Pod koniec XVIII wieku z powodu silnej konkurencji w handlu skórami zwierzęcymi Kompania Zatoki Hudsona rozwinęła swoją działalność w kierunku zachodnim – objęła interior Kanady i utworzyła wzdłuż głównych rzek sieć faktorii. Jedna z nich została wzniesiona nad Saskatchewanem Północnym i z czasem nazwana Edmonton. Miasto to odegrało ważną rolę w gorączce złota w Klondike w latach 90. XIX wieku, a także podczas boomu naftowego po II wojnie światowej.

Dzisiejsze Edmonton to stolica prowincji Alberta. Znajdują się tu imponujące budynki zgromadzenia ustawodawczego, uniwersytet, konserwatorium, muzeum żywej historii oraz całe multum parków. Atrakcje te przyciągają tysiące turystów. Nic jednak nie może się równać z tutejszym centrum handlowym.

Zajmująca powierzchnię ponad pół miliona metrów kwadratowych, na których funkcjonuje ponad osiemset różnych sklepów, Galeria Handlowa West Edmonton jest największym w Ameryce Północnej i piątym na świecie tego typu obiektem. Ale ów olbrzym nie ogranicza się wyłącznie do prowadzenia handlu. W kompleksie działa gigantyczny akwapark, jest sztuczne jezioro, tor łyżwiarski, dwa pola do minigolfa, dwadzieścia jeden kin, kasyno, park rozrywki i niezliczona ilość innych przyjemności.

Susan Forex mieszkała o rzut kamieniem stąd. Bardzo nieodległy rzut.

Podjechaliśmy tu wraz z Olliem i Ryanem o godzinie siódmej czterdzieści pięć. Ollie kupił wcześniej kawę i pączki, śniadanie zjedliśmy więc w samochodzie. Nie lubię nadziewanych drożdżówek – większość pączków jest właśnie taka – dlatego bezwstydnie zagarnęłam dla siebie trzy ciastka w polewie czekoladowej.

Po zaaplikowaniu sporej dawki cukru i kofeiny rozejrzałam się po okolicy. Domy stały bardzo blisko siebie i reprezentowały wszelkie możliwe style; niektóre miały wielkie werandy, inne tylko skromne podesty. Ich fundamenty zasłaniały albo rabaty kwiatowe, albo zarośla krzewów, przed każdym widać też było skrawek trawnika sięgający trotuaru. Tu i ówdzie leżał porzucony w trawie rowerek albo zabawka na kółkach.

Ollie przytulił wóz do trawnika przed jednopiętrowym szarym budynkiem z czarnymi okiennicami. Schody prowadzące do środka znajdowały się po lewej stronie. Przez cały front domu biegła kryta weranda.

– Bardzo w stylu „Brady Bunch”[6].

Nie mogłam się nie zgodzić z tą obserwacją Olliego. Było tu zupełnie inaczej, niż się spodziewałam.

– Nasza piękna pani lubi się oderwać od pracy – dodał Ollie.

– Jak większość z nas – rzucił Ryan.

– Założę się, że sąsiedzi nie mają pojęcia o jej sposobie zarobkowania.

– Mowa o gliniarzach z posterunku policji zaraz za płotem? – Ton głosu Ryana był absolutnie wyprany z emocji.

– Ja tu nie mieszkam, mam skromną kawalerkę.

– Wiesz, co mam na myśli.

– Przynajmniej nie zarabiam na życie obciąganiem różnym kolesiom.

Mon Dieu, to zakrawa na osądzanie innych.

– Myliłem się, przyznaję. Forex pewnie organizuje tu doroczne pikniki dla właścicieli nieruchomości.

– Niewykluczone.

– Ale tylko w ciągu dnia.

– To cały urok pracy na własny rachunek. Sam sobie ustalasz godziny.

– Co za piękny obrazek. Forex i grupka prostytutek serwujących sałatkę coleslaw.

Miałam już dość tej nieprzyjaznej wymiany zdań.

– Co wiesz o tej lokatorce?

– Nazywa się Aurora Devereaux. Jest nowa w mieście i jak dotąd udaje jej się nie zwracać na siebie uwagi.

– Sprawdziliście ją? – zapytał Ryan.

Ollie uderzył się otwartą dłonią w czoło.

– Jaka szkoda, że o tym nie pomyślałem.

– Ależ z ciebie prawdziwy dupek – powiedział lodowato Ryan.

Dość tego.

– Tracę do was już wszelką cierpliwość – przenosiłam wzrok z Olliego na Ryana na tylnym siedzeniu. – Nie wiem, na czym polega wasz problem, ale obaj macie spuścić z tonu.

Ollie wypowiedział bezgłośnie słowo „hormony”.

– Devereaux? – Oparłam się pokusie strzelenia go w pysk.

– To tylko śliczna nowa ksywka, jedna z kilku. Naprawdę panienka nazywa się Norma Devlin. Ma dwadzieścia dwa lata, pochodzi z Calgary, w Edmonton wylądowała cztery miesiące temu. Policja w Calgary twierdzi, że panna ma bogatą kartotekę, głównie z okresu poprawczaka, trzeba mieć nakaz, żeby się do niej dobrać. Przede wszystkim drobne przestępstwa, kradzieże sklepowe, nagabywanie, zakłócanie porządku publicznego. Często bywała na zwolnieniach warunkowych z poprawczaka, ale w więzieniu nie siedziała.

– Czymkolwiek Devereaux rozgniewała Forex, nie było to uprawianie prostytucji – powiedziałam.

– Zgadza się – Ollie rozpiął swój pas. – Zajmijmy się jej eksmisją.

Forex zareagowała na dzwonek po kilku sekundach. Miała na sobie dżinsy i niebieską bawełnianą koszulę wypuszczoną na spodnie. Z zaczesanymi do tyłu włosami i bez makijażu wyglądała na o wiele starszą niż w Kowboju. I zmęczoną. W ogóle sprawiała wrażenie, jakby właśnie odwiozła swojego małego synka na mecz piłki nożnej.

– Nie spieszyliście się specjalnie – oświadczyła głośnym szeptem.

– Dzień dobry, Foxy. U nas w porządku. A u ciebie?

Forex ominęła wzrokiem Olliego i błyskawicznie zlustrowała ulicę. Trzymając drzwi otwarte na oścież, cofnęła się o krok.

– Zapraszasz nas do środka? – Ollie domagał się wyraźnego zaproszenia.

– Tak – wysyczała.

– Wszystkich?

– Tak. – Jedną ręką wykonała szybki gest, jakby coś zagarniała.

Ollie wszedł. Potem Ryan. I oczywiście na końcu ja. Forex szybko zamknęła za nami drzwi.

Rozejrzałam się. Staliśmy w przeładowanym meblami salonie w kształcie litery L, który przechodził w przeładowaną meblami jadalnię. Ciemne, mocno rzeźbione meble, takie, jakie miała moja babcia. Dywan barwy mchu, sofa w zielono-niebieskie paski, fotele z bocznymi oparciami na głowę w odcieniu turkusowym, który tak naprawdę niezbyt tu pasował.

Po naszej lewej znajdowały się schody; dwa stopnie prowadziły na półpiętro, potem skręcały w prawo i znów wiodły ku górze. Na ścianie ponad poręczą widniał typowy zestaw oprawnych zdjęć: małych dzieci, absolwentów szkół oraz panien młodych.

Na wprost przed nami znajdowała się kuchnia. W alkowie dostrzegłam komputer Mac, którego monitor zapełniały otwarte arkusze kalkulacyjne. Cały blat kuchenny zasłany był księgami handlowymi i wydrukami. Na półce powyżej upchnięto mnóstwo czarnych segregatorów.

Zauważyłam, że Ollie także przygląda się temu miejscu pracy.

– Sporządzasz listy płac? – zapytał.

– Prowadzę księgi kilku firm. To absolutnie legalne.

– I tę bajeczkę opowiadasz sąsiadom? Że jesteś księgową?

– Nie twój interes, co mówię sąsiadom.

– Jesteś zdolna. Umiesz coś. Po co się puszczasz? – W głosie Olliego zabrzmiała autentyczna ciekawość.

– Bo lubię – odpowiedziała defensywnie. – No więc? Zamierzacie wykurzyć tę sukę z mojego domu?

– Powiedz mi, dlaczego chcesz, żeby sobie poszła.

– Dlaczego? Powiem wam dlaczego. Wzięłam ją do siebie, a ona zawiodła moje zaufanie.

– Aurora Devereaux.

– Tak. Otworzyłam przed nią mój dom. Nie brałam od niej prawie nic.

– Nie opłaca czynszu?

– Nie o to chodzi. Mam swoje zasady i jasno je wyłożyłam. Mieszkasz w moim domu, to jesteś jak cholerna Doris Day. Żadnych facetów. Żadnej gorzały. Żadnych narkotyków. – Z każdym słowem twarz Forex stawała się coraz bardziej czerwona. – I jak mi podziękowała? Co wieczór ćpała do nieprzytomności. Raz może bym przymknęła oko. Wszyscy popełniamy błędy. Ale ta panienka to ćpunka całą gębą. Tutaj, pod moim dachem, szprycuje się, wciąga kokę, bierze amfę czy cholera wie co.

Ollie spróbował zadać pytanie, ale Forex mówiła jak nakręcona.

– Przychodzę do domu z Kowboja, a ona wiecie, co robi? Siedzi z gołą dupą na moim podwórku. – Uderzyła się dłonią po niebieskiej bawełnie. – I wyśpiewuje! Druga w nocy, cholera jasna, a ta sobie uprawia karaoke na golasa przed moim domem!

– Co wyśpiewuje? – zainteresował się Ollie.

– Że co? – Zmęczenie i frustracja sprawiły, że głos Forex stał się piskliwy.

– Zastanawiam się po prostu, jakie ma muzyczne preferencje.

Forex pochyliła głowę do przodu, przez co ścięgna na jej szyi napięły się mocno.

– A jakie to ma znaczenie, do diabła?

– Ja zawsze śpiewam Fat Bottom Girls[7].

Forex uniosła obie ręce do góry.

– Ona, kurwa, mnie nienawidzi! – Zaakcentowała mocno czasownik i podkreśliła zaimek długim „e”.

Ollie nie zrozumiał przesłania.

– Musisz mieć trochę grubszą skórę, Foxy.

– To z repertuaru Puddle of Mudd[8] – powiedziałam.

Trzy twarze zwróciły się w moją stronę.

– Pochodzą z Kansas City. Faktycznie, tytuł tej piosenki chyba brzmi Ona mnie nienawidzi. Plus powyższe przekleństwo.

– Czy wy troje macie namieszane w głowach? – Forex opuściła ramiona. – Ja mam tu wariatkę, która lata jak ją Bozia stworzyła po moim trawniku, a wy, kretyni, bawicie się w „Jaka to melodia?”.

Zerknęłam na Ryana. Odwrócił się, ale na jego ustach zaigrał cień uśmiechu.

– Prosiłaś tę Devereaux, żeby sobie poszła? – Ollie przeszedł w końcu do rzeczy.

– Jak tylko kazałam jej zakryć tę tłustą białą dupę. Wydarła się na mnie, wpadła do swojego pokoju i zamknęła się na klucz. Dlatego wezwałam was.

– Ciągle tam siedzi?

– Drzwi są cały czas zamknięte.

– A ty nie masz klucza?

– Lubię, jak moja twarz wygląda tak jak teraz.

– Okej. Zrobimy tak. My wykurzymy Devereaux z pokoju, ale ty w tym czasie znikniesz. Nie będziesz wygłaszać żadnych komentarzy. Ani się wtrącać. W ogóle nic nie zrobisz.

– Ta niewdzięczna...

– Wychodzimy – Ollie odwrócił się ku drzwiom.

– Okej. Okej. – Forex złapała go za ramię. – Jej pokój jest z tyłu, nad garażem.

– Ten sam, z którego korzystała Annaliese Ruben?

– No, no. Już kumam. Nie ma nic za darmo. – Forex wyjęła z szuflady niskiego stolika klucz i rzuciła go Olliemu. – Tylko nie wywróćcie pokoju do góry nogami. Wszystko, co zostawiła Annaliese, jest w marynarskim worku w garderobie.

Forex zaprowadziła nas do kuchni, gdzie znajdowało się tylne wyjście z domu. Drzwi wychodziły na niewielkie patio z widokiem na dobrze utrzymany trawnik.

– Czy Devereaux ma broń palną? – Były to pierwsze słowa wypowiedziane przez Ryana od chwili wejścia do tego domu.

– Nic nie wiem na ten temat. Ale co tam.

Gdy szliśmy, Forex zawołała w kierunku naszych pleców:

– Uważajcie na siebie. Jak jest na głodzie, potrafi być wredna jak świnia.

Samochody wjeżdżały do garażu od strony alejki na tyłach, ludzie natomiast wchodzili doń drzwiami umieszczonymi z boku, na wprost domu. Szliśmy tam ścieżką z betonowych płyt.

Drzwi nie były zamknięte, wniknęliśmy więc do środka. Pachniało olejem i benzyną, z domieszką gnijących śmieci. Większość miejsca zajmowała srebrna honda civic. Pod ścianami stały typowe narzędzia ogrodnicze, pojemniki do segregacji odpadów oraz worki na śmieci. Bezpośrednio przed nami znajdował się maleńki magazynek, z którego biegły schody prowadzące na piętro. Cicho wspięliśmy się po nich. U góry przyjęliśmy szyk „plecami do ściany”, po czym Ollie zapukał knykciami do drzwi.

– Panno Devereaux?

Żadnej odpowiedzi.

– Aurora Devereaux.

– Odwalcie się. – Głos był przytłumiony i bełkotliwy.

– Policja. Proszę otworzyć.

– Idźcie sobie.

– Nie ma mowy.

– Nie jestem ubrana.

– Zaczekamy.

– Jeżeli chcecie popatrzeć na moje cycki, to będzie was kosztowało dwadzieścia dolców.

– Proszę coś na siebie włożyć.

– Macie nakaz?

– Wolałbym przeprowadzić to w przyjaznej atmosferze.

– Jak nie macie nakazu, to możecie mnie pocałować w pupcię.

– Pani wybór. Porozmawiamy tutaj albo na mieście.

– Chrzań się.

– Właściwie to pani będzie ochrzaniana. Mam świadków, według których trudni się pani nierządem.

– Wielkie mi, kurwa...

– ...halo – dokończył Ollie. – Ale nie w tym celu tutaj przyszliśmy.

– Taa? Więc czemu zawdzięczam swoje szczęście?

– Kolega słyszał, jak pani śpiewa, i prosił, żebym tu wpadł i zostawił pani kontrakt z wytwórnią płytową.

O drzwi uderzył jakiś przedmiot, po czym spadł na podłogę. Zabrzęczało szkło.

Ollie spojrzał na nas, unosząc jedną brew.

– Wchodzę – powiedział.

– Proszę cię bardzo. Mam jeszcze dużo lamp.

Ollie włożył klucz do zamka i przekręcił go.

Nic nie uderzyło w drzwi. Nie słychać też było żadnych kroków na podłodze.

Odwróciwszy się nieco, otwartą dłonią Ollie pchnął drzwi i wsunął się bokiem do środka tak daleko, jak tylko mógł. Ryan i ja przesunęliśmy się nieco bliżej wzdłuż naszej ściany.

Aurora Devereaux siedziała wsparta o poduszki, wśród zmierzwionej pościeli.

Walczyłam ze sobą, żeby na moim obliczu nie odmalował się szok.



[6] Brady Bunch – sitcom produkcji amerykańskiej w reżyserii Sherwooda Schwartza emitowany w latach 1969–1974 w telewizji ABC. Opowiadał o perypetiach rodziny z sześciorgiem dzieci (przyp. tłum.).

[7] Fat Bottomed Girls (Dziewczyny o tłustych tyłkach) – utwór grupy Queen wydany w 1978 roku (przyp. tłum.).

[8] Puddle of Mudd – amerykańska grupa muzyczna grająca muzykę rockową (przyp. tłum.).