21

Idąc długimi korytarzami na plan, nie odezwaliśmy się ani słowem. Raz spróbowałam rzucić mu spojrzenie z ukosa i przekonałam się, że jego rysy stwardniały jeszcze bardziej.

Dobra, jaki problem? Ja też mogę zgrywać twardziela. Z podbródkiem wysuniętym à la Alexis Carrington z Dynastii zaczęłam stawiać dłuższe kroki.

– Znacie się? – zagadnęła Zelda, idąc między nami.

– Trzeba trafu, że tak – odpowiedział lakonicznie Luke.

– Tylko na gruncie służbowym – uzupełniłam. – Luke zawsze próbował reklamować kolejną nudną akcję, a ja starałam się nie odbierać jego telefonów.

Zelda zaśmiała się z aprobatą, natomiast w oczach Luke’a pojawił się gniewny błysk. Nie dbałam o to, powiem więcej – im bardziej się wściekał, tym lepiej się czułam.

– Tobie, Luke, artykuł Rebeki musiał nieźle zaleźć za skórę – prowokowała go Zelda.

– Jasne, że nie byłem tym zachwycony – odparł krótko.

– Masz pojęcie, że dzwonił do mnie z pyskiem? – zwróciłam się do Zeldy. – Prawda w oczy kole, co, Luke? Czasem ciężko jest być rzecznikiem prasowym. Nie myślałeś nigdy o zmianie pracy?

Odpowiedzią było milczenie, więc spojrzałam na niego i aż się zlękłam – na jego twarzy malowała się taka złość, jakby miał ochotę mnie uderzyć. Zaraz jednak opanował się i z lodowatym chłodem wycedził:

– Wchodźmy już na ten pieprzony plan i skończmy z tym cyrkiem, dobra?

Zelda znacząco uniosła brwi, na co odpowiedziałam jej uśmiechem. Nigdy jeszcze nie widziałam Luke’a tak wkurzonego.

– Jesteśmy na miejscu – obwieściła Zelda, wskazując nam podwójne wahadłowe drzwi. – Tylko proszę, nie podnoście głosów, kiedy będziecie w środku.

Ledwo przekroczyliśmy drzwi studia – mój olimpijski spokój od razu się ulotnił. Poczułam się tak samo roztrzęsiona i przerażona, jak Laura Dern w filmie Park Jurajski, kiedy po raz pierwszy zobaczyła dinozaury. Może dlatego nigdy dotąd nie widziałam telewizyjnego studia nagrań na żywo, z kanapą, roślinami w doniczkach i oślepiającymi reflektorami.

Nieskończoną ilość razy oglądałam ten program w domu, siedząc przed telewizorem. Teraz zaś miałam uczestniczyć w nim od środka. Ciągle nie do końca mogłam w to uwierzyć.

– Mamy jeszcze dwie minuty do przerwy na reklamę – oznajmiła Zelda, prowadząc nas po podłodze pokrytej siecią kabli. – Rory i Emma są jeszcze z Elisabeth w scenerii biblioteki.

Wskazała nam gestem, abyśmy usiedli po przeciwnych stronach stolika do kawy. Ostrożnie zajęłam wyznaczone miejsce, ale kanapa okazała się twardsza, niż myślałam i w ogóle jakaś… inna! Wszystko tu wydawało mi się jakieś dziwne i inne niż normalnie. Światła reflektorów mnie oślepiały i nie bardzo mogłam się zdecydować, w jakiej pozycji mam siedzieć. Podeszła do mnie dziewczyna, przewlekła mi pod bluzką kabel od mikrofonu i wpięła go w klapę. Niezręcznie podniosłam rękę, aby odgarnąć z czoła włosy. Natychmiast i od razu podbiegła do mnie Zelda.

– Staraj się jak najmniej ruszać, Rebeko, dobrze? – poprosiła. – Inaczej będzie słychać każdy szelest.

– Przepraszam, już nie będę – obiecałam.

W tym momencie zorientowałam się, że głos odmawia mi posłuszeństwa. Czułam się, jakby w gardło wciśnięto mi tampon waty, a co gorsza – oko kamery celowało prosto na mnie.

– Tylko pamiętaj, Rebeko – upomniała mnie Zelda. – Żelazna zasada to nie patrzeć w kamerę. Zachowuj się naturalnie.

– Dobra – wychrypiałam. Myślałby kto, że to takie proste. Gadaj zdrów!

– Za trzydzieści sekund rozpoczną się wiadomości – kablowała Zelda, patrząc na zegarek. – Wszystko w porządku, Luke?

– Oczywiście – odpowiedział spokojnie, jakby pół życia spędził na tej kanapce. To typowe zachowanie mężczyzn, którzy nie dbają o swój wygląd.

Poprawiłam się na siedzeniu, obciągając nerwowo spódnicę i żakiet. Podobno w telewizji każdy wygląda, jakby ważył pięć kilo więcej, więc moje nogi mogą wydawać się grubsze, niż są. Może powinnam założyć nogę na nogę albo nie krzyżować ich wcale? Tylko że wtedy mogą wyglądać jeszcze grubiej.

– Cześć! – rozległ się wysoki głos, więc zanim się zdecydowałam na zmianę pozycji nóg, poczułam skurcz żołądka, bo w studiu pojawiła się Emma March! Miała na sobie różowy kostium i zmierzała szybkim krokiem w stronę kanapy. Asystował jej Rory, którego szczęka na żywo wyglądała na bardziej kwadratową niż w telewizji. Jakie to dziwne uczucie widzieć z bliska znane z ekranu postaci – zawsze wydają się nie do końca prawdziwe.

– To wy jesteście tymi specjalistami od finansów? – spytała wesoło Emma, przysiadając się na kanapę i mrużąc oczy w blasku reflektorów. – Długo ma trwać ten kawałek, Zeldo? Chce mi się sikać jak jasna cholera!

– Cześć, Roberto! – Rory uścisnął mi rękę.

– To Rebeka, nie Roberta! Jesteś zupełnie niemożliwy! – strofowała go Emma, wznosząc z udaną rozpaczą oczy. Równocześnie jednak kręciła się niespokojnie na kanapie. – Kurczę, ja naprawdę muszę wyjść!

– Już za późno – rzekł Rory.

– Ale to podobno niezdrowo wstrzymywać potrzeby naturalne! – Emma zmarszczyła brwi. – Czy nie mieliśmy kiedyś takiego programu? Dzwoniła wtedy taka zwariowana dziewczyna, która jedynie raz dziennie korzystała z ubikacji. A doktor James mówił… Zaraz, co on mówił?

– Szukał mnie – zgasił ją Rory. – Te programy na telefon zawsze są na mojej głowie. A ciebie, Rebeko, uprzedzam, że jestem neptek w sprawach finansowych. Za mądre to dla mnie!

Uśmiechnął się szeroko, a ja oddałam mu blady uśmiech.

– Dziesięć sekund! – przypomniała z boku Zelda, a mnie chwycił kolejny skurcz żołądka. Z głośników popłynął sygnał dźwiękowy Porannej Kawy, co oznaczało, że skończyły się reklamy.

– Kto zaczyna? – upewniła się Emma, zaglądając do „ściągawki”. – Oczywiście ja.

A więc tak to wyglądało. W głowie czułam kompletną pustkę, nie pamiętałam, jak mam wyglądać i co mówić. Nogi mi drżały, ręce trzymałam ciasno splecione na podołku. Reflektory biły po oczach, obiektyw kamery gapił się na mnie od lewej strony, ale miałam udawać, że tego nie widzę.

– Witamy znowu w naszym programie! – wyrecytowała Emma prosto do kamery. – A teraz powiedzcie, co wolelibyście dostać: zegarek czy dwadzieścia tysięcy funtów?

Spojrzałam na nią zdumiona, bo przecież to miała być moja kwestia!

– Odpowiedź jest chyba oczywista! – szczebiotała wesoło Emma. – Każdy z nas wolałby dostać dwadzieścia tysięcy funtów!

– No jasne! – wtrącił się Rory z promiennym uśmiechem.

– Tak, ale gdy niektórzy inwestorzy Flagstaff Life otrzymali pisma zachęcające ich do przeniesienia wkładów – Emma kontynuowała swoją przemowę już poważniejszym tonem – nie zdawali sobie sprawy, że to pozbawi ich gratyfikacji w wysokości dwudziestu tysięcy funtów. Jest z nami w studiu dziennikarka, która wykryła tę aferę. Jak sądzisz, Rebeko, czy takie przekręty zdarzają się częściej?

Oczy wszystkich obecnych zwróciły się na mnie. Także kamera najechała na moją twarz. A jeszcze doliczmy te dwa i pół miliona ludzi, którzy oglądali nas w swoich domach!

– Czy uważasz, że inwestorzy muszą zachować ostrożność? – pomogła mi Emma.

– Tak – wykrztusiłam chropawym, nie swoim głosem. – A przynajmniej powinni.

– A co o tym sądzi Luke Brandon jako przedstawiciel Flagstaff Life? – Emma zwróciła się z kolei do niego. Ja zaś myślałam ze smutkiem, że widowisko robi się żałosne. Co się stało z moim głosem i moimi gotowymi odpowiedziami? Nawet nie słuchałam wypowiedzi Luke’a, usiłowałam za wszelką cenę się pozbierać.

– Przede wszystkim musimy pamiętać – przemówił gładko Luke – że nikt nie jest uprawniony do otrzymania gratyfikacji. Nie mamy tu do czynienia z żadnym przekrętem, tylko raczej z nadmierną chciwością niektórych inwestorów. Wydaje się im, że zostali oszukani, więc podburzają opinię publiczną przeciwko towarzystwu ubezpieczeniowemu. Zapominają, że równocześnie tysiące ludzi odnoszą korzyści z inwestowania swoich oszczędności w Flagstaff Life.

Zaraz, o czym on właściwie mówił?

– Rozumiem. – Emma pokiwała głową. – A więc, Luke, czy zgodziłbyś się, że…

– Chwileczkę! – niespodziewanie dla siebie samej weszłam jej w słowo. – Panie Brandon, czy dobrze słyszałam, że przed chwilą nazwał pan inwestorów chciwymi?

– Nie wszystkich, ale niektórych tak – próbował się wywinąć.

Nie wierzyłam własnym uszom, a krew uderzała mi do twarzy. Przed oczami stanęli mi Janice i Martin – ludzie skromni i życzliwi, bez cienia chciwości. W pierwszej chwili złość odebrała mi mowę.

– Prawda jest taka, że w ciągu ostatnich pięciu lat większość inwestorów Flagstaff Life odniosło zyski. – Luke wylewał potok słów prosto w twarz Emmy, która udawała, że ze zrozumieniem mu potakuje. – Chyba lepiej jest zainwestować w dobry fundusz, niż liczyć na jednorazową gratyfikację. W końcu Flagstaff Life w założeniu został pomyślany jako…

– Popraw mnie, Luke, jeśli się mylę – weszłam mu w słowo, usilnie starając się zachować spokój – ale wydaje mi się, że Flagstaff Life został założony jako towarzystwo ubezpieczeń wzajemnych. A to wiąże się z korzyściami dla wszystkich członków, a nie tylko dla niektórych kosztem innych.

– Tak oczywiście – odpowiedział Luke bez mrugnięcia. – Nie znaczy to jednak, że każdy inwestor jest uprawniony do otrzymania premii rzędu dwudziestu tysięcy funtów, prawda?

– Może i nie – przytaknęłam, choć lekko podniosłam głos. – Na pewno jednak mają prawo wierzyć, że towarzystwo, któremu powierzyli swoje pieniądze na piętnaście lat, nie wystawi ich do wiatru. Janice i Martin Websterowie zaufali Flagstaff Life, toteż zastosowali się do sugestii zarządu towarzystwa. I proszę popatrzeć, do czego ich to zaufanie doprowadziło!

– Inwestowanie zawsze wiąże się z pewnym ryzykiem – rzucił Luke pobłażliwym tonem. – Raz się zyskuje, a raz…

– To nie jest loteria! – podniosłam głos do krzyku. – Chcesz mi wmówić, że przez przypadek doradzono im, aby wycofali swoje lokaty na dwa tygodnie przed komunikatem o premiach?

– Moi klienci przedstawili swoim inwestorom ofertę, która w założeniu miała przynieść im zyski – wycedził Luke z wymuszonym uśmiechem. – Zapewnili mnie, że pragnęli korzyści dla swoich członków.

– A zatem sugerujesz, że twoi klienci są niekompetentni? – podchwyciłam. – Próbujesz nam wmówić, że chcieli jak najlepiej, tylko coś im nie wyszło?

W oczach Luke’a zapłonął błysk gniewu, a ja odczułam radosny dreszczyk.

– Zapomniałem powiedzieć… – zaczął, ale Emma, kręcąc się na swym siedzeniu, spróbowała pokierować dyskusją:

– W ten sposób możemy rozmawiać do rana. Proponuję przejść do konkretów.

– No, dalej, Luke! – weszłam jej w ton. – Trzeba się na coś zdecydować. – Nachyliłam się ku niemu, odliczając na palcach kolejne punkty. – Albo towarzystwo Flagstaff Life okazało swą niekompetencję, albo celowo chciało zaoszczędzić na swoich inwestorach. Tak czy siak, postępowali źle. Państwo Websterowie byli ich lojalnymi klientami i te pieniądze słusznie im się należały. Według mnie zarząd towarzystwa celowo zachęcił ich do wycofania wkładu, aby pozbawić ich premii. To chyba jasne?

Rozejrzałam się po twarzach zebranych w studiu, oczekując od nich poparcia, ale Rory tylko gapił się na mnie tępym wzrokiem.

– To za trudne dla mnie – wyjaśnił z nerwowym śmiechem. – Mówicie strasznie fachowym językiem.

– Dobrze więc, użyję takiego prostego babskiego przykładu – zdecydowałam szybko i na chwilę przymknęłam oczy w poszukiwaniu natchnienia. – Dajmy na to, że jestem w sklepie z konfekcją. – Otworzyłam oczy. – Wybrałam już sobie wspaniały kaszmirowy płaszcz od Nicole Farhi. Może tak być?

– Dobra – zgodził się ostrożnie Rory.

– Uwielbiam Nicole Farhi! – poparła mnie Emma. – Produkują fantastyczną dzianinę.

– No właśnie – potwierdziłam. – Wyobraźmy więc sobie, że stoję już w kolejce do kasy, kiedy podchodzi do mnie ekspedientka i proponuje, bym zamiast tego kupiła inny płaszcz, lepszej jakości, a wtedy gratis dostanę jeszcze flakon perfum. Nie mam powodu, aby jej nie wierzyć, więc kupuję drugi płaszcz i jeszcze cieszę się z prezentu…

– Jak na razie nadążam – powiadomił mnie Rory.

– Ale kiedy wychodzę ze sklepu, zauważam, że ten drugi płaszcz nie dość, że nie jest od Nicole Farhi, to na dodatek nie jest też z prawdziwego kaszmiru. Czym prędzej wracam więc do sklepu i żądam zwrotu pieniędzy, ale kierownictwo sklepu oświadcza, że nie przyjmuje reklamacji.

– Czyli cię oszukali! – wykrzyknął Rory tak podniecony, jakby właśnie odkrył prawo przyciągania ziemskiego.

– Ano właśnie. Oszukali mnie, tak samo jak Flagstaff Life oszukał tysiące swoich klientów. Namówił ich, żeby zrezygnowali ze swojego pierwotnego wyboru na rzecz funduszu, który pozbawił ich prawa do premii. Może Flagstaff Life nie złamał żadnych przepisów, ale pogwałcił zwykłą ludzką moralność. Ci ludzie byli lojalnymi, wytrwałymi klientami i zasługiwali na gratyfikację. Jeśli masz odrobinę honoru, Luke, to sam dobrze wiesz, że na nią zasłużyli.

Wygłosiłam tę mowę jednym tchem i po jej zakończeniu spojrzałam na Luke’a. Patrzył na mnie z jakimś nieodgadnionym wyrazem twarzy, co wywołało u mnie kolejny nerwowy skurcz żołądka. Przełknęłam ślinę i spróbowałam skierować wzrok gdzie indziej, ale nie mogłam. Jakbyśmy hipnotyzowali się nawzajem.

– Luke, jak ustosunkujesz się do stanowiska Rebeki? – ponagliła go Emma, ale nie odpowiedział, tylko nadal przykuwał wzrokiem moje spojrzenie. Serce tłukło mi się między żebrami jak królik w klatce.

– Luke, słyszysz? – niecierpliwiła się Emma. – Jaka jest twoja odpowiedź?

– Tak, słyszę – odezwał się w końcu. Potrząsał głową, jakby uśmiechał się do swoich myśli, a potem znów podniósł wzrok na mnie. – Rebeko, masz rację!

W całym studiu zapanowała nagła cisza. Zamurowało mnie. Kątem oka zauważyłam tylko, jak Rory i Emma wymieniają zdziwione spojrzenia.

– Przepraszam, Luke, ale czy to ma znaczyć… – zaczęła Emma.

– To ma znaczyć, że Rebeka ma absolutną rację! – powtórzył, wzruszając ramionami. Sięgnął po stojącą przed nim szklankę wody, odchylił się na oparcie kanapy i wypił duży łyk. – Jeśli mam być szczery, to kto jak kto, ale ci ludzie rzeczywiście zasłużyli na premię i wielka szkoda, że jej nie dostali.

No nie, to niemożliwe. Luke zgadza się ze mną? To niepodobieństwo!

– A więc zmieniłeś zdanie? – naciskała Emma, jakby lekko urażona.

Luke nie od razu odpowiedział, tylko w zamyśleniu wpatrywał się w swoją szklankę wody. Dopiero po chwili podniósł wzrok i wygłosił oświadczenie:

– Moja firma została zaangażowana przez Flagstaff Life do wykreowania ich wizerunku w mediach. Nie oznacza to jednak, że muszę wiedzieć o wszystkich ich posunięciach, a tym bardziej ślepo się z nimi zgadzać. Prawdę mówiąc, o tej aferze z premiami dowiedziałem się dopiero z artykułu Rebeki, który nawiasem mówiąc, stanowi próbkę świetnego, dociekliwego dziennikarstwa. Gratuluję, Rebeko! – dodał, zwracając się do mnie.

Zrobiłam oczy jak spodki i tak mnie zatkało, że nie byłam w stanie wymamrotać nawet „dziękuję”. Jeszcze nikt nigdy tak mnie nie wyprowadził w pole! Chętnie ukryłabym twarz w dłoniach, aby to wszystko jeszcze raz, na spokojnie, przemyśleć, ale nie mogłam tego zrobić na oczach ponaddwumilionowej widowni z całego kraju. Miałam tylko nadzieję, że przynajmniej moje nogi prezentują się przyzwoicie.

– Jako klient Flagstaffa na pewno wściekłbym się, gdyby to mnie coś takiego się przydarzyło – ciągnął Luke. – Istnieją takie pojęcia, jak czysta gra i lojalność wobec klienta. Miałem nadzieję, że każda firma, którą reprezentuję wobec mediów, przestrzega tych zasad.

– Aha, rozumiem. – Emma odwróciła się do kamery. – A więc mamy do czynienia z całkowitą zmianą frontu. Luke Brandon, rzecznik prasowy towarzystwa Flagstaff Life, oświadcza, że postępowanie jego zleceniodawców było niesłuszne. Może zechcesz to jakoś skomentować, Luke?

– Jeśli mam być szczery – oświadczył Luke z wymuszonym uśmiechem – to po tym, co zaszło, nie jestem pewien, czy nadal będę reprezentować interesy firmy Flagstaff Life.

– Tak, a czy mógłbyś nam wyjaśnić dlaczego? – wychylił się inteligentnie Rory.

– No wiesz, Rory! – Emma zrobiła zdegustowaną minę, na co Luke parsknął śmiechem. Zaraził tym śmiechem wszystkich, więc i ja przyłączyłam się do ogólnej wesołości. Ale gdy napotkałam spojrzenie Luke’a, coś mnie zakłuło w sercu, więc czym prędzej odwróciłam się w inną stronę.

– Dobrze, to tyle, jeśli chodzi o sprawy finansowe. – Emma zmobilizowała się i uśmiechnęła do kamery. – Po przerwie spotkamy się znów i wtedy pogadamy o powrocie szortów na pokazy mody…

– oraz skuteczności kremów przeciwko cellulitisowi – dodał Rory.

– A nasi specjalni goście, zespół Heaven Sent 7, zaśpiewają dla nas na żywo – uzupełniła Emma.

Z głośników buchnął motyw muzyczny programu Poranna Kawa, a Emma i Rory z ulgą podnieśli się ze swoich miejsc.

– To była wspaniała dyskusja – pochwaliła w pośpiechu Emma – ale teraz już naprawdę muszę się wysikać!

– I bardzo dobry materiał – dodał poważnie Rory. – Nie zrozumiałem z tego ani słowa, ale widać było, że to dobra telewizja.

Poklepał Luke’a po plecach, pomachał mi ręką i czym prędzej ulotnił się z planu.

A więc było już po wszystkim. W studiu zostaliśmy tylko Luke i ja, siedząc na kanapach po przeciwległych stronach stolika. Nadal mieliśmy wpięte w klapy mikrofony, a reflektory jaskrawo świeciły nam w oczy. Czułam się oszołomiona, jakbym doznała szoku. Czy to wszystko stało się naprawdę?

– No więc… – zaczęłam i odchrząknęłam.

– No więc to był kawał dobrej roboty – zawtórował mi Luke, lekko się uśmiechając.

– Dziękuję – odpowiedziałam, z zażenowaniem przygryzając wargę. Zastanawiałam się, czy nie będzie miał przykrości w związku ze swoim wystąpieniem. Dla rzecznika prasowego zaatakowanie swojego klienta na wizji jest pewnie tym samym co dla ekspedientki ukrycie towaru przed klientką. I czy to możliwe, by zmienił poglądy pod wpływem mojego artykułu, czyli właściwie przeze mnie? Jasne, że nie mogłam zapytać go o to wprost.

Cisza aż dzwoniła w uszach. Aby ją przerwać, zaczerpnęłam w płuca dużo powietrza.

– Czy ty…

– Właśnie… – przemówiliśmy równocześnie.

Spłonęłam rumieńcem i natychmiast przerwałam.

– Proszę, mów. Ja nie chciałam powiedzieć nic ważnego.

– Dobra. – Luke wzruszył ramionami. – Właśnie chciałem cię spytać, czy nie poszłabyś ze mną na kolację.

Znów mnie zaskoczył. Ja, z nim, na kolację? Ciekawe, co miał na myśli.

– Chciałbym porozmawiać z tobą o interesach. Bardzo spodobał mi się twój pomysł promocji jakiegoś funduszu powierniczego w ramach styczniowych wyprzedaży.

Jaki znów pomysł? Aha, tamten! Chyba żartuje! Przecież wtedy tylko tak sobie paplałam, bez zastanowienia…

– Dla określonego klienta byłaby to bardzo korzystna promocja – kontynuował. – Zastanawiałem się, czy nie chciałabyś zostać konsultantem tego projektu. Oczywiście, niezależnym konsultantem.

Niezależnym konsultantem? Projektu? To nie do wiary, on mówi poważnie!

Przełknęłam ślinę i, nie wiadomo dlaczego, odczułam pewien zawód.

– Aha, rozumiem. No, cóż… myślę, że znajdę czas dziś wieczorem.

– Świetnie. Może być Ritz?

– Jak sobie życzysz – odpowiedziałam tak zblazowanym tonem, jakbym codziennie bywała u Ritza.

– Świetnie! – W jego oczach zabłysły iskierki uśmiechu. – Już nie mogę się doczekać wieczoru!

I wtedy nie mogłam się powstrzymać, żeby nie wsadzić mu szpilki. Ze zjadliwą ironią wycedziłam:

– A co na to Sacha? Nie ma żadnych planów na dzisiejszy wieczór?

No cóż, po wypowiedzeniu tych słów poczerwieniałam jak burak i pożałowałam, że w ogóle otworzyłam dziób. Zapanowała bowiem długa chwila ciszy, podczas której miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Ale kiedy Luke się odezwał, wstąpił we mnie nowy duch.

– Sacha odeszła ode mnie tydzień temu – oznajmił.

– Ojej! – wykrztusiłam słabym głosem.

– I to bez uprzedzenia! – poskarżył się. – Po prostu, spakowała walizkę i wyjechała. Dobrze, że w końcu nie kupiłem jej kufra!

Teraz już nie mogłam powstrzymać chichotu, choć nakazywałam sobie, że nie powinnam tego robić.

– Tak mi przykro! – zdobyłam się przynajmniej na współczucie.

– A mnie nie – odpowiedział całkiem poważnie Luke. Od razu odeszła mnie chęć do śmiechu, a serce zaczęło bić mocniej.

– Rebeko, Luke! – Na plan wbiegła Zelda z notatnikiem w ręku. – To było fantastyczne! Czegoś takiego nam potrzeba. Luke, przeszedłeś sam siebie, a ty, Rebeko…

Przysiadła obok mnie na kanapie i poklepała mnie po ramieniu.

– Wypadłaś naprawdę cudownie i zastanawialiśmy się, czy nie zechciałabyś zostać do końca programu, żeby udzielać naszym widzom konsultacji finansowych przez telefon?

Wybałuszyłam na nią oczy.

– Ależ jak ja mogę? Przecież nie jestem ekspertem!

– Cha, cha, cha, a to dobre! – Zelda zaśmiała się z aprobatą. – Twoją największą zaletą jest komunikatywność. Finansowy guru i sąsiadka zza ściany w jednym. Ktoś kompetentny, ale przystępny; tyleż teoretyk, co praktyk. Przed kimś takim ludzie chętnie otwierają serca. Co o tym sądzisz, Luke?

– Myślę, ze Rebeka znakomicie się sprawdzi w tej roli. Wprost nie wyobrażam sobie nikogo lepszego. Na razie jednak muszę lecieć. Do zobaczenia, Rebeko. Cześć, Zeldo.

Oszołomiona patrzyłam, jak oddalał się w stronę wyjścia po zaścielonej kablami podłodze. Dziwne, ale podświadomie pragnęłam, by się jeszcze obejrzał.

– Wspaniale! – Zelda z radością ściskała moją dłoń – Chodźmy załatwić co trzeba.