ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Hannah

Wydaję z siebie krótki pisk, kiedy martwe ciało osuwa się na podjazd. Nie mam pojęcia, co się stało. Potem rejestruję ruch po lewej stronie. Podskakuję, a mój puls jeszcze bardziej przyśpiesza. Mrugam, przyglądając się, jak ktoś schodzi z drzewa. Nie wierzę własnym oczom. Otwieram szeroko usta i po prostu stoję wpatrzona w znajomą sylwetkę.

Jonathan podchodzi do trupa i szybko owija jego głowę foliowym workiem. Ma na sobie rękawiczki. Potem zauważam karabin i szybko łączę fakty. Uratował mnie. Widzę tłumik i już wiem, dlaczego nie słyszałam strzału. Ale co on tu robi? Skąd się wziął na drzewie? I kim, do cholery, jest ten martwy facet? Od natłoku pytań i skoku adrenaliny kręci mi się w głowie. Chwytam się bagażnika, żeby nie upaść.

– Co tu się dzieje? – pyta Ted, pojawiając się nagle obok nas. Ma na sobie spodnie od piżamy i jakąś starą koszulkę. Staje jak wryty, kiedy dostrzega ciało.

– Wszystko w porządku, tato – odzyskuję głos.

– Nie wydaje mi się – zauważa, przyglądając się Jonathanowi.

– Chciał mnie porwać. Groził mi bronią – tłumaczę. Czuję potrzebę obrony Jonathana przed oceniającym wzrokiem Teda.

– Kim on jest? – pyta, wskazując ręką ciało. – Kim… był?

– To ma związek z narkotykami i Nigelem – mówi spokojnie Jonathan, a my z tatą przenosimy na niego zdziwione spojrzenia.

– Co proszę? – Chyba się przesłyszałam.

– Wyjaśnię ci to później, ale teraz muszę się pozbyć ciała, zanim nadejdzie świt i ktoś go tu zobaczy.

Wyciąga z plecaka kolejną folię i zakłada na siebie. To chyba jakiś kombinezon. Stoję i gapię się na niego, nie rozumiejąc, o co tutaj chodzi. Jakie narkotyki? I co Jonathan będzie robił w tym kombinezonie?

– Po co ci to? – pytam.

– Wrzucę go do bagażnika jego wozu i wywiozę. Nie chcę zostawić odcisków i innych śladów w samochodzie.

– Ma pan drugi? – pyta Ted, wskazując dłonią foliowe wdzianko. Jonathan kiwa głową. – Pomogę.

Szeroko otwieram oczy, kiedy mój ojczym wdziewa kombinezon i rękawiczki, a potem każe mi wrócić do domu. Jestem w takim szoku, że nie zadaję więcej pytań i wchodzę do kuchni. Przez okno widzę, jak Jonathan i Ted pakują faceta do bagażnika, a potem Jonathan siada za kierownicą, a tata znika gdzieś za rogiem. Opadam na krzesło. Co tu się dzieje, do jasnej cholery? Podskakuję, kiedy dobiega mnie czyjś głos.

– Gdzie Ted? – pyta mama, przecierając oczy.

– Nie chcesz wiedzieć.

Natychmiast się budzi.

– Co się stało? – Zerka na zegarek. – Nie powinnaś zbierać się na lotnisko?

– Obawiam się, że nastąpiła zmiana planów.

* * *

– Może zje pan jajecznicę? – pyta mama, kiedy Jonathan pochłania ostatnią kanapkę i sięga po kubek z kawą. Wrócili dwadzieścia minut temu i mama od razu kazała im jeść. Zapytała tylko o imię mojego „znajomego”, a potem zaprosiła go do stołu.

– Nie, dziękuję – odpowiada, posyłając jej słodki uśmiech. Promienie wschodzącego słońca wpadają do kuchni i odbijają się w jego błękitnych oczach. Nie potrafię oderwać od niego wzroku. – Kanapki były przepyszne.

Mama lekko się rumieni, a ja postanawiam zdobyć informacje.

– Kim był ten facet?

Jonathan uważnie mi się przygląda. Chyba zastanawia się, jak dużo może powiedzieć w obecności rodziców. Daję mu znak, żeby się nie krępował.

– Siedem lat temu Nigel aresztował kilku Rosjan i prawdopodobnie wrobił ich w posiadanie narkotyków. Mówili, że policjant podrzucił im prochy. Ci ludzie pracowali dla faceta, który teraz zlecił twoje porwanie. Myślę, że planował w ten sposób szantażować Nigela, żeby zapłacił za ciebie okup.

– Boże. – Mama siada na krześle i zasłania usta dłonią. Jest w szoku. – Skąd Nigel miałby wziąć pieniądze dla jakiegoś rosyjskiego bossa?

– Tak się składa, że kilka dni temu odszedł jego wujek i zostawił mu w spadku fortunę.

Oczy mamy stają się coraz większe. Tata marszczy brwi i dolewa wszystkim kawy.

– Pewnie wie pan, że moja córka odeszła od męża – zaczyna, spoglądając raz na mnie, raz na Jonathana. – Nie ma już z nim nic wspólnego.

– Ja to wiem, ale wrogowie Nigela najwidoczniej nie mają pojęcia o ucieczce Hannah.

Wrogowie? Ilu ich jest? Jak długo będę oglądać się przez ramię, bojąc się, że ktoś mnie porwie?

– Skąd pan zna moją córkę? – odzywa się mama.

Cholera. Nie mogę ich okłamywać. Mama wie o martwym Rosjaninie. Tata widział trupa i pomógł ukryć ciało. Jestem im winna wyjaśnienia. Wzdycham i tłumaczę:

– Kiedy w Wiedniu uciekałam Nigelowi, przypadkiem natknęłam się na Jonathana. Przywiózł mnie aż tutaj. Zawdzięczam mu życie. – Patrzę mu w oczy i wydaje mi się, że po raz kolejny widzę w nich czułość.

– Czy pan jest… jak by to nazwać… czym pan się zajmuje? – Mama prawidłowo kojarzy fakty, ale nie wie, jak delikatnie ubrać to w słowa.

– Dobrze pani myśli. – Odpowiada spokojnie Jonathan i uśmiecha się do niej. – Proszę jednak o zachowanie tego dla siebie. Wcześniej pracowałem w nowojorskiej policji. Stąd znam Nigela i wiem co nieco o jego grzechach. I proszę mi mówić po imieniu.

– Co teraz powinnam robić? – Chwytam go za rękę, żeby na mnie spojrzał. Kiedy tylko go dotykam, od razu czuję się silniejsza. – Powinnam być już na lotnisku.

– Nie spodziewałem się, że zjawią się Rosjanie. Nie wiadomo, gdzie jeszcze Nigel ma wrogów. Możesz być w niebezpieczeństwie, nawet się tego nie spodziewając. Nie umiem teraz wskazać bezpiecznego miejsca, w które powinnaś się udać. Zdobędę więcej informacji. – Bierze ostatni łyk kawy. – Muszę pomyśleć, ale najpierw potrzebuję snu. Całą noc siedziałem na drzewie.

– Jesteśmy wdzięczni za uratowanie naszej córki, Jonathanie – mówi mama. Widzę, że zaraz zacznie płakać. – Nikomu o tobie nie powiemy. Przysięgam.

– Dziękuję. Doceniam to. – Jonathan wstaje i odkłada kubek do zlewu. Podobają mi się jego dobre maniery. Odwraca się i wskazuje na mnie ruchem głowy. – Jedziesz ze mną.

Nie wiem, czy powinnam się cieszyć, ale właśnie to teraz czuję. Postanawiam jednak nie pokazywać tego po sobie, więc pytam:

– Dlaczego?

– Myślę, że wkrótce dotrze tutaj Nigel. Lepiej, żeby cię nie zastał. Twoi rodzice go spławią. Wszystko musi wyglądać tak, jakbyś się tutaj nie zjawiła.

Potakuję i szybko biegnę na górę. Ted przynosi walizkę z samochodu. Ścielę łóżko, jakbym na nim nie spała. Rozpakowuję torbę i biorę tylko to, co miałam ze sobą w czasie podróży z Jonathanem. Wieczorem wyprałam swoje rzeczy z zamiarem dorzucenia ich do bagażu w ostatniej chwili, więc upycham je teraz w reklamówce. Wrzucam do pralki ręczniki, które wczoraj wyjęłam z szafy.

Postanawiam przygotować sobie dokumenty na nazwisko Jane Connely, gdyby nagle były potrzebne. Kiedy opuszczałam prom, włożyłam paszport do małej kieszonki. Sprawdzam, czy tam jest. Otwieram zamek. Paszport jest na miejscu. Tknięta jakimś przeczuciem wyciągam go i otwieram.

– O cholera – mówię, czując nagły ból głowy.

Ze świadomością, że nawaliłam, ruszam w stronę schodów.

– Proszę się nie martwić. Wybierzemy najbezpieczniejsze rozwiązanie. – Słyszę głos Jonathana, kiedy schodzę na dół. Za chwilę pewnie się wkurzy, ale muszę przyznać się do błędu. – Nigel może udawać, że Hannah zaginęła i że jej rozpaczliwie szuka. Proszę udawać razem z nim.

Dostrzega mnie i od razu orientuje się, że coś nie gra. Potrafi odczytać wszystkie emocje z mojej twarzy. Szybko żegnam się z rodzicami i niemal biegiem ruszamy do samochodu Jonathana. Przyjechali nim z Tedem po pozbyciu się ciała. Nie dopytuję, co stało się z Rosjaninem. Kiedy wsiadam, Jonathan patrzy zdegustowany na reklamówkę, a potem w moje oczy. I znów ta czułość. A może się mylę?

– Poczekaj.

Idzie do bagażnika i chwilę tam grzebie. Wraca z szarą torbą niewielkich rozmiarów. Zabiera moją reklamówkę i wkłada ją do torby. Zagryzam wargę, żeby ukryć wzruszenie.

– Dziękuję.

– Proszę. Kupię ci coś ładniejszego w Londynie, ale na razie to wystarczy. Lepsze od tego foliowego badziewia.

Uśmiecham się do niego ciepło, ale za chwilę przypominam sobie, co narobiłam.

– Coś jest nie tak, prawda? – pyta, kiedy zapinamy pasy i ruszamy z miejsca.

Przełykam ślinę, próbując zwalczyć panikę.

– Chyba wszystko zepsułam – mówię. – Na granicy użyłam swojego paszportu. Tego na nazwisko Thompson. Przepraszam cię, Jonathanie. Pewnie pomieszałam dokumenty, kiedy układałam wszystko w torebce po tym, jak mi wypadła na stacji. Byłam taka rozkojarzona, że to spieprzyłam.

– Hej. – Sięga po moją dłoń i znów czuję się bezpiecznie. Cholera. Poczułam się bezpiecznie od razu, kiedy zobaczyłam, jak schodzi z drzewa. – Skoro plan z wyjazdem jest nieaktualny, to może twoja pomyłka wcale nam nie zaszkodzi.

Nam? Czy on powiedział, że siedzimy w tym razem?

– Skąd wiedziałeś, że ten facet po mnie przyjdzie?

– Nie wiedziałem, ale prawie zderzyłem się z furgonetką i musiałem się zatrzymać.

– Co?!

Opowiada mi historię, jak zobaczył tego gościa pod barem i go śledził. Mówi, że zadzwonił do znajomego policjanta, by sprawdził numery rejestracyjne, a później połączył nazwisko Rosjanina ze sprawą podrzucenia narkotyków, w którą podobno był zamieszany Nigel.

– Wierzę, że mógł to zrobić – stwierdzam. Chyba nic mnie już nie zdziwi. – Ale dlaczego? Jaki miał interes w pozbyciu się tych Rosjan?

– Klub, w którym ich aresztowano, był własnością Victora Sandersona.

– Victor wezwał Nigela, żeby ich zgarnął?

– Tak sądzę. Możliwe, że był zamieszany w handel narkotykami i chciał zlikwidować konkurencję.

– Nie wiedzieliście, że prowadzi taki interes?

– Krążyły plotki, ale brakowało dowodów. Może nigdy nie udowodniliśmy mu powiązań ze światem przestępczym, bo Nigel maskował jego poczynania. Kto wie.

– Myślisz, że krył go tyle lat i teraz dostał za to nagrodę w postaci spadku?

– Jesteś bystra – mówi, uśmiechając się do mnie. Potem nagle poważnieje. – Dziwię się, jak Nigel może spać spokojnie, mając na sumieniu takie przekręty i niewinne istnienie. Ja zabijam same szumowiny, a i tak miewam wyrzuty sumienia i koszmary.

– O jakim niewinnym istnieniu mówisz? – Robi mi się zimno. – Sugerujesz, że Nigel kogoś zabił?

– Nie, ale ma krew na rękach. Chodzi mi o to, że pomógł zatuszować morderstwo. Wspominałem ci o tej sprawie sprzed trzynastu lat. Victor został oskarżony o zgwałcenie i zamordowanie swojej pracownicy. To był on. Na pewno. Policja miała dowody rzeczowe, ślady i zeznania, ale nagle okazało się, że świadkowie zmienili zdanie, część dowodów zaginęła, a reszta nie nadaje się do wykorzystania, bo obrońca zasugerował, że technik pracujący na miejscu zbrodni był niekompetentny. Wywlekali straszne brudy na jego temat. Wszystko zrobiło się mocno zagmatwane. Detektywi zajmujący się tą sprawą nie spali dniami i nocami, ale ciągle ktoś niweczył ich starania. W końcu dowody były na tyle niejednoznaczne, że Victor Sanderson został uniewinniony. On przez te wszystkie lata chodził wolny po świecie, a bliscy tej biednej dziewczyny już nigdy jej nie zobaczyli. – Marszczy brwi. – To było dawno. Nie mogę sobie przypomnieć jej nazwiska.

– Willard – szepczę. Jonathan wbija we mnie zaskoczone spojrzenie. – Nazywała się Lucy Willard i była moją siostrą.