Ollie prowadził wóz. Ja zajmowałam miejsce obok kierowcy. Ryan siedział z tyłu.
Zaczął siąpić drobny deszczyk. Gdy kluczyliśmy przez miasto, za moim oknem przewijał się kalejdoskop rozmazanych barw i cieni. Wycieraczki na przedniej szybie poruszały się niczym metronom.
Po dziesięciu minutach Ollie skręcił w ulicę pełną barów, klubów striptizowych i fast foodów, oświetlonych i czynnych. Blask uszkodzonego neonu odbijał się w chodniku i rozpryskiwał na znakach drogowych, samochodach i taksówkach.
Kilka pomniejszych placówek handlowych najwyraźniej walczyło tu o przeżycie: sklepik z częściami zamiennymi do aut, lombard, monopolowy. Ich okna wystawowe były ciemne i okratowane w obawie przed wandalami i złodziejami.
Mężczyźni w bluzach i wiatrówkach poruszali się ulicą w obu kierunkach z opuszczonymi głowami, zgarbieni. Tu i ówdzie w drzwiach lokali stali palacze, znosząc wiatr i wilgoć dla choćby jednego hausta nikotyny.
Ollie zatrzymał się przy krawężniku przed dwupiętrowym ceglanym budynkiem z napisem XXX Sklep dla Dorosłych wymalowanym na fasadzie. Oprócz największej na świecie kolekcji filmów i zdjęć przedsiębiorstwo to oferowało również peep show za jedyne 25 centów – cały tydzień, przez okrągłą dobę.
– Wszystko, czego pragnie ludzkie serce, znajduje się właśnie tutaj, ale trzeba za to nieźle zapłacić. – Ollie przesunął ręką po całej tej podłej okolicy. – Narkotyki. Kobiety. Chłopcy. Broń. Jeśli szukasz płatnego zabójcy, to zapewne też go tu znajdziesz.
– A Susan Forex? – spytałam.
– Zobaczmy, co uda nam się zdziałać.
Ollie szybko wybrał numer w komórce i przyłożył telefon do ucha.
Usłyszałam jakiś głos po drugiej stronie, ale nie mogłam rozróżnić słów.
– Przed potrójnym iksem – powiedział Ollie po kilku sekundach.
Pauza.
– Jak długo?
Pauza.
– Macie wiadomości o Ruben?
Pauza.
– Zadzwońcie do mnie od razu, gdy coś będziecie wiedzieć.
Zatrzaskując klapkę telefonu, rzucił:
– Fart. Panienka nie ma dzisiaj brania.
Wszyscy wysiedliśmy z samochodu. Ollie zamknął drzwi pilotem, co auto zasygnalizowało dwukrotnym dźwiękiem „pip”. Ja tymczasem nałożyłam na siebie kurtkę, którą wyjęłam z torby podróżnej.
Powietrze pachniało smażonym jedzeniem, benzyną i mokrym betonem. Stłumiona muzyka pulsowała z budynku po naszej prawej, głośniejsza, gdy wychodził stamtąd jakiś klient, po czym znów cichła, kiedy zamykały się za nim drzwi.
Ollie poprowadził nas pięćdziesiąt metrów na wprost, do otynkowanego pudełka, nad którym widniał znak identyfikujący je jako Cowboy Lounge. Kowbojka z neonu nie miała na sobie nic poza kapeluszem.
– Ja będę gadał – zwrócił się Ollie do Ryana. – Ona mnie zna. Poza tym budzę mniejszy strach.
Ryan milczał.
– Pasuje to panu, detektywie?
– Pasuje mi to, sierżancie.
Ollie wszedł do środka. Ja za nim. Ryan jako ostatni. Metr od drzwi wejściowych wszyscy zatrzymaliśmy się w miejscu.
Pierwszą rzeczą, jaka mnie uderzyła, był zapach, toksyczna mieszanka stęchłego piwa, dymu tytoniowego, marihuany, środków dezynfekcyjnych i ludzkiego potu. Smród wnikał do mego nosa, podczas gdy oczy dostrajały się do panującego tu mroku.
Z lewej słychać było trzask kul bilardowych dochodzący z sali znajdującej się za wahadłowymi półdrzwiczkami. Bar usytuowano naprzeciwko wejścia – drewniane rzeźbione ustrojstwo z ozdobnym lustrem na ścianie i stołkami przed kontuarem.
Za owym kontuarem, w jego centralnej części, stał mężczyzna w kraciastej koszuli i nalewał piwo z dystrybutora o długiej rączce. Miał pieprzyki na twarzy i rozbiegane oczy, które wylądowały na nas na jedną nanosekundę, po czym natychmiast uciekły.
Kilkanaście nie pasujących do siebie stolików zapełniało przestrzeń po naszej prawej. Ściany pokryte były oprawnymi plakatami – Gene Autry, John Wayne, Cisco Kid.
Z szafy grającej za stolikami zawodził Willie Nelson. Obok tkwiła pianola z pękniętą obudową; na powierzchni drewna widniały setki śladów po rozżarzonych papierosach.
Domyśliłam się, że w pierwotnym zamyśle lokal miał przypominać saloon z Dzikiego Zachodu. Tymczasem wyglądał jak jakiś zrujnowany przydrożny zajazd w Yumie. O fatalnym oświetleniu.
Połowa stolików i wszystkie miejsca przy barze były zajęte. Klientela składała się głównie z mężczyzn, przede wszystkim robotników. Nieliczne obecne tu kobiety niewątpliwie uprawiały najstarszy zawód świata – farbowane włosy, tatuaże, ubrania skrojone tak, by reklamowały ciało.
Między stolikami przemieszczała się kelnerka w czerwonym ciasnawym topie bez ramiączek i spodniach rozmiaru szesnaście, tak obcisłych, jakby były opaską uciskową. Włosy miała zniszczone, o rozdwojonych końcówkach, makijaż tani i przesadny.
Ruchem głowy Ollie wskazał nam wysoką kościstą kobietę przy lewym krańcu baru.
– Nasza dziewczynka jest tu chyba najbardziej atrakcyjna.
Taksowałam wzrokiem Susan Forex. Miała długie i jasne włosy, włożyła obszerną bluzkę w stylu ludowym, którą pomysłowo upięła tak, by odsłaniała jedno ramię. Dżinsowa miniminispódniczka, pasek ze sprzączką oraz zapinane na kostce szpilki dopełniały reszty wizerunku.
Forex rozmawiała z jakimś grubasem w wysokich butach rodem z Dzikiego Zachodu i wielkim kowbojskim kapeluszu typu stetson. Stetson konsumował piwo. Ona piła coś, co wyglądało na whisky z lodem.
Nachylając się tak blisko, jak tylko pozwalał mu na to kapelusz, Stetson przemawiał wprost do ucha Forex. Długim czerwonym paznokciem przesunęła po jego przedramieniu. Oboje zaśmiali się.
Przemierzyliśmy salę, mając zmysły wyostrzone w obawie przed niebezpieczeństwem.
Barman patrzył, a jego oczy przeskakiwały od nas ku drzwiom, na kelnerkę, na stoliki, na rachunki przy barze. Kilka kolejnych par oczu także zwróciło się w naszą stronę. Większość obecnych pozostała obojętna.
– Cześć, Susan.
Słysząc swoje imię, Forex odwróciła się. Kiedy ujrzała Olliego, uśmiech na jej ustach zamarł.
– Twoi znajomi? – Stetson przenosił wzrok z Forex na nas, wyszczerzone zęby dzieliły jego ciastowatą twarz na dwie połowy.
– Spadaj – Forex machnęła lekceważąco na swego niedoszłego klienta.
– Kochanie, przecież mieliśmy razem...
Forex nie pozostawiła żadnych wątpliwości.
– Wynoś się stąd, do cholery.
Twarz faceta w kapeluszu zmarszczyła się z zakłopotaniem, a gdy zrozumiał, że został spławiony, pojawiła się na niej złość.
– Sama zapłać za swojego drinka, dziwko.
Rzuciwszy tę ciętą ripostę, Stetson zsunął się z barowego stołka. Gdy stał, był co najwyżej mojego wzrostu, wliczając w to kapelusz.
Ollie zaczekał, aż facet oddali się na tyle, by nas nie słyszeć. Nie trwało to długo. Stompin’ Tom Connors śpiewał właśnie o sobotniej nocy w Sudbury.
– Nie przyszliśmy tu, żeby psuć ci szyki, Foxy.
Forex przewróciła oczami i skrzyżowała nogi, które były iście imponujące.
Barman zbliżył się nieco, ale patrzył na wszystko poza nami.
Ollie przeszedł do rzeczy.
– To ty zgłosiłaś zaginięcie Annaliese Ruben.
Forex siedziała bez ruchu. Czyżby przygotowywała się na złe wieści? Wymyślała w głowie jakieś kłamstwo, żeby chronić koleżankę?
– Wszystko w porządku, Foxy? – Barman zadał to pytanie na tyle głośno, żeby przebiło się przez muzykę.
– Nic mi nie jest, Toffer.
– Na pewno?
– Na pewno – Ollie pokazał mu odznakę.
Toffer wycofał się i nagle zaczął sprawiać wrażenie całkowicie pochłoniętego wycieraniem blatu.
Z bliska widziałam, że włosy Forex mają ciemne odrosty przy skórze głowy. Jej zęby, choć pożółkłe, były równe i idealnie proste, co mogło wskazywać, że dzieciństwo spędziła w rodzinie zamożnej, którą stać było na aparat ortodontyczny. Skórę miała gładką, makijaż umiejętnie zrobiony. Przy tym świetle można jej było równie dobrze dać trzydzieści, co pięćdziesiąt lat.
– Sądzimy, że przez ostatnie trzy lata Ruben mieszkała w Quebecu – ciągnął Ollie. – Ale podobno wróciła do Edmonton.
– To dobrze. Ta mała suczka wykiwała mnie wtedy. Nie zapłaciła czynszu za ostatni miesiąc.
Gdy Ollie zadawał Forex pytania, ja przyglądałam się dwóm mężczyznom siedzącym kilka stołków od nas. Język ich ciał wskazywał, że obaj uważnie słuchają. Jeden z nich był wielki, o bezładnej czarnej czuprynie i ciemnych oczkach, które wyglądały jak rodzynki. Drugi był mniejszy, miał skórzane opaski na nadgarstkach, a na ramionach więzienne tatuaże.
– Daj spokój, Foxy. Przecież wiesz, gdzie ona jest. – Ollie sprawiał wrażenie nieświadomego zainteresowania, jakie wzbudzała nasza rozmowa. – Prosiła cię o forsę, prawda? I pytała o jakieś miejsce, gdzie mogłaby przekimać?
– Uwielbiam ciepły wiosenny deszczyk, a pan, sierżancie?
– A może dzwoniła do Blizny?
– Do kogo?
– Dobrze wiesz, o kim mówię.
Forex podniosła szklankę ze swoim drinkiem i zakręciła kostkami lodu. Zauważyłam, że jej palce są nienagannie utrzymane i wolne od nikotynowych plam.
– Pomóż mi, Foxy.
– Ruben była za młoda, żeby mieszkać na ulicy. Wzięłam ją do siebie. Co nie znaczy, że tym samym wiem wszystko o jej życiu.
To się nie zgadzało z zeznaniem złożonym przez lekarza z oddziału ratunkowego w Saint-Hyacinthe.
– Myślałam, że jest starsza – powiedziałam.
Oczy Forex przesunęły się wolno na mnie. Przez chwilę milczała. Potem rzuciła:
– Ładna kurtka.
– Ruben sama podała, że ma dwadzieścia siedem lat – naciskałam.
– Ta mała była ledwie w wieku, w którym zaczyna się golić nogi. Powinna jeszcze chodzić do szkoły. Ale rozumiem, dlaczego tak mówiła.
– To znaczy?
Forex prychnęła.
– Widziałaś ją kiedyś?
– Tylko na zdjęciu.
– Więc obie wiemy, że nie zostanie wybrana na kolejną top modelkę Ameryki. – Nagie ramię uniosło się i opadło. – Dzieciaki bywają bezwzględne.
Kątem oka zauważyłam, że Rodzynkowy trąca łokciem swego kumpla. Jego oblicze miało lodowatozielonkawą barwę w blasku rzucanym przez żabę na neonie z okrzykiem „Zabawmy się!”.
– Gdzie Ruben mieszkała, zanim się do ciebie wprowadziła? – Ollie wciąż wydawał się nieświadomy obecności tej dwójki przy barze. W przeciwieństwie do Ryana. Ledwie zauważalnym ruchem skinął głową w lewo. Przytaknęłam.
– A co to ja jestem, jej znajoma z Facebooka? – powiedziała Forex.
– Dlaczego Ruben kłamała co do swojego wieku? – spytałam.
– O rany – Forex zrobiła na mnie wielkie oczy. – A co mają robić dzieciaki, które dały w długą?
Racja. Głupie pytanie.
– Dały w długą? Przed czym? – Ollie przyczepił się do sformułowania użytego przez Forex.
– Skąd u diabła mam wiedzieć. – Ton jej głosu wskazywał, że odtąd zamierza już trzymać język za zębami.
– Chcemy dotrzeć do Ruben jako pierwsi – rzekł Ollie. – Powstrzymać ją przed zwróceniem się do Blizny.
– Czy ty mnie słuchasz? Ta mała mieszkała u mnie tylko kilka miesięcy. Prawie jej nie znam.
– Ale obchodziła cię na tyle, że zgłosiłaś jej zaginięcie.
– Wolałam uniknąć ewentualnych kłopotów.
– Wiem, jaka jesteś, Foxy. Jak postępujesz. Ruben to niejedyny dzieciak, którego zabrałaś do siebie.
– No. Jestem Matka, kurna, Teresa.
– Monique Santofer – głos Olliego zabrzmiał łagodniej. – Ile miała lat?
Kolejne wzruszenie ramion.
– Jak to było z Santofer?
– Zastałam ją na maksymalnym haju i kazałam zabierać dupę w troki.
– To twoja polityka? Żadnych narkotyków?
– Moja chata, moje zasady.
– Spróbujmy jeszcze raz. Gdzie Ruben mieszkała, zanim wprowadziła się do ciebie?
– W pałacu Buckingham.
– Zostawiła coś, jakieś rzeczy?
– Stertę śmieci.
– Masz je jeszcze?
Forex skinęła głową.
– Niewykluczone, że będziemy musieli rozejrzeć się po twoim mieszkanku. – Ollie znów mówił tonem twardego gliniarza. – Jestem pewien, że nie masz nic przeciwko temu.
– Jasne, cholera, że mam.
Ollie uśmiechnął się.
– Życie to dół kloaczny pełen rozczarowań.
– Macie nakaz?
– Wiesz, że mogę go zdobyć.
– To zdobądź.
– Masz jak w banku.
Forex zmrużyła oczy.
– W tej sprawie jest coś więcej. Nie mówisz mi wszystkiego.
– Odnoszę wrażenie, że jesteś z gruntu nieufna.
– Rzekł kot do myszy.
– Kwik, kwik – Ollie zamrugał powiekami.
Czułam, że na mojej twarzy maluje się taki sam grymas jak na obliczu Forex.
Ollie wyjął z portfela wizytówkę.
– Zadzwoń, jeśli będziesz mieć jakieś wiadomości o Ruben.
Forex osuszyła swoją szklankę i postawiła ją z trzaskiem na kontuarze.
– Cholera.
– Jesteś niezastąpiona, Foxy.
– Jedyne, jaka jestem, to za stara na to całe gówno.
To rzekłszy, chwyciła torebkę i odeszła na swych zdradziecko wysokich obcasach.
Odwracając się przez ramię, szepnęłam do Olliego:
– Czy wziąłeś ze sobą policyjne zdjęcie Ruben?
Z twarzą pozbawioną wyrazu wyjął z kieszeni wydruk i podał mi go. Ryan i Ollie przyglądali się, jak wstaję i przesuwam się wzdłuż kontuaru do Rodzynkowego Oka i jego kumpla.
– Trudno było nie zauważyć, że ciekawi was nasza rozmowa – uniosłam wydruk ze zdjęciem. – Któryś z was zna tę dziewczynę?
Obie twarze wisiały nieruchomo nad kuflami z piwem.
– Widzicie tego dżentelmena? To gliniarz. Nadmierny służbista. Podnieca go wsadzanie ludzi. Wiecie, tak na wszelki wypadek, żeby nie zrobili czegoś złego. Wierzy w politykę prewencji.
Rodzynkowe Oko przekręcił się na stołku, posyłając ku mnie gigantyczną falę zapachów swego ciała. Pomachałam wydrukiem. Udał, że przygląda się zdjęciu.
– W mieście gadają, że mogła gdzieś tu pracować – powiedziałam.
– Jako kto, sprzedawczyni lodów na patyku? Laska ma urodę samochodu chłodziarki. – Rodzynkowe Oko zaśmiał się z własnego dowcipu. – Co sądzisz, Harp?
Harp zachichotał.
– Wypisz wymaluj Big Bambo.
– Któryś z was ją poznaje?
– Nie rozpoznaję lodów na patyku. Liżę je. – Obleśny uśmiech. – A ty? Lubisz chyba mieć patyk w ustach, więc mogę liczyć na solidny chwyt.
Rodzynkowe Oko nawet się nie zorientował, kiedy otrzymał cios. Ryan wystrzelił z miejsca, minął mnie, złapał faceta ramieniem za szyję i wykręcił mu łokieć jednym błyskawicznym ruchem. Im bardziej Rodzynkowy starał się wyrwać, tym bardziej Ryan wzmacniał blokadę.
Harp zwiał w kierunku drzwi. Toffer ruszył w naszą stronę.
– Nie podejmuj żadnych złych decyzji – ostrzegł go Ollie.
Toffer zatrzymał się, pięści przyciskał do boków. Kilku klientów skierowało się do wyjścia. Pozostali przyglądali się skrycie. Ollie podszedł do nas, ale nie interweniował.
– Złamiesz mi rękę. – Rodzynkowe Oko miał twarz koloru bordo.
– Przeproś panią.
– To ona sama...
Ryan nacisnął jeszcze mocniej.
– Jasna cholera. O co ci chodzi?
– Tracę cierpliwość – w głosie Ryana słychać było niebezpieczne dźwięki.
– Kurwa. Przepraszam.
Ryan zwolnił chwyt. Rodzynkowy poleciał do przodu, lewą ręką zaczął okrężnie masować swe prawe ramię.
– Nazwisko? – zapytał Ryan ostro.
– A kto, kurwa, pyta...
– Ja – powiedziane tonem twardym jak stal.
– Shelby Hoch.
– Tak już lepiej, Shelby. Na początek.
Ryan gestem kazał mi unieść wydruk ze zdjęciem. Zrobiłam, co kazał. Ollie wciąż przyglądał się tej scenie w milczeniu.
– Zacznijmy od nowa – rzekł Ryan. – Znasz tę panią?
– Widziałem ją w pobliżu.
– Kiedy?
– Wczoraj wieczorem.
– Gdzie?
Krzywym kciukiem Hoch wskazał kelnerkę w czerwonym topie.
– Wychodziła z jakiegoś motelu razem z tą kretynką.