Klara oparła głowę o brudną szybę taksówki. Na uszach miała słuchawki, słuchała Spiegel im Spiegel Arvo Pärta. Po Bożym Narodzeniu przez większą część czasu leżała w swoim łóżku u dziadków i słuchała tego utworu na okrągło, dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści razy dziennie. Gapiła się w sufit, a z pokoju wychodziła tylko do toalety albo żeby coś przegryźć. Wyjęła kartę z telefonu, bo nie chciała rozmawiać ani z Gabriellą, ani z żadnym ze swoich przyjaciół w Brukseli. Oficjalnie przebywała na zwolnieniu lekarskim z powodu wypalenia zawodowego.
W końcu straciła rachubę czasu i sama już nie wiedziała, jak długo tak leżała. Dwa dni? Tydzień? Słuchała muzyki i patrzyła w niespokojne twarze dziadków.
Ale i tak nie udało jej się uniknąć rozmowy z Gabriellą. Któregoś dnia przyjaciółka zjawiła się po prostu w pokoju. Była trochę bardziej niespokojna niż zwykle. Jakby się postarzała. Nie zważając na protesty Klary ani na jej anemiczny wybuch złości, wywlokła ją z łóżka.
Ubrała ją ciepło, a potem sprowadziła schodami na dół i wyprowadziła na dwór, gdzie przy łodzi czekali na nią dziadkowie i Bosse. Zmusili ją, żeby popłynęła z nimi na Wyspę Przemytników. Dziadek wyjaśnił, że robią to po to, aby ponownie objąć wyspę w posiadanie, uwolnić się od strachu i odzyskać władzę nad wspomnieniami.
Zostali tam przez całe popołudnie. Nic tam nie przypominało już o tej strasznej nocy. Nie było zwłok, śladów krwi ani dziur po pociskach. Nie było niczego. Ot, zasypany śniegiem kawałek lądu na morzu. Bosse przywiózł kuchenkę i zaparzył dla wszystkich kawy. Prawie ze sobą nie rozmawiali.
Później poszło już łatwiej. Głównie dzięki Gabrielli, która zajęła się praktycznymi rzeczami. Zadzwoniła do Boman, przedstawiła się jako adwokat Klary i w jej imieniu zrezygnowała z dalszej pracy. Najpierw jednak wymusiła na eurodeputowanej roczną odprawę dla swojej klientki. Gabriella dzielnie się trzymała. Całą tę sytuację znosiła o wiele lepiej niż Klara. Do pracy wróciła jeszcze przed sylwestrem. Wiman poinformował ją, że została wspólnikiem. Najmłodszym w kancelarii, a być może nawet w całej Szwecji.
Klara zwlokła się w końcu z łóżka i postanowiła wrócić do dawnej formy. Zaczęła od prostych czynności w domu. Gotowała posiłki z babcią, pływała łodzią z dziadkiem.
Jakiś tydzień później przebrała się w lepsze ubranie i pojechała z Bossem do miasta. Najpierw do małego Söderköping, żeby nie doznać szoku w zetknięciu z potęgą cywilizacji. Kupiła kilka książek w kieszonkowym wydaniu, spacerowała wśród zimowych krajobrazów i starała się wrócić do normalnego rytmu. Wieczorem wybrała się do kina w Norrköping. Oglądała jakąś głupią komedię, ale dzięki niej poczuła, że znowu żyje.
Kilka tygodni później przyjechała do Sztokholmu, żeby spotkać się z Gabriellą. Poszły oczywiście na zakupy do NK i Nitty Gritty. Odwiedziły nowe bistro, jadły ostrygi i mięso. Potem zamówiła kilka drinków i trochę przekomarzała się z pewnym brodatym copywriterem na kanapie w Riche. Śmiała się, wypiła nieco za dużo, a potem powlokła się do domu z kiełbaską kupioną w jednym ze sklepów sieci 7-Eleven. Powoli przyzwyczajała się do codzienności, do cudownego zwykłego życia.
Niestety, po powrocie na szkiery poczuła, że wszystko, co się stało, nadal bardzo jej ciąży. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że została zdradzona. Przez ojca, Cyrila, a przede wszystkim przez samą siebie. Bez względu na to, jak o tym wszystkim myślała, nie potrafiła przegonić myśli, że Mahmoud zginął przez nią. I że przez nią zginął jej ojciec.
Wiedziała jednak, że nie może tak dalej żyć. Leżeć w pokoju, w którym mieszkała jako nastolatka, i na okrągło wałkować tych spraw. Rozumiała, że uwolni się od tego tylko wtedy, gdy wróci do aktywnego trybu życia.
W połowie marca skontaktowała się ze swoim dawnym nauczycielem i promotorem Mahmouda. Umówili się na lunch w Hali Targowej w Uppsali.
Lyset niewiele się zmienił. Miał stalowosiwe włosy i trzymał się prosto. Tak jak dawniej palił camele bez filtra. Od razu się domyślił, że Mahmoud zginął z zupełnie innego powodu, niż opisywały to gazety. Dziennikarze opierali teksty na raporcie sporządzonym przez Bronzeliusa i jego kumpli od PR-u. Lyset nie dał sobie wmówić, że Mahmoud w ramach swoich obowiązków służbowych wszedł w kontakt z członkami siatki terrorystycznej, a potem próbował ją zinfiltrować na potrzeby pracy naukowej. Według oficjalnego raportu właśnie to doprowadziło do jego bohaterskiej śmierci. Na szczęście Lyset nie próbował wydobyć z Klary żadnych informacji, za co była mu wdzięczna. Zgodził się też bez wahania, żeby dokończyła pracę doktorską, nad którą pracował Mahmoud.
Pojechała więc do Brukseli i zajęła się przeprowadzką. Wynajęła niewielką kawalerkę w Luthagen i urządziła się w gabinecie Mahmouda. Dziwnie to wyglądało, ale czuła, że musi to zrobić.
A kiedy lody na rzece puściły, a w Noc Walpurgii w Uppsali zapłonęły tradycyjne ogniska, wyjęła kartkę z e-mailem do Susan.
Poprosiła taksówkarza, żeby zatrzymał się przy stacji metra Smithsonian. Kiedy wysiadła z taksówki, w twarz uderzyła ją fala wiosennego ciepła. National Mall był już zielony, pełen miłośników joggingu i tych, którzy przychodzili tutaj na lunch. To jej pierwsze godziny w Ameryce. Jak to się stało, że przyjechała tu dopiero teraz? Wszystko wydawało jej się takie znajome. Zdjęła słuchawki, żeby chłonąć nowe otoczenie bez filtra.
Dziesięć minut później znalazła się przed Kapitolem. Włączyła na komórce aplikację z mapą Waszyngtonu. Skręciła w Independence Avenue, obeszła kompleks budynków Kongresu i skierowała się w lewo, na First Avenue. Wdychała zapach lata, hot dogów i cebuli z ulicznych budek. Obserwowała, jak kobiety i ubrani w garnitury mężczyźni spieszą ulicą na kolejne ważne, a zarazem bezsensowne spotkania. Czuła się trochę zagubiona. Jeszcze pół roku temu była kimś innym. Żyła w innym świecie i w innym czasie.
W końcu znalazła się w miejscu, gdzie umówiła się na spotkanie. Amerykański Sąd Najwyższy. Biała fasada, uroczysty wygląd. Budynek przypominał rzymską świątynię.
Klara od razu ją zauważyła. Kobieta stała po lewej stronie, w połowie schodów. Samotna, drobna i blada. Całkiem przeciętna, jak ktoś, na kogo nie zwracamy uwagi. Jej rozmówczyni tak właśnie opisała się w e-mailu. Klara spojrzała na napis w górnej części budynku. Equal justice under law. Czyżby Susan chciała z niej zakpić i dlatego wybrała właśnie to miejsce?
Klara weszła po schodach i usiadła o jeden stopień wyżej niż Susan, lekko po skosie.
– Witam w Waszyngtonie – powiedziała Susan, nie odwracając się do niej.
Udawała, że wpatruje się w tylną ścianę siedziby Kongresu. Klara milczała. Czuła się tak, jakby nie wiedziała, gdzie jest.
– Lato w tym roku zacznie się wcześnie – rzuciła Susan.
Klara skinęła głową.
– Na to wygląda.
Susan odetchnęła głęboko.
– No to słucham – powiedziała. – Czego chciałabyś się dowiedzieć?
Wokół rozbrzmiewał typowy miejski hałas. Ruch uliczny, dźwięki syren. Klara się pochyliła i nabrała w płuca ciepłego powietrza. Tak, teraz wszystkiego się dowie.
– Kim on był? – spytała.
Z początku wydawało się, że Susan nie dosłyszała. Po chwili jednak odwróciła się ku niej powoli. Jej oczy były szare jak skały na szkierach, popiół albo brzytwa.
– Lubił pływać – odparła.