48

O 22:52 zadzwonił telefon komórkowy major Mbali Kaleni.

– Wybacz, że niepokoję cię w domu, Mbali – powiedział brygadier Musad Manie, dowódca Sokołów w Prowincji Przylądkowej Zachodniej.

– Jestem jeszcze w biurze, panie brygadierze – odpowiedziała z nutą nagany w głosie.

Manie dobrze rozumiał swojego dowódcę Jednostki do Spraw Ciężkich Przestępstw. Wiedział, że nie ma w tym nic niepokojącego.

– Powinienem o czymś wiedzieć?

– Nie, panie brygadierze. Czekam na powrót mojego zespołu. Właśnie wyjechali ze Stellenbosch.

– Jakieś postępy?

– Kapitan Cupido powinien złożyć mi pełny raport w ciągu godziny. Sporo nad tym pracowali, ale chyba nie mają jeszcze konkretnego podejrzanego.

– W porządku, Mbali. Dzwonił do mnie komendant krajowy. Chcę, żebyś wiedziała, że zajmę się tym z mojej strony, ale… Ta sprawa z bazą klientów tej firmy i tym, że jakiś facet na Twitterze chce upublicznić nazwiska…

– Tak, panie brygadierze, kapitan Cloete przekazuje mi na bieżąco informacje na ten temat.

– W porządku. Komendant mówi, że wywierane są na nią naciski przez… ludzi z góry, jeśli wie pani, co mam na myśli. – Poruszył ten temat ostrożnie: miał silne podejrzenia co do tego, jak zareaguje Kaleni. – Nie, ja nie…

– Panie brygadierze, nie pozwolę, żeby moich ludzi odrywano od…

– Pani major, proszę pozwolić mi dokończyć. Nie twierdzę, że macie cokolwiek z tym zrobić. Jak już powiedziałem, zajmę się tym z mojej strony. Chciałem tylko poinformować panią, że pojawiają się pewne naciski i obawy. Mówi się, że prasa skontaktowała się w tej sprawie z pewnym członkiem parlamentu: niezwykle poważany członek parlamentu, mąż i ojciec. I podobno ten członek parlamentu jest zupełnie niewinny, i ktoś chce wmieszać go w tę aferę w ramach kampanii oszczerstw prowadzonej przez opoz…

– Nie sądzę, aby…

– Ja też nie. Ale nie w tym rzecz. Rano muszę złożyć raport w tej sprawie i jedyne, o co proszę, to by informować mnie, jeśli pojawią się jakieś informacje związane z tym ujawnianiem bazy klientów.

– Owszem.

– Dziękuję, Mbali.

Griessel jechał z powrotem z Cupidem. Na Bottelary Road panował o tej porze spokój.

Cupido przygotował sobie przemówienie. Dopiero za Devonvale był w stanie odezwać się do Griessela.

– Wiesz, że jestem twoim przyjacielem, Benna?

Griessel westchnął; mógł się domyślać, do czego to zmierza.

– Vaughn, nie mam ochoty gadać o piciu.

– Nie musisz tego robić. Chcę tylko coś ci powiedzieć; wykorzystasz to lub nie, twój wybór, to wolny kraj. Ale jestem twoim przyjacielem i to jest mój obowiązek, Benna. Przyjaźń nie polega na mówieniu rzeczy, które chcesz usłyszeć, ale takich, które musisz usłyszeć. Rozumiem tę sprawę z Volliem Fishem, Benna. Pamiętam też, że zginął pułkownik Nyathi. To zostaje z człowiekiem na długo. Pamiętasz Barry’ego Brezinskiego z wydziału narkotykowego? Barry Drągal? Zastrzelono go na jego własnym podjeździe, zanim zdążył złożyć zeznania. Pracowałem z nim przy tamtej sprawie, Benna; dowodził śledztwem dotyczącym wielkiego kartelu narkotykowego. Tamtego ranka stałem obok jego samochodu, Barry był w środku, martwy, wszędzie pełno krwi, a jego żona i dzieci stojące w drzwiach ich domu nie płakały. Wpatrywały się tylko w to wszystko tym spojrzeniem, które mówi: „co my teraz, fok, zrobimy”. Ich przyszłość właśnie wyparowała i przed nimi rozpościerała się jedynie rozpacz. Minęły dwa lata, zanim się po tym pozbierałem, był dla mnie jak brat; był moim mentorem. Wziął mnie pod swoje skrzydła, kiedy byłem jeszcze niedoświadczonym konstablem, i zrobił ze mnie detektywa, jakim jestem dzisiaj. Mówię ci, po śmierci Barry’ego ogarnęła mnie złość. Dosłownie miotałem się ze złości. Chciałem dorwać wszystkich dealerów i dostawców i zatłuc każdego z nich na śmierć tępym narzędziem. Znam to uczucie. Ale ja poszedłem do terapeuty i to mi sporo pomogło, Benna. To nie jest powód do wstydu.

– Byłem u terapeuty, Vaughn.

– Powinieneś znów do niego pójść, Benna.

– Ona nie jest w stanie mi pomóc.

– A ty chcesz, żeby ci ktoś pomógł, Benna?

– Pierdol się, Vaughn.

– W porządku. Wyrzuć z siebie złość. Poradzę sobie z tym. Ale pozwól, że powiem ci kilka rzeczy, których nie chcesz usłyszeć, ek sê dit w przyjaźni, Benna, een dag sal jy versta. Chcesz otrzymać pomoc? Tak naprawdę? Pytam, bo to według mnie wygodna wymówka. Terapeuta nie może mi pomóc, więc dlatego piję. Rzecz w tym, że…

– Wymówka, Vaughn? Wymówka? Nie masz, kurwa, pojęcia…

– Rzecz w tym, że terapeuta może ci pomóc.

– Jak, Vaughn? Jakim cudem? Jakim, kurwa, cudem terapeuta może mi pomóc? Machnie jakąś magiczną różdżką? Wiesz… Wiesz, dlaczego Vollie Fish zastrzelił swoją żonę i dzieci? Wiesz, dlaczego to zrobił? Bo ja to wiem, Vaughn. Dokładnie wiem dlaczego. Wiem to, o czym i on wiedział. I on wiedział, że nie jest już w stanie tego dłużej powstrzymywać. To się zbliżało do niego, stawało się coraz większe. Jest tego coraz więcej. Kiedy Frank spytał dzisiaj, jakie są najczęstsze motywy zabójstw, nie zastanowiło cię to, Vaughn? Weźmy chociaż motyw pieniędzy. Sam ten motyw. Napady rabunkowe w domach, na ulicach i na plantacjach, i napady na furgonetki z pieniędzmi, na centra handlowe i na bankomaty – jest ich coraz więcej i stają się one coraz brutalniejsze. To błędne koło, Vaughn. Dzieci są świadkami przemocy i doświadczają jej, odkąd są małe. Znają to i takie się stają. To nie ich wina; to wina świata, który je otacza.

Jak mamy je ocalić? Jak mamy to odmienić? Przez nasze granice strumieniami napływają do nas ludzie, Vaughn, przybywają tu, by nas obrabować, bo tutaj są pieniądze i postęp. Nie jesteśmy w stanie powstrzymać tej fali, ona nigdy się nie cofnie. Wiesz dobrze, jak funkcjonuje świat. Statystyki rosną i nie dotyczy to tylko napadów rabunkowych. Przemoc domowa, zemsta, wszystko się nasila. To jest jak epidemia, seryjnych morderców przybywa coraz więcej każdego dnia i są coraz brutalniejsi, Vaughn. To jest jak… Sam nie wiem. To przypomina cholerny pociąg, który pędzi coraz szybciej. Ten pociąg ma schrzanione hamulce, Vaughn – my jesteśmy tymi hamulcami i jesteśmy spierdoleni.

– Jak możesz tak mówić? – Cupido zapomniał o swojej uważnie przygotowanej przemowie; ogarnęła go złość. – Zraniłeś teraz moją dumę. Ilu ouens ty i ja wsadziliśmy do tjoekie w minionym roku? No, ilu? A co z policją pracującą codziennie? Dlaczego tylu ludzi staje przed sądem, skoro jesteśmy do kitu? A co z więzieniami? Gówno prawda, Benna, daleko nam do kompletnej klapy.

– Ile akt spraw…

– Nie, teraz musisz mnie wysłuchać, bo twoje argumenty nie trzymają się kupy. Statystyki przestępstw wzrastają i dlatego mamy wszyscy zacząć pić? To jest twoje rozwiązanie? Myślisz, że to…

– Wcale nie to chciałem powiedzieć.

– A co w takim razie, Benna? Ty będziesz tylko siedzieć i suip, a reszta z nas ma walczyć z przestępczością? Myślisz, że tylko u nas jest taka sytuacja? Przyjrzyj się krajom Pierwszego Świata, Benna. Weźmy na przykład Amerykę. Od dziesiątek lat toczą walkę ze światem narkotyków i ją przegrywają, co ich pewnie wkurza. Mają więc usiąść i zacząć suip? Masz pojęcie, ilu imigrantów przybywa łodziami do wybrzeży europejskich krajów? Myślisz, że u nich przestępczość spada? Taka sytuacja panuje na całym świecie. Jeśli ta praca miałaby być łatwa, wszyscy mogliby ją wykonywać. Ale tak nie jest i nie każdy może to robić. My się jednak do tego nadajemy. Jesteśmy Sokołami, pappie, elita, najlepsi z najlepszych. Ale ty, Benny Griessel, jesteś najlepszym gliną, jakiego znam. Zdecydowanie. Kiedy jesteś trzeźwy. Ale teraz masz łeb napakowany jakimiś głupotami i uważasz, że to jest lekker wymówka dla dop. Tak więc jako twój kumpel, jako ou, który cię lubi i szanuje, mówię ci to dzisiaj wprost, Benna. Przestań narzekać. Wracaj do tej terapeutki i powiedz jej, że nie zrezygnujesz z terapii, dopóki nie poukładasz sobie wszystkiego w głowie.

Griessel milczał.

Cupido usiłował opanować emocje. Po chwili odezwał się znowu, tym razem ciszej i spokojniej:

– Dokąd zaprowadzi cię chlanie, Benna?

Griessel nadal się nie odzywał.

– Pomyśl tylko o tym. Dokąd zaprowadzi cię chlanie?

O wpół do dwunastej Griessel znalazł na Long Street lokal, który wciąż był otwarty. Przy barze wypił szybko podwójną whisky i pojechał do domu. Jego ciało domagało się jeszcze jednego drinka, ale zapanował nad pragnieniem – dotrzymał umowy, którą zawarł z samym sobą, siedząc tam obok Cupida.

Zaparkował na ulicy przed domem Alexy. Światła nadal były zapalone. Spodziewał się tego. Przez chwilę nie ruszał się z miejsca. Jak powinien teraz postąpić? Po tym, jak wczoraj wieczorem zalał się w trupa, a dzisiaj przez cały dzień ignorował jej telefony i esemesy?

To zależało od tego, którą Alexę zastanie w środku. Wysiadł, zamknął samochód i poszedł do domu.

Alexa siedziała w salonie, czekając na niego.

– Witaj, Benny – powiedziała. W jej głosie dało się słyszeć ulgę. Jej ciało i usta zdradzały napięcie, ale dostrzegł też w niej opanowanie, za co był ogromnie wdzięczny. Nagle spłynęła na niego świadomość tego, jak bardzo ją kocha. Stał tam na kawałku ziemi niczyjej między drzwiami a miejscem, gdzie ona siedziała. Wiedział, że wyczuje od niego alkohol, jeśli ją pocałuje, ale bardzo chciał to zrobić. Oboje tego potrzebowali.

Utkwiła w nim spojrzenie. Podszedł do niej, pochylił się i ją pocałował. Położyła mu ręce na karku, przycisnęła mocno usta do jego ust i złożyła na nich długi pocałunek.

– Twoja usta smakują cudownie – oświadczyła. Obdarzyła go krzywym uśmiechem, miała łzy w oczach. – Nie jesteś pijany, dzięki Bogu.

Kompletnie nie tego się spodziewał. Nagle poczuł zalewającą go falę emocji, bo nie zasługiwał na taką łaskę. Do chwili, kiedy pomyślał, że może to być element strategii, którą uzgodniła z doktorem Barkhuizenem. Postanowił, że powie to, co sobie zaplanował. Wyprostował się ponownie.

– Zacznę znów chodzić na terapię, kiedy zakończy się ta sprawa.

– Dobrze – powiedziała to tak cicho, że ledwie ją usłyszał. – Cieszę się.

– Do tego czasu będę pił, ale już tak się nie upiję.

Nie odezwała się ani słowem. To dlatego, że też była alkoholikiem. Wszelkie przewidywania na temat tego, jak sobie będziesz radzić z alkoholem, były niedorzeczne. To był pierwszy z dwunastu kroków programu Anonimowych Alkoholików: uznanie, że jest się bezsilnym wobec alkoholu; przyznanie, że życie wymknęło ci się spod kontroli. Ale dzisiaj wieczorem wypił tylko jedną podwójną. Mógł to znowu zrobić.

– W takim razie wolę, żebyś pił w domu. Ale nie zostawiaj tu nigdzie alkoholu. Trzymaj go sobie w swoim samochodzie.

Zaczął się nad tym zastanawiać. Przez chwilę wydawało mu się to wspaniałą możliwością, rozwiązaniem w sam raz dla niego. Ale potem dotarło do niego, że byłoby to niewiarygodnie egoistyczne z jego strony – gdyby pił na jej oczach, wiedząc, że ona sama pragnie ulżyć sobie w ten sposób.

Skinął jedynie głową. Chciał zmienić temat; chciał powrotu do normalności, ich życia „sprzed okresu chlania”. Miał ochotę spytać: „Jak minął ci dzień?”, ale nie zrobił tego, ponieważ wiedział, że jej dzień to było istne piekło.

– Jadłeś już coś? – spytała, wstając powoli z fotela.