Wyglądało to tak, jakby zauważyli się w tym samym momencie, ponieważ mężczyzna siedzący na ławce podniósł się i zrobił dwa kroki do przodu. Dzieliło ich nie więcej niż dwadzieścia metrów. Na widok Mahmouda uniósł rękę, jakby chciał go zatrzymać. Ten przystanął posłusznie.
– Rozłóż ręce na boki i podejdź wolnym krokiem – powiedział spokojnym głosem mężczyzna. Mówił po szwedzku.
Mahmoud dopiero po kilku sekundach rozpoznał ten głos. Był niższy i głębszy, niż go zapamiętał. Zastygł w pół kroku, ogarnęły go mieszane uczucia.
– Lindman? – spytał.
– Shammosh – odparł mężczyzna. – Świetnie, że przyszedłeś.
Przez chwilę stali bez słowa naprzeciw siebie. Mimo panujących ciemności Mahmoud zauważył, że czas nie oszczędził Lindmana. Minęło dziesięć lat, postarzał się. Ale nie chodziło tylko o to. Lindman był szerszy w barach, bardziej rosły. Miał wystające kości policzkowe, a na szyi tatuaże. Jasne włosy, które nadal strzygł według zasad obowiązujących w jednostce desantowej, to znaczy do długości trzech milimetrów, od dawna były niemyte. Twarz miał zmęczoną i pooraną bruzdami. Jego ubranie – dżinsy o szerokich nogawkach i kurtka kamuflująca M 60 – były mocno znoszone i wygniecione, jakby w nich spał.
– Dawno się nie widzieliśmy – stwierdził Mahmoud. Słowa te wypowiedział głosem bardziej cichym i niepewnym, niż zamierzał. – Skąd wiedziałeś, że jestem w Brukseli?
Lindman wzruszył ramionami.
– Wpisałem twoje nazwisko w Google i dowiedziałem się o seminarium. Zadzwoniłem do Crisis Group, czy jak się tam nazywają, i sprawdziłem, gdzie będą nocować. Prosta sprawa.
Lindman spoglądał ponad Mahmoudem, w głąb parku, jakby czegoś szukał.
– Jesteś pewien, że nikt cię nie śledził?
– Zrobiłem, co kazałeś, a nawet więcej – odparł Mahmoud. Uśmiech tylko przez chwilę gościł na jego ustach, aby zaraz potem zniknąć. Zachowanie Lindmana denerwowało go, podobnie jak cała ta sytuacja.
Lindman nie odpowiedział, zdawał się czegoś nasłuchiwać. Na szczęście słychać było tylko wiatr w koronach drzew i szum dobiegający z autostrady.
– W ostatnim czasie nie wszystko poszło tak, jak się tego spodziewałem – odparł w końcu Lindman.
– Ale tak ogólnie to w porządku? – spytał wyczekująco Mahmoud.
Lindman pokręcił prawie niezauważalnie głową.
– Nie wiem, ile mamy czasu.
I znowu to samo rozbiegane spojrzenie skierowane w głąb parku. Lindman głęboko odetchnął, jakby szykował się do wyznania prawdy.
– Wracając do tego, co się stało… To było dawno temu. Byliśmy młodzi – zaczął.
– Nie tak młodzi – przerwał mu Mahmoud. – Wcale nie byliśmy tak strasznie młodzi.
Poczuł, jak ogarnia go fala gorąca z powodu gromadzonej od dawna szczerej złości. Musiał użyć całej siły woli, żeby się opanować, bo inaczej czara gniewu mogłaby się przelać.
– Teraz to nieważne – powiedział. – Po co, do jasnej cholery, mnie tu ściągnąłeś? I co to za kombinacje z jakimiś tajemnicami?
Lindman przestał w końcu wypatrywać czegoś za jego plecami. Spojrzał na Mahmouda, jakby widział go po raz pierwszy w życiu, jakby do tego momentu nie wiedział nawet o jego istnieniu. Oblizał wargi. W jego oczach pojawiło się coś w rodzaju chciwości. Zaczął skubać palce.
– Jeśli o to chodzi… – zaczął, ale przerwał i spojrzał na Mahmouda. – Widziałem rzeczy, których nawet sobie nie wyobrażasz. Brałem w nich udział.
Zawahał się, pokręcił głową. Podrapał się nerwowo po policzku.
– To były paskudne sprawy, rozumiesz? Posiadam różne informacje. Tajne przez poufne. Cholernie wrażliwe materiały. Właśnie to widziałem. Nawet byś mi nie uwierzył. Nie żartuję.
– Masz na myśli zdjęcia, które zostawiłeś w hotelu?
– No właśnie, zdjęcia. Sam je widziałeś, nie? Były na nich straszne rzeczy. Właśnie takie.
Lindman się kołysał, przenosił ciężar ciała z nogi na nogę. Wzrok miał rozbiegany, momentami intensywny i bezpośredni. Z całej siły zaciskał szczęki, jakby coś żuł. Zachowywał się tak, jakby był pod wpływem narkotyków.
– No więc byłem w Afganistanie. Zaraz po szkole oficerskiej i całym tym gównie… Znaczy się, z Amerykanami. Nigdy byś nie uwierzył, co widziałem. Ale mam więcej dowodów.
Mahmoud poczuł, jak stopniowo uchodzi z niego napięcie. W miejsce podekscytowania pojawiło się rozczarowanie. Chyba mu padło na mózg. Że też wcześniej się nie domyślił, że to będą jakieś brednie. Niestety, wiadomości e-mailowe, które dostał od Lindmana, uruchomiły w nim fikcyjny procesor. Przecież to głupie: wydawało mu się nawet, że ktoś go śledzi. Tamto volvo w Uppsali musiało chyba należeć do jednego z sąsiadów, który też pracuje na uniwerku. Zwykły przypadek. To przecież najprostsze, najbardziej logiczne wyjaśnienie.
Jednocześnie poczuł coś w rodzaju współczucia dla Lindmana. Dawny „król” szkoły w Karlsborgu i prymus na ich roku przypomina wrak człowieka, który stoczył się z powodu amfetaminy.
– O jakich dowodach gadasz? – spytał zmęczonym głosem Mahmoud.
– Przeniosłem się z Paryża do Kabulu, okej? Zrobiłem to po tym, jak zwinąłem im pudełko z dokumentacją. Kapujesz?
Lindman przestał na niego patrzeć i spojrzał w ciemność.
– Nie – odparł Mahmoud. – Niczego nie kapuję.
Lindman znowu na niego spojrzał. Wzrok miał intensywny i jasny.
– Nieważne. Mam mnóstwo zdjęć i filmów. Takich jak ten, który ci wysłałem, okej? Tortury, zabójstwa… nazywaj to, jak chcesz. Mam tego cały komputer. Ile tylko chcesz.
– Gdzie trzymasz te informacje?
– W Paryżu, w bezpiecznym miejscu.
Mówiąc to, wyjął z kieszeni portfel i pomachał nim bez sensu.
– Niech mnie szlag trafi, jeśli kłamię – mruknął. – W cholernie bezpiecznym miejscu.
– Okej – powiedział Mahmoud. – Rozumiem. Przez chwilę przyjmijmy, że faktycznie dysponujesz rewelacyjnym materiałem. Co zamierzasz z nim zrobić?
Lindman pochylił się w jego stronę. Miał nieświeży oddech.
– Cash – odparł Lindman. – Nie oddam tego, dopóki ktoś mi nie zapłaci. To moja emerytura. Kapujesz? Pomożesz mi zdobyć kasę. Dobrze wiesz, z kim należy o tym rozmawiać, nie? Wiesz, kto za coś takiego zapłaci. Załatwisz mi to. Najpierw cash, potem zdjęcia i filmy.
– Cash? – spytał Mahmoud. – Wydaje ci się, że ci zapłacę? Oszalałeś?
Lindman pokręcił głową.
– Ależ skąd! – odparł.
Mówił podniesionym, niecierpliwym głosem. Głęboko odetchnął, żeby nad sobą zapanować.
– Nie chodzi mi o ciebie… Ty mi tylko kogoś podeślesz. Na przykład „Aftonbladet” albo coś w tym stylu. Jesteś poważnym facetem, pieprzonym naukowcem. Z tobą będą rozmawiać. Chcę pięć milionów i ani grosza mniej. Możesz im to przekazać. Niestety, mam mały problem.
Nagle Lindman przerwał i jakby zesztywniał. Znowu spojrzał w głąb parku. Mahmoud też coś poczuł. W jednej chwili włączył mu się szósty zmysł, z którego uczyli się korzystać podczas szkolenia wojskowego. Wiedział już, że nie są sami.