– Teraz chyba potrzebuję już prawnika – powiedział przestraszony programista Vaughn Stroebel. A po chwili dodał: – Nawet nie wiem, skąd go wziąć.
– Jestem głęboko rozczarowany – oznajmił detektyw.
– Nigdy wcześniej nie potrzebowałem prawnika – tłumaczył się programista.
– To nie o to chodzi. Rozczarowało mnie to, że masz na imię Vaughn, a jesteś jednym z tych złych.
– Tak? – bąknął kompletnie zaskoczony komputerowiec.
– Ja też mam na imię Vaughn. A teraz ty okryłeś to imię hańbą.
– Aha. Ja… Ty… To dlatego… Cholera.
– Skąd wziąłeś dagga?
– Ja nie chcę… To bez znaczenia.
– Wiesz, co gangsterzy robią takim outjie jak ty w tjoekie, Vaughn Stroebel?
– Nie…?
– Niewyobrażalne rzeczy.
– Przecież współpracuję teraz z wami.
– No to gadaj całą prawdę, bracie. Kto ci dostarczył towar?
– To nie ma znaczenia. On nic nie wie na temat mojego układu z Ernstem. Dosłownie nic. Myślał tylko, że sporo paliłem.
– A sporo palisz?
– Nie!
– Ile palisz, Vaughn Stroebel?
– Mam problemy z plecami. Zioło pomaga mi uśmierzyć ból.
– Palisz w celach leczniczych – zauważył Vaughn-detektyw, jakby go całkowicie rozumiał. – Zgadza się? Jak bardzo bolą cię plecy?
Nastąpiła krótka chwila ciszy, po której detektyw się roześmiał.
Do Stroebela dotarło, że ten glina robi sobie z niego jaja.
A on był żałosnym cieniasem. Usiłował wziąć się w garść.
– Palę mało.
– To znaczy?
– Co jakieś trzy lub cztery dni.
– Coś tu ściemniasz – stwierdził policjant. – Myślę, że Ernst Richter siedział tu z wami i stwierdził, ja, ten outjie jest palaczem. To przez te twoje zaczerwienione oczy i pociąganie nosem, i te przekąski, które wsuwasz cały dzień. Na moje oko kopcisz całkiem sporo, Vaughnie-Niegodny-Tego-Imienia Stroebel. I pewnie, żeby zaspokoić swój nałóg, handlujesz ziołem na prawo i lewo.
Detektyw wyciągnął kajdanki z kieszeni swojej kurtki.
– Założę ci obrączki i przekonamy się, czy kilka nocy w celi zrobi z ciebie uczciwego Vaughna.
– Przysięgam – powiedział programista głośniej, niż zamierzał. Wszyscy koledzy spojrzeli na niego. – Przysięgam – powtórzył, tym razem już nieco ciszej. – Słowo honoru, załatwiałem to tylko dla Ernsta. Poczuł u mnie trawkę. Wyszedłem, żeby zajarać, i kiedy wróciłem, siedział przy moim biurku. Powąchał mnie i spytał, a właściwie stwierdził…
– Palisz codziennie.
– Tak.
– Jeden zol albo dwa.
– Tak.
– I to nie ma nic wspólnego z twoimi plecami.
– Nie.
– Gdzie byłeś wieczorem w środę dwudziestego szóstego listopada?
– Ja… Nie wiem. Pewnie w… moim mieszkaniu.
– Co robiłeś?
– DOTA 2.
– Co?
– DOTA 2.
– A co to takiego?
– To jest gra.
– Komputerowa?
– To gra typu MOBA, czyli taka, w której wielu graczy może zmierzyć się w czasie rzeczywistym na arenie wirtualnej. Defense of the Ancients: DOTA. Sequel Warcraft III mod.
– Pierdolenie o Szopenie.
– Nie, przysięgam. Gram w to co wieczór… O ile nie pracuję.
– Albo kiedy nie palisz.
– Tak. Nie… Ja…
– A może palisz też, kiedy grasz w DOTA?
– Ja…
– Możesz udowodnić, że tego wieczoru grałeś w DOTA?
– Tak! Mam logi z gry.
– Co się wydarzyło, Vaughn Stroebel? Ernst nie chciał zapłacić za swoją dagga? I dlatego go udusiłeś?
– Nie! Przysięgam.
– A może byłeś na takim haju, że nie wiedziałeś, co robisz?
Bronił się przed bezradnością, strachem i łzami.
– Błagam – wyjęczał, kręcąc gwałtownie głową.
– O co błagasz? Zrobiłeś to?
Poczuł, że zaczynają mu lecieć łzy. Wiedział, że nie będzie w stanie ich powstrzymać.
Wtedy usłyszał inny głos, tuż za detektywem, który też miał na imię Vaughn.
– Chcę z panem porozmawiać. – To był kolega Stroebela, krzepki Rick Grobler. Najstarszy spośród programistów, jednocześnie najspokojniejszy i najbardziej skryty – facet ani nie utrzymywał z nimi kontaktów towarzyskich, ani nie wdawał się w żadne sprzeczki.
– Zaraz dojdziemy i do ciebie – obiecał detektyw.
– Chcę wiedzieć, czy będę potrzebował prawnika – oznajmił Rick Grobler.
– Dlaczego?
– Bo groziłem Ernstowi w mejlu.
– Czego dotyczył ten mejl?
– Pieniędzy.
– Jakich pieniędzy?
– Tych, które pożyczył ode mnie.
– O jakiej sumie mówimy?
– Chyba nie powinniśmy rozmawiać tutaj.
Vaughn Stroebel zauważył, że detektyw skierował teraz uwagę na Ricka Groblera. Przełknął łzy i poczuł ogromną ochotę, by rzucić się na Groblera i go uściskać.
Porucznik Vusumuzi Ndabeni stał obok nagiego ciała Ernsta Richtera leżącego teraz na stole sekcyjnym ze stali nierdzewnej.
W prawej dłoni trzymał zamkniętą torebkę foliową zawierającą ubrania ofiary, które włożył tam profesor Phil Pagel, starszy patolog krajowy. Vusi nie spojrzał na ciało. Nie podobało mu się to wszystko. Skupiał spojrzenie na eleganckim jak zawsze i uprzejmym Pagelu, który przyciągnął wiszącą nad stołem, jasno świecącą lampę bliżej zwłok.
– Zaginął dwudziestego szóstego listopada, Vusi? – spytał Pagel, pochylając się nad ciałem Richtera, by przyjrzeć się bliżej jego szyi.
– Tak, profesorze.
Pagel w milczeniu dokonywał obliczeń.
– Czyli dwadzieścia dwa dni temu.
– Tak.
– Ciało przykrywała spora ilość piasku. Możesz opisać miejsce przestępstwa, Vusi?
Ndabeni wyjaśnił, że nie był osobiście w miejscu znalezienia ofiary, ale według informacji przekazanych im dziś rano, oraz dokumentów, które przedstawił im Vaughn Cupido, wyglądało na to, że zawinięte w folię ciało pogrzebano w piasku. A potem wielka burza odsłoniła je wczoraj rano.
– Rozumiem – odparł Pagel i sięgnął po kilka narzędzi. Otworzył nimi usta denata i poświecił latarką w mroczną dziurę.
– Chcesz usłyszeć coś ciekawego, Vusi?
– Tak, profesorze.
– W dwa tysiące ósmym roku holenderska policja znalazła w zachodniej części Holandii ciało – zaczął swą opowieść Pagel, nie odrywając wzroku od swego zadania – które było pogrzebane pod niemal półtorametrową warstwą morskiego piasku. Kiedy patolodzy zbadali denata, odkryli ślady jedynie niewielkiego rozkładu ciała i określili PMI, czyli przybliżoną datę śmierci, na około dwa tygodnie. Jednak kiedy dokonano identyfikacji zwłok, powiedziano im, że mężczyzna zaginął przed trzema miesiącami.
Pagel spojrzał teraz na Ndabeniego.
– Myślę, że możemy mieć tu do czynienia z podobnym przypadkiem, drogi Watsonie.
Vusi jedynie szeroko się uśmiechnął i skinął głową potakująco.
– Zmarły pan Richter zaginął ponad trzy tygodnie temu, ale pobieżne badanie stopnia rozkładu ciała wskazuje na to, że od zgonu upłynął znacznie krótszy czas, nie uważa pan?
– Owszem.
– Mamy tu niezłą zagadkę, Vusi. Ale bez obaw, jestem uzbrojony w wyniki badań holenderskich naukowców. Mam to wyjaśnić?