Pod koniec tygodnia Lucas miał już prawie trzydzieści foczych skór. Czuł do siebie jeszcze większą nienawiść i wstyd niż po przygodzie na „Pretty Peg”. Był zdecydowany, że po weekendowym wyjeździe do Westport nie wróci już do obozowiska. Westport było osadą, która się rozwijała. Na pewno znajdzie tam pracę, które będzie mu bardziej odpowiadać, nawet jeśli miałoby to oznaczać rezygnację z miana prawdziwego mężczyzny.
Handlarz skórami, niski i żylasty mężczyzna, który prowadził jednocześnie sklep w Westport, był pełen optymizmu. Tak jak Lucas przypuszczał, nie skojarzył nowego myśliwego z Zatoki Tauranga z wielorybnikiem, który uciekł z „Pretty Peg”. Albo się nie domyślił, albo było mu to obojętne. W każdym razie dał mu po kilka centów za każde futro i chętnie poinformował go o możliwościach zatrudnienia w Westport. Lucas oczywiście nie przyznał się, że zabijanie fok sprawiało mu trudność. Powiedział, że dokuczała mu samotność i brak damskiego towarzystwa w obozowisku myśliwych.
– Chciałbym zamieszkać w mieście – stwierdził. – Może znajdę sobie żonę i założę rodzinę… Nie mam już ochoty patrzeć na martwe walenie i foki – Lucas położył na ladzie pieniądze za śpiwór i ubranie, które chciał kupić.
Kupiec i nowi przyjaciele Lucasa wybuchli gromkim śmiechem.
– Słuchaj, pracę to znajdziesz bez problemu. Ale dziewczynę? Jedyne dziewczęta, jakie możesz znaleźć w tej dziurze, pracują w przybytku Jolandy nad pubem. I nawet wszystkie są w odpowiednim wieku do zamążpójścia!
To chyba był doskonały dowcip, który reszta towarzystwa przyjęła kolejnymi salwami śmiechu.
– Możesz je nawet zaraz spytać! – stwierdził dobrodusznie Norman. – Idziesz przecież z nami do pubu?
Lucas nie mógł odmówić. W zasadzie wolałby zaoszczędzić swój skromny zarobek, ale szklaneczka whisky nie zaszkodzi. Może alkohol pomoże mu zapomnieć o błagalnym spojrzeniu fok i rozpaczliwej walce wieloryba…
Nabywca fok opowiedział Lucasowi o innych możliwościach zarobkowania w Westport. Kowal może potrzebować pomocnika. Czy pracował kiedyś przy kuciu żelaza? Lucas pożałował, że w Kiward Station nigdy nawet nie przyjrzał się, jak James McKenzie podkuwał konie. Odpowiednie umiejętności pozwoliłyby mu teraz zarobić pieniądze, ale Lucas niestety nigdy nie trzymał w ręku młota czy hufnala. Umiał jeździć konno, ale nic poza tym.
Rozmówca zrozumiał, co oznacza milczenie Lucasa.
– Nie masz żadnego fachu w ręku, prawda? Umiesz tylko walić foki po głowach. Może na budowie się przydasz? Cieśle zawsze szukają pomocników. Ledwie nadążają z zamówieniami, wszyscy nagle chcą mieć dom nad rzeką Buller. Jeszcze będziemy mieć tutaj prawdziwe miasto! Ale wiele to oni ci nie zapłacą. Nie ma porównania z tym, co możesz zarobić na tym! – powiedział, wskazując na focze futra.
Lucas skinął głową.
– Wiem. Ale mimo wszystko popytam. Ja… Chyba umiałbym pracować z drewnem.
Pub był mały i niezbyt czysty. Ale Lucas z ulgą stwierdził, że żaden z gości go nie pamięta. Prawdopodobnie nawet nie przyjrzeli się wtedy marynarzowi z „Pretty Peg”. Tylko ta rudowłosa dziewczyna, która również dzisiaj obsługiwała gości, przyjrzała mu się uważnie, gdy wycierała stół, żeby postawić przed Normanem i Lucasem szklanki z whisky.
– Przepraszam, że tutaj znowu brudno jak w chlewie – powiedziała. – Mówiłam pannie Jolandzie, że Chińczyk nie umie sprzątać… – Chińczykiem nazywano barmana o egzotycznym wyglądzie. – Ale skoro nikt się nie skarży… Tylko whisky czy podać też coś do jedzenia?
Lucas chętnie by coś przekąsił. Cokolwiek, co nie cuchnęło morzem, morszczynem i krwią i nie zostało naprędce upieczone przy obozowym ognisku, później zaś połykane na wpół surowe. A poza tym dziewczyna zdawała się dbać o czystość. Może więc w kuchni nie było aż tak brudno, jak wydawało się na pierwszy rzut oka.
Norman się roześmiał.
– Poprosimy o jakieś łakocie, malutka! Pojeść możemy sobie w obozie, ale takich cymesów jak ty to tam nie mamy… – powiedział i uszczypnął dziewczynę w pośladek.
– Wiesz, że to kosztuje centa, malutki, prawda? – odpowiedziała. – Powiem pannie Jolandzie, żeby doliczyła ci do rachunku. Ale nie będę taka, za centa możesz jeszcze dotknąć tutaj. – Rudowłosa wskazała swoje piersi. Zachęcony okrzykami towarzyszy, Norman skorzystał z okazji. Potem dziewczyna zręcznie wysmyknęła się z jego rąk. – Więcej dostaniesz później, jak zapłacisz.
Mężczyźni wciąż śmiali się, gdy odchodziła. Miała na sobie wysokie jaskrawoczerwone buty i sukienkę o wielu odcieniach zieleni. Sukienka była stara i wielokrotnie łatana, ale czysta, a koronkowe mankiety, które ją zdobiły, starannie wykrochmalone i wyprasowane. Ta dziewczyna przypominała Lucasowi Gwyneirę. Oczywiście Gwyn była damą, a ta nastolatka dziwką, ale też miała kręcone rude włosy, jasną cerę i blask w oczach, który dowodził, że wcale nie poddała się losowi. Ta dziewczyna na pewno nie ma zamiaru skończyć jako dziewka w pubie w Westport.
– Słodka myszka, co? – zapytał Norman, który zauważył, że Lucas się jej przygląda, ale fałszywie to sobie wytłumaczył. – To Daphne. Najlepsza klacz w stajni panny Jolandy, a do tego jej prawa ręka. Bez niej wszystko tutaj poszłoby w rozsypkę, mówię ci. To ona tu rządzi. Gdyby stara była mądra, adoptowałaby ją. Ale ona myśli tylko o sobie. W końcu dziewczyna jej ucieknie, a ona straci swoją największą atrakcję. To jak? Chcesz ty iść do niej pierwszy? Czy inni też mają ochotę na tę dzikuskę? – mrugnął okiem do towarzyszy.
Lucas nie wiedział, co odpowiedzieć.
Na szczęście Daphne podeszła z drugą kolejką whisky.
– Dziewczęta już się na górze szykują – powiedziała, stawiając szklanki na stole. – Wypijcie spokojnie, przyniosę jeszcze jedną butelkę, a potem przyjdźcie na górę! – uśmiechnęła się zachęcająco. – Ale nie każcie nam zbyt długo czekać. Wiecie przecież, że odrobina wódki pozwala się rozluźnić, ale jej nadmiar może zaszkodzić waszej męskości… – Tak samo szybko jak wcześniej Norman chwycił ją za pośladek, teraz ona w rewanżu złapała go za krocze.
Norman aż się wzdrygnął, ale musiał zachować twarz, roześmiał się więc.
– Dostanę za to centa?
Daphne pokręciła mocno głową, aż rozwiały jej się włosy.
– Nie, ale może całusa? – rzuciła i już jej nie było, zanim Norman zdołał cokolwiek odpowiedzieć. Goście pogwizdywali, gdy mijała ich stoły.
Lucas wypił swoją whisky i poczuł, że jest mu niedobrze. Jak się z tego wykaraska, nie dając znowu plamy? Daphne nawet mu się podobała. I chyba on też wpadł jej w oko. Zdecydowanie dłużej patrzyła na jego twarz i jego szczupłe, ale muskularne ciało, niż na pozostałych gości. Lucas zdawał sobie sprawę z tego, że podoba się kobietom. Tak samo matronom z Christchurch, jak i dziwkom z Westport. Ale co zrobi, jeśli Norman zaciągnie go ze sobą na górę?
Lucas pomyślał o kolejnej ucieczce, ale tym razem to nie było możliwe. Nie mając konia, nie mógł opuścić Westport, na razie musiał zostać w miasteczku. A to się nie uda, jeśli od razu pierwszego dnia haniebnie się skompromituje, uciekając przed rudowłosą dziewką.
Większość towarzystwa chwiała się już lekko na nogach, gdy Daphne znowu się pojawiła i zaprosiła ich na górę. Ale nie byli na tyle pijani, żeby nie zauważyć ewentualnego zniknięcia Lucasa. A i Daphne nie odrywała od niego wzroku…
Dziewczyna wprowadziła klientów do salonu, który urządzono obitymi pluszem meblami i maleńkimi stoliczkami o bardzo pospolitym wyglądzie. Cztery dziewczyny, wszystkie w dopracowanym negliżu, już tam na nich czekały, a wraz z nimi panna Jolanda, niska i gruba kobieta o zimnym spojrzeniu, która od razu zainkasowała od każdego z gości po dolarze. – Przynajmniej żaden mi nie ucieknie, zanim nie zapłaci – stwierdziła flegmatycznie.
Lucas wniósł stosowną opłatę, zaciskając zęby. Niedługo nic nie zostanie z jego tygodniowego zarobku.
Daphne poprowadziła go do jednego z czerwonych foteli i wcisnęła mu do ręki kolejną szklankę whisky.
– Powiedz mi, nieznajomy, jak mogę cię uszczęśliwić? – szepnęła. Dotąd jako jedyna była kompletnie ubrana, ale teraz niby przypadkiem rozwiązała stanik. – Podobam ci się? Ale ostrzegam: rude są gorące jak ogień! Niejeden się już poparzył… – mówiła do niego, wodząc po jego twarzy kosmykiem swoich długich włosów.
Lucas nie reagował.
– Nie? – szeptała dalej Daphne. – Nie masz odwagi? Hm… Może potrzeba tu jakiegoś innego elementu. Dla każdego coś się znajdzie. Ogień, powietrze, woda, ziemia… – Po kolei wskazała na trzy dziewczęta, które umizgiwały się do pozostałych mężczyzn. Pierwsza z nich była bladą, wręcz eteryczną istotą o jasnych włosach i gładkiej skórze. Jej członki były delikatne, niemal chude, ale pod cieniutką koszulą zarysowywały się obfite piersi. Dla Lucasa ten widok był odrażający. W żaden sposób nie mógłby się zmusić, żeby kochać się z tą dziewczyną. Element wody uosabiała ubrana w błękity blondynka o turkusowych oczach. Wydawała się pełna energii i właśnie żartowała sobie z wyraźnie zachwyconym Normanem. Ziemią była ciemnoskóra dziewczyna z burzą czarnych loków, niewątpliwie o najbardziej egzotycznej urodzie w stadku panny Jolandy, choć nie była najładniejsza. Miała pospolite rysy twarzy i przysadzistą figurę. Ale i tak oczarowała mężczyznę, z którym teraz flirtowała. Lucas dziwił się kryteriom, jakimi posługują się przedstawiciele jego płci, dobierając sobie partnerki. Daphne bez wątpienia była tutaj najpiękniejsza. Lucasowi powinno pochlebiać to, że wybrała właśnie jego. Gdyby choć odrobinę go podnieciła, gdyby…
– Powiedz, nie macie w ofercie kogoś młodszego? – zapytał w końcu. Brzydził się własnych słów, ale jeśli miał tej nocy zachować twarz, to jedyną szansą była dla niego szczupła dziewczyna o chłopięcej budowie.
– Jeszcze młodszego niż ja? – zapytała zdumiona Daphne. Miała rację, była młodziutka. Lucas ocenił, że ma najwyżej dziewiętnaście lat. Ale zanim zdołał odpowiedzieć, rzuciła mu badawcze spojrzenie.
– Teraz już wiem, skąd cię znam! To ty jesteś tym facetem, który zwiał wielorybnikom! Kiedy ten gruby pedał, Copper, zamawiał kąpiel dla was obu! Mało nie umarłam wtedy ze śmiechu. Przecież on chyba nigdy w życiu nie miał mydła w ręku! Cóż… Widać, że to była nieodwzajemniona miłość… Ale ty też wolisz chłopców?
Silny rumieniec na twarzy Lucasa wystarczył za odpowiedź na tę niebędącą ani pytaniem, ani stwierdzeniem uwagę.
Daphne uśmiechnęła się przebiegle, ale jednocześnie wyrozumiale.
– Twoi wytworni towarzysze zapewne nie mają o tym pojęcia, co? A ty nie chciałbyś, żeby się wydało. To posłuchaj, przyjacielu, mam coś dla ciebie. Nie, nie chłopca, chłopców tutaj nie mamy. To coś szczególnego. Tylko do patrzenia, dziewczynki niczego nie mogą stracić. Zainteresowany?
– Ale… Czym? – wystękał Lucas. Propozycja Daphne zdawała się jedynym możliwym wyjściem z tej patowej sytuacji. Coś szczególnego, dodającego mężczyźnie prestiżu, ale nie wymagającego współżycia z kobietą? Lucas domyślił się, że będzie musiał wydać na to resztę swojego zarobku.
– To rodzaj… To taki taniec erotyczny. Dwie bardzo młode dziewczyny, ledwie skończyły piętnaście lat. Bliźniaczki. Zapewniam cię, że jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałeś!
Lucas poddał się losowi.
– Ile? – zapytał tylko.
– Dwa dolary! – odpowiedziała szybko Daphne. – Po jednym dla każdej z nich. I oczywiście ten, który zapłaciłeś już za mnie. Nigdy nie zostawiam ich samych z facetami!
Lucas odchrząknął.
– Z mojej… Cóż, z mojej strony na pewno nic im nie grozi.
Daphne się roześmiała. Lucas zdziwił się, jak młody i dźwięczny jest jej głos.
– W to akurat jestem skłonna uwierzyć. A więc dobrze, w drodze wyjątku. Nie masz pieniędzy, prawda? Wszystko zostało na „Pretty Peg”? Prawdziwy z ciebie bohater! Ale teraz maszeruj do pokoju numer jeden. Przyślę tam dziewczynki. A ja tymczasem sprawdzę, jak można uszczęśliwić wujka Normana.
Przeszła do starego myśliwego i natychmiast przyćmiła urodę swojej bladej koleżanki, reprezentującej element wody. Daphne zdecydowanie miała w sobie to coś. Można by nawet powiedzieć, że miała styl.
Lucas wszedł do pokoju numer jeden, który wyglądał dokładnie tak, jak się tego spodziewał. Był urządzony jak pokój w trzeciorzędnym hotelu, dużo pluszu, szerokie łóżko… Czy powinien się na nim położyć? Ale czy to nie przestraszyłoby tych dziewczynek? Zdecydował, że usiądzie na pluszowym fotelu, również dlatego, że łóżko nie wzbudziło jego zaufania. W końcu dopiero co pozbył się pcheł z „Pretty Peg”.
Przybycie bliźniaczek poprzedziły pełne podziwu okrzyki z tak zwanego salonu, przez który musiały przejść. Najwyraźniej były prawdziwym luksusem, czymś, co dodawało prestiżu temu, komu pozwolono je zamówić. Daphne nie ukrywała, że dziewczynki są pod jej opieką.
Bliźniaczki sprawiały wrażenie, jakby nie lubiły być w centrum uwagi, mimo że obszerna peleryna chroniła ich ciała przed pełnymi pożądania spojrzeniami klientów. Weszły do pokoju, trzymając się blisko siebie, i najpierw uniosły wielki kaptur, pod którym obie schowały głowy, zanim nie poczuły się bezpiecznie. Ale wciąż wyglądały na niepewne. Obie nisko opuściły jasnowłose główki, prawdopodobnie miały zamiar czekać tak, aż przyjdzie Daphne i je przedstawi. Ale ponieważ dzisiaj miało być inaczej, jedna z nich w końcu uniosła wzrok. Lucas zobaczył szczupłą twarzyczkę i nieufne jasnoniebieskie oczy.
– Dobry wieczór, sir. Czujemy się zaszczycone, że zechciał nas pan wezwać – wypowiedziała wyuczoną formułkę. – Ja jestem Mary.
– A ja Laurie – wyjaśniła druga. – Daphne powiedziała nam, że pan…
– Będę tylko patrzył, nie martwcie się – powiedział Lucas przyjaznym tonem. Nigdy by ich nie dotknął, ale pod jednym względem odpowiadały jego wyobrażeniom. Gdy Mary i Laurie pozwoliły pelerynie opaść i stały przed nim tak, jak stworzył je Bóg, przekonał się, że rzeczywiście mają szczupłe, chłopięce ciała.
– Mam nadzieję, że spodoba się panu nasze przedstawienie – powiedziała grzecznie Laurie i ujęła dłoń swojej siostry. To był wzruszający gest, jakby szukała u niej opieki, a nie sygnalizowała rozpoczęcie erotycznego pokazu. Lucas zaczął się zastanawiać, co je tutaj sprowadziło.
Bliźniaczki podeszły do łóżka, ale nie wślizgnęły się pod kołdrę. Uklękły przodem do siebie i zaczęły się obejmować i całować. Przez kolejne pół godziny Lucas obserwował gesty i pozy, które na zmianę wywoływały na jego twarzy rumieniec lub sprawiały, że mroziło mu krew w żyłach. To co dziewczynki wyprawiały, było w najwyższym stopniu nieprzyzwoite. Ale Lucas nie uważał, żeby było to odrażające. Za bardzo przypominało jego własne marzenia o zjednoczeniu z ciałem, które byłoby podobne do jego ciała, zjednoczeniu pełnym miłości, godności i wzajemnego szacunku. Lucas nie wiedział, czy te nieprzyzwoite ruchy sprawiają dziewczynkom przyjemność, ale trudno mu było to sobie wyobrazić. Ich ciała były zbyt rozluźnione, a twarze zbyt spokojne. Lucas nie dostrzegał w nich ani ekstazy, ani pożądania. Bez wątpienia jednak spojrzenia, którymi siostry się nawzajem obdarzały, były pełne miłości, dotknięcia zaś niezwykle czułe. Ich miłosna gra wywierała na obserwatorze niezwykłe wrażenie, granice między ich ciałami zaczynały się zacierać, były do siebie tak podobne, że bliskość ich ciał sprawiała wrażenie, jakby miał przed sobą tańczącą boginię o wielu ramionach i dwóch głowach. Lucasowi przypominało to pewne wizerunki pochodzące z kolonii indyjskich. Pokaz uznał za inspirujący, ale w dość szczególny sposób, miał bowiem ochotę naszkicować bliźniaczki, a nie się z nimi kochać. W ich tańcu dostrzegał jakiś artyzm. Na koniec zamarły w uścisku i oderwały się od siebie dopiero wtedy, gdy Lucas zaczął bić brawo.
Gdy Laurie podniosła się z łóżka, rzuciła badawcze spojrzenie na krocze Lucasa.
– Nie podobało się panu? – zapytała z przestrachem, gdy zauważyła, że bieliznę ma nierozwiązaną, a na jego twarzy nie widać śladów samozaspokojenia. – Mogłybyśmy… mogłybyśmy pana trochę pogłaskać, ale…
Było widać, że nie byłaby tym zachwycona, ale najwyraźniej niektórzy klienci żądali swojej zapłaty z powrotem, jeśli nie udało im się osiągnąć orgazmu.
– Ale zwykle robi to Daphne – dodała Mary.
Lucas pokręcił głową.
– To nie będzie konieczne, dziękuję. Wasz taniec bardzo mi się podobał. Tak jak powiedziała Daphne, to coś wyjątkowego. Ale skąd w ogóle ten pomysł? Przecież tego rodzaju przybytki nie oferują zwykle takich pokazów.
Dziewczynki odetchnęły i owinęły się z powrotem płaszczem, ale wciąż siedziały na łóżku. Najwyraźniej uznały, że Lucas nie stanowi zagrożenia.
– Och, to był pomysł Daphne! – Laurie chętnie udzieliła wyjaśnień. Obie dziewczynki miały słodkie, szczebiotliwe głosy, co również świadczyło o tym, że wciąż są dziećmi.
– Musiałyśmy jakoś zarabiać – dodała Mary. – Ale nie chciałyśmy… Nie potrafiłyśmy… To przecież grzech, oddawać się mężczyznom za pieniądze.
Lucas się zastanawiał, czy tego też nauczyła ich Daphne. Wyglądało na to, że ona sama nie podziela tego poglądu.
– Choć czasem nie można tego uniknąć! – Laurie stanęła w obronie ich koleżanki. – Ale Daphne mówi, że do tego trzeba dorosnąć. Tylko że panna Jolanda tak nie uważała i wtedy…
– I wtedy Daphne znalazła coś w jednej ze swoich książek. To bardzo dziwna książka… Pełna sprośności. Ale panna Jolanda mówi, że tam skąd pochodzi, ta książka nie jest grzeszna, i jeśli robi się…
– I to co my robimy, też nie jest grzeszne! – wyjaśniła Mary głosem pełnym przekonania.
– Przyzwoite z was dziewczęta – przytaknął Lucas. Nagle zapragnął dowiedzieć się o nich czegoś więcej. – Skąd się tu wzięłyście? Daphne nie jest waszą siostrą, prawda?
Laurie już miała odpowiedzieć, gdy drzwi otworzyły się i do pokoju weszła Daphne. Na jej twarzy pojawił się wyraz ulgi, gdy zauważyła, że ubrane dziewczynki prowadzą sympatyczną rozmowę z ich szczególnym klientem.
– Podobało się? – zapytała, również rzucając okiem na krocze Lucasa.
Lucas skinął głową.
– Twoje podopieczne dostarczyły mi doskonałej rozrywki – powiedział. – A właśnie miały mi opowiedzieć, skąd jesteście. Pewnie skądś uciekłyście, prawda? Wasi rodzice pewnie nie wiedzą, co robicie?
Daphne wzruszyła ramionami.
– Zależy, w co się wierzy. Jeśli moja mama i jej rodzina siedzą w niebie na chmurce i grają na harfie, to pewnie nas widzą. Ale jeśli wylądowała tam, gdzie zwykle lądują tacy jak my, to najwyżej wącha kwiatki od spodu.
– A więc wasi rodzice nie żyją – stwierdził Lucas, nie zwracając uwagi na cynizm zawarty w słowach Daphne. – Przykro mi. Ale skąd wzięłyście się akurat tutaj?
Daphne stanęła tuż przed nim.
– Posłuchaj, Luke, czy jak cię tam zwą. Jednej rzeczy bardzo nie lubimy, a są to dociekliwe pytania. Jasne?
Lucas chciał odpowiedzieć, że nie miał złych zamiarów. Wręcz przeciwnie, zaczął się już nawet zastanawiać nad tym, jak można by pomóc dziewczętom wydostać się z tarapatów, w jakich się znalazły. Laurie i Mary nie były jeszcze małymi dziwkami, a dla tak obrotnej i najwyraźniej niegłupiej dziewczyny jak Daphne też na pewno istniały inne możliwości zarobkowania. Ale w tym momencie był równie ubogi jak one. A nawet uboższy, w końcu Daphne i bliźniaczki właśnie zarobiły trzy dolary. Choć chciwa Jolanda najprawdopodobniej zostawi im z tego najwyżej jednego.
– Przykro mi – powiedział więc tylko. – Nie chciałem wam się narzucać. Posłuchaj, ja… Ja potrzebuję jakiegoś miejsca, żeby się dzisiaj przespać. Nie mogę tu zostać. Mimo przytulności tutejszych pokoi… – Gestem wskazał na wynajmowane na godziny pomieszczenia przybytku panny Jolandy, a Daphne roześmiała się dźwięcznie. Zawtórował jej stłumiony chichot bliźniaczek. – Nie stać mnie na to. Można się gdzieś tu przespać w stajni, czy coś takiego?
– Nie wracasz do obozowiska? – zapytała zdumiona Daphne.
Lucas pokręcił głową.
– Poszukam takiej pracy, przy której nie płynie aż tyle krwi. Podobno cieśle szukają rąk do pracy.
Daphne rzuciła okiem na szczupłe dłonie Lucasa, które nie miały już tak wypielęgnowanego wyglądu jak miesiąc temu, ale wciąż nie były zniszczone i poharatane jak ręce Normana czy Coppera.
– To musisz uważać, żeby nie trafiać młotkiem w palce – powiedziała. – Wtedy jest jeszcze więcej krwi niż przy waleniu pałką w focze łby. A twoja skóra, kolego, z pewnością nie jest tak wartościowa!
Lucas się roześmiał.
– Będę na siebie uważał. Chyba że wcześniej pchły wyssą ze mnie ostatnią kroplę krwi. Mam wrażenie, że już mnie coś swędzi. – Bez żenady podrapał się po ramieniu, czego dżentelmen nigdy by nie zrobił, ale też dżentelmeni niezbyt często musieli użerać się z głodnymi pasożytami.
Daphne wzruszyła ramionami.
– Pewnie przywleczona z salonu. Pokój numer jeden jest czysty, same go sprzątamy. Dziewczynki nie mogą robić swojego pokazu całe pogryzione. I dlatego nie pozwalamy tutaj spać żadnemu z tych brudasów, bez względu na to, ile płacą. Najlepiej, jakbyś spróbował w miejskiej stajni. Często nocują tam młodzi ludzie, którzy są przejazdem. A David potrafi dbać o porządek. Spodoba ci się, jestem pewna. Ale nie zepsuj go!
Tymi słowami Daphne pożegnała gościa i wyprowadziła bliźniaczki z pokoju. Lucas został w nim jeszcze przez chwilę. W końcu jego koledzy myślą, że był z dziewczynkami nago, potrzebuje więc trochę czasu na ubranie się. Gdy w końcu wkroczył do salonu, powitały go wiwaty dochodzące z pijackich gardeł. Norman uniósł szklankę, wznosząc za niego toast.
– No i proszę! Nasz Luke! Poczyna sobie z trzema najlepszymi dziewczynami, a potem wygląda jak spod igły! Słyszeliście kiedyś jakieś nieładne plotki na jego temat? To szybko przeproście, chłopcy, zanim nie zbałamuci i waszych dziewcząt!