– Castain nie żyje.

Ryan wyminął mnie i zaczął spacerować po pokoju.

– Co takiego?

– Ktoś go zastrzelił.

– Kiedy?

– Mniej więcej przed godziną.

– Gdzie?

– Dostał trzy razy w pierś. Chryste. Czy to ważne?

– Nie. – Musiałam ciągle wodzić za nim oczami, niczym za ruchomym celem, co nie pomagało mi w zrozumieniu sytuacji. – Miałam na myśli, co Castain akurat robił, kiedy go zastrzelono.

– Pieprzył się ze swoją dziewczyną.

– Przestań łazić.

Ryan nawet nie zwolnił.

– Mają zabójcę?

– Nie.

– Ale przecież był pod obserwacją.

Ryan parsknął głośno.

– Pojęcie Rainwatera na temat obserwacji ograniczało się do jeżdżenia samochodem między Snook, Unką a Castainem.

– Jezu.

– Twierdzi, że ma za mało ludzi, żeby prowadzić obserwacje w trzech różnych miejscach.

– Może faktycznie tak jest.

– To czemu, kurwa, od razu nie powiedział? Ty i ja mogliśmy zająć się Snook. Albo sierżant Dupek by na nią wsiadł.

Zignorowałam to.

– Więc teraz nikt nie ma na oku domu na Ragged Ass?

– Wiesz, jaką liczbę zabójstw popełnia się rocznie w Yellowknife?

Nie wiedziałam.

– Każdy tutejszy głupek noszący odznakę będzie chciał wetknąć w tę sprawę nos.

– Czy Unka jest podejrzany? – spytałam.

– Jednym z wielu podejrzanych.

– Gdzie jest teraz?

– Zniknął.

– A co z Blizną?

– Jak wyżej.

– Cholera.

– Właśnie. Jadę na miejsce zdarzenia.

Chwyciłam kurtkę. Popędziliśmy do toyoty.

Ryan palił papierosa. Nawet nie zapytał, czy mi to będzie przeszkadzać. Po prostu go zapalił.

Jechałam ze spuszczoną szybą, drżąc i oddychając tak płytko, jak to było możliwe, żeby nie dostać zawrotów głowy.

Dziewczyna Castaina była striptizerką. Nazywała się Merilee Twiller. Na szczęście nie mieszkała zbyt daleko od Explorera.

Dzięki wskazówkom udzielonym przez Olliego bez problemu dojechaliśmy do Sunnyvale Court, ulicy w kształcie podkowy, przy której na maleńkich działkach wznosiły się maleńkie parterowe domki. Kilka z nich wyglądało na nieźle utrzymane, większość jednak znajdowała się w opłakanym stanie. Parę budynków zabito dechami i pozostawiono swemu losowi. Domyśliłam się, że czasy świetności, pasujące do jej nazwy, ulica ma już dawno za sobą[17].

Twiller zamieszkiwała na samym jej końcu, po północnej stronie podkowy. Dom wymagał malowania, nowych zasłon i wiadra środków przeciwko chwastom. Może także interwencji buldożera. Na podeście przed sąsiednim budynkiem widniały dwie hałdy śmieci, a na podjeździe stał samochód wsparty na pustakach.

Wokół toczyło się normalne w takich sytuacjach postępowanie. Frontowe drzwi domu Twiller stały otworem, paliły się wszystkie żarówki we wnętrzu, także na zewnątrz. Trawnik usiany był niebieskimi i żółtymi lampkami używanymi przez techników kryminalistyki do oznaczania miejsc znalezienia dowodów. Może jakichś fragmentów ciała Castaina.

Przykryte prześcieradłem zwłoki leżały na chodniku prowadzącym na werandę, otoczoną pordzewiałą balustradą. Taśma sygnalizująca miejsce zbrodni ciągnęła się trójkątnie między poręczą a dwiema karłowatymi sosnami na podwórku. Miejsce oświetlały przenośne lampy halogenowe.

Policyjna taśma biegła również wzdłuż krawężnika po drugiej stronie ślepej uliczki, blokując dostęp gapiom chcącym choć rzucić okiem na nieszczęście kogoś innego. Niewykluczone, że byli to przedstawiciele różnych mediów.

Ryan miał rację. Wyglądało na to, że na miejscu pojawili się wszyscy bez wyjątku tutejsi stróże prawa. Widziałam radiowozy Kanadyjskiej Konnej oraz MWP, karawan, furgonetkę, a także co najmniej kilkanaście nieoznakowanych wozów i pick-upów. Większość miała włączone koguty na dachach albo za szybami. Radiostacje wyrzucały elektrostatyczne trzaski łączące się z ogólnym tumultem i dźwiękami głosów nawołujących się ludzi.

Ollie stał nieco z boku, rozmawiając z jakąś kobietą, której suknia była zbyt krótka i zbyt obcisła jak na jej ciężkie biodra i zwały tłuszczu wylewające się ze stanika. Przypuszczałam, że jest to właśnie Merilee Twiller.

Ryan podjechał na sam koniec szeregu zaparkowanych pojazdów. Do drzwi od jego strony zbliżył się jakiś kapral z Kanadyjskiej Konnej. Ryan pokazał mu odznakę. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę Olliego.

Z bliska zauważyłam, że Twiller ma ponad czterdziestkę i że usilnie stara się to ukryć. Mimo nadmiernego makijażu dostrzegłam opuchnięte powieki, siatkę głębokich linii na twarzy oraz rozgwiazdy naczynek włosowatych po obu stronach nosa.

Ollie nie przedstawił nas Twiller.

– Chcecie rzucić na niego okiem?

Ryan odpowiedział za nas oboje.

– Jeszcze nie. Co ustaliliście do tej pory?

– Około siódmej Castain wpadł na małe bzykanko z obecną tu miłością swego życia. – Ollie wykrzywił kciuk w kierunku Twiller.

– Prawdziwy palant z ciebie – powiedziała wymieniona.

– Wyszedł około ósmej. Nigdy nie dotarł do granicy tej posesji.

– Jacyś świadkowie? – zapytał Ryan.

– Ta pogrążona w żalu kobieta twierdzi, że usłyszała wystrzały, a potem pisk opon. I że nie widziała ani strzelca, ani samochodu.

– Bo tak było. – Powiedziane defensywnie.

– Dokąd twój kochaś miał zamiar się stąd udać?

– Już to przerabialiśmy. – Twiller wpatrywała się w Olliego swymi gniewnymi tęczowymi oczami.

– Jestem wolno kapujący. Wyjaśnij mi jeszcze raz.

– Arty o niczym mnie nie informował.

– A ty nie pytałaś.

– Nie.

– Przypuszczam, że dostarczał nową partię towaru. To dlatego tutaj przyszedł, prawda? Ostro dajesz w żyłę, co nie, księżniczko?

– Pieprzę cię i te twoje galopujące pytania.

– A może zabiorę cię na dołek?

– Bo zastrzelili mojego chłopaka?

– Jak sądzisz, co znajdziemy w domu?

– Gówno znajdziecie. Najwyżej kocie szczyny.

Gniew spowodował skurcz mięśni znajdujących się poniżej skroni Olliego. Wiedział, że Twiller ma rację. Na pewno zdążyła spuścić w toalecie wszystkie narkotyki, zanim zadzwoniła na policję.

Szorstkość Olliego prowadziła nas donikąd. Podchwyciłam wzrok Ryana i ruchem głowy wskazałam w kierunku domu. Skinął podbródkiem, sygnalizując, że zrozumiał.

– Może byś pokazał mi ofiarę? – zasugerował Ryan.

Ollie zgodził się. Kazał Twiller nie ruszać się z miejsca.

Obserwowałam, jak idą slalomem między tabunem policjantów i techników rojących się w ślepej uliczce.

– Moje kondolencje z powodu pani straty – zwróciłam się do Twiller.

Po raz pierwszy uniosła na mnie wzrok. W pulsującym czerwonym świetle jej usta tworzyły jedną linię, policzki miała zapadnięte.

– Tak. – To była cała jej reakcja.

– Przychodzi pani do głowy, kto mógłby chcieć skrzywdzić Arty’ego? – spytałam.

Twiller przełożyła prawe ramię przez brzuch, wsparła na nim łokieć lewej ręki i zaczęła ssać naskórek na kciuku, który już i tak wyglądał na otarty.

Widziałam, jak za jej plecami Ollie i Ryan przyłączają się do jakiejś kobiety stojącej nad zwłokami Castaina. W jaskrawym świetle reflektorów logo na jej kurtce dawało się z łatwością rozpoznać.

Na Terytoriach Północno-Zachodnich każdy wypadek nagłej śmierci staje się przedmiotem dochodzenia prowadzonego przez Urząd Koronera, który jest jedną z agend Departamentu Sprawiedliwości. Urząd ten ma swą siedzibę główną w Yellowknife, a na całym wspomnianym terytorium działa około czterdziestu innych koronerów. Niestety, nie dysponują oni żadnym specjalistycznym zakładem ani personelem wykonującym badania sekcyjne i medyczno-sądowe.

Wiedziałam, że zastępczynią naczelnego koronera jest kobieta nazwiskiem Maureen King. Domyślałam się, że właśnie na nią patrzę. I że za chwilę pani koroner poleci przetransportować ciało Castaina do biura głównego patologa sądowego prowincji Alberta w Edmonton w celu przeprowadzenia autopsji.

– Czy Arty z kimś się pokłócił? – spytałam Twiller. – Wkurzył kogoś?

Twiller potrząsnęła głową.

– Dostawał jakieś dziwne telefony albo miewał dziwnych gości?

– Już mówiłam tamtemu drugiemu gliniarzowi. Aż tak często się nie spotykaliśmy.

– Czy Arty miał inne kobiety?

– Nie zamierzaliśmy się pobrać, jeśli to ma pani na myśli. – Twiller przesunęła obiema dłońmi po policzkach. – On na to nie zasłużył.

– Wiem.

– Wie pani? Co może pani wiedzieć, do cholery?

– Przykro mi.

Dziesięć metrów dalej pani King uniosła róg prześcieradła. Ryan kucnął, żeby przyjrzeć się zwłokom Castaina.

– To ten łajdak Unka. – Powiedziała to tak miękko, że prawie jej nie usłyszałam.

– Słucham?

– Unka sądził, że Arty podbiera towar.

– Arty tak pani powiedział?

– Podsłuchałam jedną rozmowę. Kiedy jest wkurzony, robi się paskudny.

– Unka?

Skinęła głową.

– Na tyle paskudny, żeby zabić?

– Zadźgał swoją matkę, wbijając jej nóż w brzuch, a potem zamówił sobie pizzę.

Kiedy karawan w końcu odjechał, było już po dziesiątej. Ollie został, żeby pomóc w wypytywaniu sąsiadów. To zabójstwo nie wchodziło w zakres prowadzonego przezeń śledztwa, miał jednak nadzieję, że znajdzie coś, co będzie mógł wykorzystać przeciwko Bliźnie.

Wracaliśmy z Ryanem do Explorera w milczeniu. Patrzyłam przez okno na nagie drzewa, czekające na pierwsze pąki, na łaty zleżałego śniegu, które próbowały się jeszcze utrzymać. Czułam całą zawartą w nich frustrację.

Ryan odezwał się pierwszy.

– Twój przyjaciel przesłuchuje ludzi jak tępy baran.

– To nie jest mój przyjaciel.

– Ale był.

– O co ci chodzi?

– On jest niekompetentny. – Ryan poklepał się po kieszeni marynarki.

– Nie pal – powiedziałam.

Obrzucił mnie spojrzeniem, ale zaniechał poszukiwania papierosów.

– Obaj zachowujecie się jak palanty – stwierdziłam.

– Ja nigdy nie byłbym tak bezwzględny.

– Ollie uważał, że ona coś zataiła.

– A zataiła?

– Tak.

Gdy samochód wspinał się pod górę podjazdem, zrelacjonowałam Ryanowi to, co Twiller powiedziała mi na temat Unki.

– Właśnie wykazałaś, że miałem rację – skomentował.

Wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się do hotelu.

– On się o tym dowie, prędzej czy później – odparłam, sama nie bardzo wiedząc, dlaczego w ogóle bronię Olliego.

Ryan uniósł jedną brew, co miało oznaczać sceptycyzm.

– Ollie ma już dość tej przemocy. Ciągłego stykania się z potworami, które sprawiają, że miałbyś ochotę wyszorować całe swoje ciało lizolem.

– Mówisz za tego dupka czy za siebie?

Słuszne pytanie, niech to wszyscy diabli. Ale nie przyznałam tego głośno.

– Oboje wiemy, że śmierć Castaina właśnie odstawiła sprawę Ruben na boczny tor, a może w ogóle zdjęła ją ze sceny.

Normalnie stroiłabym sobie żarty z Ryana, który miesza metafory. Lecz nie tym razem.

– Cała ta sprawa jest cholernie, wręcz za bardzo dołująca. – Ruszałam w kierunku windy.

– Znajdziemy ją.

Odwróciłam się.

– Ale teraz musimy już zdać się wyłącznie na własne siły – dodał.

– I na dupka.

– I na dupka.

Rozejm. Tak jakby.

Kiedy wróciłam do swojego pokoju, natychmiast sprawdziłam iPhone’a. Ku memu zaskoczeniu zamigotał apatycznie. Pełna nadziei, że będzie normalnie działał, tylko trzeba dać mu wyschnąć, podłączyłam go do ładowarki.

Korzystając z telefonu stacjonarnego, zadzwoniłam do mej trudno osiągalnej córki. Nadal taką pozostawała. Zostawiłam jej kolejną wiadomość.

Wyczerpana, wykonałam szybką toaletę, a potem padłam na łóżko. Lecz mój umysł nie miał zamiaru się wyłączyć. Rozmyślałam o Artym Castainie. Kto go zabił? Dlaczego? Czy to rzeczywiście był Unka? Może jednak doszło do demonstracji siły ze strony Scarborough? Czy śmierć Castaina była pierwszą w krwawym ciągu, który dopiero się rozpoczynał? Jakie tajemnice Castain zabrał ze sobą do grobu?

Gdzie jest teraz Tom Unka? I Ronnie Scarborough?

Co Scarborough miał na myśli, kiedy powiedział, że Ollie nie ma o niczym pojęcia w sprawie Annaliese Ruben? Czyżby Blizna był kimś więcej niż tylko jej alfonsem? Czy wiedział o rzeczach, o których my nawet nie pomyśleliśmy?

Ryan miał rację. Miejscowi skupią się teraz na zabójstwie Castaina, na narastającej rywalizacji o przejęcie kontroli nad handlem narkotykami w tych stronach. Lecz ja nie umiałam pozbyć się mej obsesji dotyczącej Ruben. Ta kobieta zamordowała przecież czworo niemowląt.

Ludzie opisywali Ruben jako osobę niezbyt bystrą. Scarborough. Forex. Tyne. Jak w takim razie udawało jej się tak długo wymykać pościgowi? Jak dostała się z Saint-Hyacinthe do Edmonton, a potem do Yellowknife? Czy w ogóle wiedziała, że jest ścigana przez prawo? Z pewnością. Ale chyba bardziej obawiała się Blizny.

Czy Blizna pomagał Ruben? A może pomagała jej Nellie Snook? Czy Ruben ukrywała się w domu na Ragged Ass? Czy wyjechała w inne miejsce? Do jakiegoś przyrodniego brata lub siostry, o których nic nie wiedzieliśmy? Miejscowego urzędnika, który był jej kuzynem bądź krewnym?

Ojcem Ruben był Farley McLeod. Jej matką – Micah Lee. Micah wywodziła się z ludu Dene. Czy związki rodzinne Ruben umożliwiały jej dostęp do miejsc, do których osoby z zewnątrz nie miały wstępu?

A co z Horace’em Tyne’em? Tyne pracował kiedyś z ojcem Ruben, był od niej starszy o co najmniej trzydzieści lat. Czy jego relacja z tą kobietą miała charakter czysto rodzicielski?

I tak w kółko. Obrazy. Spekulacje. Pytania. Głównie pytania.

Prawie już odpływałam w sen, kiedy zadzwonił telefon stacjonarny. Myśląc, że to Katy, chwyciłam szybko słuchawkę. Mój wzrok padł na cyfry wyświetlane przez budzik przy łóżku. Dwudziesta trzecia pięćdziesiąt pięć.

– Czy to Temperance Brennan? – Głos delikatny, prawie dziecięcy.

– Tak.

– Muszę się z panią spotkać. – Nieznaczny akcent. To nie był głos Binny’ego.

– Kto mówi?

Odpowiedź sprawiła, że moje tętno przyspieszyło jak szalone.



[17] Sunnyvale (ang.) – słoneczna dolina (przyp. tłum.).