Dopiero kiedy łódź wykonała zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i zaczęła się oddalać od nabrzeża w Arkösund, Gabriella odważyła się odwrócić i spojrzeć na Klarę. Obie leżały płasko na pokładzie. Gabriella prawie czuła pod sobą żywe morze. Łódź zwiększyła nagle prędkość i podskoczyła na fali. Mokry śnieg sypał im prosto w twarze.
Klara, która leżała kilkadziesiąt centymetrów od przyjaciółki, spojrzała jej w oczy. Poruszała wargami, ale jej głos tonął w hałasie wydawanym przez silnik.
– Co mówisz? – krzyknęła Gabriella.
Klara uniosła rękę, wskazując na sterówkę.
– Wchodzimy, bo inaczej zamarznę! – zawołała w odpowiedzi.
Uniosły się na kolana i skulone zrobiły kilka kroków po pokładzie. Drzwi otworzyły się od środka, a wtedy, potykając się, weszły do sterówki. Potężnie zbudowany mężczyzna, ubrany w znoszony podbijany płaszcz przeciwdeszczowy, chwycił Klarę w swoje niedźwiedzie łapy, zanim jeszcze zdążyła przekroczyć próg. Wyglądał na starszego przynajmniej o dziesięć lat, ale Gabriella wiedziała, że są od niego młodsze zaledwie o rok. Być może wydawał się starszy z powodu ogolonej głowy, na której zostały po bokach kępki włosów. Jak na obecne czasy była to dość niezwykła fryzura, świadcząca o próżności właściciela. Mężczyzna miał prawie dwa metry i ważył ponad sto kilogramów. Klara po prostu utonęła w jego objęciach.
– Dziewczyno! – zawołał. – Niech to diabli! W co ty się wpakowałaś?
Klara uwolniła się z jego ramion i pochyliła, żeby wyjrzeć przez otwór od strony rufy.
– Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię. Ale potem. Najpierw muszę się gdzieś ukryć. Czy zauważyłeś jakąś inną łódź, która cumowała, gdy się zjawiłyśmy?
– Nie – odparł Bosse. Łódź wypłynęła już na zatokę, więc przyspieszył. Skakali po niewielkich falach jak po pofałdowanej blasze. – Ale przy takiej pogodzie trudno cokolwiek zobaczyć.
Klara skinęła głową. Śnieg nie przestawał padać.
– Bosse – powiedziała – to moja najlepsza przyjaciółka, Gabriella.
Gabriella otarła twarz ze śniegu i deszczu i wyciągnęła rękę, starając się jednocześnie utrzymać równowagę. Zanosiło się na sztorm.
– Gabriella – przedstawiła się. – Miło mi.
Miło mi? Gabriella wypowiedziała te słowa takim tonem, jak gdyby znajdowała się na imprezie z dawnymi kumplami Klary, a nie smaganej falami i wiatrem łodzi, uciekając Bóg wie przed kim albo przed czym.
Bosse przyciągnął ją do siebie i objął w taki sam sposób jak Klarę.
– Mam nadzieję, że to nie ty wciągnęłaś Klarę w to bagno? – spytał.
– Nie, to nie ja. Powiedziałabym raczej, że odwrotnie.
– Cholera – rzucił, odwracając się do Klary. – Przez całe życie podążałaś za wskazaniami radaru. Ani jednej kłótni w szkole, najlepsze oceny na świadectwach, potem studia prawnicze i tak dalej. A teraz zadajesz się z terrorystami? Ty, która zawsze mnie krytykowałaś, że handlowałem bimbrem w Sanden?
– Chyba jednak straciłam moralną przewagę nad tobą – odparła Klara. – À propos radaru: masz tu jakiś?
Mówiąc to, rozejrzała się po niewielkiej kajucie.
– Radar? Sugerujesz, że mógłbym zabłądzić między wyspami? Ile razy wypływałem w morze? Przecież sama mogłabyś tu pływać, i to we śnie. Po co mi radar?
– Nie chodzi mi o nawigację. Chcę tylko sprawdzić, czy ktoś nas nie śledzi.
– Co takiego?
Bosse uniósł krzaczaste brwi i pokręcił z niedowierzaniem potężną głową. Potem spojrzał uważnie na Klarę.
– À propos: co się stało z twoimi włosami? – spytał.
– Najwidoczniej zostawiła je w Amsterdamie – odparła Gabriella. – Właściwie dokąd płyniemy?
– W jego rodzinne strony – wyjaśniła Klara. – Mówią na to miejsce Wyspa Przemytników, ale nie wiem, jak naprawdę się nazywa. Jego rodzina ma tam niewielki domek. Można powiedzieć, że kiedyś byli przemytnikami, co, Bosse? I właśnie tam zawozili bimber. Jego rodzina nigdy nie była zwolennikiem państwowego monopolu spirytusowego.
Bosse uśmiechnął się z dumą.
– Przeciwnie – odparł. – Gdyby nie państwowy monopol, nie istniałby wolny rynek, a wtedy ani ja nie mógłbym handlować bimbrem, ani dziadek przemycaną wódką. Nazywał to miejsce magazynem. Czasem latem pływamy tam z Klarą na ryby, prawda?
Klara skinęła głową.
– A ja kułam tam do egzaminów na drugim semestrze, gdy studiowałam w Uppsali. Nic mnie tam nie rozpraszało. To zwykła skalista wysepka. Każdemu, kto tam przypływa, wydaje się, że ma stamtąd bliżej do Finlandii niż do Sztokholmu.
– Kłopot w tym, że na wyspie nie ma ani słodkiej wody, ani prądu – dodał Bosse. – Ale wczoraj zawiozłem tam trochę zapasów, więc nie powinno być źle.
Im bardziej zapuszczali się między szkiery, tym bardziej surowe i dzikie stawało się otoczenie. Wyspy wchodzące w skład wewnętrznego pierścienia szkierów zaczęły ustępować miejsca stalowoszarym wysepkom porośniętym niskimi krzakami. Znikły czerwone domki, zostało tylko zimne, surowe morze i granitowe bloki skalne.
Klara przez długi czas stała przy okienku i obserwowała zarysy lądu od prawej burty.
– Jesteś tu w domu, prawda? – spytała Gabriella, biorąc ją za rękę.
W oczach Klary pojawiły się łzy, ale szybko je otarła i skinęła głową.
– A może wolałabyś popłynąć na Aspöję? – spytał Bosse.
– Lepiej nie ryzykować – odparła Klara. – Jeśli obserwują jakieś miejsce, to na pewno dom dziadków. Za to na Wyspie Przemytników nikt nie będzie nas szukał. Telefony komórkowe tracą tam zasięg, nie ma internetu i nawet GPS nie działa jak należy. Będziemy mieli sporo czasu, żeby się nad wszystkim zastanowić.
Dalsza podróż upłynęła im w milczeniu. Gabriella usiadła na ławce i oparła się o ścianę kajuty. Dziwiło ją, że Bosse nie zadaje Klarze szczegółowych pytań. Sprawiał wrażenie, jakby sama jej obecność sprawiała mu przyjemność. Gabriella doszła do wniosku, że czuje się przy nim bezpieczna. Z trudem walczyła ze snem. Wygrywana przez silnik hipnotyzująca melodia w połączeniu z chybotaniem łodzi na falach coraz bardziej ją usypiały.
Z drzemki wyrwał ją nagle głos Klary:
– Bosse, cała wstecz. Z komina unosi się dym.
Gabriella natychmiast oprzytomniała. Klara stała obok przyjaciela z lornetką przy oczach. Rzeczywiście, z komina domku na wyspie unosił się dym.