O 16:23 dowódca posterunku w Stellenbosch zadzwonił do Frankiego Fillandera z Sokołów, aby mu powiedzieć, że intensywnie pracują nad sprawą należącego do Ernsta Richtera laptopa, który podobno gdzieś się „zawieruszył”.
Kapitan Fillander musiał stłumić swoje oburzenie, ponieważ dowódca posterunku był pułkownikiem. Powiedział więc jedynie:
– To dowód o kluczowym znaczeniu, pułkowniku. Będziemy ogromnie wdzięczni, jeśli go odnajdziecie.
Następnie Fillander poszedł do gabinetu major Mbali Kaleni, aby się dowiedzieć, czy może poprosić głównego szefa Sokołów, brygadiera Musada Maniego, by ten nieco przycisnął ludzi ze Stellenbosch.
Tak to właśnie funkcjonowało. Hierarchia.
Chociaż i tak był już przekonany, że laptop skradziono.
O 16:34 użalał się nad swoim losem Świstakowi Davidsowi.
– Możemy namierzyć tego MacBooka, Cappie. Apple udostępnia funkcję nazywaną „Znajdź mojego Maca”. Jeśli laptop jest w sieci Wi-Fi, możemy go zlokalizować. To znaczy, że musimy zdobyć hasło Richtera do jego Apple ID.
– Jak mamy to zrobić?
– Trzeba przeprowadzić śledztwo, Cappie. Tym właśnie zajmują się detektywi.
– Podejrzewam, że wolałbyś już tu nie być, kiedy zacznę go rozcinać, Vusi – powiedział Phil Pagel, przeglądając narzędzia w poszukiwaniu właściwego.
– Nie, profesorze – odpowiedział Ndabeni z ulgą. – Chcę przekazać ubrania technikom.
Patolog się uśmiechnął.
– Jasne. Ale być może mam coś jeszcze, co możecie im przekazać.
– Tak?
– Widzisz, Vusi, mamy tu najprawdopodobniej przypadek śmierci przed uduszenie. Spójrz na wybroczyny na skórze i na spojówkach, te maleńkie plamki, które tu widać. – Wskazał na skórę na twarzy Richtera. – I oczywiście głębokie otarcia naskórka na szyi pochodzące od sznura. Tego typu otarcia widzimy tylko wtedy, gdy sznura nie usunięto od razu po zabiciu ofiary. Jeśli dusiciel usunąłby sznur zaraz po popełnieniu tego strasznego czynu, nie pojawiłoby się zbyt wielkie zasinienie. Przyjrzyj się temu bliżej.
Vusi nie miał ochoty patrzeć na to z bliska, ale darzył zbyt wielkim szacunkiem legendarnego patologa. Podszedł więc bliżej z wielką niechęcią. Pagel wsunął prawą dłoń pod prawe ramię ofiary i przechylił ciało. Czubkiem skalpela wskazał punkt i spytał:
– Widzisz to?
Ndabeni wstrzymał oddech. Pochylił się i zauważył koniuszek kawałka czerwonego sznura wystającego z karku, jakby wyrastał ze skóry.
Vusi wyprostował się szybko i wypuścił powietrze z płuc.
– Rozumiem.
– Myślę, że właśnie tym go uduszono. Jakaś cienka lina. Może nawet sznur. Myślę, że głęboko wcięła się w skórę, a teraz zasłania to lub przynajmniej część tego śladu pośmiertna opuchlizna. Ale jego kawałki nadal tu są.
Vusi zauważył, że był to ten sam sznur do belowania, o którym tak entuzjastycznie opowiadali mu technicy. Nie chciał zepsuć profesorowi przyjemności z odkrycia tego, więc odparł tylko:
– To świetnie, profesorze.
– Może wyjdziesz sobie na zewnątrz, kiedy będę wyciągać to z niego?
– Chętnie.
Od: Rick Grobler rickgrobler@alibi.co.za
Temat: moje pieniądze
Data: 26 listopada 2014 o 09:33
Do: Ernst Richter ernst@alibi.co.za
Ernst, ty doos. Ty pieprzony pseudohakerze, ty i te twoje żałosne koszulki. W życiu nie będziesz prawdziwym komputerowcem. Jesteś tylko przecenianym grafikiem, który nawet nie potrafi prowadzić biznesu. Jesteś fokken żałosny. Możesz mnie unikać w biurze, ale wiem, gdzie mieszkasz, doos. Nie będę marnować kasy na ciąganie cię po sądach, żeby odzyskać swoje pieniądze. Masz dokładnie tydzień na przelanie pieniędzy na moje konto. Oczekuję całej sumy. Jeśli nie jesteś w stanie tego zrobić, chwycę cię za gardło i wyduszę z ciebie tę kasę. Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno.
W tym momencie Benny Griessel podniósł wzrok i jęknął:
– Jissis.
Grobler zorientował się, że atmosfera uległa zmianie.
– Co? – spytał. – Przecież wam mówiłem.
– Wiesz, gdzie znaleźć prawnika? – spytał Cupido.
– Tak.
– No to lepiej go poszukaj, i to od razu, bo będziesz go potrzebować.
– Jest coś jeszcze – powiedział Griessel i czytał dalej: „Zatłukę cię na śmierć i wtedy zobaczymy, czy dziewczyny nadal będą tak szaleć za twoją pieprzoną gębą. Masz tydzień, doos”.
– Nie sądzisz, że trochę tu nadużywasz słowa doos? – spytał Willem Liebenberg.
– I jak ty budujesz zdania… – zaczął Griessel. – Ża-łoś-nie.
– Byłem nieźle wkurzony, kiedy to pisałem.
– A kiedy go dusiłeś, też byłeś „nieźle wkurzony”?
Cupido wykonał palcami gest przypominający cudzysłów.
– W życiu go nie dotknąłem.
– Czym go udusiłeś? – spytał Cupido.
– Ja go nie udu… Został uduszony?
– Żebyś wiedział.
– Chryste. – Rick Grobler wyprostował się na krześle, a potem pochylił się do przodu, jak człowiek, na którego barkach spoczywał wielki ciężar.
– Będziesz potrzebował pomocy, Rick, bo wpakowałeś się w niezłe gówno.
– Gdzie byłeś po południu i wieczorem dwudziestego szóstego listopada? – spytał Griessel. Spojrzał na Groblera ze świeżą uwagą. Pokryte niebieskimi żyłami ramiona wydały mu się teraz potężniejsze, z taką muskulaturą mężczyzna z pewnością mógłby obezwładnić Richtera.
– Mam prawo porozmawiać z prawnikiem – oznajmił Grobler, wstając.
– Siadaj – polecił Griessel.
– Mam prawo wykonać telefon.
– Siadaj – rozkazał Cupido z nutą groźby w głosie.
Grobler usiadł niechętnie.
– Mam pewne prawa – powiedział ze znacznie mniejszą już pewnością.
– Posłuchaj no, Ricky-Triki – ostrzegł go Cupido. – Skąd wytrzasnąłeś te wszystkie zasady?
– Tak stanowi prawo.
– Ale jakie prawo?
– Nie wiem. Dlatego właśnie muszę załatwić sobie prawnika.
– Pozwól, że cię oświecę. – Vaughn Cupido wstał z krzesła i pochylił się nad biurkiem. – Nasza konstytucja zawiera Kartę Praw. A dokładniej rozdział drugi. Artykuł trzydziesty piąty. Mówi o tym, że masz prawo do zachowania milczenia. A my musimy cię przestrzec, że jeśli potraktujesz nas milczeniem, mogą wyniknąć z tego pewne konsekwencje. Takie jak: aresztujemy twój gat i wsadzimy cię do paki, gdzie możesz bujać się przez dwie doby z gwałcicielami, gangsterami, zabójcami i sodomitami. Czterdzieści osiem godzin, Ricky-Triki. To sporo czasu. Ale ty w telewizji usłyszałeś, że masz prawo do przedstawiciela prawnego i do wykonania telefonu. Tylko że to była telewizja amerykańska. Pozwól, że wyjaśnię, jak to działa tutaj. Artykuł trzydziesty piąty głosi, że masz prawo do konsultacji z przedstawicielem prawnym. Ale tu mamy pewien kruczek. W artykule trzydziestym piątym gówno znajdziesz na temat tego, kiedy możesz to zrobić. Nie ma tam o tym ani słowa. Poza tym, że musimy niezwłocznie poinformować cię o tym, że masz prawo poradzić się prawnika. Więc nie rzucaj nam tu przepisami. Znamy je na wylot. A według tych przepisów morderstwo z premedytacją to czyn tak zwanej kategorii szóstej i według tego jedyną luką zero-day czy inną dziurą dnia zerowego, jaką w życiu zobaczysz, będzie twoja własna. Dociera to teraz do ciebie, mooi?
– Ja nic nie zrobiłem – tłumaczył się kombinator Ricky Grobler, krzyżując ramiona na klatce piersiowej, jakby chciał odciąć się od nich i od tego wszystkiego.
– Gdzie byłeś tamtego wieczoru? – ponowił pytanie Griessel.
– W domu. Byłem sam i nie mam alibi – wyjaśnił, usiłując odzyskać spokój.
– Jesteś lekker hardegat, kombinatorze. O której pojechałeś do domu?
– Około osiemnastej.
– Pojechałeś prosto do domu?
– Po pracy pojechałem na siłownię, a potem do domu. Była osiemnasta lub coś koło tego.
– Gdzie mieszkasz?
– Tutaj, w Paradyskloof.
– Podaj dokładny adres.
– Pison Street trzydzieści.
– Pi- co? Co ty tam, kurwa, popiskujesz?
– Pison.
– Przeliteruj to.
Grobler przeliterował nazwę ulicy.
– W porządku. A gdzie była twoja żona?
– Nie mam żony.
– Byłeś stoksielalleen w takim razie, samiuteńki?
– Tak.
– A o której potem wyszedłeś z domu i napadłeś Richtera?
– Ja nie… – W głosie Groblera było słychać, że stawał się coraz bardziej uparty i mniej skory do współpracy. – Mówię wam, że więcej go już potem nie widziałem. Widziałem go tamtego dnia w pracy, w jego gabinecie. I to był ostatni raz. Poszedłem na siłownię, a potem do domu, ugotowałem sobie kolację i ją zjadłem. Potem przez jakąś godzinę oglądałem telewizję, a potem pracowałem na laptopie.
– Szukałeś luk zero-day.
– Zgadza się.
– I na całym pieprzonym świecie nie ma żywej duszy, która może to potwierdzić.
– Nie.
– Wiesz, że znajdziemy dowody na to, że jesteś zabójcą, kombinatorze.
– To niemożliwe. Nie byłem w pobliżu tego miejsca.
– Mamy hoeka zestaw odcisków palców z jego samochodu, których jeszcze nie zidentyfikowaliśmy.
– Możecie pobrać moje odciski palców. Nawet teraz.
– A próbkę DNA?
Wykonał gest mówiący „róbcie, co chcecie”.
– Oraz zapisy rozmów telefonicznych.
Wzruszył tylko ramionami. Nie obchodziło go to, nie był już tym zainteresowany.
– W takim razie oto, co zrobimy – oznajmił Cupido i wyciągnął telefon komórkowy z kieszeni.