Na ścianach gabinetu adwokat Susan Peires wisiały oprawione w ramki jej zdjęcia. Francois du Toit zauważył je od razu. Jedno z nich wykonano na zakończenie studiów kilkadziesiąt lat temu. Uznał, że prawniczka należy do kobiet, które ładnie się starzeją. Lata złagodziły rysy twarzy i teraz, w wieku średnim, była atrakcyjna: silna i dostojna.
Kiedy opowiadał jej swoją historię, odniósł niejasne wrażenie, że jest w niej coś, co daje mu spokój ducha. Wyglądała niczym instrument sprawiedliwości. Być może to przez jej opanowanie czy też wewnętrzną siłę, która z niej emanowała. A może przez to, że się nie farbowała i ciemne włosy poprzetykane siwizną nadawały jej wyrazu wyrafinowania i mądrości. A może to rysy jej twarzy, kształt nosa, usta nie za cienkie i nie za pełne, wszystko to w idealnej, neutralnej równowadze, dzięki której jej oblicze nie zdradzało, czy kobieta kogoś ocenia, czy pochwala.
Mówił z coraz większą łatwością. Dał się porwać tej historii, przytaczał ją z rosnącym entuzjazmem, jakby to jakimś cudem naprawdę miało nieco usprawiedliwić popełnione przez niego grzechy. Poczuł się na tyle swobodnie, by wstać – stanął najpierw za krzesłem, kładąc ręce na jego skórzanym oparciu, a potem zaczął spacerować po całym biurze.
Opowiedział jej o kobiecie, której oupa Jean zrobił dziecko. Jego babcia, ouma Hettie, z rodu Malherbe, pochodziła z Calitzdorp. Jej rodzice byli skromnymi ludźmi.
– Jej ojciec prowadził niewielki sklep; było mu ciężko. Musiał odejmować sobie od ust, by móc ją posłać na studia. Opowiadała o tym, jakim ciosem była tamta ciąża dla jej rodziców, jakim ogromnym skandalem. Widzieli w córce przepustkę do zdobycia poważania, symbol wychodzenia z zacofania i biedy. To musiało być trudne w tamtych czasach. Był rok pięćdziesiąty pierwszy. Zawsze jednak powtarzała, że tym jednym „klein zegen”, czyli małym błogosławieństwem, było to, że zaszła w ciążę we wrześniu podczas ostatniego roku studiów. Mogła więc ukończyć studia i zrobić dyplom z pedagogiki. A to, że zaszła w ciążę z plantatorem, który był też skrzydłowym w drużynie Western Province, pomogło w tej sytuacji.
Ouma była niezwykłą kobietą. Myślę, że to jej poczucie humoru ją ocaliło – a także winnicę i mojego ojca. Pomogło jej też realistyczne podejście do życia.
Oupa Jean… Ouma zawsze powtarzała, że podziałał na nią jak magnes. Ten uśmiech, to spojrzenie, które mówiło, że świat stoi przed nim otworem. Zawsze powtarzała, że zachowywała się stosownie, była konserwatywna, przed oupą Jeanem ledwo pocałowała mężczyznę, ale tamtego wieczoru, kiedy poprosił ją do tańca, a był rewelacyjnym tancerzem, sprawił, że pięknie prezentowała się na parkiecie, czuła jego zapach i jego twarz wtuloną w jej policzek i kiedy powiedział, że jest najpiękniejszą dziewczyną w całym Stellenbosch, całe to jej staranne wychowanie diabli wzięli.
Była niezwykle piękna. Oupa Jean popełniał wiele błędów, ale w kwestii kobiet gust miał bezbłędny.
Mój ojciec został poczęty właśnie tamtego wieczora na terenie winnicy. Była to chyba ostatnia dobra rzecz, jaką zrobił oupa Jean, oczywiście poza ożenieniem się z oumą, ale w tamtych czasach nie miał tak naprawdę wyboru w takiej sytuacji.