George siedział na podłodze oparty plecami o drzwi i zastanawiał się, dlaczego w znalezionych przez niego słuchawkach panuje cisza. W chwili, gdy wyjmował je z garderoby, słyszał w nich głosy, ale od tamtego momentu nikt się nie odezwał. Kilka razy sprawdzał, czy baterie znajdują się na właściwym miejscu, kręcił potencjometrem do regulacji głośności, ale wszystko wydawało się w porządku. Miał nadzieję, że ludzie Reipera nie przeszli na inną częstotliwość.
Zresztą to i tak nie miało znaczenia. Przecież nawet nie wie, co mógłby zrobić z pozyskanymi informacjami. Był więźniem, a na dodatek tchórzem. Brakowało mu cywilnej odwagi i instynktu samozachowawczego. No bo jak inaczej wytłumaczyć, że coraz bardziej gmatwał się w tę sprawę, nie reagował, nie próbował się z niej wycofać ani nawet ograniczyć skutków tego, co może spotkać Klarę? Tak się zaplątał, że nie wiedział nawet, jak mógłby wydostać się z tego pokoju. Ponownie ukrył twarz w dłoniach i wydał z siebie przeciągły, żałosny jęk.
W tym momencie usłyszał w słuchawkach głos Reipera. Był tak czysty i wyraźny, że aż podskoczył w miejscu. Serce zabiło mu mocniej, zaczął rozglądać się po pokoju i dopiero po chwili dotarło do niego, że Reiper nadal jest gdzieś daleko od domu.
– Beta one do Alfa one – powiedział Reiper.
Po sekundzie rozległ się głos Kirsten:
– Tu Alfa one.
– Przejdź na kanał piąty. Odbiór.
– Przechodzę na kanał piąty. Odbiór.
– Wykonać. Bez odbioru.
– Zrozumiałam. Bez odbioru.
George zaczął nerwowo szukać w odbiorniku kanału piątego. W końcu zauważył potencjometr, pod którym znajdowało się słowo Channels. Chwilę później na wyświetlaczu ukazał się komunikat, że znajduje się na kanale piątym. Po kilku sekundach usłyszał głos Reipera:
– Beta one do Alfa one.
Potem rozległ się głos Kirsten:
– Tu Alfa one. Odbiór.
– Znajdujemy się koło wyspy, podaję pozycję.
Reiper podyktował jej szereg cyfr. George zerwał się z podłogi i podbiegł do nocnej szafki stojącej przy łóżku Josha. Przypomniał sobie, że przed zaśnięciem Josh rozwiązywał sudoku. Na szafce powinien więc leżeć długopis.
– Powtarzam – powiedział Reiper i jeszcze raz podyktował Kirsten te same dane.
George powtarzał je sobie na głos, aż w końcu znalazł w kieszeni długopis reklamowy swojej własnej firmy. Uniósł brwi. Skąd Josh go ma? Przecież nie od niego. Nieważne. Skoncentrował się na tym, co mówił Reiper, i udało mu się zapisać całą kombinację cyfr pod krzyżówką, którą rozwiązywał Josh.
– Powtarzam – powiedziała Kirsten i jeszcze raz odczytała cyfry podane przez Reipera. George porównał je ze swoim zapisem i z satysfakcją stwierdził, że się nie pomylił.
– Potwierdzam – powiedział Reiper. – Obiekt przebywa na następujących koordynatach.
I znowu posypała się kombinacja cyfr, a za nią potwierdzenia odbioru. George zapisał je pod pierwszą kombinacją.
– Poczekamy do zmroku i przystąpimy do pierwszej części operacji, żeby zidentyfikować obiekt. Jeśli nam się to uda, rozpoczniemy realizację właściwego planu. Odbiór.
– Zrozumiałam. Odbiór.
– Wszystko u ciebie pod kontrolą? Odbiór.
– Tak. Bez odbioru.
– Potwierdzam. Bez odbioru.
George usiadł na łóżku. Spojrzał na zapisane cyfry. Teraz już wie, gdzie jest Reiper. Wie też, gdzie przebywa obiekt, którym na siedemdziesiąt procent jest Klara. Ale co z tego? Kiedy zrobi się ciemno, Reiper dokona identyfikacji, a potem ją zamorduje. Zabije też jej przyjaciółkę, która przypłynęła z nią z Arkösund. A on tu siedzi, zamknięty na klucz w brzydkiej sypialni, i też czeka na śmierć. Na to przynajmniej wygląda.
Tym razem nie ukrył twarzy w dłoniach, chociaż nadal czuł się zupełnie bezradny. Odłożył nadajnik i słuchawki do garderoby i podszedł do drzwi prowadzących na półpiętro. Postanowił, że nie będzie dłużej czekać. Nadszedł czas działania. Nabrał głęboko powietrza i zawołał na cały głos, waląc przy tym w drzwi:
– Kirsten! Kirsten! Muszę do toalety! Wypuść mnie!
Mniej więcej po minucie na schodach rozległy się kroki, więc przestał hałasować. Odwrócił się i wyjrzał przez okno na szary trawnik i gałęzie jabłoni. Za nimi widać było spienione fale uderzające o skały. Zapadał zmierzch. Zerknął na zegarek firmy Breitling. Dochodziła trzecia. Serce waliło mu w piersiach. Ponownie zawołał na całe gardło:
– Kirsten, do cholery! Muszę do toalety!
– Uspokój się – usłyszał głos Kirsten.
Dwie sekundy później George usłyszał, jak kobieta wkłada klucz do zamka.
– Zanim otworzę, usiądź na łóżku – powiedziała przez drzwi. – Odejdź od drzwi.
George jęknął głośno.
– Daj spokój! Co mógłbym ci zrobić? Zaatakować cię?
George podszedł do łóżka i poczuł, jak ogarnia go fala ulgi i rozczarowania. Zamierzał zaskoczyć Kirsten, gdy tylko otworzy drzwi; chciał się na nią rzucić, przewrócić na podłogę i zanim Kirsten zrozumie, co się dzieje, odebrać jej pistolet. Plan nie był zbyt przemyślany i nie rokował szans na powodzenie. Kirsten jest na pewno silniejsza i sprawniejsza od niego. Na pewno potrafi się bić. Uznał więc, że zrezygnuje z tego pomysłu.
– Siedzę na łóżku – powiedział.
Drzwi się otworzyły i kobieta stanęła w progu. Wyglądała na skoncentrowaną, jej usta przypominały wąską kreskę.
– Trzymaj ręce tak, żebym je widziała – powiedziała. – I załóż to.
Mówiąc to, rzuciła mu na nieposłane łóżko parę ciemnych kajdanek. Sama została w drzwiach.
– To jakiś żart? – spytał George. – Kajdanki? Nie wystarczy, że zamykacie mnie na klucz? Nie pamiętasz, że do niedawna byliście moimi klientami?
– Przestań narzekać – odparła Kirsten. – Po prostu je załóż. I ciesz się, że traktuję cię tak łagodnie. Według zasad z chwilą, gdy wyprowadzam cię z area of confinement, powinieneś mieć kaptur na głowie i zatyczki w uszach. Jak widzisz, robię ci przysługę.
– Według zasad? Jakich zasad? Od kiedy to jesteśmy w Guantanamo?
Kirsten nie odpowiedziała, tylko dała mu znak ręką, żeby się pospieszył. George westchnął i założył kajdanki. Zacisnęły się na nadgarstkach bezdźwięcznie i niepokojąco ciasno.
– Panowie pierwsi – powiedziała Kirsten. – Wiesz, gdzie jest toaleta. Idę kilka kroków za tobą. Przykro mi, George. Nie sądzę, żebyś wpadł nagle na jakiś głupi pomysł, ale obowiązują nas zasady, których musimy w takich sytuacjach przestrzegać.
George skinął w milczeniu głową i zaczął schodzić ostrożnie po schodach. W głowie mu szumiało. Może to jedyna szansa? Dlaczego zachował się tak impulsywnie? Dlaczego nie wymyślił czegoś innego? Dlaczego zachował się jak zwykły idiota?
W przedpokoju, tuż obok schodów, znajdowała się toaleta dla gości. Właśnie tam Kirsten chciała go zaprowadzić. Może pozwoli mu posiedzieć trochę w salonie? W pokoju się po prostu nudzi. Mógłby się zastanowić nad tym, co powinien zrobić. Ostrożnie postawił stopę na trzecim stopniu, powoli, żeby zyskać na czasie.
W momencie, gdy zszedł niżej, dostrzegł swoją szansę. Niewielką, ale jednak. Nagle poczuł, że ze strachu i nadziei kręci mu się w głowie. Na parapecie koło schodów ujrzał podłączonego do ładowarki czarnego iPhone’a. Kirsten szła kilka kroków za nim i jeszcze go nie zauważyła.
George w jednej sekundzie postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Udając, że się potknął, krzyknął głośno, zrobił dwa szybkie kroki, jak gdyby chciał odzyskać równowagę, a potem rzucił się w dół, starając się upaść w taki sposób, aby wylądować tuż koło ostatniego stopnia.
– Aaaaaajjj! – krzyknął.
Poczuł, jak uderza biodrem o wyślizgane schody, a barkiem o podłogę przedpokoju. Przed oczyma miał jednak tylko telefon i ładowarkę. Zamiast chronić rękami głowę, udało mu się je zarzucić na parapet. Chwycił palcami za kabel ładowarki i z całej siły pociągnął go w swoją stronę. Telefon spadł na podłogę. George uderzył głową o kaloryfer i w tej samej chwili poczuł, jak coś wilgotnego i kleistego spływa mu do oczu. Domyślił się, że się zranił, ale przez cały czas miał przed oczami telefon leżący na podłodze. Wyciągnął po niego ręce.
– Co ty wyprawiasz! – zawołała ostrym tonem Kirsten i szybko zbiegła po schodach. George oparł się jednym ramieniem o podłogę, a drugą ręką wsunął telefon do spodni. Poczuł, jak aparat wpada mu do majtek. Bluzę naciągnął maksymalnie w dół, żeby zakryć nią krocze.
Kirsten błyskawicznie znalazła się tuż za nim. Teraz mnie zabije, pomyślał George. To już koniec.
– Co się stało? – spytała.
W jej głosie pojawiła się nutka szczerego niepokoju.
– Potknąłem się – odparł George. – To przez te pieprzone kajdanki.
Kirsten kucnęła przy nim, a George obrócił się na plecy z rękami skrzyżowanymi na kroczu.
– Krwawisz – zauważyła Kirsten. – Rozbiłeś sobie łuk brwiowy. To nic groźnego. Idź już do tej toalety, naklej sobie plaster z opatrunkiem i zadbaj o siebie.
George podniósł się na kolana. Bolało go całe ciało, huczało mu w skroniach. Czyżby mu się udało? Kirsten nie zauważyła, że ukradł telefon? Z trudem oddychał, ale zdobył się na uśmiech.
– Przykro mi – powiedział. – Wcale nie chciałem się przewrócić i zranić.
– Całe szczęście, że nie założyłam ci kaptura, bo mógłbyś wypaść przez okno – odparła oschle. – Wstawaj.
George podniósł się ostrożnie na nogi. Zacisnął krwawiącą ranę i ruszył w stronę toalety. Czuł na skórze chłód telefonu. Czy właśnie tak czuje się człowiek, który ma przed sobą ostatnią szansę?