ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI

 

Alva stał przed szczeliną, trzymając w wyciągniętej przed sobą dłoni laskę, i czuł, jak jego moc słabnie. Ręce trzęsły mu się od wielogodzinnego wysiłku, a kolejne tysiące trolli wciąż nadchodziły, niczym niekończąca się rzeka potworów. Alva wiedział, że liczy się każda chwila, i to teraz bardziej niż kiedykolwiek, a jednak jego moc była na wyczerpaniu. Nie będzie w stanie długo ich odpierać. Los Escalonu nie spoczywał już w jego rękach, lecz w Niedokończonym Mieczu. Jeśli Kyle, Kolva i Alec zdołają przywrócić go na miejsce na czas, zyskają szansę. Jeśli nie, wszystko przepadnie.

Alva starał się ze wszystkich sił, lecz mimo jego wysiłków nie potrafił już utrzymać rąk w górze. Opadały same, jego laska traciła blask, a gdy ręce opadły mu całkiem, mężczyzna patrzył z przerażeniem, jak szczelina zaczyna się zamykać.

Z gardeł tysięcy ożywionych trolli wyrwał się głośny ryk. Przeskoczyły nad zamykającą się szczeliną i biegły wprost na niego. Jednocześnie trolle otoczyły Kyle’a i Kolvę na gruzowisku, napierając na nich ze wszystkich stron. Wiedział, że przegrali już tę bitwę.

Rozległ się kolejny krzyk, a gdy Alva obrócił się, spostrzegł z przerażeniem samego Wezuwiusza. Zaskoczył go, natarł od tyłu, przewodząc kolejnym tysiącom trolli. Wezuwiusz musiał zatoczyć koło i czekać na najlepszą sposobność, by przypuścić atak. W tej chwili Alva wiedział, że jego życie po stuleciach na tej planecie dobiega kresu. Nie był już w stanie sam powstrzymać ataku całego narodu trolli.

Alva walczył laską, gdy nadbiegła pierwsza fala trolli, podszedł i uderzał. Z głośnym trzaskiem odepchnął tuzin stworów jednym ciosem. Obrócił się i zamachnął ponownie, i kolejne trolle padły.

Nadchodziły jednak kolejne tysiące, powarkujące, o czerwonych oczach, w których płonęła żądza krwi. Nawet Kyle i Kolva nie potrafili ich już powstrzymać – odpierali śmiertelne ciosy swymi laskami, lecz w pewnym momencie potknęli się i upadli, pokonani. W tej samej chwili Wezuwiusz wypadł przed szeregi. Biegł prędko, a wzrok utkwił w Alvie. Alva patrzył, jak Wezuwiusz unosi swą potężną halabardę i opuszcza ją na jego głowę.

Alva uniósł laskę, ustawił ją bokiem i zatrzymał cios – wtem jednak usłyszał przyprawiający o dreszcze odgłos pękającej w pół laski. Alva spojrzał na jej części z niedowierzaniem. To, co nie mogło zostać złamane, zostało złamane. Mogło to oznaczać tylko jedno: także serce i dusza Escalonu zostały złamane. Nie było już nadziei dla żadnego z nich.

Wezuwiusz wyszczerzył zęby w uśmiechu i ponownie uniósł halabardę. Tym razem Alva wiedział, że kolejny cios go zabije.

Nie próbował się bronić. Żył wystarczająco długo, by nie sprzeciwiać się swemu losowi. Stanął dumnie, witając kres swego życia nie z lękiem, lecz z determinacją. Jeśli tego chciał od niego wszechświat, niech tak będzie.

Wezuwiusz dał krok w jego stronę, gdy nagle Alva zachwiał się, gdyż ziemia pod jego stopami zaczęła się trząść. Wstrząsy przybierały na sile i Wezuwiusz i trolle także zaczęli się chwiać. Było to potężne trzęsienie ziemi, przybierające na sile. Zdawało się, że to drży samo jądro ziemi.

Alva upadł, a wraz z nim tysiące trolli. Próbując odzyskać równowagę, zastanawiał się, co się dzieje. Wtem zrozumiał. Niedokończony Miecz. Powrócił na swe miejsce. Kyle’owi, Kolvie i Alecowi się udało.

Ziemia trzęsła się i trzęsła, jak gdyby cały Escalon odradzał się na nowo, a potem nagle rozległo się głośne syczenie. Alva spojrzał ku północy i zaczął dostrzegać na horyzoncie łunę, z każdą sekundą coraz jaśniejszą.

Płomienie wznosiły się na nowo.

Alva usłyszał jakiś hałas i obejrzawszy się ujrzał, że gruzy wieży zapadają się. Wszystko, co po niej pozostało, znikało w ziemi. Kyle i Kolva odskoczyli na bok w samą porę i gruzy nie wciągnęły ich ze sobą.

Kyle i Kolva podbiegli do Alvy, który podniósł się i zaczynał czuć, że jego energia powraca. Wszyscy trzej unieśli swe laski i jak jeden mąż stanęli naprzeciw Wezuwiusza.

Wezuwiusz podniósł się z trudem i wpatrywał w nich szeroko otwartymi oczyma. Alva po raz pierwszy ujrzał na jego twarzy prawdziwy strach. Wyraźnie nie spodziewał się tego. Z oddali dobiegały krzyki jego narodu, który płonął żywcem, pędząc na południe, trawiony przez nową Ścianę Ognia. Za nimi rozlegały się wrzaski milionów trolli, uwięzionych za Płomieniami, uwięzionych w Mardzie na zawsze. Ich sny o najeździe na Escalon zostały zmiażdżone na dobre.

W tej chwili Wezuwiusz zorientował się, że został tu uwięziony, po tej stronie Płomieni, odcięty od swego narodu, swej armii. Że wszystkie jego nadzieje i sny zostały zmiażdżone. Że z jego armii pozostało jedynie tych kilka tysięcy trolli, uwięzionych w Escalonie. Byli zniechęceni, wiedzieli, że ponieśli porażkę, że nigdy nie powrócą do Mardy.

Alva wyciągnął ręce, a wtedy jego laska uniosła się z ziemi i ponownie złączyła w jedno, dwie części zbiegły się, gdy czarnoksiężnik odzyskał siłę. On także czuł, że odrodził się. Stojący obok niego Kyle i Kolva unieśli swe laski i we trzech, pełni nowej energii, stanęli twarzą w twarz z Wezuwiuszem.

Wezuwiusz uniósł swą halabardę, po raz pierwszy niepewny. Patrzył na nich, zaszokowany, gdy we trzech zaszarżowali na niego. Pierwszy zamachnął się Alva i wytrącił mu halabardę z rąk, a wtedy Kolva zamachnął się laską i zdzielił go w pierś. Kyle podszedł i kopniakiem posłał go na ziemię.

Gdy leżał bezbronny, z mgły wyłonił się Magon i uniósł dłoń w kierunku Alvy.

Alva skinął głową do Kyle’a i Kolvy, a oni odwrócili się i pobiegli w tłum, za trollami, które próbowały uciec w stronę Płomieni.

Magon dał krok naprzód i uniósł dłoń, posyłając Alvie gniewne spojrzenie, jak gdyby zamierzał go zabić.

Jednak Alva, który czuł się potężniejszy niż kiedykolwiek wcześniej, jedynie podszedł do niego, ujął dłoń Magona w swoją, zacisnął pięść i zmiażdżył ją. Magon wrzasnął, lecz nie na wiele się to zdało. Alva kopnął go, aż poleciał trzydzieści stóp w tył i wpadł w zamykającą się szczelinę, a z piekła dobył się jego przeraźliwy krzyk. Był martwy.

Alva zbliżył się i stanął przed Wezuwiuszem. To była jego bitwa. Tylko i wyłącznie jego.

 

*

 

Wezuwiusz po raz pierwszy w życiu poczuł, że ogarnia go panika. Patrząc na wznoszące się ponownie Płomienie, wiedział, że to już koniec. Wszystko, o co walczył, dla czego żył, runęło. Płomienie wzniosły się w jakiś niewyjaśniony sposób. Tego nie przewidział. A tej bitwy nie mógł wygrać.

Widząc pędzącego w jego stronę Alvę, Wezuwiusz podniósł się na kolana i ręce, obrócił i po raz pierwszy w życiu zaczął uciekać.

Alva ruszył za nim. Biegnąc, Wezuwiusz spostrzegł Kyle’a i Kolvę, którzy wpadli w gęstwę trolli i machali zażarcie bronią, odpierając to, co pozostało z jego poddanych na północ, ku Płomieniom. Jego trolle, zniechęcone, uciekały, niczym głupcy próbując powrócić do Mardy. Wrzeszczały i przewracały się, gdy Kyle i Kolva doganiali je, kładąc jednego po drugim.

Także Wezuwiusz ruszył bezmyślnie w stronę Mardy. Wiedział, że nie ucieknie tamtędy, jednak musiał to ujrzeć na własne oczy, musiał ujrzeć Płomienie z bliska. Przedarł się przez kępę drzew – Alva deptał mu po piętach – i zatrzymał się wreszcie zaszokowany. Przed nim huczały wielkie Płomienie, aż biła od nich łuna i wokoło sypały się skry. Już tutaj czuł żar.

Stał, wpatrując się w nie z przerażeniem. To prawda. Płomienie wzniosły się ponownie. Jego naród został odcięty w Escalonie – tym razem, jak przeczuwał, na dobre.

Wezuwiusz patrzył, jak Kyle i Kolva zaciekle uderzają laskami, bijąc trolle z każdej strony, zabijając tuziny naraz, posyłając je w Płomienie. Nikt nie zdołał przeciwstawić się ich mocy, a jego trolle były zbyt przerażone, by uczynić cokolwiek innego, niż tylko uciekać z powrotem w stronę ojczyzny.

Kilka trolli zatrzymało się wreszcie przed Płomieniami, obróciło i stanęło do walki. Toczyli jednak ten bój bez przekonania. Kyle i Kolva walczyli jak szaleńcy, w mgnieniu oka wprawnie niszcząc to, co pozostało z jego narodu. Widział, jak powalają dwadzieścia trolli nim choćby jeden z nich zdążył unieść halabardę.

Wreszcie także Wezuwiusz się zatrzymał. Odwrócił się plecami do Płomieni i, przyparty do muru, stanął naprzeciw Alvy.

Alva podszedł do niego spokojnie z wyciągniętą przed siebie laską, jak gdyby próbował osaczyć rannego jelenia. Wezuwiusz stał przed nim. Był gotów. Był gotów zadośćuczynić za zbrodnie popełniane przez całe swe życie, wszystkie gwałty, grabieże i mordy, za ból i udrękę, które zadał innym. Wiedział, że ten dzień nadejdzie. Nie spodziewał się jedynie, że tak szybko.

Wezuwiusz czuł głęboki żal i wstyd. Zawiódł całą Mardę, podobnie jak jego przodkowie. Escalon nigdy nie będzie należał do trolli. Pozostaną na zawsze w Mardzie.

Wezuwiusz poczuł jednak ostatni przypływ gniewu, sprzeciwu. Jeśli miał zginąć, to na swoich warunkach. Nie da Alvie tej satysfakcji.

Gdy Alva zbliżył się do niego, Wezuwiusz obrócił się i rzucił w Ścianę Ognia z ostatnim okrzykiem bitewnym na ustach. Wrzeszczał, czując, jak trawią go płomienie, pożerają go żywcem. Czuł, że na ziemię schodzą demony i zabierają jego duszę, gotując się, by zaciągnąć ją w najmroczniejsze otchłanie piekła i rozedrzeć na strzępy.

Wiedział, że jego udręka dopiero się zaczęła.