Słodki napój nie pomógł. Gabriella czuła się tak, jakby coś dławiło ją w gardle. Chrząknęła i wypiła kolejny łyk.
– Tak – odparła w końcu. – To ten laptop.
Pochyliła się i przesunęła go po stoliku w stronę Susan. W tym samym momencie otworzyły się drzwi prowadzące do sąsiedniego pomieszczenia i do pokoju wszedł mężczyzna w wieku Gabrielli. Miał ciemne włosy i wygnieciony ciemny garnitur. A do tego białą koszulę bez krawata.
– To jeden z moich pracowników – wyjaśniła Susan. – Sprawdzi, czy to rzeczywiście ten komputer.
Gabriella znowu poczuła dławienie w gardle.
– W porządku – odparła. – Nie ma do niego dostępu, trzeba znać hasło. Same nie wiemy, co w nim jest.
Nerwowo przeciągnęła dłonią po włosach. Pomyślała, że powinna w końcu nad sobą zapanować, bo inaczej tamci zaczną coś podejrzewać. Musi się uspokoić.
– Być może to prawda – powiedziała Susan. – Pewnie ma pani rację. Obawiam się jednak, że będziemy musieli przeprowadzić z panią i jej klientką dłuższą rozmowę. Przydarzyło wam się coś, na co nie powinnyście być narażone. I nawet jeśli to nie wasz błąd, mamy problem.
Zabrzmiało to jak groźba. W tym momencie oczy Susan były puste, zimne i wyrachowane. Gabriella przypomniała sobie, co mówił Amerykanin na wyspie. Jeśli ktoś nie ma argumentów, staje się bezradny.
Mężczyzna w pomiętym garniturze zerknął na Gabriellę, a potem otworzył laptopa i włączył go.
Gabriella zamknęła oczy. Tego już za wiele. Napięcie było zbyt silne. Przysłuchiwała się, jak informatyk stuka palcami w klawiaturę. Oparła się o kanapę. Czy nie powinno przyjść jej wcześniej do głowy, że plan może nie wypalić?
W końcu stukanie ucichło. Gabriella otworzyła ostrożnie oczy. Patrzyła przez wąską szparkę, jak gdyby nie miała odwagi przyjąć do wiadomości wyniku tej błyskawicznej kontroli. Mężczyzna siedział nad laptopem ze zmarszczonym czołem. Wpatrywał się w ekran i przebiegał po nim wzrokiem tak, jak gdyby nie mógł uwierzyć w to, co na nim widział. Po dłuższej chwili odwrócił ekran w stronę Susan i spojrzał na Gabriellę.
– To jakiś żart czy co? – spytał.
Gabriella się wyprostowała. Zerknęła w stronę drzwi, przez które przed zaledwie kilkoma minutami weszła do pokoju.
– Czy nie dociera do was, że sytuacja jest naprawdę poważna? – spytała Susan. – Nie przekonało was to, przez co przeszliście? Co pani sobie, co jasnej cholery, wyobraża?
Susan nie wyglądała na kobietę, która na co dzień posługuje się przekleństwami. Odwróciła ekran, żeby Gabriella też mogła na niego spojrzeć. Na białym tle widniał napis wykonany dużymi czerwonymi literami: fuck you fascist pigs! Napis zajmował cały ekran. Gdyby sytuacja nie była poważna, Gabriella roześmiałaby się w głos. Blitzie jest naprawdę taka, jak opisała ją Klara. Zanim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, usłyszała za sobą dźwięk karty przesuwanej przez czytnik w drzwiach. Chwilę później jeden z ochroniarzy wsunął głowę do środka.
– Jeden z naszych szwedzkich kontaktów powiedział, że ktoś dzwoni do naszego gościa.
Mówiąc to, skinął głową w stronę Gabrielli. Wstrzymała oddech. Po chwili udało jej się otworzyć usta i wydusić z siebie kilka słów:
– Jeśli oczekuje pani na odpowiedź, to może lepiej będzie, jeśli odbiorę ten telefon? – spytała, zwracając się do Susan.
Głos znowu uwiązł jej w gardle, więc tylko wskazała ręką drzwi. Miała nadzieję, że będzie bardziej twarda i zdecydowana, ale z powodu stresu, nieprzespanej nocy i wszystkiego, przez co przeszła, straciła nad sobą panowanie. Sytuacja po prostu ją przerosła.
Susan spojrzała na nią zdumionym wzrokiem. Wyglądało to tak, jakby na jej gładkiej masce pojawiła się rysa.
– Telefon? – spytała. – Chyba pani ze mnie żartuje?
– Wcale nie. Jeśli chce się pani ode mnie czegoś dowiedzieć, to muszę odebrać.
Susan pokręciła głową i ręką dała znać informatykowi, żeby opuścił pokój. Mężczyzna wyszedł na korytarz.
– Zgoda – powiedziała Susan. – Ale rozmowa odbędzie się w tym pokoju, z włączoną funkcją głośnego mówienia.
Gabriella wzruszyła ramionami.
– Whatever.
Wstała z kanapy i podeszła do ochroniarza, który podał jej telefon.
– Głośne mówienie – przypomniała Susan.
Ona też wstała z kanapy, a w jej zimnych oczach pojawił się błysk niepewności. Rozmowa nie przebiegała po jej myśli, ale starała się zachować spokój. Już wiedziała, że musi zmieniać plan działania. Gabriella włączyła głośnik w telefonie.
– Mówi Gabriella – powiedziała po angielsku. – Będziemy rozmawiali przy włączonej funkcji głośnego mówienia.
W telefonie zapanowała cisza, bo żadna ze stron nie była pewna, kto powinien zacząć.
– Jak nasze interesy? – spytała w końcu Gabriella. – Jak ci poszło? Udało ci się…
– To jakaś popaprana sprawa – przerwał jej cienki dziewczęcy głos. – Wszystko jest jakieś pojebane. Ludzkie zwłoki i tortury, i w ogóle. Filmy i zdjęcia. Nie miałam za dużo czasu, żeby to dokładniej przejrzeć, ale jest tam pełno różnych okropieństw. Tego jestem pewna.
– To znaczy, że udało ci się złamać hasło? – spytała Gabriella.
Nagle poczuła się tak, jakby opuściła ludzką powłokę i patrzyła z góry na Susan, siebie i na telefon. Było to dość nierzeczywiste.
– Tak – odparła Blitzie. – Jasne, że tak. Kiedy ktoś na twoim komputerze wpisał hasło, zostało automatycznie przesłane do mnie. Potem już tylko je wklepałam. Poszło jak z płatka. Co pani teraz robi?
Gabriella spojrzała na Susan, która dała jej znak, żeby skończyła rozmowę.
– Oddzwonię – powiedziała. – I już się tym nie zajmuj.
– Nie mam skłonności samobójczych – odparła Blitzie i się rozłączyła.
Susan usiadła ciężko w fotelu i milczała. Gabriella wyjrzała przez okno. Było już prawie zupełnie ciemno, na dodatek padał śnieg. Kolejne piękne święta Bożego Narodzenia.
– Sprytnie to rozegraliście – zaczęła po chwili Susan. – Być może dla wszystkich będzie najlepiej, jeśli sprawa zostanie ujawniona. Zapewniam, że to nie my o tym decydowaliśmy. To był błąd. Operacja, która wymknęła nam się spod kontroli.
Gabriella wyczuła w jej głosie coś w rodzaju znużenia, rezygnacji.
– Powtarzam jednak, że wybuchnie ogromny chaos – kontynuowała Susan. – Mam na myśli Afganistan. To się źle skończy zarówno dla nas, jak i dla świata arabskiego. Jeśli te zdjęcia są tak straszne, jak opisała je pani znajoma, to po ich opublikowaniu ludzie znienawidzą nas jeszcze bardziej.
Na chwilę przerwała, jakby chciała się nad czymś zastanowić.
– Cała ta historia spowoduje też chaos w waszym życiu. Dotyczy to i pani, i Klary, i pani znajomej, która dzwoniła. Wiem, że to nie wasza wina, wiem, że zostałyście wplątane w tę historię wbrew waszej woli i brałyście udział w tej grze, bo nie miałyście innego wyjścia. Całkiem możliwe, że osiągnęłyście najlepszy wynik, na jaki było was stać, a może nawet wygrałyście coś więcej. Ale jeśli te zdjęcia ujrzą światło dzienne, nikt was nie ochroni. Siły, które tym wszystkim sterują, są zbyt potężne. I chociaż to, co się stało, rozgrywało się poza prawem, nie dopuścimy do tego, żeby te materiały ujrzały światło dzienne, bo będzie to miało negatywne konsekwencje także dla was. Chyba to pani rozumie? W chwili, gdy materiał zostanie upubliczniony, zostaniecie uznane za przestępców. I tak już nimi jesteście.
Gabrielli przypomniały się słowa Amerykanina, że jeśli nie będą mieć czegoś w zanadrzu, staną się bezbronne. Powiedział też, żeby nie dawały im tego, na czym im zależy.
– Jeśli ten materiał zostanie upubliczniony – powiedziała Gabriella.
Susan pochyliła się ku niej i spojrzała jej prosto w oczy.
– Słucham? Co pani powiedziała?
– Powiedziałam, że to, o czym pani mówi: chaos, zamieszanie, negatywne konsekwencje, jest uzależnione od tego, czy materiał zostanie opublikowany. Czy dobrze panią zrozumiałam?
Susan skinęła głową i przyglądała się Gabrielli ze zdumieniem.
– Ale my tego nie upublicznimy – kontynuowała Gabriella. – W każdym razie nie teraz. Będziemy strzec tych informacji. Ukryjemy je w kilku różnych miejscach, żebyście nigdy nie mogli odzyskać całości. Jeśli jednak zauważymy, że coś nam grozi, wciśniemy guzik i wszystko trafi do opinii publicznej. Ja nawet nie muszę oglądać tych plików. Klara też nie. Nie chcemy wiedzieć, co tam jest. Nie chcemy być odpowiedzialne za wybuch chaosu, o którym pani wspomniała. Chcemy dalej żyć i mieć to już za sobą.
To naprawdę niesłychane: jedyną osobą, która widziała zdjęcia i filmy mogące wywołać ogólnoświatowy kryzys albo coś jeszcze gorszego, była szesnastoletnia dziewczyna z Amsterdamu. Gabriella patrzyła na Susan, obserwowała jej zmęczoną twarz, czuła bijącą od niej władzę i miała świadomość, że jej rozmówczyni zna tysiące tajemnic, których nigdy nie będzie jej wolno ujawnić. Czy w takiej sytuacji może stracić nad sobą panowanie?
– Czy ufa pani swojej znajomej? – spytała Susan.
Gabriella wzruszyła ramionami.
– Mam nadzieję, że mogę.
Susan skinęła głową.
– Nie wiem, co powinnam zrobić – stwierdziła. – Nie chcemy, żeby ten materiał wyszedł na jaw. Zwłaszcza teraz.
Przez chwilę nad czymś się zastanawiała.
– Cóż mogę powiedzieć? – stwierdziła w końcu. – Musimy chyba pokładać nadzieję w tym, że pani znajoma potrafi dochować tajemnicy. Chyba się pani domyśla, co nastąpi, jeśli się na niej zawiedziemy?
Na twarzy Susan pojawił się uśmiech.
– Równowaga sił – powiedziała. – Groźba wzajemnego unicestwienia. Nigdy nie sądziłam, że właśnie takimi słowy będę musiała opisać stosunki łączące Stany Zjednoczone z dwójką młodych szwedzkich prawniczek. Wygląda jednak na to, że czasy się zmieniają.
Susan wstała fotela i wyciągnęła rękę do Gabrielli. Ta przyjęła ją z wahaniem.
– A teraz proszę mi opowiedzieć, jak to zrobiłyście – poprosiła Susan. – Mam na myśli tę czarodziejską historię z rozmową telefoniczną. Mój pracownik sprawdził numer matrycy w laptopie i potwierdził, że pokrywa się z numerem komputera, który straciliśmy. A mimo to nie jest to ten sam laptop. Mam wprawdzie swoje lata, ale nie rozumiem, jak to się stało.
– Nasza znajoma wymieniła twarde dyski – wyjaśniła Gabriella. – Wzięła podobny laptop i wymieniła środek. Oznacza to, że informacje są teraz zapisane w tym drugim komputerze. Na tym, który leży przed nami, zainstalowała program, który skopiował hasło i przesłał je do niej za pośrednictwem niewielkiego nadajnika zainstalowanego w środku. To chyba zwykła karta 3G. Kiedy dostała hasło, wystarczyło już tylko wejść na oryginalny twardy dysk. Proste jak drut. Tak to właśnie określiła.
– Widzę, że faktycznie żyjemy w nowych czasach – przyznała Susan.
– Mamy jeszcze jeden warunek – powiedziała Gabriella. – Chodzi o tego Amerykanina, który wczoraj zjawił się na wyspie. Klara chce się o nim jak najwięcej dowiedzieć.
Susan zrobiła smutną minę.
– Przez cały czas dzieje się tyle ważnych rzeczy – powiedziała. – Gra toczy się o najwyższą stawkę. Tracimy przez to ludzi. Dzieje się tyle, że przestaje to mieć znaczenie.
Potem wyjęła z kieszeni długopis i napisała coś na skrawku papieru, który podała Gabrielli.
– Niech się ze mną skontaktuje, gdy trochę do siebie dojdzie. O wszystkim jej opowiem. Przynajmniej tyle mogę dla niej zrobić. I dla niego.