Hannah
Trzynaście lat wcześniej
– Zobaczyłaś najpiękniejsze miejsca w Nowym Jorku? – pytam Lucy, kiedy dzwoni do mnie z USA.
– Widziałam kilka.
Ma jakiś dziwny głos. Jakby była zmęczona.
– Dobrze się czujesz?
– Tak. To znaczy sama nie wiem.
Poprawiam się na fotelu, a serce zaczyna mi niespokojnie łomotać.
– Lucy, co się dzieje?
– Mam złe przeczucia, Iskierko. Miałam je już przed wyjazdem, a teraz… analizowałam kolejne dokumenty… Cholera.
– Lucy?
Cisza. Słyszę, jak głęboko oddycha. Po plecach przebiega mi zimny dreszcz.
– Mam podejrzenia, że mój szef pierze brudne pieniądze w swoich klubach – odzywa się w końcu.
– Co? Jesteś pewna?
– Jeszcze nie, ale na to wygląda. Finanse tej firmy są zagmatwane i nie potrafię ich wytłumaczyć… w legalny sposób. Przypadkiem zobaczyłam papiery, których nie powinnam widzieć, i mam mętlik w głowie.
– Co teraz zrobisz?
– Myślę, że on coś podejrzewa, bo zadałam mu kilka pytań dotyczących tych dokumentów. Zbył mnie. Nie wiem, co robić. Powinnam iść na policję, ale boję się, że on mnie zniszczy. Victor ma wpływy.
– Powinnaś rzucić tę pracę.
– Tak zrobię, ale najpierw muszę wrócić do domu. Dziś jest małe przyjęcie w jego apartamencie, a jutro mamy dwa spotkania. Mam nadzieję, że wieczorem wylecimy, zgodnie z planem. Później złożę wypowiedzenie.
– Musisz iść na to przyjęcie? Nie będziesz się czuła dziwnie?
– Będę, ale obiecałam, że przyjdę, a poza tym nie chcę wzbudzać podejrzeń. Powinnam tam być i uśmiechać się do kontrahentów.
– Uważaj na siebie. Zadzwoń rano, zanim wyjdziesz na te spotkania.
– Okej. Nie mów nic rodzicom, proszę. Będą się niepotrzebnie denerwować. Tata ma słabe serce.
– Nie powiem, ale bądź ze mną w kontakcie.
– Obiecuję. Muszę iść. Kocham cię, Iskierko.
– Ja też cię kocham. Bądź ostrożna.
Odkładam telefon i próbuję znaleźć sobie jakieś zajęcie, ale to nic nie daje. Wciąż myślę o Lucy. Pamiętam dzień, w którym dostała tę pracę. Była zachwycona. Na początku jej się bardzo podobało. Sanderson dawał jej premie za dobre wyniki i nadgodziny, a ona nie narzekała. Potem jednak zaczęła coraz częściej przynosić papiery do domu, jakby chciała im się przyjrzeć, kiedy nikt nie patrzy. Powinnam była się domyślić, że coś nie gra, i przekonać ją, by nie leciała do Nowego Jorku.
Mój niepokój rośnie z każdą godziną. A co, jeśli on nie pozwoli jej odejść z pracy? Jeżeli wciągnie ją w swoje nielegalne interesy i zagrozi, że Lucy pójdzie do więzienia, gdy zechce opuścić firmę? Może sama powinnam iść na policję i powiedzieć, że biznes Sandersona jest podejrzany? Tak, a jeśli poproszą mnie o jakiś dowód, to powiem, że nic nie wiem, ale rozmawiałam z siostrą? Ciekawe, kto mi uwierzy.
W nocy budzą mnie koszmary. Śni mi się, że Lucy wsiada do samolotu, lecz z niego nie wysiada. Wychodzi z domu i już do niego nie wraca. Zrywam się kilka razy, ale wreszcie udaje mi się przespać parę godzin. W ciągu dnia staram się być blisko telefonu, żeby nie przegapić rozmowy z siostrą. Martwię się o nią. Kiedy w Nowym Jorku wybija południe, odzywa się telefon w naszym londyńskim domu. Biegnę, ale mama pierwsza podnosi słuchawkę.
– Halo? – Marszczy czoło. – Tak, Lucy to moja córka. – Blednie. Serce na moment mi się zatrzymuje. – Boże! Nie!
* * *
Rodzice nie pozwolili mi polecieć do USA. Tata powiedział, że nie powinnam tego oglądać. Kiedy wychodzili z domu, byłam zła, że nie mogę uczestniczyć w przesłuchaniach i zobaczyć, jak morderca Lucy idzie za kratki.
Nie mogłam się powstrzymać i czytałam wszystkie artykuły internetowe. Prosiłam, żeby rodzice przywieźli mi amerykańskie gazety, w których opisywano proces Victora Sandersona. Patrzyłam na jego zdjęcie i wzbierała we mnie złość. Ten człowiek zgwałcił i zamordował moją siostrę. Moją piękną i dobrą siostrę.
Lucy coś znalazła. Pewnie potrafiła dowieść, że Sanderson prowadzi nieuczciwe interesy. Wspominała o praniu pieniędzy. Victor posiada kilka klubów i hoteli. Nawet nie chcę myśleć, co musiało się w nich dziać. W jednym z nich zginęła moja siostra. Straciłam ją na zawsze, bo jakiś bydlak bał się o swoją fortunę.
* * *
Na pogrzeb przyszło dużo ludzi. Cała moja rodzina spogląda na jasną trumnę, a w oczach każdego z nich widzę poczucie niesprawiedliwości i ogromny smutek. Sanderson wciąż się wymyka. Sprawy przybrały dziwny obrót i nie wiadomo, czy śmierć Lucy zostanie pomszczona. Zrobiłabym wszystko, by pomóc, ale mama mówi, że nad sprawą pracują najlepsi śledczy i że musimy uzbroić się w cierpliwość.
Obserwuję tłum. Widzę dziewczyny, z którymi Lucy chodziła do szkoły. Na ich twarzach maluje się szok. Taka młoda, taka zdolna, taka niewinna. Dlaczego ktoś ją zabił? Jak ktoś mógł zacisnąć palce na jej smukłej szyi i pozbawić ją oddechu? Na zawsze. Nasi sąsiedzi starają się trzymać z boku. Nie podchodzą. Nie wiedzą, co powiedzieć. Podobnie jak koleżanki z cukierni, w której pracuje mama, i znajomi z laboratorium taty.
Długo wpatruję się w grób. Kilka osób, których nie znam, klepie mnie pocieszająco po ramieniu. Jakby to mogło pomóc. Jakby chociaż minimalnie mogło złagodzić ból, który rozrywa mi serce. Moi koledzy i koleżanki ze szkoły kupili wielki wieniec. Patrzę na białe kwiaty, a ich obraz zamazuje się przed moimi oczami. Wypłakałam już morze łez, ale wciąż nadchodzą kolejne fale. Lucy, tak bardzo będę za tobą tęsknić.
Wieczorem siedzimy z rodzicami w salonie. Tata ogląda wiadomości. Nie wygląda dobrze – serce daje mu się we znaki. Jutro znów idzie do lekarza. Boję się o niego, bo ryzyko zawału rośnie wraz ze stresem, jaki przeżywa. Mama nic nie mówi. Przyniosła herbatę i ciasteczka, ale sama nie sięgnęła nawet po jedno. Każde z nas w ciszy przeżywa żałobę. Mam tylko nadzieję, że ból kiedyś złagodnieje, a gdy zamknę oczy, będę widziała tylko te dobre momenty oraz uśmiechniętą twarz Lucy.
* * *
Dzwoni telefon. Zrywam się na równe nogi i pędzę na dół. Od kilku tygodni czekamy na wieści ze Stanów. Detektywi mają sporo trudności z udowodnieniem winy Sandersonowi. Podobno było dużo dowodów i proces miał być formalnością, ale z każdym dniem uzyskanie sprawiedliwości dla Lucy wydaje mi się coraz bardziej nieosiągalne.
Kiedy jestem na ostatnim schodku, słyszę głos mamy. Przedstawia się i słucha, co mówi rozmówca po drugiej stronie. Wchodzę do kuchni i widzę, jak po zmęczonej twarzy mamy płyną łzy. Czuję, że dzieje się coś bardzo niedobrego. Czekam, a żołądek niebezpiecznie podchodzi mi do gardła.
– Nie wierzę – mówi mama. – Niech mi pan powie, że to tylko zły sen. – Chwilę słucha. – Będę wdzięczna za każdą informację. Do widzenia.
– Kto to był? – pytam, ale już wiem, co usłyszę.
– Detektyw z Nowego Jorku.
– Jakieś wieści?
– Wypuścili go – szepcze, po czym z płaczem osuwa się na podłogę. Podbiegam i chwytam ją w ramiona. Wstrząsa nią głośny szloch.
– Jak to wypuścili? – staram się nie krzyczeć. To nie wina mamy.
– Jakiś pracownik policji coś źle zrobił, zbierając dowody. Tak mi to tłumaczył. W dodatku policja zgubiła coś, co miało go pogrążyć. Nie wierzę w to, Hannah. Na pewno ktoś maczał w tym palce. Przecież zapewniali, że mają go w garści i że za to odpowie – wyjaśnia, przerywając wypowiedź cichym pochlipywaniem.
– Na pewno będą dalej szukać, mamo. To nie może się tak skończyć.
Sanderson musi odpowiedzieć za to, co zrobił.