Warszawa
Oczy pieką mnie z niewyspania. Miałam trudną noc. Chyba najtrudniejszą, odkąd odwiedziłam rodzinne miasteczko. To niedorzeczne, że wczoraj rano funkcjonowałam jak dobrze naoliwiona maszyna, a dziś ledwo nadążam z podstawowymi obowiązkami. Ta emocjonalna labilność wysysa ze mnie więcej energii, niż mogłabym przypuszczać.
Interesanci nie ułatwiają mi życia, telefon niemal się urywa. Wczesnym popołudniem mam dość – opuszczam na chwilę stanowisko pracy, żeby nie zwariować. Wychodzę z budynku dosłownie na kilka minut, aby zaczerpnąć tchu. Tak naprawdę wdycham tylko przesiąknięte spalinami powietrze, jednak ta krótka zmiana otoczenia wystarcza, żebym poczuła się odrobinę lepiej. Kiedy wracam do biura, słyszę kobiecy śmiech. Szybko go rozpoznaję. Zerkam w stronę gabinetu Jacka i widzę, jak się obejmują. Agnieszka odchyla głowę do tyłu, a on szepcze jej coś na ucho. Potem znikają za drzwiami, które gwałtownie się za nimi zatrzaskują.
Siadam przy biurku ze znajomym kłuciem w piersiach. Nie mogę przestać o nich myśleć, choć z całych sił próbuję wyrzucić ich z głowy. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego ich szczęście tak bardzo mnie boli. Niechęć do Agnieszki to chyba za mało, a o Jacka nie jestem przecież zazdrosna! To kolejna niedorzeczność, która trawi mnie od środka.
Boję się. Autentycznie boję się tego, w jakim kierunku zmierza moje życie. Czuję, że robię coś źle, z dnia na dzień to przeczucie staje się coraz silniejsze, a jednocześnie wiem, że nie mam innego wyjścia, jak dalej w to brnąć.
Kolejny raz tego dnia chwytam za słuchawkę dzwoniącego telefonu.
– Słucham, w czym mogę pomóc? – Tym razem pomijam rutynową formułkę, jestem zbyt zmęczona.
– Dzień dobry – odzywa się męski głos. – Z tej strony Szymon Bielak. Czy rozmawiam z panią Luizą?
Dosłownie zapiera mi dech w piersi.
– Tak… – potrafię jedynie wybełkotać, zanim wpada mi do głowy, aby zaprzeczyć i zręcznie wymiksować się z rozmowy.
– Świetnie, pani Luizo! – Bielak nie kryje radości. – Niestety wczoraj coś nam przerwało… Będzie pani miała coś przeciwko, jeśli wrócimy do momentu, w którym skończyliśmy…? – Zawiesza głos, a ja kompletnie nie wiem, co powiedzieć. Nic nie przychodzi mi do głowy. Milczę więc, czując, jak wzdłuż mojego kręgosłupa spływa strużka potu.
Szymon Bielak też milczy.
– Pani Luizo? Halo? – odzywa się po chwili, która okazuje się za krótka, abym zdołała wziąć się w garść. – Co jest? Znowu przerwało czy co, do cholery… – dolatuje mnie jego przyciszony głos.
W tym samym momencie moją głowę bombarduje tuzin chaotycznych myśli, które wykluczają się wzajemnie. Nieoczekiwanie na prowadzenie wybija się wspomnienie wczorajszej rozmowy z Agnieszką. Łapię się na tym, że zaczynam rozważać jej radę. Przypominam sobie szczęście, jakim promieniują ona i Jacek, kiedy są razem, i tęsknotę, jaka mnie wtedy ogarnia. Tak, tęsknotę… Chyba po raz pierwszy zdaję sobie sprawę, czym tak naprawdę jest uczucie, które wybucha we mnie, kiedy ich widzę. Któż nie tęskni za miłością? Więzią, jaką miłość może dać, siłą, w którą uzbraja, mocą, jaka wtedy z nas emanuje.
– Nie! – wyrywa mi się z ust niemal bezwiednie.
– „Nie”, nie przerwało, czy „nie”, nie umówi się pani ze mną na kawę? – upewnia się mój rozmówca.
– Tak! To znaczy nie. Tak… – Czuję się jak kompletna idiotka, a on śmieje się wesoło. – Przepraszam… – mamroczę pod nosem, okrutnie zażenowana. – Mam dziś kiepski dzień…
– W takim razie pozwoli pani, że nieco poprawię pani nastrój.