Kiedy burza obudziła Klarę, na dworze było już ciemno. Usiadła na cienkim materacu i rozejrzała się w słabym, ciepłym świetle bijącym od żelaznego piecyka, w którym powoli dogasał ogień. Przez chwilę nie była pewna, co to za miejsce. Wiatr siekł dom, okręcał się wokół niego i przeciskał przez ściany, sunął z sykiem nad blaszanym dachem i obok podniszczonych węgłów. Morskie fale uderzały o skały niecałe dwadzieścia metrów dalej. Klara przetarła oczy i dopiero w tym momencie przypomniała sobie, gdzie jest.
Jak długo spała? Ledwo Bosse odpłynął z wyspy, ogarnęła ją tak przemożna senność, że nie umiała się przed nią obronić. Poczuła się bezpiecznie: jest na wyspie, na morzu, pośród szkierów. Bosse i Gabriella. Gabriella? Klara wygramoliła się spod kołdry. Przyjaciółka leżała na kanapie i spała koło żelaznego piecyka. Stopy miała owinięte kocem w czerwoną kratę. Widok ten miał w sobie coś, co napawało spokojem, tchnął codziennością.
– Śpisz? – spytała ostrożnie Klara.
Gabriella coś mruknęła, przewróciła się na bok i zamrugała oczami.
– Na to wygląda – odparła, kuląc się pod kocem. – Ależ tu zimno. Która godzina?
Klara spojrzała na zegarek.
– Prawie ósma – odparła. – Czyżbym przespała aż sześć godzin?
– Tak, zasnęłaś dość szybko.
Gabriella jakby czegoś nasłuchiwała.
– Co za wiatr! – powiedziała.
– Tak. Bosse nie przesadził, mówiąc, że będzie wiało.
Nagle Klara poczuła, że jest okropnie głodna. Ostatni jej posiłek składał się z suchego chleba, który kupiła na stacji benzynowej po wyjeździe ze Sztokholmu. Odszukała na podłodze dżinsy i kamizelkę, założyła je i przesunęła się pod drabinę, po której można było zejść na dół.
– Może chcesz kanapkę z łososiem? – spytała.
Reszta słów zamarła jej na ustach. Zatrzymała się na drabinie w pół kroku, ostrożnie odwróciła głowę i spojrzała w szeroko otwarte oczy Gabrielli. Ona też coś usłyszała.
Może to nagły podmuch wiatru uderzył o dach domu, może jakiś morski ptak krzyknął przerażony… A jednak brzmiało to jak ludzki głos. Dźwięk trwał przez bardzo krótką chwilę, bo zaraz zagłuszył go wiatr. Rozległ się całkiem blisko. Klara ze strachu dostała gęsiej skórki. Tętno jej przyspieszyło, poczuła nagły przypływ adrenaliny.
– Co to było? – szepnęła Gabriella.
Klara odzyskała kontrolę nad ciałem i zeszła z drabiny.
– Nie wiem – odparła bez tchu. – Może to tylko burza?
Przeszła kilka kroków i znalazła się w części domku, która pełniła funkcję kuchni. Jej dubeltówka była oparta o ścianę za prowizorycznym zlewozmywakiem. Na podłodze leżały dwa kartony z nabojami. Klara sięgnęła po broń i poczuła w ręku znany jej chłodny kształt. Kucnęła i otworzyła jeden z kartonów, złamała broń i załadowała obie lufy. Potem złożyła broń, która zamknęła się z trzaskiem.
Dała znać Gabrielli, żeby zeszła z kanapy i podeszła do niej. Słaby blask bijący od piecyka nie sięgał do części kuchennej, więc Klara tylko usłyszała, że jej przyjaciółka szybko przeszła przez pokój i stanęła za nią. Poczuła jej dłoń na swoim łokciu i szybki oddech na karku.
– Co o tym myślisz? – szepnęła Gabriella. – To był ludzki głos, prawda?
Klara wzruszyła ramionami.
– Możliwe. Trudno powiedzieć.
Ale sama dobrze wiedziała, że to rzeczywiście był ludzki głos. Krótki rozkaz wydany zbyt głośno w chwili, gdy burza na chwilę ucichła.
– Co robimy?
Klara wyczuła w tonie przyjaciółki nutkę niepokoju. Taki niepokój może wzrastać aż do momentu, gdy człowiek przestaje nad nim panować. W ten sposób zaczyna się panika. W ciągu ostatniego tygodnia Klara nieraz doświadczyła tego na własnej skórze. Dlatego wiedziała, że należy natychmiast przejąć nad nim kontrolę. Odwróciła się do Gabrielli i na chwilę odstawiła dubeltówkę, żeby wziąć swoją przyjaciółkę za rękę.
– Posłuchaj – szepnęła. – Nie wolno nam się teraz zdekoncentrować, rozumiesz? Musimy myśleć tylko o tym, co dzieje się tu i teraz. Nie o tym, co było wczoraj ani co będzie jutro, ani nawet za dziesięć minut. Liczy się tylko to, co teraz. Następny ruch, następny krok. Rozumiesz? Czy potrafisz wziąć się w garść?
Klara usłyszała, że Gabriella przełyka głośno ślinę.
– Jak cholera – syknęła. – Co ty sobie myślisz? Że wpadnę w panikę? Daj spokój.
Oczywiście, nie powinna była lekceważyć Gabrielli. To głupie. Przyjaciółka na pewno poradzi sobie w tej trudnej sytuacji tak samo jak ona.
– Świetnie – szepnęła. – Czy mogłabyś podejść do okna i sprawdzić, co to było? Ja zajmę się drzwiami.
Klara usłyszała, że Gabriella idzie w kierunku jednego z dwóch okien wychodzących na szkiery. Jeśli ktoś wylądował na wyspie, na pewno zrobił to od strony, gdzie wiatr jest słabszy, a nie tam, gdzie fale z całych sił uderzają o brzeg i uniemożliwiają zbliżenie się do niego. Na dworze nadal szalała burza, fale przelewały się przez skały, padał deszcz i wiał silny wiatr.
Dziesięć sekund później usłyszała szept Gabrielli:
– Podejdź tutaj, lepiej, żebyś sama to zobaczyła.
Klara chwyciła dubeltówkę, podczołgała się pod okno i kucnęła obok Gabrielli.
– Co jest? – spytała.
Gabriella nie zdążyła jej odpowiedzieć, bo na ścieżce, którą poprzedniego dnia szły z Bossem, Klara spostrzegła słaby blask latarki.