George drgnął. Usłyszał, że ktoś przekręca klucz w drzwiach jego więzienia. Uniósł wzrok i ujrzał Kirsten. W jednej chwili zawładnął nim potężny strach. Jak to możliwe, że nie usłyszał jej kroków na schodach? W pokoju było ciemno, ale od razu zauważył, że jest zdeterminowana i skoncentrowana. Po niedawnym współczuciu nie pozostało ani śladu. Przyglądała mu się tak chłodno, że musiał spuścić wzrok. Poczuł, jak zaczynają mu drżeć ręce. Co takiego zrobił? Kątem oka zauważył w jej dłoni duży, szary pistolet z przykręconym do lufy tłumikiem.
– Oddaj mi go – powiedziała Kirsten cichym, spokojnym głosem. Powoli podeszła do George’a.
– Co mam ci oddać? – spytał.
Kirsten zatrzymała się metr od niego.
– Telefon, ty idioto. Sądziłeś, że tak po prostu weźmiesz sobie telefon i zadzwonisz na policję? Naprawdę nic nie kapujesz?
Uniosła pistolet i prawie dotknęła tłumikiem jego czoła. Otwór w lufie wydał mu się po prostu olbrzymi.
– I tak już za późno. Przed chwilą dzwoniłem na policję. Już tu jadą. Bez względu na to, co mi zrobisz, dla was i tak jest już za późno.
George przestał mówić szeptem. Kirsten przełknęła głośno ślinę.
– Po co to zrobiłeś? Co sobie w ogóle wyobrażałeś? Że pałętamy się po tych szkierach jakby nigdy nic? Bez osłony? Naprawdę tak myślałeś? Czy naprawdę jesteś aż tak cholernie naiwny?
Kirsten pokręciła głową, jak gdyby ogrom jego głupoty był dla niej zbyt trudny do ogarnięcia.
– Nasza operacja została zatwierdzona na najwyższym szczeblu, a szwedzka policja otrzymała polecenie, aby nie interweniować. Po twoim telefonie zadzwonił do nas ktoś z Säpo. Przykro mi, ale muszę cię rozczarować. Tak właśnie wygląda wojna z terrorystami. A teraz oddaj mi ten pieprzony telefon.
George poczuł, że cała jego nadzieja wyparowuje w jednej chwili, ustępując miejsca poczuciu paraliżującej bezradności. Jednocześnie coś się w nim zbuntowało. Poczuł złość, wściekłość. Było to nie tylko nieoczekiwane, ale także uwalniające.
Ciągle jakieś kłamstwa i tajemnice. Miał z nimi do czynienia przez cały ostatni tydzień. Czy te gnojki rzeczywiście mogą się tu tak rządzić? Czy nie obowiązują ich żadne zasady? Nikt nie pociągnie ich do odpowiedzialności? Nie spyta, co wy tu, kurwa, robicie?
Kirsten pomachała niecierpliwie ręką.
– Oddaj mi go.
– Nie – odparł George, kręcąc głową.
– Co takiego? Co to znaczy „nie”?
– Nie oddam ci tego telefonu.
George ledwo oddychał. Kirsten na pewno go zabije. Reszta tej bandy też by to zrobiła. Nagle poczuł, że powinien natychmiast wycofać się z tej gry. Musi stanąć okoniem, bez względu na to, czy będzie to miało jakiekolwiek znaczenie.
Przełknął ślinę, odwrócił wzrok od ogromnego otworu lufy i spojrzał Kirsten prosto w oczy. Ujrzał, że pod lewym okiem zaczął jej drgać jakiś mięsień. Usta przestały przypominać wąską kreskę. Zmrużyła oczy i wbiła w niego wzrok.
– Jesteś o wiele większym idiotą, niż można to sobie wyobrazić. Myślisz, że ten telefon jest taki ważny? Wyrok śmierci na ciebie jest już od dawna podpisany. Naprawdę tego nie rozumiesz?
Kirsten wypowiedziała te słowa drżącym głosem. Gwałtownie zamrugała oczami. Ale George postanowił, że nie ustąpi. Widząc, że jej dłoń zacisnęła się mocniej na kolbie, poczuł nagły przypływ energii. Położyła palec na cynglu. Poczuł na policzku chłodną stal lufy, a w kroczu dziwną wilgoć. Zrozumiał, że po prostu się posikał.
– Zamknij oczy – powiedziała Kirsten.
Tym razem jej głos zabrzmiał ostro, a na skroni pojawiła się wąska strużka potu. George nie spuszczał z niej oczu, wytrzymał jej wzrok. Wiedział, że to ważna chwila. Czuł to przez skórę pomimo śmiertelnego strachu. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczał. Było to coś w rodzaju zwątpienia, pęknięcia. Nawet doświadczony myśliwy wie, że zabijanie domowych zwierząt to żadna przyjemność.
– Zamknij, kurwa, oczy! – krzyknęła Kirsten.
– Nie – szepnął George.
Ta krótka chwila trwała całą wieczność. Słyszał tylko burzę za oknem i bicie własnego serca. Nagle w słuchawce Kirsten rozległy się trzaski, które wyrwały ich z tego transu. Kirsten uniosła dłoń, żeby wcisnąć przycisk.
Na moment spuściła George’a z oczu.
To, co wydarzyło się chwilę później, przypominało instynktowną reakcję na zagrożenie, będącą wynikiem nieodpartej woli życia.
George chwycił skutymi kajdankami dłońmi lufę pistoletu i rzucił się w bok, w stronę łóżka. Pociągnął za lufę i odsunął ją od siebie. W tej samej chwili rozległ się huk i George poczuł piekący ból od kuli, która oderwała mu koniuszek prawego ucha. Zaszumiało mu w głowie, a jednocześnie usłyszał wrzask Kirsten. Oboje rzucili się na podłogę. Wyglądało to tak, jak gdyby uprawiali zapasy pod wodą, gdzie ciało niewiele waży. George sam nie wiedział, czy jest na Kirsten czy pod nią, czy walczy dobrze czy źle, co robi z rozmysłem, a co instynktownie. Interesowała go wyłącznie lufa pistoletu. Przez cały czas miał ją przed oczami.
Po chwili rozległ się kolejny strzał. Lufa pistoletu była już lekko rozgrzana. George uderzał uzbrojoną w broń ręką o podłogę. A może o sufit? Albo o ścianę? Świat stanął nagle na głowie. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie.
W końcu pistolet wypadł Kirsten z ręki. Wydała z siebie długi, przeraźliwy krzyk. Drapała go po twarzy, rękach i klatce piersiowej, próbowała wyłupić mu oczy. George uwolnił w końcu ramiona z uchwytu i uniósł je nad sobą. Lufa pistoletu była nadal ciepła. Chwycił za nią i z całej siły uderzył Kirsten kolbą w twarz. Raz, drugi, trzeci. Usłyszał trzask łamanej kości.
Kirsten przestała atakować. Jej ramiona zwiotczały. George znowu uniósł pistolet. Zachowywał się jak ślepy i głuchy. Skoncentrował się na jednym: fizycznym unicestwieniu przeciwnika. Zanim uderzył kolejny raz, chwilowe zamroczenie ustąpiło. Siedział okrakiem na Kirsten. Miał przed oczami jej zmasakrowaną twarz. Słyszał, jak pociąga złamanym nosem i płytko oddycha. Odwrócił wzrok, nie chciał patrzeć na to, co zrobił. Jęcząc, uniósł się na kolana. Drżącą dłonią przyłożył Kirsten lufę pistoletu do czoła.
– Kluczyk – powiedział. – Daj mi kluczyk do kajdanek.
Kirsten włożyła rękę do kieszeni spodni i wyrzuciła na podłogę pęk kluczy.
– Gdzie są kluczyki od tej drugiej łodzi, która cumuje przy pomoście?
Kirsten pokręciła głową.
– Co chcesz zrobić? – spytała chropowatym głosem. – Zamierzasz ratować swoją księżniczkę? Za kogo ty się uważasz? Za Rambo?
George nie wahał się ani przez chwilę. Odsunął pistolet od jej twarzy, wycelował w udo i wystrzelił. Odrzut był tak silny, że o mało sam nie poleciał do tyłu. Kirsten krzyknęła z bólu.
– Kluczyki od łodzi – powtórzył.
Kirsten potrząsała z bólu głową i wyła jak zwierzę.
– Są w szafce przy drzwiach – syknęła. – I tak byś je znalazł.
George wyprostował się i w końcu zdjął kajdanki. Nie miał odwagi spojrzeć na Kirsten, która leżała na podłodze, jęcząc z bólu, ciężko pobita i postrzelona. Czy naprawdę to zrobił? Działał pod wpływem adrenaliny, choć jednocześnie było mu wstyd. Pobił kobietę. A przecież kilka minut temu ich stosunki były prawie przyjazne. Zmusił się, żeby o tym nie myśleć. Zerwał z łóżka prześcieradło i podarł je na długie pasy o szerokości około dziesięciu centymetrów. Nie patrząc na Kirsten, położył je na podłodze.
– Opatrz sobie rany – powiedział. Potem wstał, wyszedł z pokoju i zamknął drzwi na klucz.