ROZDZIAŁ DWUNASTY

Jonathan

Wydaję z siebie coś w rodzaju warknięcia, uderzając ręką w kierownicę. W lusterku widzę, jak Hannah idzie z mamą w stronę domu. Odwracam wzrok. Jak to mówią? Co z oczu, to z serca? Bardzo, kurwa, ciekawe. Staram się uspokoić, ale nie ma na to szans. Ta dziewczyna zbyt mocno na mnie działa, żebym mógł wrócić do swojego życia, zapominając o tym, co ją czeka. I o jej zielonych oczach.

Jestem wkurwiony. Powinienem to inaczej rozegrać. Ciekawe jak, Fallon? Zabrać ją do siebie, żeby ten kretyn znalazł ją w najmniej spodziewanym momencie? Na przykład kiedy będzie kupowała bułki i mleko? Ryzykować, że jakiś jego kumpel z patrolu podpierdoli ją, gdy zobaczy, jak wchodzi do kosmetyczki? Wiem, że najciemniej pod latarnią i że teoretycznie mogłaby się przed nim ukryć w Nowym Jorku, ale to zbyt duże ryzyko. Mógłbym ją też zamknąć w domu, żeby Nigel nigdy jej nie znalazł, podobnie jak zbiry szukające jej dla okupu. Bo coś mi się zdaje, że takowi istnieją. Ciekawe tylko, jak szybko Hannah zaczęłaby mnie nienawidzić za ten pomysł i poczuła się jak więzień skazany na dożywocie.

To wszystko jest takie popierdolone. Wciąż mam przed oczami jej twarz i spojrzenie błagające mnie, żebym został. Wydaje mi się, że to właśnie chciała mi powiedzieć, ale może to tylko moje chore wyobrażenia. Pogrążony w myślach, prawie zjeżdżam na sąsiedni pas. Jakaś furgonetka pojawia się przed moimi oczami w ostatniej sekundzie, a klakson przywraca mnie do rzeczywistości. Wykonuję szybki manewr i znów jestem na swoim pasie. Kurwa, mało brakowało, a bym się zabił. Muszę się gdzieś zatrzymać i uspokoić.

Widzę jakiś bar, natychmiast skręcam i parkuję pod lokalem. Przecieram twarz dłońmi i przez chwilę po prostu gapię się przed siebie. Co się ze mną dzieje? Nigdy nie miałem poczucia, że chcę chronić jakąś kobietę. Owszem, kiedy jakiś facet przystawiał się do laski, z którą aktualnie sypiałem, tłumaczyłem mu, żeby spadał. Chroniłem ją, jak to glina. Zwykle wystarczyło lekkie pchnięcie takiego delikwenta lub pomachanie mu odznaką przed mordą. Nie zdarzyło mi się jednak czuć, że którejś z tych kobiet chciałbym zapewnić bezpieczeństwo. Za wszelką cenę.

Kiedy próbuję dojść do tego, co tak naprawdę znaczy dla mnie Hannah, drzwi baru się otwierają i wychodzi z nich jakiś facet. Natychmiast przykuwa moją uwagę, bo jest dość aktywny. Mimo ciemności w blasku świateł lokalu i ulicznych lamp widzę to, co powinienem zobaczyć. Chyba mam jebane déjà vu, bo już widziałem tę scenę. Wtedy był środek dnia, a ja stałem z Hannah za rogiem i obserwowałem drzwi belgijskiej knajpy. Teraz zapadł już zmrok, siedzę w samochodzie i rzecz dzieje się w Brighton, ale facet jest ten sam. Znów ma przy uchu telefon i żywo gestykuluje, tłumacząc coś swojemu rozmówcy. Idzie w moim kierunku, a ja dziękuję sam sobie za przyciemniane szyby. Uchylam lekko okno. Może uda mi się usłyszeć, o czym tak energicznie rozprawia. Nie muszę dodawać, że mam złe przeczucia.

Stoję w rzędzie samochodów, wzdłuż którego przemieszcza się mój cel. Wciąż gada przez telefon, a jego głos dociera do mnie coraz wyraźniej. Kładę się na siedzeniu pasażera, żeby mnie nie zauważył. Pozna mnie. Jest amatorem, ale chyba nie tak kiepskim, jak sądziłem, skoro dotarł tu w tym samym momencie co Hannah. Na myśl o niej kurczy mi się żołądek. Czy jest bezpieczna? Zostawiłem ją pod domem rodziców niespełna pół godziny temu, więc mam nadzieję, że nikt nie zdążył zrobić jej krzywdy. Zaciskam dłonie w pięści. Rośnie mi poziom agresji.

Facet się zbliża. Już wiem, że nie mówi po angielsku. Rosyjski? Ukraiński? Coś z tego rejonu. Nie rozumiem ani słowa. Kiedy mnie mija, unoszę głowę i postanawiam zaryzykować. Cicho otwieram drzwi i wysiadam. Wychylam się zza rzędu aut, żeby zobaczyć, dokąd zmierza. Staje przed jednym z samochodów, chowa się za nim i za chwilę słyszę dźwięk zamykanych drzwi. Zapala silnik. Wskakuję za kółko, żeby nie zdążył mi uciec. Pięć sekund później mija mnie czarny sedan, a w środku siedzi znajomy blondyn.

Jadę za nim. Znam się na śledzeniu ludzi, więc nie martwię się, że mnie zauważy. Zachowuję odpowiednią odległość i nie rzucam się w oczy. Ruch jest niewielki, ale wystarczający, żebym ukrył się pomiędzy innymi użytkownikami szosy. Już po chwili jestem pewien, że facet jedzie do domu rodziców Hannah. Przed chwilą podążałem dokładnie tą samą drogą, tylko w drugą stronę. Mijam miejsce, gdzie prawie stratowała mnie furgonetka, i udaje mi się przeczytać cały numer rejestracyjny. Zapamiętuję go, podobnie jak markę i model auta.

Kiedy facet, zgodnie z moimi podejrzeniami, zatrzymuje się niemal przed podjazdem białego domku, jadę dalej. Mijam go i skręcam za róg. Tam parkuję, gaszę silnik i wysiadam. Zabieram kilka potrzebnych rzeczy, a następnie przeskakuję przez czyjś płot i dwie minuty później jestem na tyłach domu rodziców Hannah. Światła na górze są zgaszone. Widzę tylko rozświetlone szklane drzwi. Siedzą w salonie. Pewnie państwo Thompson właśnie dowiadują się, że zięć bił ich ukochaną córkę. Skradam się jeszcze kawałek i zauważam samochód blondyna. Facet siedzi w środku.

Dobrze, że regularnie ćwiczę i dbam o kondycję, bo jedynym miejscem, z którego będę mógł go bezpiecznie obserwować, jest gęste drzewo przy ogrodzeniu. Pod osłoną nocy przemykam w stronę pnia i wspinam się po rozłożystych gałęziach. Kiedy mam pewność, że jestem dobrze ukryty, postanawiam uruchomić znajomości. W Nowym Jorku jest późne popołudnie. Wyciągam telefon i wybieram numer najlepszego przyjaciela swojego taty.

– Jonathan? – słyszę jego zaskoczony głos i nie mogę powstrzymać uśmiechu. – Myślałem, że zgubiłeś mój numer.

– Witaj, Henry.

Kiedy byłem dzieckiem, nazywałem go „wujkiem Henrym”, ale gdy zdałem egzaminy do policji, kazał mi mówić do siebie po imieniu. Był dumny, że stanę w ich szeregach. Nigdy nie zwątpił w niewinność mojego ojca, za co będę mu zawsze wdzięczny. To jeden z niewielu policjantów, którym ufam.

– Chłopcze, jak się cieszę, że cię słyszę.

– To miło, bo mam do ciebie sprawę niecierpiącą zwłoki.

– Jak zawsze konkretny. Nie owijasz w bawełnę. Lubiłem to u twojego ojca i lubię u ciebie. Czego potrzebujesz?

Henry myśli, że jestem kimś w rodzaju prywatnego detektywa. Nie wyprowadzam go z błędu. Zawsze się cieszy, kiedy może mi pomóc. Czuje się wtedy jak tajny szpieg i chyba go to kręci.

– Podam ci numer rejestracyjny i model wozu, a ty znajdziesz mi coś na jego temat. To zadanie numer jeden.

– Mało interesujące, ale wchodzę w to. Lepsze niż jedzenie pączków. Jakie jest zadanie numer dwa?

Podaję mu dane dotyczące auta i przechodzę do kolejnej kwestii:

– Sprawdzisz, czy Nigel Sanderson ma jakieś powiązania z niebezpiecznymi ludźmi z Europy Wschodniej?

– O cholercia, to już coś ciekawszego. Dlaczego interesujesz się Sandersonem?

– Nigel stał się ostatnio bardzo bogaty.

– „Bardzo” to chyba mało powiedziane.

– Słyszałeś o Victorze?

– No raczej. Kawał gnidy. Nie będę za nim płakał.

Uśmiecham się.

– Obawiam się, że ktoś poluje na tę forsę i… wtrąca się w moje interesy.

Przecież mu nie powiem, że ktoś czyha na życie żony Nigela, której zaginięcie pewnie już zgłosił, a której nie mam zamiaru mu oddać. Kiedy to sobie uzmysławiam, przenika mnie dreszcz, ale głos Henry’ego wybija mnie z zamyślenia:

– Jak powiązałeś swoje interesy z Sandersonem?

– Kiedyś ci to wyjaśnię.

– Okej. A dlaczego szepczesz?

– Bo siedzę na drzewie.

Cisza.

– Oddzwonię, jak coś znajdę.

– Pośpiesz się – proszę.

Poprawiam się na gałęziach, ale staram się nie robić zamieszania. Dobrze, że trochę wieje i liście cały czas lekko się poruszają. Nie będę zwracał na siebie uwagi. Mój podejrzany wciąż siedzi w samochodzie. Widzę tył jego głowy. Jeśli zbliży się do Hannah, pożałuje tego. Sam nie wiem, czy wolałbym, żeby był to człowiek Nigela, czy jakiegoś europejskiego barona narkotykowego. Zresztą Nigel mógł namieszać w jakiejś sprawie i teraz szuka go ktoś, kto chce się na nim zemścić. Facet z wozu może być tylko najemnikiem.

Obserwuję dom i samochód, a przy okazji walczę z rosnącym lękiem o Hannah. Ktoś bardzo szybko zareagował i ją znalazł. Jak ją namierzyli? Musieli wypytywać o nią w każdym hotelu i barze od Wiednia po Brighton i liczyć na szczęśliwy traf. Chyba że śledzili ją już od opery. Nie, to niemożliwe. Zauważyłbym, a poza tym już pierwszej nocy próbowaliby ją porwać. Lub zabić. Zasycha mi w gardle na tę myśl.

Czas mija. Światła w domu gasną, a samochód stoi tam, gdzie stał. Próbuję nie zasnąć, siedząc na drzewie. Gdybym jebnął na dół, nie tylko bym się zdemaskował, ale pewnie cholernie by bolało. Z letargu wyrywa mnie ciche wibrowanie telefonu w kieszeni.

– Mów, Henry.

– Borys Jegorow. Kojarzysz?

Robię szybki przegląd spraw, w których brałem udział. Umysł gliniarza potrafi zapamiętać mnóstwo nazwisk, a później wyciągać je w odpowiednich momentach, niczym króliki z magicznego kapelusza. Jednak w moim kapeluszu nie ma Borysa Jegorowa.

– Nie znam gościa.

– Pamiętasz tę sprawę z rosyjskimi dealerami, którzy twierdzili, że w czasie aresztowania nasz funkcjonariusz podrzucił im do kieszeni narkotyki?

– Z tego, co kojarzę, to ta śpiewka chyba niewiele im pomogła. Mam rację?

– Masz. Poszli wtedy siedzieć za posiadanie. To było siedem lat temu.

– Akcja w klubie. Pamiętam. Nie było mnie przy tym, ale chłopcy dużo o tym rozmawiali. Było sporo szumu medialnego.

– Wiesz, kto był właścicielem klubu, z którego zgarnięto Rosjan?

– Oświeć mnie.

– Victor Sanderson. Pan zimny trup.

O kurwa.

– Domyślam się, że aresztowania dokonał Nigel.

– Dokładnie tak. Rosjanie szli w zaparte, że tylko rozglądali się po klubie i nie mieli przy sobie towaru. Wiesz, co to znaczy.

– Poszli zrobić rozeznanie. Chcieli przejąć ten teren. Możliwe, że rzeczywiście tego dnia byli czyści.

– Raport Nigela wskazuje na to, że było inaczej, ale nie zdziwiłbym się, gdyby coś tu śmierdziało.

– Pozostaje pytanie, czy Victor wezwał bratanka, bo nie chciał mieć w swoim klubie narkotyków, czy poprosił go o pomoc, bo chciał usunąć konkurencję.

Nigdy nie udowodniliśmy Victorowi Sandersonowi powiązań z podejrzanymi typami i ich nielegalnymi interesami. Było sporo podejrzeń, ale żadnych konkretów. Stwierdziliśmy nawet, że może ktoś próbuje go wygryźć z rynku, dlatego wymyśla tego typu pogłoski. Kluby i hotele Sandersona hulały na pełnych obrotach. To wzbudzało zazdrość grubych ryb. Według mnie gość powinien siedzieć za morderstwo, ale nie sądziłem, że zajmuje się prochami.

– Samochód, o który pytałeś, należy do Borysa Jegorowa. Podobnie jak chłopcy, których Nigel wtedy zgarnął i którym rzekomo podrzucił towar.

– Dziękuję, Henry. Bardzo mi pomogłeś.

– Polecam się na przyszłość. I czekam na relację z akcji.

– Trzymaj się.

Rozłączam się i analizuję uzyskane informacje. A więc to nie Nigel wytropił Hannah. Zrobił to Jegorow. Chce zemsty lub forsy, zadośćuczynienia, porażki Nigela. Facet w czarnym wozie może mieć zlecone porwanie żony Sandersona, ale może też chcieć ją zabić. Zależy, czy Jegorowowi bardziej zależy na kasie, czy na pokazaniu Nigelowi, że z Rosjanami się nie zadziera. Obstawiam forsę. Nauczkę mógł mu dać już dawno temu. Miał na to siedem lat. Victor zostawił kasę, a Borys chce położyć na niej łapska. Zaciskam dłonie w pięści. Hannah jest w niebezpieczeństwie, a nie sądzę, żeby Nigel kiwnął palcem, by ją uratować z rąk Jegorowa. Wybierze pieniądze.

Nad ranem w jednym z okien zapala się światło. To chyba łazienka. Zerkam na zegarek. Trzecia dwadzieścia cztery. Albo ktoś obudził się w nocy do toalety, albo Hannah wybrała bardzo wczesny lot. Wiem, że to ta druga opcja, kiedy jakieś dwadzieścia pięć minut później widzę znajomą drobną postać zmierzającą do samochodu zaparkowanego niedaleko drzewa, na którym siedzę. Hannah ciągnie za sobą walizkę, która wydaje się dość ciężka. Ona jednak nie poprosiła o pomoc ojca, tylko sama się pakuje. Co za uparciuch. W świetle z okna widzę, że wyraz jej twarzy to mieszanka smutku i determinacji. Moja dzielna dziewczyna.

Z bólem odrywam od niej wzrok i zauważam, że Rosjanin opuścił samochód i podąża w naszym kierunku. Jestem gotowy. Patrzę przez celownik i śledzę rozwój wydarzeń. Facet staje za Hannah, wyciąga broń i zaczyna jej grozić. Chce, żeby z nim poszła, więc wstrzymuję się od strzału. Może powie, co go sprowadza. Kiedy wspomina o „kupie szmalu”, mam odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Wystraszona Hannah robi krok w jego stronę, a wtedy on opuszcza broń. Skoro już nie trzyma jej na muszce, to nie zdąży nacisnąć spustu i jej skrzywdzić. Posyłam w jego stronę pocisk. Zbir pada na ziemię, a w jego głowie znajduje się dziura po mojej kuli. Słyszę cichy pisk.