Dolina Mnikowska
Ztąd o dwie mile, w zachodniéj stronie,
Śliczna Mnikowska dolina
Wypieszcza kwiaty na swojém łonie,
Jak młoda wiejska dziewczyna.
Między skałami, jak łza po twarzy,
Jak wąż na posłaniu z kwiatów,
Tam przez sena gada i ciągle gwarzy
Strumień na łożu z bławatów.
A w prawo, w lewo, skaliste grody
Strumień w objęcia chwyciły:
Zamkito z głazu, herbto przyrody,
Związek harmonii i siły.
Tam w dni świąteczne w wiosennéj porze
Jadą paniątka z Krakowa,
Ażeby ujrzeć, żal się mój Boże!
Uroczą dzikość Mnikowa.
Jadą więc, jadą wygodnym koczem,
I przyjeżdżają w południe,
Przez chwilę patrzą, pochwalą, poczém
Mówią, że na wsi jest nudnie.
Więc przywiezione wypiwszy wino,
Wracają znowu do miasta;
Ach! nie dla takich, śliczna dolino!
Twe łono trawą porasta.
Ten tylko godnie wielbi twe wdzięki,
Kto pieszo zwidza twe skały,
Kto z ich wierzchołka wschodu jutrzenki
Ogląda widok wspaniały;
Kto się nie boi, żeby kamienie,
Ciernie lub urwiska skały
Rozdarły jego modne odzienie,
I białe ciało zdrapały.