Francois du Toit zapuścił się głęboko w opowieść o swoim dzieciństwie.
Był o trzynaście miesięcy młodszy od swojego brata Paula. Pamiętał dom w Onder-Papegaaiberg, ponieważ właśnie tam spędził niemal siedem pierwszych lat życia z ojcem Guillaume’em, matką Heleną i bratem Paulem. Były to szczęśliwe i beztroskie chwile, wolne od grzechów ojca, nieświadome rodzinnych tajemnic.
Swoją ciemniejszą karnację odziedziczył po rodzinie oumy Hettie wywodzącej się z rodu Malherbe. Paul miał włosy w kolorze jasny blond. Na zdjęciach z tamtych czasów obaj chłopcy mają długie włosy, co stanowiło żywy dowód niekonwencjonalnych poglądów i sposobu życia ich matki.
Francois nie rozróżniał wspomnień o Klein Zegen z czasów, zanim tam zamieszkali i kiedy już się tam przenieśli. Wiedział, że jeździli tam czasem, kiedy oupa Jean gdzieś wyjeżdżał. Pamiętał wyraźnie oumę Hettie siedzącą na werandzie uroczego domu, gdzie obierała buraki, co zabarwiało jej dłonie na czerwono. Mówiła łagodnym głosem.
Nastały lata politycznych przemian, które do niego jako dziecka ledwo docierały – do tych wydarzeń należała radość jego matki, kiedy w 1990 roku F.W. de Klerk wygłosił w parlamencie przełomowe przemówienie. W tym samym czasie jego ojciec martwił się napięciami w pracy, kłótnią, do której doszło między nim a Dietrichem Venske, a której powodem był podobno nowy porządek polityczny w kraju.
Wspomnienia pierwszych siedmiu lat jego życia mieszają się ze sobą, z wyjątkiem dnia, w którym zmarł oupa Jean.
Francois pamiętał jedynie konsekwencje tamtego wydarzenia, a reszty dowiedział się ze wspomnień matki i babci. 1994 rok. Czas odnowy i optymizmu po mrokach apartheidu. Otwierały się międzynarodowe rynki winiarskie, spółdzielnię KWV czekały wielkie zmiany. Pewnego chłodnego niedzielnego poranka młody Paul grał swój pierwszy mecz rugby w szkolnej drużynie zawodników poniżej dziewiątego roku życia. Ten mały chłopiec ze swoją blond czupryną, przyciętą teraz zgodnie ze szkolnymi zasadami, wyróżniał się na boisku zdumiewającym talentem.
Pa Guillaume stał obok boiska z miną pokerzysty. Tłumił w sobie emocje dotyczące tego cudownego dziecka, tego fenomenu sportowego, owocu jego lędźwi, ponieważ czuł się nieswojo. Był chyba nawet przygnębiony. Po części wynikało to z zaskoczenia, a po części docierało do niego, skąd wywodzą się te geny sportowca i z jakimi konsekwencjami mogą się one wiązać. Najbardziej chyba jednak dlatego, że mógłby przysiąc, że dostrzegł stojącego między krzyczącymi rodzicami po drugiej stronie boiska własnego ojca, który przebiegle znikał co chwilę z widoku. W wieku sześćdziesięciu ośmiu lat Jean utykał i chodził powoli: przedwcześnie się postarzał.
Po meczu dyskomfort Guillaume’a wyparował całkowicie na skutek zalewu gratulacji od widzów. Poszli do wybranej przez Paula restauracji, żeby uczcić jego sukces – uraczyli się burgerami i shake’ami. Guillaume powiedział żonie o tym, że widział Jeana podczas meczu – był to pierwszy raz, kiedy dziadek okazał zainteresowanie wnukiem.
Po piętnastej zadzwonił telefon. Hettie du Toit miała do przekazania wiadomość. Znaleziono Jeana na drodze Blaauwklippen. Siedział w swoim bakkie przy drodze, jakby zaparkował w tamtym miejscu, był wyprostowany, a jego ramię nadal spoczywało na otwartym oknie. Jedynym, co wskazywało na to, że nie żyje, była pochylona głowa, jak u kogoś, kto w końcu poczuł skruchę.
Podejrzewano, że dostał zawału serca.
A Guillaume du Toit, którego życie mogło rozpocząć się tak naprawdę tamtego dnia, który tak wiele lat miotał się między gniewem i nienawiścią, płakał spazmatycznie. Nikt nigdy się nie dowiedział, co tak naprawdę opłakiwał.