Hannah
Jest dość milczący, a chwilami opryskliwy, ale to mi nie przeszkadza. Podwiezie mnie do rodziców, za co jestem mu wdzięczna. Uwierzyłam, że nie ma zamiaru mnie skrzywdzić. Wprawdzie skrępował mnie, kiedy nakrył mnie na podłodze swojego auta, ale sama nie wiem, jak zareagowałabym na jego miejscu. W nocy budziłam się kilka razy, lecz spał na kanapie i nie wyglądał, jakby miał zamiar zrobić mi coś złego. Może jednak istnieją na tym świecie dobrzy ludzie? A może on też przed czymś ucieka i dlatego jest taki ostrożny?
Zdzieram cenę z butów, które kupiłam po drodze. Są wygodne, więc sprawdzą się podczas ewentualnej ucieczki. Zdecydowanie lepsze niż szpilki. Kontroluję, czy z torebki nic nie zginęło. Trochę mi głupio, że oskarżyłam go o kradzież, ale teraz jesteśmy kwita. On uznał mnie za złodziejkę, kiedy zauważył mnie w swoim aucie.
Odsuwam z twarzy kosmyk włosów i wychodzę z toalety. Jonathan siedzi przy stoliku i czeka na nasze zamówienie. Wpatruje się w telefon i marszczy brwi. Kiedy podchodzę, rzuca mi szybkie spojrzenie i wraca do lektury wiadomości. Cholera. Mam nadzieję, że nie piszą nic na mój temat.
Opadam na krzesło i sama wyciągam telefon. Przeglądam najświeższe informacje, ale nie ma żadnej wzmianki o zaginionej dziewczynie. Rzucam okiem na pozostałe artykuły. Biorę głęboki wdech i odkładam urządzenie do torebki. Mój towarzysz wciąż coś czyta. Zaglądam mu przez ramię.
– Co cię tak zainteresowało?
– Lubię być na bieżąco – odpowiada i wyłącza ekran. Nie zdążyłam sprawdzić, jaki artykuł tak go pochłonął.
– Jesteś Amerykaninem? – wypalam, zanim ugryzę się w język. Unosi brwi i czujnie mi się przygląda. – Twój akcent… byłam ciekawa. – Spuszczam wzrok i sięgam po szklankę z wodą. W tej chwili pojawia się kelnerka i stawia przed nami talerze z parującym jedzeniem. Dociera do mnie, że okrutnie zgłodniałam, więc natychmiast sięgam po widelec, unikając badawczego wzroku Jonathana.
– Tak. – Na dźwięk jego głosu unoszę spojrzenie. – Jestem Amerykaninem. Ale twój akcent brzmi dość brytyjsko.
– Jestem Brytyjką, ale ostatnie kilka lat spędziłam w Stanach.
Mam ochotę na luźną pogawędkę, lecz nie wiem, ile informacji o sobie mogę mu zdradzić. On też nie jest zbyt wylewny. Przez większość czasu w samochodzie oboje milczeliśmy, ale zaczynam czuć się przy nim dość komfortowo, więc chyba możemy pogadać o pogodzie albo książkach. Wydaje mi się dość mroczny, lecz ta niedostępność wzbudza moją ciekawość, dlatego pytam:
– Spędzasz urlop w Europie?
– Powiedzmy.
Dociera do mnie, że to koniec rozmowy. Szybko poszło. Skupiam się na jedzeniu i rozglądam po sali. Wszyscy wokół są zapatrzeni w telefony lub w swoich rozmówców. Nikt nie patrzy na mnie tak, jakby zaraz miał mnie rozpoznać i zniweczyć mój plan ucieczki, mimo to serce zaczyna mi bić szybciej. Gdyby teraz któraś z tych osób zobaczyła w sieci moje zdjęcie i doniosła, gdzie jestem, byłabym zgubiona. Ale w sieci nie ma mojego zdjęcia, prawda? Nie przegapiłam go? Zaciskam palce na widelcu i wstrzymuję oddech.
– Byłoby łatwiej, gdybyś powiedziała mi, czego się boisz. – Jego cichy głos przywraca mnie do rzeczywistości.
– Każdy się czegoś boi – odpowiadam zdawkowo, żeby nie drążył tematu.
– Ale nie każdy doświadczył przemocy.
Jonathan wbija we mnie uważne spojrzenie i czeka. Przełykam ślinę. Odkładam widelec. Widzę, że nie ma sensu udawać.
– Skąd wiesz? – szepczę.
– Widziałem twoją reakcję, kiedy podniosłem przy tobie rękę. To mi wystarczyło. Poza tym masz fałszywe dokumenty i ewidentnie się ukrywasz. Wniosek jest jeden: ktoś cię skrzywdził i postanowiłaś z tym skończyć.
Nawet nie zdaje sobie sprawy, jak prawdziwe jest to, co mówi. Nikomu nigdy nie zwierzałam się z tego, co mnie spotkało. Skoro sam się domyślił, nie zaszkodzi, jeśli powiem to wreszcie na głos.
– Mój mąż nazywa to dyscypliną.
Z głośnym hukiem odstawia szklankę. Podskakuję na siedzeniu. Przez chwilę zaciska szczękę, po czym wzdycha i wskazuje głową mój talerz.
– Jedz, zanim wystygnie.
– Skąd wiesz, jak rozpoznać bitą kobietę? – Nie daję za wygraną.
Bez pośpiechu gryzie kawałek mięsa, przełyka i powoli przesuwa wzrokiem po pomieszczeniu. Przygryza wargę, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał. W końcu się odzywa:
– Byłem gliniarzem.
Szeroko otwieram oczy. Wiedziałam, że kłamie. Ja też nie byłam do końca szczera. Nie uwierzyłam, że jest lekarzem, ale tego się nie spodziewałam.
– A więc jednak nie jesteś ginekologiem? – Wsuwam do ust porcję jedzenia. Spogląda na mnie i jestem niemal pewna, że próbuje się nie uśmiechnąć. Sama rzucam mu krótki uśmiech i zajmuję się jedzeniem. Do końca posiłku nie rozmawiamy, ale atmosfera między nami wyraźnie się poprawia. Nawet pozwolił mi zapłacić.
* * *
Wchodzę do lombardu, a szczupły mężczyzna wita mnie szerokim uśmiechem. Wymuszam podobny grymas i podchodzę do lady. Facet coś do mnie mówi, ale nie jestem pewna, czy dobrze go zrozumiałam. Wyciągam z torebki to, co chcę zastawić. Potrzebuję jak najwięcej forsy, a te rzeczy nie będą mi już potrzebne. Gość przygląda mi się ze zrozumieniem. Pewnie myśli, że się rozwiodłam, skoro przynoszę mu obrączkę i pierścionek zaręczynowy. Pozwalam mu tak myśleć i tylko smutno kiwam głową. Z przyjemnością pozbędę się tej biżuterii. Nie znam dobrze niemieckiego, ale dogadujemy się trochę na migi i po kilku minutach wychodzę z gotówką w ręku.
Gdyby wszystko było takie proste. Chciałabym móc zostawić w lombardzie wspomnienia z ostatnich dwóch lat. Albo nie. Z trzynastu. Wspomnienia. W wyobraźni widzę roześmianą mamę, która stawia ciasto na stole. Obok niej przemyka rudy kot, a tata krzyczy na zwierzaka, żeby złaził ze stołu. Przez otwarte okno balkonowe wdziera się zapach świeżo skoszonej trawy. Ja i Lucy śmiejemy się, a kot nic sobie nie robi z tego, co tata mu tłumaczy. Lucy. Potrząsam głową, żeby wrócić do rzeczywistości.
Wzdycham i ruszam w stronę miejsca, gdzie umówiłam się z Jonathanem. O ile po mnie wróci. Spoglądam na zegarek. Już czas. Pojechał wymienić samochód w wypożyczalni. Gość ma fioła na punkcie ostrożności, ale dzięki temu sama czuję się bezpieczniej. Jego doświadczenie w policji sprawia, że tym bardziej chcę z nim pojechać dalej, jednak fakt spóźnienia się na umówione spotkanie każe mi przypuszczać, że postanowił się mnie jednak pozbyć. Jestem nieplanowanym balastem, a on najwyraźniej nie ma zamiaru dzielić się ze mną tym, dlaczego jedzie przez Europę, zmieniając samochody.
Skubię skórki wokół paznokci i rozglądam się, chociaż nie mam pojęcia, jakiego samochodu powinnam wypatrywać. Jest ciepło, a czerwcowe powietrze przyjemnie muska moją skórę. Mocno przytulam torebkę. Jest cholernie ciężka, ale chyba umarłabym z rozpaczy, gdyby ktoś mi ją ukradł. Kiedy w hotelu Jonathan wspomniał, że widział moje pieniądze, byłam pewna, że to koniec. Bez gotówki byłabym zgubiona. Od tygodnia stopniowo opróżniałam konto, żeby w podróży nie musieć korzystać z bankomatu. Wtedy można by mnie łatwo namierzyć.
Przy krawężniku zatrzymuje się szary sedan. Szyba od strony pasażera opada i moim oczom ukazuje się poważna twarz Jonathana. Wykonuje ruch oznaczający, żebym wsiadła do środka. Jednak nie zostawił mnie na lodzie. Uśmiecham się i chwytam za klamkę. Sadowię się na fotelu i rozglądam wokół. Czuję ulgę, kiedy mogę postawić swoją ciężką torbę pod nogami.
– Tamten samochód bardziej mi się podobał – oznajmiam.
– Jutro pozbędziemy się tego – mówi, ruszając ze wzrokiem wlepionym w szybę.
– Lubisz zmieniać samochody.
– A ty masz sporo szczęścia podczas swojej ucieczki.
Odwracam się w jego stronę. Marszczę brwi. Nie podoba mi się jego ton.
– Co masz na myśli?
– Wsiadłaś do auta byłego gliniarza, który wie, jak pozostać niezauważonym.
To prawda. Czuję się, jakbym miała wspólnika, i to sprawia, że mniej się denerwuję.
– Masz rację. Nie chciałam być złośliwa.
Kiwa głową, przyjmując moje przeprosiny, po czym kontynuuje:
– Poza tym opuściłaś miasto, zanim gliny znalazły ciało.
Oblewam się zimnym potem. Czuję, jak z twarzy odchodzi mi cała krew.
– Jakie ciało?
Zasycha mi w gardle.
– Kiedy byliśmy w restauracji, czytałem wiadomości. Wczoraj wieczorem w Wiedniu znaleziono dwa ciała. Obaj mężczyźni zginęli od strzału w głowę.
Żołądek podchodzi mi do gardła. Z trudem biorę wdech.
– Sugerujesz, że miałam z tym coś wspólnego? – Mój głos drży.
Chyba nie wyjmie teraz kajdanek, żeby mnie aresztować i przesłuchać? Skoro jest ostrożny, to pewnie i podejrzliwy. Każdy, kto był wczoraj w Wiedniu, może coś wiedzieć. Odstawi mnie na najbliższy posterunek, żeby gliniarze mogli spisać moje zeznania? Nie mogę jechać na policję. On mnie tam znajdzie.
– A miałaś? – pyta, zerkając na mnie bez żadnych emocji.
– Pytasz poważnie? – Z mojego gardła wydobywa się szept.
Kącik jego ust lekko się unosi.
– Nie. Chciałem tylko zaznaczyć, że udało ci się wyjechać we właściwej chwili. Kilka godzin później policja zapewne dokładnie sprawdzała każdego, kto wyjeżdżał z miasta. Twój mąż mógł cię dopaść, zanim opuściłaś Wiedeń.
Przeszywa mnie dreszcz na samą myśl o takim przebiegu wydarzeń.
– Dobrze, że postanowiłam zwiać w trakcie przedstawienia, a nie po nim – mówię sama do siebie.
– Jak uciekłaś? – Chyba rzeczywiście jest zainteresowany.
– Byliśmy w operze. Powiedziałam, że idę do toalety. Wyszłam z budynku i chciałam dostać się do hotelu, by wziąć walizkę, ale wtedy zobaczyłam, że wybiegł za mną. Nie wiedziałam, co robić. Wbiegłam w jakąś uliczkę i schowałam się w twoim samochodzie.
– Wyczuł, że coś kombinujesz.
– Starałam się nie wzbudzać podejrzeń.
Parska śmiechem, a ja patrzę na niego oburzona.
– Wybacz – mówi. – Nikt ci nigdy nie powiedział, że nie umiesz udawać?
Nieprawda. Niektórzy się nabrali.
– O co ci chodzi? – Splatam ramiona na piersi, próbując wyglądać groźniej.
– Wszystko cię zdradza. Twoja twarz wyraża wszelkie emocje, twoje ciało nie współpracuje. Kiedy jesteś zdenerwowana, cała się trzęsiesz, a w twoich oczach z kilometra widać strach.
W jego głosie słyszę krytykę. Czuję się jak karcone dziecko. Nie wiem, co powiedzieć. Znów na mnie zerka, a gdy ponownie się odzywa, jego ton jest łagodniejszy:
– Jeśli chcesz zostawić to za sobą, musisz być bardziej opanowana.
Czyli wypruta z emocji, jak on. Kiwam głową i pogrążam się w myślach. Opieram czoło o szybę i zastanawiam się nad jego słowami. Zapewne się nie pomylił. Muszę nad sobą panować. Mam też nadzieję, że naprawdę uda mi się zostawić za sobą cały ten koszmar.
– Hannah.
Pierwszy raz użył mojego imienia.
– Tak?
– Dlaczego uciekłaś?
Nie wiem, co mnie bardziej dziwi: jego pytanie czy to, że nagle chce rozmawiać.
– Bił mnie.
– To już wiem. Nie chodzi mi o powód, tylko o rozwiązanie. Dlaczego wybrałaś ucieczkę i ukrywanie się, skoro mogłaś pójść na policję i poprosić o pomoc? Czy to nie byłoby prostsze?
Gdybyś tylko wiedział to, co ja wiem, tobyś nie pytał. Pójście na policję wszystko by zepsuło.
– Nie mogłam tak po prostu pójść na posterunek i powiedzieć, co się stało. Nie uwierzyliby mi, a sprawy mogłyby przybrać jeszcze gorszy obrót. – Wlepiam wzrok w przemykający za oknem krajobraz.
– Dlaczego?
Wzdycham.
– Mój mąż pracuje w policji.