Sylf

Ostry gdy poświst jęczy po lesie,  
Hukiem zniszczenia w drzewa kołacze,  
Liściem Sylf szumi, wiatrem żal niesie,  
 
I rosą zapłacze.  
Burza z wściekłością walczy i jęczy,  
A Sylf znów teskno dzwoni i nuci,  
Póki go żywne słońce z za tęczy  
 
Do życia nie wróci.  
Jeśli go ciężar burzy przygniecie,  
Żegna ze łzami gaik kochany,  
Ginie w ukryciu, jak żył na świecie,  
 
Niewiestny, nieznany.  
Jam raz podsłuchał w słotny czas w gaju,  
Aż do łez gorzkich jam się zasmucił,  
Gdy pieśń aniołka o ziemskim raju  
 
Poświstom zanucił.  
Mówił: «Zostawcie pląsy niewinne,  
Miłą z strumykiem czystym pustotę,  
Z wiérzbą mą siostrą śmiechy dziecinne,  
 
I z różą pieszczotę.  
Miękką kołyskę z mchu na posłanie,  
Wierną zasłonę z drzew na wiatr ostry,  
I.... już mi tylko umrzeć zostanie  
 
Na łonie méj siostry!»  
A jam pomyślał: wieszczu nieznany!  
Liczne poświsty ciebie owieją,  
Wyrwą z łodygi kwiatek różany,  
 
I listki rozsieją.  
Kiedy cię czarna burza owionie,  
Smutny płaszcz śmierci gdy cię okryje,  
Ty pieśń łabędzią zadzwoń przy zgodnie,  
 
Ta ciebie przeżyje.