46


Warszawa

Poczucie bezpieczeństwa szybko jednak się ulatnia, kiedy uświadamiam sobie, że choć już nikt nie czyha na moje życie, to jednak grozi mi coś innego. Zabiłam człowieka i będę musiała ponieść konsekwencje tego czynu. Nawet jeśli tak naprawdę to ten człowiek chciał zabić mnie.

Przez chwilę myślę, że znajdę wsparcie u Jacka, ale ta nadzieja momentalnie pryska, kiedy przypominam sobie ostatnie dni, gdy usiłowałam przekonać go do swoich racji. Zresztą Agnieszka to jego narzeczona, więc z pewnością ulegnie emocjom i nie będzie potrafił trzeźwo ocenić faktów.

Jestem zdana tylko na siebie.

Wypuszczam z dłoni oblepione brunatną lepką mazią szkło i podnoszę się na nogi. Ręka rwie mnie nieprzyjemnie, ale ignoruję ból. Rozglądam się po mieszkaniu, ciągle nie do końca wiedząc, co chcę zrobić. Jestem pewna, że wtedy w domu w Ossowie zaatakowała mnie Agnieszka, a później więziła mnie w piwnicy, ale nie mam żadnych dowodów. To, że miała ku temu dobrą sposobność, też nie przesądza sprawy. Ani to, że miała motyw. Mocny i wiarygodny – byłam jej kulą u nogi od dawna, wreszcie nie wytrzymała. Jednak czy to wystarczy?

Swoją drogą wcale się jej nie dziwę, nie wiem, jak sama zachowałabym się na jej miejscu. Zresztą chyba żadna kobieta nie wytrzymałaby ciągłego spychania na boczny tor, i to bez widoków na zmianę sytuacji.

Zrywam się z miejsca, roztrzęsiona tym, do czego przed chwilą się posunęłam. Nigdy nie sądziłam, że jestem zdolna do podobnych czynów, że zdołam pozbawić życia drugiego człowieka. W panice łapię na chybił trafił przedmioty, które mogą mi się przydać. Patrzę, co mam w dłoniach. Kuchenny nóż i jakiś notes. Potrzebuję pieniędzy! Karty bankomatowej albo chociaż telefonu! Wypuszczam nieprzydatne rzeczy i kręcę się po mieszkaniu w poszukiwaniu bardziej użytecznych. Nic z tego! Jacek skonfiskował nie tylko mój komputer, ale również komórkę. Schował też klucze do mojego mieszkania i karty. Czy to przewidział? Przewidział, że będę próbowała uciec?

Wreszcie zauważam torebkę Agnieszki. Jest nadzieja, że znajdę w niej trochę pieniędzy. Chwytam ją, zaczynam agresywnie przetrzepywać i wtedy słyszę zgrzyt klucza w zamku. Ktoś wchodzi do mieszkania.

W skrajnej panice padam na kolana i sięgam po kuchenny nóż, który chwilę temu wypuściłam, uznając za nieprzydatny. Zmieniam zdanie, teraz wydaje mi się niezbędny.

– Dziewczyny, już jestem! – rozlega się głos.

To Jacek.

Ale dlaczego tak szybko wrócił? Przecież ledwo wyszedł. Tak przynajmniej mi się wydaje, choć właściwie nie wiem, ile czasu minęło od jego wyjazdu do firmy. Ta kwestia przestaje mieć jednak znaczenie, bo nagle uświadamiam sobie, że Agnieszka nie mogła działać sama. Boże, oni to zaplanowali od początku! – myślę zdruzgotana odkrytą prawdą. Zamknęli mnie w piwnicy, zakuli w narzędzie tortur, a potem z niego oswobodzili, by na koniec stwierdzić, że nic takiego nie miało miejsca. Zrobili ze mnie kompletną wariatkę, aby się mnie raz na zawsze pozbyć. Morderstwo byłoby zbyt drastycznym posunięciem, Jacek doskonale zdaje sobie z tego sprawę, więc nie pozostało im nic innego, jak pokazać światu, że zupełnie postradałam zmysły.

Co było w tej wodzie, którą chciała mi podać Agnieszka? Środek usypiający? Albo jakieś inne świństwo, które miało mnie pozbawić świadomości. Co chcieli zrobić? Mieli w zanadrzu jakieś kolejne dziwactwo, które miało mnie ostatecznie pogrążyć?

Nagle wszystkie działania Jacka nabierają sensu. Wszystkie jego zaprzeczenia i uniki, każdy bojkot mojego niepokoju, kwestionowanie podejrzeń, że ktoś faktycznie chciał mnie zabić. Od początku działali razem, to oczywiste.

– Kurwa! – Słyszę wrzask Jacka i zaczynam dygotać.