ROZDZIAŁ SZESNASTY

 

Uczepiona smoczego grzbietu Kyra spadała jak kamień w powietrzu, wirując bezwładnie. Widziała, że ziemia jest coraz bliżej, wiedziała, że za kilka chwil będzie martwa, lecz mimo tego nie troskała się o siebie. Po głowie kołatało jej się tylko jedno: Berło Prawdy. Było daleko w dole, obracało się dokoła siebie, lecąc z nieba ku ziemi i błyszcząc, gdy odbijały się od niego promienie słoneczne.

Kyra ledwie była w stanie uwierzyć, że smok wyrwał jej berło z rąk. Czuła się tak potężna, niezwyciężona, była pewna, że nikt nigdy jej go nie odbierze. Tymczasem tak po prostu, przez jeden smoczy cios niepewny los Escalonu był zagrożony; jej własny los, tak niepewny, był zagrożony. Jak to możliwe? Jak smoczy cios mógł zmienić przeznaczenie?

Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej zaczynała pojmować, że przeznaczenie jest niepewne. Los jest niepewny. W rzeczy samej, co miało się stać, stanie się; musiała jednak wtrącić się w swe przeznaczenie, jeśli chciała je kształtować. Spadając, Kyra zdała sobie sprawę z czegoś jeszcze: berło poddawało ją próbie. Sprawdzało jej siłę, jej determinację. Czy w istocie była godna nim władać? Oręż zmuszał ją, by stała się potężniejsza, silniejsza niż wcześniej.

Kyra zamknęła oczy i wczuła się w energię berła. Z wolna zrozumiała, że ona i berło naprawdę były jednym. Że nic nie może stanąć pomiędzy nimi. Zaczęła rozumieć, że odległość między nimi to jedynie iluzja. Że na świecie nie istnieje nic takiego jak odrębność.

W chwili nagłego olśnienia Kyra wyrzuciła przed siebie rękę i pozwoliła, by przyszło do niej to, na co – jak wiedziała – zasługuje.

Kyra poczuła, jak przez jej ciało przepływa ogromna fala ciepła, dłoń paliła ją tak, jak gdyby płonęła, a gdy spojrzała w dół, serce jej przyspieszyło, gdyż ujrzała, jak berło raptownie zmienia kierunek. Wzleciało nagle ku górze, prosto ku niej – a chwilę później było już w jej dłoni.

Kyra poczuła, że znowu żyje, poczuła się potężniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Nic nie mogło ich teraz rozdzielić.

Wyprostowała się na grzbiecie Theona i wyrównali lot kilka stóp przed tym, nim mieli uderzyć w ziemię, tak blisko trolli w dole, że ich halabardy niemal ich sięgnęły. Wtedy wznieśli się raz jeszcze. Kyra podniosła wzrok i nie spuszczała oka ze smoków. Wraz z równie zdeterminowanym Theonem lecieli prosto na nie.

Gdy dolecieli do stada, Kyra zamachnęła się berłem. Lecący na przedzie smok – ogromny gad o grubych czerwonych łuskach – rzucił się na nią w dół, a z berła wypadła kula światła i zatrzymała go w miejscu. Stwór pisnął, zamarł w bezruchu, po czym nagle spadł jak kamień prosto w dół, martwy. Runął na ziemię z głośnym hukiem, swym cielskiem miażdżąc setkę trolli.

Ośmielona Kyra zatoczyła berłem ogromne koło nad głową, a Theon wzleciał wyżej, nabierając rozpędu i mierząc w kolejnego smoka. Ten pokryty był sporymi zielonymi łuskami. Kyra zamachnęła się berłem i ugodziła go w gardziel, aż zachwiał się na bok, po czym obracając się dokoła siebie runął w dół. Upadł z ogromnym hukiem, martwy.

Theon wzleciał wyżej, a Kyra poczuła, że berło ponagla ich. Wydała z siebie okrzyk bitewny i pochyliła się w przód, by zmierzyć się z trzema żółtymi smokami nurkującymi na nich. Theon bez cienia strachu otworzył paszczę, rzucił się naprzód i zacisnął zębiska na szyi tego, który leciał pośrodku. Smok piszczał, mocując się z nim.

Pozostałe dwa zbliżyły się, a Kyra wzięła zamach berłem i zdzieliła jednego z nich w łeb z siłą tak wielką, że poleciał w tył, a drugiego w grzbiet, aż obracając się wokół własnej osi i rycząc runął w dół, martwy.

Theon wciąż mocował się ze znacznie większym od niego smokiem, zacisnąwszy szczęki na jego gardle, choć większy przeciwnik drapał go i gryzł. Kyrą rzucało w przód i w tył, gdy Theon walczył. Dziewczyna uniosła berło obiema rękami i opuściła je prosto pomiędzy ślepia znajdującego się naprzeciw niej smoka. Wokoło posypały się białe skry, a smok pisnął, rozluźnił uścisk i runął jak kamień na ziemię. Rozległ się głośny huk, gdy smoczysko uderzyło o ziemię, tworząc ogromny krater i wzniecając wielkie obłoki kurzu.

Kyra i Theon rzucili się w resztę stada i jednego po drugim uśmiercali kolejne smoki. Berło Prawdy sprawiało, że padały jeden po drugim. Wreszcie ze stada pozostały w powietrzu jedynie dwa smoki. Zbliżyły się do nich, a Theon wgryzł się w ogon jednego z nich i zakręcił nim mocno, a następnie rzucił go w bok. Drugi smok jednak zbliżył się niespodziewanie szybko i otworzył paszczę, by posłać na nich płomienie, które miały strawić ich oboje.

Kyra miała niewiele czasu, by zareagować. Uniosła berło i kierując się instynktem cisnęła je przed siebie. Broń przecięła powietrze i wpadła w gardło stwora w chwili, gdy dobyły się z niego płomienie, a wtedy smoka pochłonęła kula ognia.

Smok zaczął spadać, a Kyra uniosła dłoń i przyzwała berło. Powróciło do niej, bez szwanku, ocalone nim szczęki smoka zwarły się. Ogromna bestia, ostatni smok, runął na ziemię piszcząc, trawiony wielką kulą ognia.

Zdyszana Kyra nie posiadała się z radości, gdy zorientowała się, że zwyciężyli. Theon krwawił i był poobijany, wypatrywał kolejnych smoków, lecz lecąc, Kyra zorientowała się, że nie pozostał już ani jeden. Spojrzała w dół i zobaczyła smocze trupy, i z niedowierzaniem zdała sobie sprawę z tego, że zabiła wszystkie smoki w Escalonie. Niebo na Escalonem wreszcie było wolne.

Kyra odwróciła się, by polecieć na południe, niecierpliwiąc się, by odnaleźć swego ojca – gdy nagle niebiosa zatrzęsły się od przeraźliwego pisku. Wytężyła wzrok, patrząc w stronę horyzontu, zastanawiając się, skąd dobiegł ten dźwięk i co też mogło być jego źródłem.

To oni, rzekł jakiś głos w jej duszy.

Kyra opuściła wzrok i zdała sobie sprawę, że to Theon przemawia do niej.

- Kto? – zapytała.

Gdy wszystkie smoki zginą, powstaną Wielcy. Cztery wielkie smoki z czterech stron świata. Przebudziły się.

Przeraźliwy pisk rozległ się ponownie, a Kyrę przepełniła nagła rozpacz. Wiedziała – choć były jeszcze daleko – że się zbliżają i że bitwa, którą właśnie stoczyła, będzie niczym w porównaniu z tą, która jeszcze ją czekała.