Jonathan
– Odeszły mi wody! – krzyczy jakaś kobieta.
Nie! Ja chyba śnię. Ona żartuje, prawda? Takie rzeczy przytrafiają się w filmach, ale nie w rzeczywistości. A już na pewno nie dzieją się na stacjach benzynowych, gdzie jesteś tylko przejazdem, bo śpieszysz się na prom. Odwracam się od kasjera i natychmiast widzę, jak Hannah podchodzi do ciężarnej i pozwala jej oprzeć się o swoje drobne ciało. Już czuję, że szybko stąd nie wyjdę.
– Musimy się dostać na zaplecze! – krzyczy Hannah, a ja jestem w szoku, jak silny jest jej głos. To na pewno ona? Odnajduje mnie wzrokiem i kiwa głową, żebym podszedł. Podbiegam i biorę od niej torebkę, podczas gdy facet w śmiesznym uniformie otwiera drzwi prowadzące do małego biura. – Proszę wezwać karetkę. – Hannah patrzy na faceta z determinacją w oczach.
Idę za nią i wciąż jestem pod wrażeniem. Przeszła jakąś transformację w tej toalecie? Przeszywa mnie dreszcz. Takiej jej jeszcze nie widziałem. Znam kilka jej twarzy: wystraszoną, przerażoną, smutną, oburzoną, rozbawioną. Każde z tych wcieleń mi się podoba, ale opanowana i władcza Hannah jest po prostu niewiarygodna. Nie wiem, co powiedzieć, więc idę za nią, zostając jej tragarzem.
– Pan jest ojcem? – pyta chłopaka, który wsuwa się do pomieszczenia tuż za mną.
– Tttaak.
Śmiem przypuszczać, że gość właśnie narobił w gacie.
– Niech pan ją trzyma – mówi Hannah, a koleś przejmuje od niej ciężarną. – Uprzątnij kanapę. – To było do mnie. Robię zdziwioną minę, ale ona po prostu wychodzi z biura.
Żeby nie stać jak widły w gnoju, wykonuję jej polecenie. Zrzucam jakieś segregatory na podłogę, a mały karton odstawiam na biurko. Przesuwam kilka razy dłonią, żeby strącić okruszki chleba. Mam nadzieję, że to chleb, a nie na przykład poobgryzane paznokcie. Krzywię się na tę myśl. Tapczan jest gotowy, ale nie wiem, co dalej. Wtedy wraca Hannah. Niesie rolkę ręcznika papierowego i szybko układa duże kawałki na tapczanie. Potem pomaga chłopakowi położyć na nim kobietę w ciąży. Obserwuję to wszystko, jakbym oglądał film.
Hannah klęka między nogami kobiety, rozchylając je jeszcze bardziej. Bez ostrzeżenia zsuwa jej majtki, więc szybko odwracam wzrok. Wtedy słyszę jej głos:
– Wody odeszły i są czyste. To dobry znak, ale obawiam się, że urodzi pani, zanim dotrze tutaj karetka.
Nie wiem, kto jest bardziej przerażony: kobieta mająca urodzić dziecko na stacji benzynowej, jej partner czy ja. Bo na pewno nie Hannah.
– Potrzebne mi będą czyste ręczniki, jeśli takie macie. – Pracownica stacji, która pojawiła się w drzwiach, kiwa głową. – Proszę mi też przynieść płyn do dezynfekcji rąk. Macie coś takiego? – Kolejne kiwnięcie. – Proszę też poszukać ostrych nożyczek i czegoś do zaciśnięcia pępowiny.
Wszyscy spoglądamy po sobie, a ona czeka, aż się ruszymy. Porusza brwiami i unosi podbródek, jakby chciała powiedzieć: „Na co czekacie? Wypierdalać mi stąd!”. Dziewczyna znika za drzwiami. Facet przytula ciężarną i powtarza jej, że wszystko będzie dobrze. Założę się, że gość nawet nie ma pojęcia, co się tutaj dzieje. Ja nie mam.
– Jonathan – mówi Hannah. – Przynieś mi coś do zaciśnięcia pępowiny.
– Czyli co? – Może ją to zaskoczy, ale nigdy, kurwa, nie zaciskałem pępowiny.
– Może być jakiś sznurek, tylko mocny, na przykład taki do bielizny.
– Poszukam – rzucam i wchodzę pomiędzy regały. Znajduję to, o co prosiła, i wracam do biura, gdzie ciężarna coraz głośniej sapie. Robię wszystko, żeby nie spojrzeć między jej rozsunięte nogi.
– Zaraz wracam – oznajmia Hannah, biorąc od pracownicy płyn do dezynfekcji i znikając w łazience. Przez chwilę słychać szum lejącej się wody, a potem zza drzwi wyłania się głowa mojej towarzyszki. – Macie rękawiczki jednorazowe?
Dziewczyna przynosi to, o co ją prosiła.
Hannah naciąga rękawiczki takim ruchem, że od razu myślę o badaniu prostaty. Podchodzi do kobiety i znów mości się między jej nogami. Stoję w drzwiach i nie wiem, czy powinienem uciekać, czy może zaproponować jej pomoc. Wybieram stanie i gapienie się. Pracownica stacji robi to samo. Facet, który wkrótce ma zostać ojcem, w kółko powtarza, jaka dzielna jest jego dziewczyna i jak bardzo ją kocha. W ramach odpowiedzi dowiaduje się, że „jest chujem”, bo „to on jej to zrobił”. Spoglądamy na siebie z dziewczyną ze stacji. Wzruszam ramionami. Co ja mogę?
Wtedy się zaczyna. Najpierw gość zza kasy informuje, że karetka będzie za kwadrans. Potem ciężarna kobieta wrzeszczy, że ją boli i że nienawidzi swojego faceta. Dzięki Bogu, że krzyczy po angielsku, bo nie miałbym pojęcia, o co jej chodzi. Na filmach to wygląda inaczej. Tam rodzące niewiasty krzyczą „aaa” i „uuu”, a nie rzucają przekleństwami w swoich facetów. Czasem nawet mają na szyjach perły, a po ich czołach nie cieknie pot. Zderzenie z rzeczywistością jest dość brutalne. W tej chwili postanawiam, że nigdy nie będę miał dzieci. A jeśli zdarzy się, że będę miał, zrobię wszystko, by nie uczestniczyć w porodzie. Po co mam się dowiadywać o sobie takich rzeczy, jakich właśnie wysłuchuje ten biedny mężczyzna?
– Jonathan. – Chyba wygrałem konkurs na asystenta. – Zdezynfekuj mi, proszę, te nożyczki.
Biorę płyn do rąk i „te nożyczki”, a następnie udaję się do toalety i obficie spryskuję ostrza śmierdzącym alkoholem paskudztwem. Ze zgrozą zauważam, że trzęsą mi się dłonie. Kurwa, zabiłem tylu ludzi i nigdy nawet nie drgnęła mi ręka, kiedy naciskałem spust, a teraz telepię się jak galareta, bo będę brał udział w przyjmowaniu porodu. Przełykam ślinę i szybko wracam do pomieszczenia, gdzie rodząca kobieta drze się jak opętana. Dowiaduję się, że mam też zdezynfekować kawałek sznurka, na jakim zwykle wiesza się pranie w ogrodzie.
– Proszę na mnie spojrzeć – mówi Hannah, a laska natychmiast przestaje krzyczeć i skupia na niej spojrzenie. Magia. Nie można było tak od razu? – Jestem ginekologiem. Pomogę pani, ale musi pani oddychać i przeć, kiedy powiem. Dobrze?
– Dobrze.
– Mamy pełne rozwarcie – oznajmia Hannah, jakbyśmy wszyscy doskonale się orientowali, jak odróżnić „pełne” od „niepełnego”.
Podchodzę tak, żeby nie narazić się na widok pochwy przyszłej mamy. Niestety Hannah przywołuje mnie do siebie i każe mi trzymać sznurek oraz nożyczki w pogotowiu. Moim oczom ukazuje się widok, który będzie mnie prześladował w snach do końca życia. Ja pierdolę. Zabiłem wiele osób. Widziałem różne okropieństwa, będąc gliniarzem. Obserwowałem bryzgającą krew, kiedy rozwalałem komuś głowę jednym strzałem. Zaciskałem zęby i robiłem, co do mnie należało. Zawsze trzymałem nerwy na wodzy, ale teraz, patrząc na „pełne rozwarcie” tej kobiety, czuję, że zaczynają mi się pocić dłonie.
– Główka zeszła. Proszę przeć! – Hannah robi straszne rzeczy. Wyciąga z dziewczyny malutką główkę, całą we krwi. Chwilę później widzę całe dziecko. Nie mam pojęcia, ile to trwa. Jestem jak sparaliżowany. Wtedy odkrywam, że ona coś do mnie mówi. – Trzymaj ją, a ja zacisnę pępowinę.
Jak to, kurwa, trzymaj? I kim jest „ona”? Zanim zdążę się zastanowić, owija dziecko w ręcznik i wciska mi je w dłonie. Potem plącze sznurek i odcina pępowinę. Podnoszę głowę i widzę, że dziewczyna i jej facet, którego jeszcze niedawno nienawidziła, płaczą. Wpatrują się w zawiniątko. Natychmiast podaję dziecko chłopakowi, który z chuja awansował właśnie na tatusia. Czuję jakiś dziwny ucisk w gardle, ale Hannah przerywa ten piękny moment słowami:
– Teraz rodzimy łożysko. – Patrzę na nią z taką miną, jakby oświadczyła, że zaraz utnie mi jedną nogę, bo na chuj mi dwie. – Przynieś mi, proszę, worek lodu. Obkurczymy naczynia krwionośne, żeby się odkleiło.
Ale co ma się odkleić? Zresztą nieważne. Nie chcę wiedzieć. I tak już mam traumę. Pędzę po lód, a po chwili Hannah układa go na brzuchu świeżo upieczonej mamusi. Mogłem wziąć też worek dla siebie, bo od tego wszystkiego robi mi się gorąco. Rozglądam się wokół. Wszyscy płaczą: młodzi rodzice, dziewczyna ze stacji, facet ze stacji, który nie wiadomo kiedy do nas dołączył. Nawet ja czuję, że chwyta mnie wzruszenie, ale dyskretnie się odwracam, gdy Hannah nadzoruje akcję z łożyskiem. Tego już nie zdzierżę.
Po chwili dociera do mnie sygnał nadjeżdżającej karetki. Kiedy sanitariusze wpadają do pomieszczenia, moja towarzyszka przekazuje im jakieś istotne informacje, a potem idzie do łazienki i wraca bez rękawiczek. Wszyscy powoli opuszczają pokój. Wpatruję się w swoją pasażerkę i tylko kręcę głową z uśmiechem. Była cudowna.
– Co? – pyta, kiedy zauważa, że się na nią gapię.
– Nic. Po prostu jestem pod wrażeniem.
– Zrobiłbyś to samo na moim miejscu.
– Na twoim miejscu pewnie krzyczałbym głośniej niż ta dziewczyna.
Wychodzimy z pomieszczenia i od razu zostajemy oślepieni błyskiem flesza. Hannah wypuszcza z rąk torebkę i kilka rzeczy prawie z niej wypada. Upycham wszystko do środka i podnoszę jej bagaż z podłogi. Staję między nią a facetem, który wszystkim dookoła pstryka fotki. Już mam mu przyłożyć, kiedy gdzieś obok mnie miga kolejny flesz.
– To pani przyjęła poród? – pyta jakaś starsza babka.
Rozglądam się i widzę kilkanaście osób. Pewnie klienci, którzy dotarli tutaj w czasie akcji porodowej. Część z nich wpatruje się w nowo narodzoną dziewczynkę, której mama wyjeżdża ze stacji na noszach, a inni skupiają się na nas. Słyszę dźwięk aparatów i natychmiast przyciągam Hannah do siebie. Jebani niespełnieni paparazzi. Toruję nam przejście i chwilę później przeciskamy się pomiędzy gapiami.
Szczęśliwi rodzice machają do nas z karetki, a pracownicy stacji próbują okiełznać tłum, który zgromadził się wewnątrz, gdy my na zapleczu przyjmowaliśmy na świat tę małą istotkę.
– Wskakuj – mówię, gdy docieramy do samochodu. – Jeśli te zdjęcia trafią do sieci, twój mąż lub jego wrogowie bardzo szybko cię znajdą.
W sekundzie robi się blada. Teraz? Pomagając tej kobiecie urodzić łożysko, nawet nie mrugnęła.
– O cholera. Nie pomyślałam o tym.
Szybko wyjeżdżam z parkingu. Hannah zaczyna grzebać w torebce. Układa swoje rzeczy w wielkim skupieniu. W końcu wzdycha i odstawia bagaż. Czekam, aż z nerwów zacznie obgryzać skórki wokół paznokci, ale nic takiego się nie dzieje.
– Byłaś niesamowita – mówię, bo naprawdę tak uważam.
– Jestem lekarzem. A przynajmniej byłam.
– Zachowałaś zimną krew. Nie widziałem cię jeszcze w takim wydaniu.
– Jeszcze wiele o mnie nie wiesz.
Mówi to ze smutkiem. Ma rację. Niewiele o niej wiem, ale bardzo chciałbym się dowiedzieć więcej. Niestety za kilka godzin dotrzemy do celu wspólnej podróży i rozstaniemy się na zawsze. Wiem jednak, że codziennie będę o niej myślał, zastanawiał się, czy u niej wszystko w porządku. Po prostu będę za nią tęsknił. Postaram się też pilnie obserwować Nigela. Jeśli kiedykolwiek ją odnajdzie i zechce ponownie skrzywdzić, będzie miał ze mną do czynienia.