Zmarzła tak bardzo, że zaczęła podskakiwać w miejscu, chociaż po zejściu na stację metra znowu założyła płaszcz. Dłonie wsunęła głęboko w kieszenie i rozejrzała się po raz setny. Na dworcu Gare du Nord naprawdę myślała, że to koniec. Przestraszyła się i wpadła w panikę. Kobieta z końskim ogonem też ją zauważyła. Na szczęście dzielił je tłum i tamta nie zdołała się do niej przecisnąć. Klara pokonała ruchome schody, biorąc po dwa stopnie, dzięki czemu w poczekalni zyskała znaczną przewagę. Nie oglądając się, ruszyła w stronę najbliższych schodów prowadzących do metra. Potem wskoczyła do pierwszego składu, który wjechał na peron, i dotarła aż do stacji końcowej. Naprawdę mało brakowało, żeby źle się to skończyło.
– Zachowujesz się tak, jakby ktoś cię ścigał – powiedział Mahmoud. – Czy to naprawdę ty?
Klara się wzdrygnęła, czując jego chłodną dłoń na policzku.
– Gdzie się podziewałeś? – spytała.
Kwadrans wcześniej ustalili miejsce spotkania. Dla niej był to kwadrans wypełniony paranoicznym strachem. Mahmoud uśmiechnął się lekko, ale zachował czujność. Przez cały czas rozglądał się po stacji.
– Jestem tu już od jakiegoś czasu – odparł. – Chciałem przed naszym spotkaniem sprawdzić, czy wszystko w porządku.
– Co takiego? Kazałeś mi tu stać i potraktowałeś mnie jak przynętę, bo chciałeś sprawdzić, czy wszystko gra?
Klara poczuła nagle, jak jej zdenerwowanie zamienia się w irytację. Za kogo on się uważa? Ale Mahmoud wzruszył tylko ramionami.
– Sorry – odparł. – Na pewno byłoby lepiej, gdybyśmy mogli się spotkać w innym miejscu. Ale tu też jest bezpiecznie.
Przez cały czas czujnie rozglądał się po stacji. Klara dojrzała w jego oczach niecierpliwość. Jego spojrzenie emanowało mądrością i inteligencją. Ktoś mógłby uznać to za arogancję, ale prawda była inna. Mahmoud zawsze był o krok przed wszystkimi, wyprzedzał ich posunięcia. Właśnie to od samego początku ją w nim pociągało, a od czasu do czasu irytowało.
– Znalazłaś coś w skrytce? – spytał.
Klara uniosła ramię, żeby pokazać mu pokrowiec.
– Laptopa – odparła. – Ale nie obyło się bez problemów.
Pokrótce opowiedziała mu o kobiecie z końskim ogonem i ucieczce z dworca. Wysłuchał jej spokojnie i skinął głową.
– Przykro mi, że wplątałem cię w tę sprawę.
Klara pokręciła głową.
– No cóż, to tylko moja wina. À propos, jak im uciekłeś?
Mahmoud uśmiechnął się z dumą.
– Zadzwoniłem na policję i powiedziałem, że facet jadący golfem wymachiwał pistoletem. Pięć minut później policja była na miejscu, a tamci nie mogli już za mną pobiec. Prawdziwy ze mnie geniusz.
Zerknęła na niego. Po raz pierwszy zaczął jej przypominać dawnego Mahmouda. Był pełen inicjatywy i czarującej arogancji.
– Podobno masz jakiś plan? – spytał Mahmoud.
Klara wolała nie opowiadać mu o niczym przez telefon. Czuła, że z różnych powodów łatwiej będzie to omówić w cztery oczy. Ujęła go ostrożnie za łokieć i ruszyła w stronę wyjścia ze stacji. Na dworze padał śnieg, z nieba leciały wielkie, wilgotne płatki, które topniały, zanim jeszcze spadły na ziemię. W powietrzu unosił się zapach spalin.
– Moja propozycja jest następująca – zaczęła. – Mam faceta w Paryżu, coś w tym stylu, choć właściwie nic nas nie łączy. Taki tam facet. A właściwie mężczyzna.
Mahmoud się uśmiechnął i odwrócił wzrok.
– Nie facet, tylko mężczyzna? Rozumiem. Ile ma lat?
Klara zignorowała pytanie.
– Mieszka przy Avenue Victor Hugo. Może nam pomoże.
– Może?
Na twarzy Mahmouda pojawiła się troska.
– Tak. Być może będzie mógł nam pomóc. Jest teraz w domu. Sam.
– Sam?
Mahmoud spojrzał na Klarę. W jego oczach pojawiła się jakaś czułość. Wspomnienie z przeszłości. Obietnice wypowiadane szeptem na galerii w Carolina Rediviva, na zmoczonych porannym deszczem mostach nad Fyris, gdy spacerowali po bezsennych nocach spędzonych na jednym wąskim łóżku w zwykłym pokoju studenckim. Zapomniała, że go kiedyś kochała i że już nigdy potem nikogo nie kochała tak jak jego. Jak można o czymś takim zapomnieć? Uniosła głowę i poczuła wilgotne płatki śniegu na twarzy.
– Jest żonaty i ma córkę – odparła.
Od razu pożałowała tego, co powiedziała. Wiedziała, że nie będzie umiała tego wyjaśnić. Nie potrafiła znaleźć właściwych słów na określenie tego, co znalazła w mieszkaniu Cyrila. W tym momencie było to tylko odległym, nierzeczywistym wspomnieniem. Mahmoud pokiwał głową.
– A w jaki sposób mógłby nam pomóc? – spytał.
– Nie wiem. Może nas na przykład przenocować albo sprawdzić, co jest w laptopie Lindmana. Nie wiem. Jeśli masz lepszy pomysł, od razu się zgodzę. Oficjalnie nic nas nie łączy.
– Czy można mu zaufać? Zadawanie się z byłym facetem podejrzanym o zabójstwo może być dla ciebie niebezpieczne.
– Byliśmy ostrożni.
Klara westchnęła i pokręciła głową. Najwyższy czas uspokoić myśli.
– Ufałam mu do dzisiejszego ranka, gdy w jego mieszkaniu znalazłam pewną fotografię. Był na niej z rodziną. Teraz uważam, że zachowanie w tajemnicy naszego związku leży bardziej w jego interesie niż w moim.
– Dobrze słyszę? Dopiero dziś rano się dowiedziałaś, że facet ma rodzinę?
Klara skinęła głową. Czuła się mała, głupia i naiwna. Mahmoud nie skomentował jej słów. Po prostu objął ją ramieniem i przygarnął. Klara poczuła bijące od niego ciepło.
– Przykro mi – powiedział Mahmoud. – Naprawdę. Tak czy inaczej musimy zajrzeć do tego laptopa i zachować spokój. Czy jesteś w stanie pójść do niego do domu?
– Tak. Oczywiście. Przecież prośba o pomoc dla mojego poszukiwanego przez policję byłego faceta, do tego homoseksualisty, to minimum, czego można wymagać od konserwatywnego polityka, prawda?