– Deskryptory wygenerowały tylko jedno trafienie. Prawdopodobnie dlatego, że leczenie kanałowe trzeciego trzonowca przeprowadza się niezwykle rzadko. Eric Skipper, biały mężczyzna, lat czterdzieści cztery, w chwili zaginięcia zamieszkały w Brampton w prowincji Ontario.
– Kiedy Skipper znalazł się w systemie?
– Osiemnastego marca dwa tysiące ósmego roku. Deskryptory zostały dostarczone przez doktora Herberta Mandela z Brampton.
– Kontaktował się pan z nim?
– Owszem. Doktor Mandel poinformował mnie, że pan Skipper często bywał u dentysty i miał wykonywany szereg usług, w tym ekstrakcje, odbudowę zębów i leczenie kanałowe. Przesyła dane za pośrednictwem FedExu.
– Kto zgłosił zaginięcie?
Usłyszałam szelest papierów.
– Żona pana Skippera, Michelle. Doktor Mandel mówi, że to jego stała pacjentka.
– Ma pan jej numer?
Bergeron podał mi numer, a ja go zanotowałam.
– Coś jeszcze?
– Jestem odontologiem, pani doktor. Nie detektywem. Będę potrzebował od pani autentycznych zdjęć rentgenowskich.
– Już jadą do pana.
– Zadzwonię, kiedy tożsamość zostanie potwierdzona.
– Dziękuję, doktorze Bergeron. Jestem pańską dłużniczką.
– Istotnie, jest pani.
Zadzwoniłam do Maureen King. Poczta głosowa.
Był piękny dzień. Pełen słońca, a temperatury według prognoz miały poszybować aż do piętnastu stopni. Postanowiłam złożyć wizytę w biurze koronera.
– Hej, staruszko.
Zmierzałam spacerkiem w kierunku budynku Searle’a. Zatrzymałam się i odwróciłam.
Binny stał okrakiem nad swoim rowerem po drugiej stronie ulicy Czterdziestej Dziewiątej, na trawniku przed sądem. Czapeczkę zastąpiła bejsbolówka nisko nasunięta na czoło. Ta sama bluza. Te same adidasy.
– Hej, palancie – powiedziałam.
– Palancie? Tylko na tyle cię stać? – Pod zuchwałym tonem kryło się napięcie, którego podczas poprzedniego spotkania nie wyczułam.
– Dzień dobry, panie Binny Co-cię-to-obchodzi.
– Dobra pamięć, jak na babcię.
– Aktualnie jestem trochę zajęta.
– Ale przynajmniej nie jesteś powalana gównem.
– Sympatyczne określenie.
Twarz miał skrytą w cieniu daszka, ale widziałam, że zagryza wargi.
– Masz mi coś do powiedzenia?
– Nigdy nie dostałem tych naleśników. – Oczy miał spłoszone.
Sięgnęłam do torebki i wyjęłam z niej muffinkę, którą wcześniej zwędziłam ze śniadaniowego bufetu. Wiem. Ale przecież jak dotąd posiłki przytrafiały mi się bardzo nieregularnie. Chciałam mieć coś na wszelki wypadek.
Binny przeszedł na moją stronę ulicy i przyjął podarunek. Miał małe brązowe palce, którymi wygrzebywał ciastko z papierowej miseczki. Pod paznokciami widać było półksiężyce brudu. Skończywszy jeść muffinkę, zmiął otulinę i wykonał ruch ramieniem, zamierzając ją wyrzucić.
– Łał, hej, pączuszku. Myślałam, że fajnie jest szanować środowisko naturalne.
Przez chwilę sprawiał wrażenie zdezorientowanego. Potem odparł:
– Pijesz do tego stukniętego starego pryka i jego karibu?
Uniosłam obie brwi do góry.
– Phi.
– Mniejsza o karibu, ale myślisz, że fajnie byłoby, gdybym wyrzucała śmieci do twojego łóżka?
Wyciągnęłam przed siebie rękę. Binny pokręcił głową, ale położył na niej papier.
Minęły nas dwie kobiety zmierzające do budynku. Jedna z nich była młoda i pchała wózek dziecięcy. Druga miała kręcone białe włosy i trzymała swą torebkę tak kurczowo, jakby za każdym krzakiem czaili się bandyci.
– Musisz mieć się na baczności, staruszko – powiedział cicho Binny z twarzą odwróconą ode mnie.
– Co masz na myśli?
– Posiadasz talent do wkurzania ludzi.
– Jakich ludzi?
Wzruszył kościstym ramieniem.
– Ja tylko mówię.
– Mówisz co? Powinieneś wyrażać się jaśniej.
– Nic nie powinienem, zwłaszcza tego, co mi każą stare baby.
– Miałeś na myśli Toma Unkę i jego zbirów?
– Nikogo nie miałem na myśli.
– Ty wiesz, co tu jest grane, prawda, Binny?
– Ulica to moja szkoła. Nie wychylam się. Trzymam z daleka. – Wykonał zamaszysty, skierowany w dół ruch jedną ręką. Zaśmiał się.
– Jakże się pani miewa? Zwą mnie Gavroche.
– Wiesz coś na temat zamordowania Castaina i Scarborough?
– Te dupki też wkurzały ludzi.
– Dlaczego?
– Szef może być tylko jeden.
– I teraz jest nim Unka.
Binny spojrzał na mnie spod swego absurdalnie wielkiego daszka.
– Czy Unka zabił także Annaliese Ruben?
Daszek przekrzywił się w dół.
– Mówią, że to ktoś z zewnątrz.
– Kto z zewnątrz?
Binny oparł jednego adidasa o pedał roweru.
– Annaliese była moją przyjaciółką, Binny.
– Muszę spadać.
I zniknął.
King siedziała za biurkiem, rozmawiając przez telefon, który wyglądał, jakby pochodził z czasów wojny wietnamskiej. Pomachała ku mnie palcami w powietrzu, po czym wskazała mi krzesło.
Usiadłam.
– Słusznie. Dziękuję. – Odłożyła słuchawkę na widełki i zwróciła się do mnie: – To był główny patolog sądowy z Edmonton. Castain i Scarborough zostali załatwieni z broni kaliber dziewięć milimetrów.
– Krótka broń palna strzelająca pociskami pełnopłaszczowymi.
Kiwnęła głową.
– Może był jeden egzemplarz, a może użyto dwóch, ale z pewnością z żadnego z nich nie zastrzelono Becka i jego kumpla.
– Tą drugą ofiarą jest facet nazwiskiem Eric Skipper.
– Co o nim wiemy?
Opowiedziałam jej, czego się dowiedziałam. Biały mężczyzna, z Brampton, często bywający u dentysty.
– Muszę jak najszybciej przesłać zdjęcia rentgenowskie mojemu odontologowi.
– No problemo. Moja asystentka zeskanuje je i wyśle.
– Czy ona pracuje w niedziele?
– Powiedzmy, że jest bardzo zaangażowana w pracę.
Podałam jej kopertę oraz adres Bergerona w LSJML.
– Jakieś wieści o Ruben?
King potrząsnęła głową.
– Rozmawiałaś ze Snook?
Już miała mi odpowiedzieć, kiedy rozdzwonił się telefon. Przyłożyła słuchawkę do ucha. Słuchała.
– Jak się nazywa? – Zasłoniwszy mikrofon, rzuciła do mnie: – Znasz jakiegoś pana Co-cię-to-obchodzi?
– To dzieciak. Ma na imię Binny.
– Binny Twiller?
– Ów młody człowiek nie zechciał podzielić się ze mną swoim profilem biograficznym.
– Twiller jest na zewnątrz i chce z tobą rozmawiać.
– Dziwne. Przed chwilą wpadłam na niego. Dlaczego nazwisko Twiller brzmi znajomo?
– Merilee Twiller.
Żadnego skojarzeniowego „aha!” w moim mózgu.
– Dziewczyna Castaina?
No oczywiście. Teraz to miało sens.
– Ten mały twierdzi, że według tego, co mówią na ulicy, śmierć Ruben nie ma nic wspólnego z zasadniczą rywalizacją.
– Ile on ma lat, dwanaście?
– Binny wie, co w trawie piszczy.
– A co mówił o Castainie i Scarborough?
– Nic.
– Nic dziwnego. W każdym razie nie wolno mu tu wchodzić.
– A może zrobimy tak? Ty zajmiesz się tymi zdjęciami rentgenowskimi, a potem zatelefonujesz do Michelle Skipper. A ja zobaczę, czego ten mały może chcieć.
Binny jak zwykle stał okrakiem nad rowerem, tym razem pod modrzewiem, już zaczynającym się zielenić.
Podeszłam do niego. Pod daszkiem czapki lśniły niespokojne oczy. Spoczęły na mnie przez sekundę, a potem uciekły.
– Powiedz swoim kumplom gliniarzom, żeby spróbowali w domu Unki.
– Już to zrobili. Nie ma go tam.
– Niech kopią głębiej.
– Dziękuję, Binny.
– Jeśli powiesz, że dowiedziałaś się czegoś ode mnie, będę mówił, że jesteś pedofilką.
Tak jak poprzednio popędził w dół przecznicy, a jego chude nogi naciskały pedały niczym tłoki.
Wróciłam do gabinetu King. Moja koperta zniknęła z jej biurka. Z kilku pytań, które zadała przez telefon, domyśliłam się, że ciągle rozmawia z Michelle Skipper.
Wybrałam na iPhonie numer.
– Ryan, słucham.
– Może wyda ci się to idiotyczne. Ale pamiętasz chłopaka, z którym byłam w piątek?
– Dziecko Rosemary?
– Ma dostęp do poufnych informacji.
– To znaczy?
– To syn Merilee Twiller. I umie słuchać. Właśnie dał mi cynk, że Unka przyczaił się w domu swojej matki.
– Dlaczego ryzykował, mówiąc ci o tym?
– Jestem charyzmatyczna.
– Tak, musi o to chodzić.
– I dałam mu muffinkę.
– Sprawdzaliśmy już dom mamusi.
– Binny powiedział, żebyśmy pogrzebali głębiej.
– Tak się wyraził?
– Tak.
– Dzięki.
Rozważałam, czy nie wspomnieć o ostrzeżeniu Binny’ego, abym się miała na baczności. Zdecydowałam się z tym trochę zaczekać.
– Nadal jesteś na komendzie? – spytałam.
– Taa. Jeden ze zbirów Unki chce kablować.
– Dlaczego?
– Gliny znalazły pistolet Sig Sauer w jego gaciach. To naruszenie zasad zwolnienia warunkowego. A to znaczy, że straci osiem lat pięknego życia.
– Co daje w zamian?
– Mówi, że Blizna załatwił Castaina, a Unka załatwił Bliznę.
– Merilee Twiller sądziła, że Unka zabił Castaina za podbieranie towaru.
– Wygląda na to, że się myliła.
– Czy ten facet będzie zeznawał przed sądem?
– Dyskutujemy teraz, jakie korzyści mógłby odnieść, gdyby się na to zdecydował.
– A co mówił o Ruben?
– Zaprzecza, żeby cokolwiek o niej wiedział.
Opowiedziałam Ryanowi o Ericu Skipperze i dowodach balistycznych wskazujących, że on i Beck zginęli z innej broni niż Scarborough i Castain.
– Większość gangsterów dysponuje całym arsenałem – stwierdził Ryan.
Zauważyłam, że King się rozłączyła, zrobiłam więc to samo.
Spoglądała w swoje notatki.
– Skipper pracował jako sezonowy wykładowca na małym uniwersytecie w Brampton. Miał magisterium z ochrony środowiska czy coś takiego. Próbował znaleźć pracę w całym kraju, ale nigdzie go nie przyjęto na pełny etat na uczelni. Jego żona twierdzi, że to przez aresztowania, do jakich dochodziło w czasach studenckich Skippera.
– Aresztowania za co?
– Protesty. Strajki okupacyjne. Zgromadzenia. Marsze. Facet był fanatykiem przykuwającym się do drzew. Według jego żony brak zatrudnienia sprawiał, że miał za dużo wolnego czasu do dyspozycji.
Rozumiałam, dokąd to wszystko zmierza.
– Cały czas angażował się w protesty.
– No.
– Także w tych okolicach.
– No. Chcesz usłyszeć pełną opowieść?
– No.
– Mówi ci coś projekt Gahcho Kué?