8

Wschodzące nad górami słońce stanowiło idealny początek weselnego dnia. Alpy połyskiwały złotem i purpurą, w powietrzu unosił się rześki zapach trawy i lasu, a pomruk potoku mieszał się z szumem rzeki, zastępując szmer gratulacji. Fleurette czuła się szczęśliwa i spełniona, gdy obudziła się w ramionach Rubena i wystawiła głowę z namiotu. Gracie powitała ją mokrym psim całusem.

Fleur pogłaskała ją.

– Mam dla ciebie złą wiadomość, Grace, znalazłam kogoś, kto całuje lepiej niż ty! – powiedziała ze śmiechem. – Biegnij obudzić Stuarta, a ja zrobię śniadanie. Sporo się dzisiaj wydarzy, Gracie! Nie pozwolimy, żeby chłopcy przespali taki wielki dzień!

Stuart uprzejmie odwracał wzrok, gdy Fleurette i Ruben niemal nie odrywali od siebie rąk podczas przygotowań do podróży. Obaj bardzo się zdziwili, gdy Fleur się uparła, żeby zabrać prawie cały ich dobytek.

– Przecież wrócimy najpóźniej jutro! – stwierdził Stuart. – Oczywiście,jeśli zaczniemy robić porządne zakupy sprzętu i tak dalej, to może potrwać trochę dłużej, ale…

Fleur pokręciła głową. W nocy nie tylko posmakowała rozkoszy miłości, ale także porządnie się zastanowiła. W żadnym wypadku nie zamierzała wydać pieniędzy swojego ojca na niemające żadnej przyszłości przedsięwzięcie. Ale najpierw musiała to jakoś dyplomatycznie uświadomić Rubenowi.

– Posłuchajcie, chłopcy, to kupowanie narzędzi chyba nie bardzo ma sens – zaczęła ostrożnie. – Sami mówicie, że są bardzo kiepskie. Czy to, że mamy na nie trochę więcej pieniędzy, coś zmieni?

Stuart wciągnął powietrze.

– Nic a nic. Stary Ethan dalej będzie nam wciskał bezużyteczny szmelc.

Fleur skinęła głową.

– Znajdźmy więc inne wyjście. Jesteś kowalem, prawda? A czy potrafisz odróżnić dobre narzędzia od złych? Ale tak na pierwszy rzut oka, jak je kupujesz, a nie dopiero wtedy, gdy ich używasz?

Stuart przytaknął.

– Oczywiście, że potrafię. Gdybym tylko miał tutaj wybór…

– Dobrze – Fleur wpadła mu w słowo. – Wynajmiemy w Queenstown wóz albo od razu go kupimy. Możemy zaprząc coby, we dwójkę dadzą radę! I pojedziemy do… Jakie jest najbliższe duże miasto? Dunedin? Pojedziemy do Dunedin. Kupimy tam narzędzia i inne materiały, których potrzebują tutejsi poszukiwacze złota.

Ruben ze zdumieniem kiwał głową.

– Bardzo dobry pomysł. Działka nam nie ucieknie. Ale nie potrzebujemy wozu, Fleur, wystarczy obładować muła.

Fleurette pokręciła głową.

– Kupimy największy wóz, jaki nasze konie będą w stanie uciągnąć, i załadujemy na niego tyle towaru, ile się tylko zmieści. Przywieziemy go do Queenstown i sprzedamy poszukiwaczom złota. Jeśli to prawda, że wszyscy są niezadowoleni z narzędzi od Ethana, ubijemy niezły interes!

Po południu tego samego dnia sędzia pokoju w Queenstown udzielił ślubu Fleurette McKenzie i Rubenowi Kaysowi, który przy okazji wrócił do swojego prawdziwego nazwiska O’Keefe. Fleurette miała na sobie swoją kremową suknię, która była idealnie wyprasowana. Zadbały o to Mary i Laurie. Przystroiły też kwiatami włosy Fleur i ozdobiły ogłowia Niniane i Minette, które przywiozły młodych państwa do pubu. Ze względu na brak kościoła lub innego miejsca na publiczne zgromadzenia ślub odbywał się właśnie tutaj. Stuart był świadkiem Rubena, a Daphne druhną Fleurette. Wzruszone Mary i Laurie nie mogły powstrzymać łez.

Ethan przekazał Rubenowi w prezencie ślubnym całą pocztę na jego nazwisko z zeszłego roku. Ron puchł z dumy, bo Fleurette wszystkim mówiła, że szczęśliwie spotkanie z Rubenem zawdzięcza wyłącznie jego doskonałej znajomości koni. W końcu Fleurette sięgnęła do sakiewki i zaprosiła całe Queenstown do świętowania ich ślubu. Nie zrobiła tego wcale bezinteresownie, gdyż zyskała okazję nie tylko do poznania wszystkich mieszkańców miasta, ale też dokładnego ich wypytania. Nie, w okolicy działki Rubena nikt nigdy nie znalazł złota, potwierdził balwierz, który mieszkał w mieście od początku jego istnienia, a sam przybył tutaj jako poszukiwacz złota.

– Ale na szukaniu złota i tak niewiele można zarobić, panno Fleur – wyjaśnił. – Za dużo ludzi, za mało złota. Jasne, od czasu do czasu ktoś znajdzie olbrzymi samorodek. Ale zaraz się go pozbywa. I co wtedy ma? Dwieście, najwyżej trzysta dolarów za wyjątkowy okaz. Ale to nawet nie wystarczy na farmę i kilka sztuk bydła. Nie mówiąc już o tym, że oni wtedy zupełnie tracą rozum i wszystkie te pieniądze wydają na kolejne działki, rynny do płukania i zatrudnienie kolejnych maoryskich pomocników. Pieniądze się rozchodzą, ale nic nowego nie znajdują. Za to jako fryzjer i balwierz… Tu w okolicy mieszkają tysiące mężczyzn, a wszyscy muszą obcinać włosy. I każdy kiedyś wbije sobie kilof w stopę albo pobije się z kimś, albo zachoruje…

Fleurette doskonale to rozumiała. Tymczasem w hotelu Daphne zjawiło się z tuzin poszukiwaczy złota, którzy z chęcią częstowali się darmową whisky i odpowiadali na pytania panny młodej. Nawiasem mówiąc, niemal nie wywołała w ten sposób małej rewolty. Samo wspomnienie o narzędziach dostarczanych przez Ethana natychmiast podgrzało atmosferę. W końcu Fleur była przekonana, że otwierając skład z narzędziami, nie tylko się wzbogaci, ale i uratuje czyjeś życie. Jeśli nic się nie zmieni, poszukiwacze wkrótce dokonają linczu na Ethanie.

Podczas gdy Fleurette rozpytywała gości, Ruben rozmawiał z sędzią pokoju. Sędzia wcale nie był prawnikiem, tylko grabarzem i wytwórcą trumien.

– Ktoś musiał się tym zająć – odpowiedział, wzruszając ramionami na wyrażone przez Rubena zdziwienie. – A ludzie uznali, że będzie mi zależało, żeby rozstrzygać spory i nie dopuszczać do rozlewu krwi. Bo w ten sposób oszczędzę sobie pracy…

Fleur z zadowoleniem obserwowała konwersację męża z sędzią pokoju. Jeśli Ruben znajdzie tutaj okazję do zgłębiania prawa, to po powrocie z Dunedin nie będzie naciskał na natychmiastowy powrót na tamtą nieszczęsną działkę.

Fleurette i Ruben swoją drugą, tym razem formalną noc poślubną spędzili w wygodnym podwójnym łóżku w pokoju numer jeden w hotelu Daphne.

– W przyszłości przemianujemy ten pokój na apartament dla nowożeńców – stwierdziła Daphne.

– Ale tutaj przecież rzadko się zdarza, żeby ktoś tracił dziewictwo! – zachichotał Ron.

Stuart, który nie żałował sobie whisky, uśmiechnął się do niego z miną spiskowca.

– Zdarzało się, zdarzało! – zdradził.

Następnego dnia koło południa wyruszyli do Dunedin. Ruben kupił wcześniej wóz od swojego nowego przyjaciela.

– Weź go sobie, chłopcze, tych kilka trumien dowiozę na cmentarz choćby taczkami!

Fleurette również przeprowadziła kolejne interesujące rozmowy. Tym razem z wąskim gronem szacownych obywatelek miasta, czyli z żoną sędziego pokoju oraz żoną balwierza. W rezultacie miała dodatkową listę zakupów do zrobienia w Dunedin.

Gdy dwa tygodnie później wrócili z obładowanym wozem, brakowało im już tylko zadaszonego miejsca, żeby rozpocząć sprzedaż. Fleurette pomyślała o tym przed wyjazdem, ale uznała, że mogą dalej liczyć na ładną pogodę. Jesień w Queenstown była jednak deszczowa, a zimą padał śnieg. Za to ostatnio nikt tutaj nie umarł. Sędzia pokoju z chęcią udostępnił im swój skład trumien. Był jedyną osobą, która nie dopytywała się o nowe narzędzia. Poprosił za to Rubena o pomoc w studiowaniu literatury prawniczej, na którą poszło sporo złotych dolarów z sakiewki McKenziego.

Ale dzięki sprzedaży przywiezionego towaru sakiewka szybko zapełniła się z powrotem. Poszukiwacze złota wręcz oblegli sklep Rubena i Stuarta i już na drugi dzień po otwarciu wykupili wszystkie narzędzia. Panie potrzebowały trochę więcej czasu na dokonanie wyboru, zwłaszcza że małżonka sędziego pokoju miała początkowo opory, żeby udostępnić swój salon jako przymierzalnię dla wszystkich kobiet z miasta.

– Przecież mogą skorzystać z pomieszczenia obok składu trumien – stwierdziła, przyglądając się nieufnie Daphne i jej dziewczętom, które aż paliły się do przymierzenia sukni i bielizny, które Fleur przywiozła z Dunedin. – Tego, w którym Frank trzyma zwłoki…

Daphne wzruszyła ramionami.

– Jeśli jest akurat puste. Chociaż mnie to bez różnicy. Założę się, że żaden z delikwentów nawet nie marzył o takiej oprawie pogrzebu, co?

Łatwo było namówić Stuarta i Rubena do kolejnej wyprawy do Dunedin, a po zakończeniu drugiej sprzedaży Stuart był już po uszy zakochany w córce balwierza i ani myślał o powrocie w góry. Ruben zajął się prowadzeniem księgowości ich małego interesu i ze zdumieniem przekonał się o tym, o czym Fleurette wiedziała już od dawna. Każda z wypraw do Dunedin przynosiła więcej pieniędzy, niż można by zarobić na poszukiwaniu złota przez cały rok. Pomijając już to, że sam bardziej nadawał się na kupca niż na poszukiwacza złota. Gdy po sześciu tygodniach, podczas których trzymał pióro zamiast szpadla czy kilofu, zagoiły się ostatnie otarcia i odciski na jego dłoniach, Ruben był już całkowicie przekonany do pomysłu ze sklepem.

– Powinniśmy wybudować własny skład – stwierdził w końcu. – Coś w rodzaju magazynu. Moglibyśmy wtedy poszerzyć asortyment.

Fleurette skinęła głową.

– Artykuły gospodarstwa domowego. Kobiety pilnie potrzebują porządnych garnków i pięknych naczyń… Nie machaj mi tu ręką, Ruben. Przekonasz się, że popyt na taki towar będzie wzrastał, bo będziemy mieć tutaj coraz więcej kobiet. Queenstown stanie się prawdziwym miastem!

Sześć miesięcy później O’Keefe’owie świętowali otwarcie Składu O’Kay w Queenstown w prowincji Otago. To Fleurette wymyśliła jego nazwę i była z niej bardzo dumna. Oprócz nowych pomieszczeń sklepowych firma nabyła dwa kolejne wozy oraz sześć ciężkich koni pociągowych. Fleurette mogła więc znowu jeździć konno na swoich klaczach, a zmarli w Queenstown znowu elegancko podróżowali na cmentarz na wozie, a nie na taczkach. Stuart Peters wzmocnił kontakty handlowe z Dunedin, po czym wycofał się z interesu. Chciał się ożenić i miał dosyć ciągłego podróżowania na wybrzeże. Dzięki swojemu udziałowi w zyskach otworzył w Queenstown kuźnię, która okazała się znacznie zyskowniejszą kopalnią złota niż te prawdziwe kopalnie rozsiane po okolicy. Fleurette i Ruben zatrudnili na jego miejsce pewnego starszego poszukiwacza złota, który zajął się sprawami transportu w firmie. Leonard McDunn był spokojnym człowiekiem, który znał się na koniach i na ludziach. Fleurette martwiła tylko kwestia dostaw dla pań.

– Przecież nie mogę zlecić mu wyboru bielizny – poskarżyła się Daphne, z którą zaprzyjaźniła się mimo oburzenia pozostałych dwóch szacownych obywatelek miasteczka. – On się czerwieni już przy tym, jak proszę go o przywiezienie katalogów. Będę musiała tam jeździć co najmniej co drugi czy trzeci raz…

Daphne wzruszyła ramionami.

– Wyślij moje bliźniaczki. Nie są może najbystrzejsze, nie można im zlecić negocjacji umów i tak dalej. Ale mają dobry gust, zawsze bardzo o to dbałam. Wiedzą, jak ubierają się damy, ale wiedzą też, jak ubieramy się my w hotelu. A poza tym poznałyby trochę świata i coś tam zarobiły.

Fleurette była początkowo dość sceptycznie nastawiona do tego pomysłu, ale szybko się przekonała, że Daphne ma rację. Mary i Laurie przywiozły z Dunedin i eleganckie ubrania, i absolutnie nieprzyzwoite dessous, które ku zdumieniu Fleur spotkały się z ogromnym zainteresowaniem ze strony klientek, i to nie tylko prostytutek. Młoda żona Stuarta, cała w pąsach, zdecydowała się na czarny gorset, a kilku mieszkańców okolicy uznało, że ich maoryskie żony ucieszą się z kolorowej bielizny. Fleur wątpiła, czy te fatałaszki rzeczywiście im się spodobają, ale interes to interes. Dysponowała już także dyskretną garderobą do przymierzania, wyposażoną w wielkie lustra, a nie deprymujący podest na trumny.

Praca w sklepie pozwalała Rubenowi poświęcać wiele czasu na studiowanie prawa, co wciąż sprawiało mu radość, nawet jeśli pożegnał się już ze swoim marzeniem o zostaniu adwokatem. Był zaskoczony, jak szybko nadarzyła się okazja do praktycznego wykorzystania zdobytej wiedzy. Sędzia pokoju coraz częściej prosił go o radę, a w końcu zaangażował go bezpośrednio w rozstrzyganie sporów. Ruben doskonale się przy tym spisywał, przed następnymi wyborami dotychczasowy sędzia przygotował więc dla niego niespodziankę. Nie stanął do wyborów, tylko zaproponował kandydaturę Rubena jako swojego następcy.

– Spójrzcie na to w ten sposób – wyjaśnił w swojej przemowie. – U mnie zawsze występował konflikt interesów. Jeśli nie dopuściłem do tego, żeby ludzie się pozabijali, nie miałem zbytu na swoje trumny. Pełniąc urząd, sam siebie doprowadzałem jednocześnie do ruiny. U młodego O’Keefe’a będzie zupełnie inaczej. Jak dwóch gości porozwala sobie łby, to żaden nie kupi już u niego narzędzi. W jego interesie leży więc utrzymywanie spokoju i porządku. Wybierzcie więc jego, a mnie dajcie już spokój.

Mieszkańcy Queenstown poszli za jego radą i Ruben znaczną większością głosów został wybrany na nowego sędziego pokoju.

Fleurette ucieszyła się, choć nie do końca przekonała ją argumentacja grabarza.

– Nasze narzędzia idealnie nadają się do rozbijania łbów – szepnęła do Daphne. – I mam nadzieję, że Ruben nie będzie zbyt często powstrzymywać klientów od takich chwalebnych czynów.

Jedyną kroplą goryczy w szczęśliwym życiu Fleurette i Rubena w rozkwitającym mieście poszukiwaczy złota był brak kontaktu z rodziną. Oboje z radością napisaliby do swoich matek, ale nie mieli odwagi.

– Nie chcę, żeby ojciec dowiedział się, gdzie jestem – Ruben jasno postawił sprawę, gdy Fleurette chciała napisać do swojej matki. – I lepiej, żeby twój dziadek też nie wiedział, gdzie jesteś. Kto wie, co może przyjść mu do głowy. Nie byłaś pełnoletnia, gdy braliśmy ślub. Mogliby wpaść na pomysł, żeby zrobić nam z tego powodu jakieś trudności. Poza tym obawiam się, że ojciec wyładowałby swój gniew na matce. To nie byłby pierwszy raz. Nawet nie chcę myśleć, co się działo, jak wyjechałem.

– Ale w jakiś sposób musimy je powiadomić! – stwierdziła Fleurette. – Wiesz co? Napiszę do Dorothy. Dorothy Candler. A ona przekaże wiadomość mojej mamie.

Ruben złapał się za głowę.

– Oszalałaś? Jeśli napiszesz do Dorothy, to ona na pewno powie pani Candler. Równie dobrze mogłabyś wykrzyczeć, gdzie jesteśmy, na samym środku rynku w Haldon. Jeśli koniecznie chcesz do kogoś napisać, to lepiej do Elizabeth Greenwood. Jej dyskrecji można ufać.

– Ale wujek George i Elizabeth są w Anglii – zaprotestowała Fleurette.

Ruben wzruszył ramionami.

– To co? Kiedyś przecież wrócą. Nasze matki muszą po prostu poczekać. I kto wie, może panna Gwyn dowie się czegoś o Jamesie McKenziem. On przecież siedzi w jakimś więzieniu na Canterbury Plains. Może nawiąże z nim jakiś kontakt.