się, że rozumie różnicę między tymi urzędasami a nami.
- Śmiać mi się chciało, jak się wkurwiła na tego starego lo-welasa. No, ma dziewczyna jaja. - Gable położył pojemnik z pierogami na blacie. - Więc ją uspokoiłeś, tak?
- Tak, bratok - odpowiedziała sama zainteresowana. - Jestem już spokojna. - Była ubrana, pozbierana i rzeczywiście spokojna. Nate bacznie obserwował Gable'a. - Odgrzeję ci pielmieni. - Zapaliła ogień na kuchence i sięgnęła po patelnię. - Są smaczniejsze po odgrzaniu, zwłaszcza na patelni. - Roztopiła masło i podsmażyła pierogi na złoty kolor. - Ale teraz najlepiej delikatnie skropić je octem - dodała na koniec.
Przy jedzeniu panowała zabójcza cisza. Nikt nic nie mówił, a Gable zerkał ciekawie to na Nate'a, to znów na Dominikę. Nate wbił wzrok w talerz i uważnie przyglądał się pierogom, ale Dominika niczym niezrażona patrzyła mu prosto w oczy, zauważając, że zarumieniła się aureola wokół jego głowy. Po jedzeniu Gable zabrał się do zmywania, a Dominika włożyła płaszcz i się pożegnała. Nie popatrzyła na Nate'a, gdy wychodziła. On sam zamknął drzwi i przestraszony skierował wzrok na Gable'a, który stawiał właśnie na stoliku dwie szklaneczki.
Butelkę whisky trzymał pod pachą.
- No, Priapie, możesz przeciągnąć palcami po brzegach pucharu, by wydobyć z niego miłosną melodię, a ja przyniosę lodu.