25.
HÄRNÖSAND

Samochód prowadził Gunn, Christin zaś, z głową przyciśniętą do szyby, poszukiwała domu o numerze 42. W tej okolicy Härnösand wszystkie wyglądały niemal tak samo. Drewniane konstrukcje z okiennicami i gankiem różniły się jedynie kolorem.

Z samego rana otrzymali informację, że jakiś przypadkowy kierowca, który zatrzymał się na parkingu oddalonym od miasta o kilka kilometrów, natknął się na czarnego busa porzuconego w krzakach. Zaintrygowały go rozsunięte drzwi auta. W okolicy nie było nikogo i mężczyzna postanowił zgłosić ten fakt na policję. To była kiepska wiadomość, ale Gunnar i Christin mogli się jej spodziewać. Porywacze zmienili auto i teraz poruszali się samochodem nieznanej im marki. We wnętrzu busa, które teraz wyglądało, jakby ktoś rozsypał w nim kilogramową torbę z cukrem pudrem, nie znaleziono żadnych odcisków poza tymi, które należały do Björna Jönssona.

– Zatrzymaj się, Gunn – powiedziała Christin. – To ten dom.

Lindberg zaparkował, najeżdżając na krawężnik. Zanim wysiedli, przyglądali się przez kilka minut domowi i zaniedbanej posesji, która kontrastowała z wzorowo utrzymanymi trawnikami sąsiadów. Budynek pomalowano na biało, ale pokryta łuszczącą się farbą elewacja wołała o pomstę do nieba. Jedną z okiennic przytrzymywał tylko pojedynczy zawias.

– Że niby czym on się zajmuje? – zapytał Gunn, wyglądając zza ramienia partnerki. – Budowlanką? Jeśli tak, to zdjęcie jego domu powinno się wysłać wszystkim potencjalnym klientom.

– Najwyraźniej szewc bez butów chodzi – oceniła Christin. – Dobra, chodźmy.

Wysiedli z auta. Furtka wydała z siebie nieprzyjemne dla ucha skrzypnięcie, kiedy weszli na teren posesji. Gunnar zauważył, że w rogu stoi stara i dziurawa buda dla psa, a tuż obok niej leży pordzewiały łańcuch. Natychmiast rozejrzał się gorączkowo w poszukiwaniu jej mieszkańca, ale wyglądało na to, że podwórka od dawna nie pilnuje żaden psi stróż.

Christin zapukała do drzwi. Raz, drugi, trzeci. W końcu zrezygnowana zeszła stopień niżej.

– Chyba go nie ma – oceniła, zerkając w okna.

Gunnar nie zamierzał dawać za wygraną i spróbował ponownie, tylko tym razem pukanie zamieniło się w walenie, kiedy kilkakrotnie uderzył pięścią w drzwi. Już mieli odejść, gdy usłyszeli odgłos zbliżających się kroków. Zdążyli jeszcze wymienić spojrzenia, zanim drzwi się otworzyły. Stanął w nich obnażony do pasa mężczyzna. Dość obfity brzuch unosił się nad rozpiętym paskiem dżinsów. Wyglądało na to, że facet naciągał je w pośpiechu.

– Jerk Magnusson? – zapytała Christin.

Mężczyzna wyglądał na wyraźnie zaskoczonego wizytą niespodzianych gości. Spoglądał to na kobietę, to na mężczyznę. Potargane i zdecydowanie przydługie włosy sterczały każdy w inną stronę, jakby dopiero wstał z łóżka.

– A wy to kto? – odpowiedział pytaniem na pytanie, opierając się o framugę i ostentacyjnie drapiąc po brzuchu.

– Jesteśmy z policji – wyjaśniła Christin. – Komisarz Carlsson i komisarz Lindberg.

Mężczyzna wyprostował się nerwowo, co nie umknęło uwadze Christin.

– Możemy wejść? – Tym razem zapytał Lindberg.

Magnusson nie wyglądał na gościnnego typa i wyraźnie nie kwapił się z odpowiedzią.

– Jak wolisz, możemy pogadać na zewnątrz, ale to może trochę potrwać – oznajmiła Christin. – Jeszcze się przeziębisz. – Zerknęła na brzuch mężczyzny, który nagle jak na zawołanie pospiesznie zapiął pasek.

– Przeskrobałem coś? – zapytał. – Pracuję poza domem i mogło się zdarzyć, że nie opłaciłem jakiegoś mandatu…

– To nie o mandat chodzi – wyprowadził go z błędu Gunn. – To jak będzie? Wpuścisz nas czy nie?

Jerk Magnusson stanął bokiem, przepuszczając policjantów. Zanim poszedł w ich ślady, mało dyskretnie rozejrzał się po okolicy.

Wnętrze domu świadczyło o tym, że żadna kobieta nie mieszkała w nim na stałe. Po lewej, w kuchni wyposażonej w niebieskie, obskurne meble, walały się brudne naczynia. Na podłodze salonu znajdującego się po prawej leżały porozrzucane kolorowe magazyny, puszki po piwie, a na stoliku stała miska z popcornem.

Magnusson wskazał pokój i policjanci ruszyli w jego stronę. Gunn podniósł jedno z czasopism i zerknął na okładkę, na której cycata blondynka przygryzała własny sutek.

– Jestem już dużym chłopcem – rzekł gospodarz, zabierając komisarzowi świerszczyk. – Z tego, co wiem, pornografia w tym kraju nie jest zabroniona. Nie jarają mnie dzieciaki, tylko kobitki. – Odrzucił gazetę na stolik. – Może przejdziemy do konkretów? Czemu zawdzięczam waszą wizytę?

– Pracujesz ze Svenem, z Hansem i Evertem, zgadza się?

Magnusson poczuł, jak serce zaczyna mu walić w piersi. Jeszcze przed chwilą miał nadzieję, że odwiedziny gliniarzy mogą dotyczyć jakiegoś wcześniejszego wybryku, bójki albo zakłócenia porządku publicznego. Przez głowę przeszła mu nawet myśl, że któraś z jego ostatnich lasek oskarżyła go o gwałt – i o takich numerach słyszał. Ale gdy policjanci zdradzili powód swojej wizyty, czerwona lampka w jego głowie zaczęła wyć na alarm.

– Tak – przytaknął niechętnie. – Czemu pytacie? Wszystko u nich okej?

– Niezupełnie – odpowiedziała Christin. – Björn, syn Svena Jönssona, został wczoraj uprowadzony.

Mężczyzna wybałuszył oczy ze zdziwienia, jednocześnie otwierając usta.

– Jak to uprowadzony?! Przez kogo?

– Tego nie wiemy – odpowiedział Gunnar. – Próbujemy to ustalić.

Magnusson klapnął w fotelu. Gunn wybrał kanapę. Christin – ze względu na kiepski stan mebla i fakt, że nie mogła odgadnąć pierwotnego koloru tapicerki – obawiała się uczynić to samo. Ostatecznie zdecydowała się delikatnie przycupnąć na poręczy. Jerk Magnusson zatopił obie dłonie w przetłuszczonych włosach. Jego spojrzenie zdradzało, że cały czas próbuje przetrawić to, co przed chwilą usłyszał.

– Jasna cholera – odezwał się wreszcie. – Jak to się stało?

Christin i Gunn streścili mu przebieg wydarzeń.

– Jak długo pracujesz ze Svenem Jönssonem? – zapytała Carlsson.

Magnusson sięgnął po paczkę papierosów. Był u siebie, nie zamierzał pytać, czy jego gościom nie będzie przeszkadzało, jeśli zapali. Po chwili z papierosem w dłoni ponownie rozparł się w fotelu.

– Kupę lat. W zasadzie to chyba z dziesięć będzie – odparł. – Odkąd Sven przyjechał do Härnösand, zdaje się.

– Czyli dobrze się znacie – stwierdziła bardziej niż zapytała Christin. – Szmat czasu.

– Żebyś wiedziała. Spędzamy ze sobą po kilka miesięcy pod jednym dachem. Chociaż jesteśmy raczej ulepieni z innej gliny.

– Jak to?

Jerk się zaciągnął. Po chwili dłoń, w której trzymał papierosa, na powrót spoczęła na oparciu.

– Normalnie. Sven to poukładany gość. Żona, dzieciak. A ja – Magnusson rozłożył ręce, jakby zachęcał policjantów, aby rozejrzeli się wokoło – mieszkam sam. Nie wytrzymałbym za długo z żadną babą. Co nie znaczy, że od czasu do czasu jakaś kobitka tutaj nie wpada. Rozumiecie? – Puścił oko do Christin.

Patrzyła na niego niewzruszona. Facet był obleśny. Zadziwiające, że nad wyraz szybko minął mu pierwszy szok po tym, jak się dowiedział, że syn jego kumpla został uprowadzony.

– Słyszałem o pewnym zdarzeniu – odezwał się Lindberg. – Kiedyś ktoś ubliżył żonie Jönssona. Nieźle się wściekł.

– Taa, pamiętam. Nie widziałem samego zajścia, ale całe miasto o tym gadało. Zresztą Jönssonowie chyba się do tego przyzwyczaili. Judith była kiedyś…

– Wiemy, kim była Judith Jönsson – przerwał Gunn. – Interesuje nas facet, któremu Sven skopał tyłek.

Magnusson zaciągnął się ponownie, mrużąc przy tym oczy. Wypuścił dym kącikiem ust.

– To miejscowy menel – wyjaśnił. – Czasami można go spotkać na mieście. Sven nie pierwszy i pewnie nie ostatni spuścił mu wpiernicz.

– Myślisz, że mógł mieć coś wspólnego ze zniknięciem Björna?

– Nie sądzę. Po tym, jak urządził go Sven, bał się nawet spojrzeć w ich stronę. Nie ruszyłby dzieciaka. Zresztą to zbyt wyrachowane dla kogoś takiego. Jedynym zmartwieniem gościa jest codzienne załatwienie butelki.

– A przychodzi ci do głowy ktoś, kto wyjątkowo nie lubi Jönssonów?

Mężczyzna wzruszył ramionami.

– Bo ja wiem? Chyba nikt specjalnie za nimi nie przepada. Nie mają wielu przyjaciół czy nawet znajomych. Z powodu przeszłości Judith zaszyli się na tym odludziu i żyją jak para odszczepieńców. Stronią od reszty Härnösand. Czasami się zastanawiam, dlaczego wciąż tu mieszkają.

Im dłużej Christin słuchała, tym większą niechęcią pałała do tego człowieka. Para odszczepieńców? Jakoś nie mogła sobie wyobrazić zastępów przyjaciół tego jaskiniowca.

– A ty, Jerk, jak spędziłeś wczorajszy wieczór? – zapytała.

Facet się zdziwił.

– Ja? A co to ma do rzeczy? Chyba nie myślicie…

– Bez nerwów – uspokoiła go Carlsson. – To tylko pytanie. Musimy wykluczyć pewne rzeczy.

– Zawsze pierwszy dzień po powrocie chodzę jak skołowany. – Zagasił niedopałek w popielniczce. – Padam na pysk po kilkumiesięcznej harówie. Śpię do południa. I tak było dzisiaj. Wczoraj walnąłem kilka browarów i poszedłem w kimę. Właściwie to mnie obudziliście.

Christin westchnęła, ostentacyjnie klepiąc się w kolana.

– To możesz w zasadzie wracać do łóżka, prawda, Gunn?

Lindberg przytaknął skinieniem głowy. Oboje wstali.

Carlsson położyła na stole swoją wizytówkę.

– Tak na wszelki wypadek, gdyby coś ci się przypomniało.

– Tak bez ceregieli zostawiasz mi swój numer telefonu? – zachichotał Magnusson.

– To namiary do kolegi.

Jerk zerknął na Lindberga i mina mu zrzedła. Odprowadził policjantów do wyjścia.

Zatrzymując się przy drzwiach, Christin odwróciła się jeszcze na chwilę.

– A kiedy ostatni raz widziałeś chłopaka Jönssonów?

Magnusson wydął wargi.

– Jakiś czas temu, gdzieś na mieście. Ja i Hans raczej nie odwiedzamy Svena. Z naszej trójki najlepszy kontakt ma z nim Evert.

Pożegnali się i opuścili dom. Jerk przez brudną szybę obserwował, jak para policjantów wsiada do auta i odjeżdża. Zaraz potem poczłapał na górę po telefon. Spoconą dłonią wybrał numer Hansa.