Przez bardzo krótką chwilę rozważałam rejteradę. Ucieczkę na górne kondygnacje budynku, do laboratorium. Lecz wyższe piętra mojego mózgu już podrzucały mi terminy w rodzaju „jesteś profesjonalistką” i „osobą dorosłą”.
Sierżant Oliver Isaac Hasty. Nie licząc paru zmarszczek mimicznych, które stały się nieco wyraźniejsze, oraz szpakowatych skroni, nie postarzał się ani trochę. Żadnego zwiotczenia szczęk. Ani grama zbędnego tłuszczu.
W dawnych czasach, gdy Ollie był jeszcze kapralem, oddelegowano go służbowo na studia w Akademii FBI w Quantico. Szkolenie z behawiorystyki czy coś takiego. Ja prowadziłam tam dla agentów specjalnych warsztaty z problematyki rekonstruowania zwłok.
Poznaliśmy się z Olliem przy piwie w pubie Boardroom. Był Kanadyjczykiem, a ja rozważałam wtedy propozycję podjęcia pracy konsultantki w LSJML w Montrealu. Przez cały tydzień udzielał mi wszelkich informacji na temat naszych dziwnych sąsiadów z Północy.
Od chemii aż kipiało, nie da się zaprzeczyć. Ale sposób, w jaki Ollie traktował samego siebie, graniczył z pychą. Niezależnie od tematu, na jaki rozmawialiśmy, kapral Hasty czuł się w nim ekspertem, innych uważał natomiast za ignorantów.
Po zakończeniu kursu wróciłam do domu do Karoliny Północnej; moje libido nie zostało wprawdzie zaspokojone, lecz przynajmniej mój szacunek dla samej siebie nie poniósł uszczerbku. Tymczasem Ollie, zdawszy egzamin końcowy, przyjechał do mnie, do Charlotte, samochodem w odwiedziny. Bez zaproszenia. W świecie Olliego nie istniało coś takiego jak odmowa.
Moje małżeństwo właśnie się załamało, wciąż czułam się zdruzgotana z powodu zdrady, jakiej dopuścił się Pete. I po raz pierwszy od dwudziestu lat mieszkałam sama. Wyposzczona prawie rozwódka. Krzepki kanadyjski policjant. Eros nie pozwala się zbyt długo oszukiwać. Wprawdzie nie szalałam za Olliem, a jednak przez dobry tydzień nasze łóżkowe dokazywanie niemal obróciło dom w perzynę.
Więc co się stało? zapytacie.
Ollie miał dwadzieścia dziewięć lat. A ja, no cóż, odrobinkę więcej. Mieszkałam na południu Stanów, a on w Albercie, cholernie daleko. Żadne z nas nie pragnęło stałego związku, nie planowaliśmy więc spotkań w przyszłości.
Przez pewien czas wymienialiśmy krótkie listy i czasem dzwoniliśmy do siebie; w tamtych czasach nie istniały e-maile. W końcu – co było do przewidzenia – wszystko w sposób naturalny obumarło.
I oto siedział tutaj. Twarzą w twarz z zawodnikiem numer dwa w bardzo krótkim szeregu moich kochanków po rozwodzie.
Słysząc kroki, obaj mężczyźni spojrzeli w moim kierunku.
– Doktor Brennan – Ollie wstał i wyciągnął obie ręce. W lewej brakowało większej części serdecznego palca.
– Sierżancie Hasty – ignorując zaproszenie do przytulenia się, wyciągnęłam ku niemu dłoń. Potrząsając nią, próbowałam sobie przypomnieć, w jakich okolicznościach stracił ów palec. Dziwne, ale nad tym się właśnie zadumałam.
– Rozumiem, że się znacie. – Ryan cały czas opierał się pośladkiem o biurko.
– Poznaliśmy się z doktor Brennan w Quantico. – Błyszczące piwne oczy Olliego wpatrywały się w moje. – Kiedy to było?
– Dawno. – Z przykrością odnotowałam fakt, że moje policzki płoną.
– No to super – rzekł Ryan. – Możemy rozmawiać o Annaliese Ruben?
Prześlizgując się obok Olliego i zajmując fotel po jego lewej, zastanawiałam się, co wie Ryan. Czy nasz romans z odległych czasów wyszedł na jaw w trakcie ich rozmowy o Annaliese Ruben? Ollie chyba nie byłby aż takim prostakiem.
Czy to, co łączyło mnie kiedyś z Olliem, stanowiło powód obecnego chłodu Ryana? Absurd. W najlepszym razie można to było uznać za przygodną znajomość, epizod dawno zamknięty już w chwili, gdy przyjechałam do Montrealu. Poza tym ponad rok temu Ryan i ja zakończyliśmy nasz związek. Nie byłby chyba na tyle dziecinny, aby żywić urazę z powodu miłosnej przygody, jaka wydarzyła się, zanim jeszcze się poznaliśmy. A może jednak? Lecz gdyby wiedział, byłaby to dla niego absolutnie świeża informacja, a przecież traktował mnie chłodno już od pewnego czasu.
– Możemy – odparł Ollie.
– Zacznijmy więc od powodów pańskiego przyjazdu – zaproponował Ryan.
– Są dwa. Po pierwsze, wciąż obowiązuje wydany jakiś czas temu sądowy nakaz aresztowania Ruben. Podobno przebywa teraz w Quebecu. Po drugie, Ruben to osoba z grupy wysokiego ryzyka, która zaginęła i zniknęła nam z pola widzenia.
Nie czekając na odpowiedź, Ollie kliknął z trzaskiem mosiężnymi klamrami swojej aktówki, wyjął z niej teczkę z dokumentami i otworzył ją. Zauważyłam, że zawiera tylko dwie cienkie kartki.
Przyszła mi do głowy niepokojąca myśl. Czy w sprawie zniknięcia Annaliese Ruben w ogóle prowadzono śledztwo? Czy ktoś się tym przejął?
– W aktach zarejestrowano zgłoszenie obywatelskie dokonane bezpośrednio na posterunku – zaczął Ollie. – Zgłaszającą była Susan Forex, na ulicy znana jako Foxy.
– Dziwne zachowanie jak na dziwkę – rzekł Ryan.
– Foxy to dziwna laska.
– Zna ją pan?
– Znam. Ale postępek Foxy nie był aż tak niezrozumiały. Panienki w Edmonton robią w gacie ze strachu.
– Są między młotem a kowadłem. Z jednej strony gliny, z drugiej szaleńcy.
Ollie wykonał gest oznaczający, że zgadza się z tą wypowiedzią.
– Zeznania Forex przyjmował nowicjusz nazwiskiem Gerard. Forex twierdziła, że Ruben mieszka kątem w jej domu. Według raportu Ruben miała umówione spotkanie z klientem, który słynął z szerokiego gestu i lubił wydawać pieniądze. Tak go opisała. Do schadzki miało dojść w Days Inn, w centrum miasta.
Ollie zerkał na dokumenty i czerpał z nich informacje.
– Ruben nigdy już nie wróciła do domu. Gdy minęły cztery miesiące, Forex postanowiła zgłosić jej zaginięcie.
– Troszkę trwało, zanim zaczęła się martwić – rzucił Ryan.
– Jak długo mieszkały razem? – spytałam.
– Może pół roku.
– Ktoś to sprawdził?
– Nie było zbyt wiele do sprawdzania. Ludzie pracujący na ulicy zmieniają adresy jak inni skarpetki. Większość nigdzie dłużej nie zagrzewa miejsca. W rzeczonym okresie razem z Forex pomieszkiwała także inna prostytutka, niejaka Monique Santofer. Obie zostały przesłuchane, podobnie zresztą jak kilka innych. Nikt nic nie wiedział.
Ryan i ja milczeliśmy. Zdawaliśmy sobie sprawę, jak to wszystko rzeczywiście wyglądało.
Po zakończeniu przesłuchań akta krążyły zapewne po całym wydziale śledczym i trafiały na liczne biurka, nigdzie jednak nie wywołały nowej myśli, nikomu nie zapaliło się w głowie światełko. Stamtąd przekazano je więc do komórki centralnej zajmującej się poszukiwaniem osób zaginionych, o zdecydowanie zbyt nielicznych etatach, aby pracujący tam detektywi zdołali ogarnąć tę wielką liczbę nowych zaginięć zgłaszanych każdego roku. W końcu akta sprawy utknęły gdzieś w stosie innych im podobnych.
Lecz jakimś cudem – na szczęście – zdołano je wygrzebać i przekazać ludziom z Projektu KARE.
– Dlaczego twoim zdaniem Forex w ogóle zadała sobie ten trud? – spytałam.
– Edmonton to bardzo niebezpieczne miejsce dla tych kobiet. Wiele z nich tak się boi, że na ochotnika oddaje swoje próbki DNA, żeby można było zidentyfikować ich ciała, gdyby je zamordowano.
– I rzeczywiście tak wiele ginie?
– Od roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego trzeciego zamordowano co najmniej dwadzieścia kobiet. Jeszcze więcej zaginęło, prawdopodobnie nie żyją. I jak wiecie, wszyscy wciąż pamiętają tego gnoja Picktona.
Ollie miał na myśli Roberta Williama „Williego” Picktona, hodowcę świń z Port Coquitlam w Kolumbii Brytyjskiej, którego skazano w roku 2007 za zabójstwo sześciu kobiet oraz oskarżono o spowodowanie śmierci dwudziestu kolejnych. Większość ofiar Picktona stanowiły prostytutki i narkomanki ze wschodniej części śródmieścia Vancouver.
Nie zajmowałam się tą sprawą, robili to moi koledzy. W 2002 roku, po odkryciu na posesji Picktona ludzkich szczątków, rozpoczęto szeroko zakrojone poszukiwania zwłok. Media kompletnie oszalały, sąd wydał więc zakaz pokazywania tego miejsca w telewizji oraz pisania o nim artykułów. Ale plotek nic nie mogło powstrzymać. Powiadano, że ciała miały leżeć tak długo, aż ulegną rozkładowi, że karmiono nimi świnie, że je mielono i dodawano do wieprzowiny pochodzącej z tej farmy.
Autentyczne szczegóły sprawy ujawniono dopiero po rozpoczęciu procesu. Dłonie i stopy upchnięte w rozpołowionych czaszkach, szczątki ludzkie wyrzucone na śmietnik albo zagrzebane w ziemi obok rzeźni, zakrwawione elementy kobiecej garderoby znalezione w przyczepie Picktona...
Niepojęte, ale ława przysięgłych uznała Picktona za niewinnego zarzutu dokonania zabójstw z premedytacją, czyniąc go winnym wyłącznie zbrodni w afekcie i tylko na sześciu kobietach. Został skazany na dożywocie, bez możliwości zwolnienia warunkowego wcześniej niż po dwudziestu pięciu latach – maksymalny wyrok za zabójstwo drugiego stopnia, jaki przewiduje kanadyjski Kodeks karny.
Szacunkowy koszt tego postępowania wyniósł 70 milionów dolarów, co czyni Picktona najdroższym seryjnym mordercą w historii Kanady. W roku 2010 zrezygnowano z wniesienia oskarżeń o popełnienie dwudziestu pozostałych zabójstw, co oznaczało, że nie będzie też kolejnych procesów. Prokuratura najwyraźniej musiała dojść do wniosku, że skoro Pickton otrzymał już maksymalny możliwy wyrok, dalsze wydatki na prowadzenie dochodzenia nie mają większego sensu.
Smutna uwaga na koniec. Po zniesieniu blokady medialnej w 2010 roku opinia publiczna dowiedziała się, że w roku 2007 Picktona oskarżono o usiłowanie zamordowania prostytutki; próbował zadźgać ją nożem. Ubranie i gumowe buty, które człowiek ten miał na sobie w chwili aresztowania, spoczywały zapomniane w magazynie Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej przez siedem lat. Gdy wreszcie w roku 2004 poddano je badaniom, znaleziono na nich DNA dwóch kobiet zaginionych w Vancouver.
Z punktu widzenia bardzo wielu jego ofiar – za późno.
Głos Olliego przerwał moje rozmyślania.
– ...ale nie chodzi tylko o Vancouver. Kobiety wciąż znikają albo są mordowane na terenach, przez które biegnie autostrada Yellowhead nr 16 w Kolumbii Brytyjskiej. Wiecie, jak nazywa się teraz tę drogę? Autostradą Łez. Istnieją specjalne strony internetowe i periodyki jej poświęcone. Królewska Konna poszerzyła swoją listę osób zaginionych o wspomniane kobiety, a także zainteresowała się obszarem, na którym działa zabójca. Kto wie, ile ofiar może tam leżeć w rowach albo płytkich grobach. – W głosie Olliego słychać było zarówno frustrację, jak i współczucie.
– Dlatego powstał Projekt KARE – powiedziałam.
– Pracuję w nim od dwóch lat. Robimy wszystko, żeby łapać i zamykać takich degeneratów.
– To zadanie Królewskiej Konnej, prawda?
– Już nie tylko. W prowincji Alberta powiedzieliśmy: dość. W Edmonton i Calgary obok naszych ludzi z Jednostki do Zadań Specjalnych pracują obecnie śledczy z policji miasta Edmonton oraz innych organów ścigania. Tym kobietom należy się ochrona. Drapieżników trzeba powstrzymać.
Tak jak śmierć niemowląt wstrząsnęła Ryanem, tak morderstwa dokonywane na ludziach żyjących na marginesie społeczeństwa wzburzały Olliego. Pamiętałam tę samą pasję w jego głosie, którą słyszałam przed wieloma laty. Była to jedna z niewielu rzeczy, które w nim lubiłam.
– Ale wygląda na to, że Ruben nie stała się jedną z ofiar – powiedziałam.
– Opowiedzcie mi, co wiecie – Ollie wyjął ze swojej aktówki długopis i notes.
Słuchałam, jak Ryan przedstawia mu fakty. Amy Roberts pojawia się na oddziale ratunkowym szpitala. Mieszkanie w Saint-Hyacinthe zajmowane przez Almę Rogers. Dziewczyna Ralpha Treesa, Alva Rodriguez. Niemowlęta. Odcisk palca. Identyfikacja w systemie jako ślad daktyloskopijny Annaliese Ruben.
– I teraz po Ruben wszelki słuch zaginął – rzekł Ollie.
– Tak – potwierdził Ryan.
– Podejrzewacie, że wyjechała z tych stron?
– Sprawdzaliśmy lotnisko, dworce autobusowe i kolejowe, wypożyczalnie samochodów – wynik negatywny. To samo, jeśli chodzi o taksówki.
– Przejrzeliście nagrania z kamer szpitala?
– Ona przyszła tam pieszo i pieszo odeszła. Pojawiła się, idąc od strony, w której znajduje się jej mieszkanie, niecałe półtora kilometra od szpitala. Wracała tą samą drogą.
– A miejscowe sklepy, biblioteki, gdzieś, gdzie mogła przewinąć się przez kamery?
– Nic.
– Ta Ruben ma tu jakichś przyjaciół albo krewnych?
– Poza Treesem, właścicielem mieszkania i jedną wścibską sąsiadką chyba nikt nie wiedział, że ona w ogóle istnieje.
– Nie pracowała na ulicy?
– O tym też nikt nic nie wie, ale musiała się przecież z czegoś utrzymywać.
– To znaczy, że nie figuruje w aktach osób zatrzymanych w Quebecu.
– Ani jednej fiszki. Może wyciągnęła wnioski z doświadczeń z Alberty.
– Sprawdziliście ewentualne ksywki, przybrane nazwiska?
Ryan tylko popatrzył na niego.
– Policja z Edmonton dwukrotnie przyskrzyniła Ruben za nagabywanie mężczyzn i nakłanianie do prostytucji – rzekł Ollie. – Zaraz po drugim zatrzymaniu zniknęła.
– W roku dwa tysiące ósmym – rzuciłam.
– To się w miarę zgadza z ramami czasowymi podanymi przez właściciela nieruchomości – powiedział Ryan. – Paxton twierdzi, że Ruben i facet nazwiskiem Smith wynajęli mieszkanie jakieś trzy lata temu.
– Zachował jakiekolwiek dane dotyczące tego Smitha?
– Nie wie nawet, jak miał na imię.
– Co wam o nich powiedział?
– Że to byli idealni lokatorzy. Nie mieli żadnych uwag, nie skarżyli się na problemy z hydrauliką. Płacili gotówką, z góry.
– Gdzie jest teraz ten Smith?
– Zniknął.
– Ale pewnie próbujecie wykopać go spod ziemi?
– Jeszcze o tym nie pomyślałem.
Słysząc ten sarkazm, Ollie lekko zmrużył powieki.
– Smith ma jakąś pracę? Samochód? Komórkę?
– Chce pan namierzyć Smitha, którego imienia nie znamy, nie wiemy też, ile ma lat i nie mamy jego rysopisu? Proszę bardzo. – Ryan machnął ręką w kierunku jednego z terminali komputerowych za plecami.
Zapadła chwila pełnej napięcia ciszy. Przerwałam ją.
– Myślisz, że tym rozrzutnym klientem, z którym Ruben miała się spotkać w Days Inn, był Smith? Może to on namówił ją do przeprowadzki na wschód razem z nim?
– Tylko czemu nie zostawiła swoim współlokatorkom czułego słówka pożegnania? – Ryan potrząsnął głową zniesmaczony.
– Czy Forex kiedykolwiek widziała tego faceta?
– Nie.
– Gdzie są teraz Forex i Santofer? – zapytałam Olliego.
– Santofer w zeszłym roku przedawkowała narkotyki i zeszła z tego świata. Forex nadal mieszka pod tym samym adresem. Jest właścicielką lokalu.
– Macie je pod stałą obserwacją? – spytał Ryan.
– Jeszcze o tym nie pomyślałem – Ollie zrewanżował się za sarkazm Ryana.
– Masz jakieś podstawy podejrzewać, że Ruben mogła wrócić do Alberty? – zadałam pytanie. – Niewykluczone, że to jej tryb postępowania. Wyjeżdża z miasta, jeśli robi się gorąco. Zna ludzi w Edmonton. Może poczuć się tam bezpieczna.
– No pewnie – żachnął się Ryan. – Pognała na zachód swoim porszakiem na lewych papierach. Albo wypożyczyła limuzynę z kierowcą, żeby przewiózł ją na drugi koniec kraju.
– Może wybrała się autostopem – odparłam oschle. Postawa Ryana i mnie działała na nerwy.
– Jeśli tak, to ją przyskrzynimy. Każdy komisariat w Kanadzie otrzymał jej zdjęcie.
– Ona ma psa. – Dlaczego, u diabła, ciągle do tego wracałam?
– Niektórzy łapią stopa razem ze swoimi zwierzakami. – Oczy Olliego wpatrywały się twardo w Ryana.
Ryan powiedział bez śladu uśmiechu:
– Na przykład z pudlem imieniem Charley u boku[3].
– Steinbeck nie podróżował autostopem – warknęłam. – Miał własny kamper.
Ollie spoglądał to na Ryana, to na mnie, wyczuwając podteksty, których nie rozumiał i które mu się nie podobały. Już miał się odezwać, gdy nagle komórka u jego paska zaczęła brzęczeć. Wyszarpnął ją z pokrowca i sprawdził na ekranie, kto dzwoni.
– Muszę to odebrać. – To powiedziawszy, wstał.
Wyciągniętym ramieniem Ryan wskazał w kierunku pokojów przesłuchań.
Ollie okrążył biurko i zniknął za pierwszymi drzwiami.
Mijały pełne napięcia chwile, podczas których Ryan wpatrywał się w swoje buty. W końcu nie mogłam już dłużej zdzierżyć.
– Masz ze mną jakiś problem, detektywie?
Ryan odepchnął się od biurka i zrobił krok do tyłu. Krok z powrotem. Wreszcie odparł:
– Po prostu zamknijmy tę sprawę.
Otwierałam usta, żeby zapytać, co dokładnie ma na myśli, gdy nagle w gabinecie ponownie pojawił się Ollie. Wyraz jego twarzy wskazywał, że przynosi dobre wiadomości.
– Wygląda na to, że miałaś całkowitą rację, Tempe.
Słysząc, jak Ollie wypowiada moje imię, Ryan napiął się cały.
– Ona jest w Edmonton – ciągnął tymczasem Ollie.
– Ruben? – nie kryłam zdumienia.
– Przed chwilą zauważono ją w barze sieci Tim Hortons, kilka mil na wschód od centrum. Lokal znajduje się jakiś kilometr od budynku firmy TransCanada.
– I co teraz?
– Teraz impreza przenosi się do mojego miasta.
[3] Nawiązanie do książki Johna Steinbecka Podróże z Charleyem. W poszukiwaniu Ameryki z roku 1962 (przyp. tłum.).