27

Ława przysięgłych wydała werdykt. Tatko Beckett miał odpowiedzieć za śmierć Tracy Stewart. Bill powiedział, że dostanie dożywocie bez możliwości zwolnienia warunkowego. Gloria Stewart złożyła oświadczenie o doznanej krzywdzie. Błagała o ciało swojej córki i wyzywała Tatka od najgorszych. Mówiłem, że nie będzie ciała ani zamknięcia. Tatko dostał dożywocie. Gloria dostała dożywocie razem z Tatkiem i Robbiem.

Bill wydał przyjęcie w ogrodzie. Nazwał je bibką przed Świętem Pracy. Tak naprawdę było to przyjęcie dla uczczenia odejścia Tatka Becketta.

Uczestniczyłem w nim. Uczestniczył Dale Davidson z żoną. Vivian Davidson była zastępcą prokuratora okręgowego. Znała sprawę Becketta od podszewki. Przyszło też paru innych prokuratorów. Przyszedł Gary White z dziewczyną. Zjawił się ojciec Billa. Wpadli sąsiedzi. Wszyscy jedli hot dogi i hamburgery i rozmawiali o morderstwach. Gliniarze i prokuratorzy czuli ulgę, że skończył się już ten bajzel z Beckettami. Niegliniarze i nieprokuratorzy uważali, że sprawa jest dla wszystkich zamknięta. Miałem ochotę znaleźć durnia, który wymyślił pojęcie „zamknięcia”, i wsadzić mu je głęboko w dupę. Wszyscy rozmawiali o O.J. Wszyscy rozwodzili się na temat wyroku, jaki może zapaść, i jego ewentualnych reperkusji. Ja nie mówiłem dużo. Byłem na moim prywatnym przyjęciu z rudą. Była zabawna. Podkradała chipsy z mojego talerza. Śmialiśmy się z żartów, które rozumieliśmy tylko my dwoje.

Przyglądałem się, jak Bill przewraca hamburgery i rozmawia ze znajomymi. Wiedziałem, że czuje ulgę. Wiedziałem, że ta ulga towarzyszy mu od momentu aresztowania Tatka Becketta. Odebrał Tatkowi możliwość zabicia kolejnych kobiet. Teoretycznie więc wszystko dobrze się skończyło. Skazujący wyrok nie był jednak wcale taki jednoznaczny. Tatko był stary i słaby. Czasy jego gwałtów i zabójstw już przeminęły. Robbie z kolei był u szczytu formy, gdy chodziło o gwałcenie, zabijanie i przemoc wobec kobiet. Odegrał właśnie genialne przedstawienie. Pomógł tym samym w sprawie „Hrabstwo Los Angeles przeciwko Robertowi Wayne’owi Beckettowi Seniorowi”. Uczyniło to z niego przyjaciela wymiaru sprawiedliwości. W imieniu tegoż dokonał ojcobójstwa. Dobrze się to zapisało w jego więziennych aktach. Mogło zaważyć na decyzji o wcześniejszym zwolnieniu warunkowym.

Bill nadal pędził Autostradą Śmierci. Odbywał karę własnego dożywocia. Wybrał morderstwo. Ja zostałem przez morderstwo wybrany. On wkroczył do świata morderstwa jako człowiek wypełniający moralny obowiązek. Ja wkroczyłem doń jako podglądacz. On też stał się podglądaczem. Musiał patrzeć. Musiał wiedzieć. Dawał się raz po raz uwodzić. Ja dałem się uwieść tylko raz – mojej matce. Bill i ja wspólnie zasiedliśmy na ławie oskarżonych przed Sądem do spraw Dyskryminacji Ofiar Morderstwa. Preferowaliśmy ofiary płci żeńskiej. Po co sublimować żądze, skoro można ich użyć jako narzędzia percepcji? Większość kobiet ginęła z powodu seksu. Takie mieliśmy usprawiedliwienie dla naszego podglądactwa. Bill był zawodowym śledczym. Wiedział, jak patrzeć, jak przesiewać zdobyte informacje, jak się od nich dystansować i jak zachować profesjonalne opanowanie. Ja mogłem te ograniczenia odrzucić. Nie musiałem gromadzić materiałów dowodowych, które trafiały na salę rozpraw. Nie musiałem ustalać logicznych i wytłumaczalnych motywów działania sprawcy. Mogłem pławić się w życiu seksualnym mojej matki i innych zamordowanych kobiet. Mogłem je klasyfikować i czcić jako siostry w koszmarze. Mogłem patrzeć i przesiewać, porównywać i analizować, i budować własną sieć seksualnych i pozaseksualnych powiązań. Mogłem uznać je za obowiązujące dla całego kobiecego rodzaju i przypisać całe spektrum szczegółów życiu i śmierci mojej matki. Nie zabiegałem o podejrzanych. Nie zabiegałem o fakty, które potwierdziłyby jakąkolwiek postawioną wcześniej tezę. Zabiegałem o wiedzę. Zabiegałem o prawdę o mojej matce. W ciemnej sypialni wpoiła mi kilka prawd. Chciałem się jej odwdzięczyć. Chciałem poprzez nią uhonorować inne zamordowane kobiety. Brzmiało to bardzo górnolotnie i samolubnie. Powiedziało mi, że czeka mnie życie na Autostradzie Śmierci. Sprawiło, że tamto olśnienie w strefie restauracji powróciło w formie genialnej repryzy. Teraz zaś wskazało mi jedyną słuszną drogę.

Musiałem poznać jej życie tak dobrze, jak poznałem śmierć.

Uczepiłem się tej myśli. Zachowałem ją dla siebie. Wróciliśmy do pracy.

Spotkaliśmy się z dziennikarzami z „La Opinión”, z „Orange Coast” i z „San Gabriel Valley Tribune”. Oprowadziliśmy ich po El Monte. Ukazał się artykuł w „Los Angeles Times”. W sumie sześćdziesiąt osób zadzwoniło na infolinię. Część od razu się rozłączyła, byli też jasnowidze, było gadanie o O.J. i życzenia powodzenia. Zadzwoniły dwie kobiety i powiedziały, że ich ojcowie mogli zabić moją matkę. Oddzwoniliśmy do nich. Usłyszeliśmy kolejne opowieści o molestowaniu w dzieciństwie. Obu ojców skreśliliśmy.

Zadzwoniła młoda kobieta. Poinformowała nas o starej kobiecie. Powiedziała, że ta stara kobieta mieszkała w El Monte. Stara kobieta około roku 1950 pracowała w Packard-Bell Electronics. Była blondynką. Czesała się w kucyk.

Znaleźliśmy tę starą kobietę. Nie zachowywała się podejrzanie. Nie pamiętała mojej matki. Nie potrafiła skojarzyć mojej matki z Packard-Bell Electronics.

Ukazał się artykuł w „La Opinión”. Nikt nie zadzwonił na infolinię. „La Opinión” była wydawana po hiszpańsku. „La Opinión” była strzałem w ciemno.

Ukazał się artykuł w „San Gabriel Valley Tribune”. W sumie zadzwoniło czterdzieści jeden osób. Część od razu się rozłączyła. Dzwonili też jasnowidze i ludzie chcący pogadać o O.J. Zadzwonił mężczyzna. Powiedział, że jest starym facetem z El Monte. Znał jednego śniadego faceta pod koniec lat pięćdziesiątych. Ten śniady facet kręcił się koło stacji benzynowej przy Peck Road. Nie pamiętał, jak się ten śniady facet nazywał. Stacja benzynowa od dawna już nie istniała. Znał wielu facetów z El Monte z 1958 roku.

Spotkaliśmy się z facetem. Podał nam kilka nazwisk. Przekazaliśmy je Dave’owi Wire’owi i komendantowi Claytonowi. Pamiętali paru z tych mężczyzn. Żaden nie wyglądał jak nasz Śniady Facet. Przepuściliśmy wszystkich przez trzy komputery. Nie otrzymaliśmy żadnych danych ani z instytucji stanowych, ani ogólnokrajowych.

Zadzwonił do mnie dziennikarz z Associated Press. Chciał napisać artykuł o dochodzeniu Ellroya–Stonera. Miał się ukazać w całym kraju. Zgodził się zamieścić numer naszej bezpłatnej infolinii. Powiedziałem: Do dzieła.

Zabraliśmy go do El Monte. Gość napisał artykuł. Artykuł ukazał się w wielu gazetach. Redaktorzy go okroili. Większość wycięła numer infolinii. Zadzwoniło bardzo niewiele osób.

Zadzwoniło troje jasnowidzów. Zadzwoniła kobieta od Czarnej Dalii. Nie zadzwonił nikt, żeby powiedzieć, że znał Blondynkę. Nie zadzwonił nikt, żeby powiedzieć, że znał moją matkę.

Wróciliśmy do naszych kluczowych nazwisk. Tak dla pewności. Pomyśleliśmy, że może uda nam się znaleźć coś w nowych bazach danych. Nie udało się. Ruth Schienle i Krótki Greene albo nie żyli, albo byli skutecznie nieuchwytni. Salvador Quiroz Serena mógł być z powrotem w Meksyku. Nie zdołaliśmy znaleźć Granta Surface’a. W 1959 dwukrotnie poddał się badaniu wykrywaczem kłamstw. Wynik obu badań ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył jego prawdomówności. Chcieliśmy zweryfikować ten niejednoznaczny wynik.

Bill pod wpływem przeczucia zadzwonił do Duane’a Rasure’a. Rasure znalazł swoje notatki na temat Willa Lenarda Millera i przysłał nam je pocztą kurierską. Przeczytaliśmy notatki. Znaleźliśmy sześć nazwisk z Airteku. Okazało się, że dwoje z tych ludzi nie żyje. Pozostali pamiętali moją matkę. Powiedzieli, że zanim przyszła do Airteku, pracowała w Packard-Bell. Nie znali nazwiska „Nikola Zaha”. Nie znali dawnych chłopaków mojej matki. Podali nam jeszcze kilka nazwisk z Airteku. Powiedzieli, że Ruth Schienle rozwiodła się i ponownie wyszła za mąż za niejakiego Rolfa Wire’a. Rolf Wire podobno już nie żył. Przepuściliśmy Rolfa i Ruth Wire przez nasze trzy komputery i nie uzyskaliśmy żadnych danych. Przepuściliśmy nowe nazwiska z Airteku. Nie uzyskaliśmy żadnych danych. Pojechaliśmy do siedziby Pachmyer Group. Bill powiedział, że nie pokażą nam żadnych akt osobowych. Powiedziałem: Poprośmy. Nie zabiegałem o tropy dotyczące Śniadego Mężczyzny. Zabiegałem o tropy dotyczące mojej matki.

Ludzie z Pachmyer byli mili. Powiedzieli, że Airtek splajtował w 1959 albo 1960. Wszystkie akta zostały zniszczone.

Przeżyłem tę stratę bardziej, niż przystało na profesjonalistę. Moja matka pracowała w Airteku od września 1956 do końca. Chciałem znać ją z tamtych czasów.

Nowe śledztwo w sprawie Jean Ellroy trwało od trzynastu miesięcy.

O.J. Simpson został uniewinniony. L.A. ogarnęła apokalipsa. Media szalały, chowając się za słowami „ewentualne konsekwencje”. Wszystkie morderstwa rodziły konsekwencje. Wystarczyło spytać Glorię Stewart czy Irva Kupcineta. Sprawa Simpsona miała najmocniej dotknąć najbliższych ofiary. L.A. w końcu się otrząśnie. Prędzej czy później jakiś bardziej znany mężczyzna zabije bardziej znaną kobietę. Sprawa odsłoni kolejny mikrokosmos, a w nim jeszcze seksowniejszy i bardziej groteskowy styl życia. Media, czerpiąc z doświadczenia z O.J., zrobią z tej sprawy jeszcze większe wydarzenie.

Chciałem pojechać do domu. Chciałem zobaczyć się z Helen. Chciałem napisać ten pamiętnik. Wstrzymywały mnie nieżyjące kobiety. Umarły w L.A. i kazały mi zostać tu jeszcze jakiś czas. Czułem się wypalony jako detektyw. Po dziurki w nosie miałem siedzenia przed komputerem i dezinformacji. Nosiłem rudą w sobie. Mogłem zabrać ją ze sobą. Bill mógł sprawdzać tropy i śledzić fakty z jej życia pod moją nieobecność. Zostałem, żeby znaleźć dla siebie kilka zupełnie nowych duchów.

Zafundowałem sobie cztery solowe wycieczki do Biura Szeryfa. Wyciągałem Błękitne Księgi. Czytałem o rozstrzygniętych przez sąd sprawach od deski do deski. Nie miałem zdjęć z miejsc przestępstw. W głowie wywoływałem własne. Czytałem raporty z oględzin zwłok w miejscu znalezienia i protokoły sekcji zwłok i tworzyłem obrazy składające się na historię poddawanych wiwisekcji kobiet. Patrzyłem. Przesiewałem. Pławiłem się. Nie porównywałem i nie analizowałem, tak jak zamierzałem. Widziałem w tych kobietach odrębne osoby. Nie prowadziły mnie do matki. Niczego mnie nie uczyły. Nie mogłem ich ochronić. Nie mogłem pomścić ich śmierci. Nie mogłem uhonorować ich poprzez moją matkę, bo nie wiedziałem tak naprawdę, kim były. Nie wiedziałem, kim ona była. Miałem pewne przypuszczenia i wielki jak skurwysyn głód, by wiedzieć więcej.

Zacząłem czuć się jak hiena cmentarna. Wiedziałem, że jestem w kwestii śmierci zupełnie wypalony. Chciałem znaleźć tropy, które doprowadziłyby mnie do rudej. Chciałem zdobyć jeszcze trochę informacji, spakować je i zabrać ze sobą do domu. Wymyśliłem kilka kolejnych powodów, by zostać w L.A. Pomyślałem o ogłoszeniach w gazetach, w telewizji i w sieci komputerowej. Bill orzekł, że to bezsens. Powiedział, że powinniśmy pogadać z Wagnerami w Wisconsin. Powiedział, że się boję. Nie rozwinął tej myśli. Nie musiał. Wiedział, że moja matka uczyniła mnie kimś wyjątkowym. Wiedział, że zagrabiłem ją samolubnie tylko dla siebie. Wagnerowie też mieli do niej prawo. Mogliby zakwestionować moje. Mogliby powitać mnie serdecznie i próbować zmienić w potulnego sztywniaka z dużą bliższą i dalszą rodziną. Mieli prawo do mojej matki. Nie chciałem tego przyznać. Nie chciałem, żeby prysł czar – czar jej i mnie, i tego, co ze mnie uczyniła.

Bill miał rację. Wiedziałem, że czas jechać do domu.

Spakowałem korkowe tablice i wykresy i firmą kurierską wysłałem je na wschód. Bill przeniósł infolinię do centrum obsługi telefonicznej. Akta zabrałem ze sobą do domu.

Bill nie zaniechał sprawy. Stracił jednego partnera, zyskał innego. Joe Walker był analitykiem kryminalnym. Pracował dla Biura Szeryfa L.A. Od podszewki znał policyjną sieć komputerową. Miał kręćka na punkcie sprawy Karen Reilly. Uważał, że Karen załatwił czarny seryjny zabójca. Chciał zapoznać się ze sprawą Jean Ellroy. Bill mu pozwolił.

Brakowało mi Billa. Stał się moim najbliższym przyjacielem. Pilnował mnie przez czternaście miesięcy. Wypuścił mnie spod swoich skrzydeł w idealnym momencie impasu. Odesłał mnie do domu z matką i niezaspokojonym roszczeniem.

W domu nie powiesiłem korkowych tablic. Nie potrzebowałem ich. Ona i tak zawsze była ze mną.

Ukazał się artykuł w „Orange Coast”. „Orange Coast” było lokalnym szmatławcem hrabstwa Orange. Artykuł był niezły. Znalazł się w nim nasz bezpłatny numer. Zadzwoniło pięć osób: dwóch jasnowidzów i troje ludzi życzących nam powodzenia.

Wakacje się skończyły. Zadzwoniła do mnie producentka telewizyjna. Pracowała przy serii Nierozwiązane zagadki. Wiedziała wszystko o dochodzeniu Ellroya–Stonera. Chciała nakręcić odcinek o sprawie Jean Ellroy. Zamierzała zrekonstruować i zekranizować wydarzenia tamtej nocy i zamieścić prośbę o konkretne informacje. Program pomagał rozwiązywać sprawy przestępstw. Oglądali go starsi ludzie. Oglądali dawni gliniarze. Program miał własną infolinię i pracowników, którzy czuwali przy telefonie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Latem puszczali powtórki. Wszystkie zgromadzone informacje wysyłali pocztą kurierską najbliższemu krewnemu ofiary i prowadzącemu sprawę śledczemu.

Powiedziałem „tak”. Producentka powiedziała, że będą chcieli nakręcić rekonstrukcję w autentycznej lokalizacji. Powiedziałem, że przylecę. Zadzwoniłem do Billa i przekazałem mu wiadomość. Stwierdził, że to może przynieść fantastyczny przełom. Powiedziałem, że musimy nasz odcinek maksymalnie nasycić informacjami. Musimy rozepchać go szczegółami z życia mojej matki. Chciałem, żeby ludzie dzwonili i mówili: „Znałem tę kobietę”.

Program mogli obejrzeć Wagnerowie. Mogli przypuścić atak na taki portret mojej matki. Posyłała swego syna do kościoła. Ten syn zarobił na jej śmierci. Zamienił ją w pospolitą femme fatale. W dzieciństwie był niezłym krętaczem. Teraz dopuścił się zamachu na jej reputację. Skalał dobre imię swojej matki. Błędnie podsumował aktywa i pasywa jej życia i przedstawił światu fałszywe sprawozdanie. Oparł swoje prawo własności na wypaczonych wspomnieniach i kłamstwach swego nic niewartego ojca. Przez cały ten pieprzony czas przedstawiał matkę w nieprawdziwym świetle.

Wróciłem do ciemnej sypialni i objawienia w strefie restauracji. Do nowego bilansu wspomnień. Do Billa i jego zaangażowania w sprawę. Do jedynej w swoim rodzaju więzi, której nigdy bym nie zerwał. Wagnerowie mogli obejrzeć program. Nigdy nie zobaczyli i nigdy nie zareagowali na książkę, którą zadedykowałem matce. Byli prowincjonalnymi sztywniakami. Nie byli przywiązani do mediów. Mogli zwyczajnie przejść obojętnie obok mojego nazwiska w gazetach. Leoda mnie nie doceniała. Nienawidziłem jej za to. Miałem ochotę rzucić jej w twarz prawdziwym życiem mojej matki i powiedzieć: Zobacz, jaka była i jak bardzo ją mimo to szanuję. Mogłaby mnie zgasić w kilku ostrych słowach. Mogłaby powiedzieć: Nie rozmawiałeś z nami. Nie prześledziłeś życia swojej matki wstecz aż do Tunnel City w Wisconsin. Sportretowałeś ją w oparciu o niepełne dane.

Nie chciałem jeszcze wracać. Nie chciałem zrywać tej więzi. Nie chciałem nadwątlić fundamentów seksu, który ją wciąż definiował. Umarli należą do żywych, którzy roszczą sobie do nich prawo w najbardziej obsesyjny sposób. Ona była cała moja.

Nakręcili nasz odcinek w cztery dni. Sfilmowali mnie z Billem na posterunku w El Monte. Odegrałem wizytę w magazynie dowodów rzeczowych. Otworzyłem foliową torebkę i wyciągnąłem pończochę.

Nie była to tamta pończocha. Ktoś skręcił jakąś inną i zawiązał ją na supeł. Nie wyjąłem dołożonego sznurka. Aspekt podwójnej pętli celowo pominęliśmy.

Reżyser pochwalił mój występ. Nakręcił tę scenę bardzo szybko.

Ekipa była wspaniała. Wszyscy lubili się pośmiać. Cała produkcja wydawała się jedną wielką imprezą na cześć Jean Ellroy.

Poznałem aktora, który grał Śniadego Mężczyznę. Nazywał mnie Małym Jimmym. Ja go nazywałem Mendą. Był szczupły i wredny z wyglądu. Wyglądał jak człowiek z portretów pamięciowych. Poznałem aktorkę, która zagrała moją matkę. Nazywałem ją Mamą. Ona nazywała mnie Synkiem. Miała rude włosy. Widać było, że jest z Hollywood, a nie z Wisconsin. Żartowałem sobie z niej. Mówiłem: „Nie uganiaj się tylko za facetami, jak mnie nie będzie w ten weekend”. Odpowiadała: „Odwal się, Jimmy. Muszę się rozerwać!”. Mama i Śniady śmiali się. Nieźle się bawiliśmy. Bill przychodził co dzień. Miał ubaw po pachy.

Sceny z Pustynnej Karczmy nakręcili w jakiejś spelunie w Downey. Wystrój był anachroniczny. Poznałem aktorkę grającą Blondynkę. Była wcieleniem zdzirowatej ćmy barowej. Śniady Mężczyzna wyglądał zabójczo. Miał na sobie garnitur z jedwabiu o supełkowej fakturze. Moją matkę ubrano w kopię sukienki, w której ją znaleziono.

Nakręcili całą sytuację, w której uczestniczyła ta trójka. Śniady Mężczyzna wyglądał jak zło wcielone. Moja matka wyglądała zbyt porządnie. Blondynka osiągnęła właściwy poziom zdzirowatości. Pragnąłem obrazu w stylu noir. Nakręcili wierną rekonstrukcję.

Przenieśliśmy się do Harvey’s Broiler. Zobaczyłem dwadzieścia ustawionych w szeregu starych samochodów. Harvey’s Broiler było naszym Drive-In U Stana. Aktorka epizodyczna miała nosić tace, wcielając się w rolę Lavonne Chambers.

Śniady Mężczyzna i moja matka wsiedli do oldsa rocznik 1955. Lavonne przyniosła im menu. Mieli przypięte mikrofony i byli gotowi do ujęcia. Producentka dała mi słuchawki. Podsłuchiwałem ich rozmowy i umizgi. Śniady bardzo przekonująco odegrał zaloty do mojej matki.

Scenę zabójstwa nakręcili w autentycznej lokalizacji. Ekipa zajęła Liceum Arroyo. Sprowadzono wozy z kamerami i sprzętem do nagrywania dźwięku, catering i garderobę na kółkach. Przyplątali się jacyś miejscowi. W pewnym momencie naliczyłem trzydzieści dwoje ludzi.

Ustawiono lampy łukowe. King’s Row stało się halucynogenne. Nadjechał olds rocznik 1955. Odegrano niewinne preludium do morderstwa i samo morderstwo. Oglądałem to preludium, morderstwo i porzucenie zwłok dwadzieścia pięć razy. Nie czułem bólu. Podchodziłem teraz do morderstwa jak zawodowiec. Byłem kimś więcej niż synem ofiary i kimś mniej niż śledczym z wydziału zabójstw.

Nakręcono dwie sceny w moim dawnym domu. Geno Guevara otrzymał zapłatę za udostępnienie planu zdjęciowego. Poznałem aktora, który zagrał mnie jako dziecko. Wyglądał jak ja w wieku dziesięciu lat. Dali mu dokładnie takie ubrania, jakie miałem na sobie 22.06.1958.

Wydział Policji El Monte zamknął Bryant i Maple. Ekipa przystroiła ulicę trzema starymi autami. Zjawił się komendant Clayton. Zgromadzili się gapie. Zmaterializowała się taksówka z lat pięćdziesiątych. Reżyser przećwiczył scenę z małym Ellroyem i policjantem, który przekazał mu wiadomość.

Przygotowali moment przyjazdu. Taksówka zatrzymała się. Chłopiec wysiadł. Policjant powiedział mu, że jego matka nie żyje. Przyglądało się temu jakieś trzydzieści, czterdzieści osób.

Kręcili tę scenę bez końca. Wśród tłumu rozniosła się wieść. To ja byłem tym dzieciakiem w taksówce pół życia temu. Ludzie pokazywali mnie sobie. Ludzie machali.

Nakręcili scenę rodzinną w mojej dawnej kuchni. Kuchnia została przystrojona w stylu lat pięćdziesiątych. Moja matka miała na sobie biały uniform. Ja nadal byłem w tym, w czym przyjechałem taksówką. Matka zawołała mnie do kuchni i kazała zjeść obiad. Klapnąłem ciężko na krzesło i olałem jedzenie. Był to zdrowy telewizyjny zapychacz. Bill stwierdził, że powinni sfilmować, jak gapię się mojej matce w dekolt.

Zrobiliśmy przerwę na lunch. Przyjechał wóz z cateringiem. Obsługa planu przygotowała posiłek na dwadzieścia osób na trawniku przed domem Gena Guevary. Stoły ciągnęły się aż na ulicę. Niektóre miejscowe kmiotki chwytały talerze i uczestniczyły w imprezie.

Usiadłem obok kompletnie nieznajomego. Wzniosłem swe myśli ku rudej. Powiedziałem: To dla ciebie.