29.
SZCZECIN, CENTRUM

Olgierd Merk zaparkował samochód nieopodal placu Grunwaldzkiego i sięgnął po paczkę papierosów. Wcisnął jednego do ust, wysiadł z auta i odpalił. Wpatrywał się w wielką szybę, na której widniał napis „Mystique Models”. Zaciągnął się i podszedł bliżej. W witrynie wisiały dziesiątki zdjęć, a na nich młode dziewczyny w dziwacznych strojach, w których nie sposób było wyjść na ulicę. Długonogie, chude jak tyczki, niewiele mające wspólnego z kobiecym pięknem modelki w różnych pozach i plenerach.

Wypalił papierosa zaledwie do połowy, wyrzucił niedopałek, pchnął drzwi agencji i wszedł do środka. Na skórzanej kanapie tuż po prawej siedziało kilka dziewcząt i przeglądało jakieś kolorowe magazyny. Nie wyglądały na modelki, a raczej na typowe nastolatki, które zapewne chciały nimi zostać.

– Dzień dobry – powiedział, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie był pewien, czy któraś z panien mu odpowiedziała.

Niewielkich rozmiarów pokój pomalowano na szaro. Ściany kontrastowały z czarną, błyszczącą podłogą. Kiedy zrobił pierwszy krok, miał wrażenie, że stąpa po tafli jeziora. Na ścianach wisiało jeszcze więcej zdjęć. Pokój pełnił funkcję czegoś w rodzaju poczekalni, chociaż nie było tu recepcjonistki, która mogłaby zaanonsować jego przybycie.

Przed zagadnięciem dziewcząt powstrzymał go odgłos zbliżających się kroków. W drzwiach po lewej pojawił się mężczyzna z aparatem. Ubrany był w czarny golf z podwiniętymi rękawami i spodnie tego samego koloru. Wyglądał, jakby się spieszył, i widok Merka niewątpliwie go zaskoczył.

– Dzień dobry – rzucił, zatrzymując się nagle. – Mogę jakoś pomóc?

Merka aż korciło, żeby odpowiedzieć, że zamarzyła mu się sesja zdjęciowa, ale ostatecznie odparł:

– Szukam pani Kasprowskiej.

Mężczyzna zmarszczył brwi, nie przestając obracać w dłoniach pokaźnych rozmiarów aparatu, co nie umknęło uwadze Olgierda.

– A w jakiej sprawie, jeśli mogę…

– Jestem z policji.

Zapanowała chwila niezręcznej ciszy. Mężczyzna zerknął na jedną z siedzących na krześle dziewcząt.

– Która następna? Kasia?

Merk nie odrywał od niego wzroku. Nie słyszał, aby Kasia odpowiedziała, ale gdy fotograf wskazał pokój, z którego wyszedł, dziewczyna przemknęła tuż obok. Jako ojciec nie wyobrażał sobie sytuacji, że ten facet mógłby znaleźć się z jego córką sam na sam w jednym pomieszczeniu. I to bez względu na to, czy miałby jej robić zdjęcia, czy udzielać korepetycji z matematyki.

– Proszę chwilę zaczekać – powiedział fotograf. – Powiem Lenie, że pan przyszedł.

Merk skinął głową i obserwował, jak mężczyzna znika w drugim pokoju. Po chwili usłyszał kroki na schodach. Został w towarzystwie przyszłych modelek. Przemknęło mu przez myśl, żeby zapytać, czy nie znają Agnieszki Makowskiej, ale fotograf pojawił się na dole szybciej, niż Olgierd przypuszczał.

– Lena czeka na pana – oznajmił. – Drzwi do jej biura znajdują się na wprost.

– Dziękuję.

Przeszedł pod owalnym sklepieniem i ruszył do góry po krętych, metalowych schodach. Na piętrze panował półmrok. W przedpokoju nie było żadnego okna. Jedyne światło sączyło się z dwóch kinkietów wiszących po obu stronach obrazu. Merk rzucił okiem na dzieło, które zapewne stworzył jakiś malarz impresjonista. Za nic w świecie nie podjąłby się próby odgadnięcia, „co autor miał na myśli”. Komisarz dostrzegł trzy pary drzwi, ale najbardziej interesowały go te znajdujące się na wprost. Były delikatnie uchylone. Zapukał i nie czekając na oficjalne zaproszenie, przekroczył próg pokoju.

– Niech pan wejdzie – powiedziała kobieta siedząca przy biurku, mimo że przecież był już w środku. Miała długie proste blond włosy. Gdy oderwała wzrok od pliku dokumentów, spojrzały na niego duże niebieskie oczy schowane za szkłami okularów w czarnej oprawce. Piękna właścicielka agencji pewnie sama była kiedyś modelką. Czasy zawodowej świetności minęły jednak bezpowrotnie, musiała być bowiem po czterdziestce. W świecie modelingu to był podeszły wiek.

– Nazywam się Olgierd Merk. Jestem z policji – powiedział, zamykając za sobą drzwi.

– Tak, wiem. Mateusz mi powtórzył.

– Chciałbym porozmawiać o Agnieszce. Pracowała dla pani.

Kobieta wyprostowała się w fotelu, jednocześnie wskazując mu małą skórzaną kanapę pod ścianą. Merk usiadł i zapadł się w miękki mebel.

– Rozmawiałam już z policją – oznajmiła Kasprowska. – Nie bardzo wiem, co jeszcze mogłabym panu powiedzieć.

– Obawiam się, że dopóki sprawa zaginięcia Agnieszki nie znajdzie swojego finału, jeszcze nie raz będziemy panią odwiedzać – wyznał Merk.

– No cóż. Rozumiem. – Kobieta odchyliła się w fotelu. Zdjęła okulary i położyła na biurku. Najwyraźniej używała ich tylko do czytania. – A ja, tak długo jak będzie trzeba, będę starała się państwu pomóc. W dalszym ciągu trudno mi uwierzyć w to, co się stało. O co jeszcze chce pan zapytać?

Merk kiwnął głową na znak, że docenia to, co przed chwilą usłyszał. Zaskoczyło go jednak, że kobieta, składając tę deklarację, nie zdradzała szczególnych emocji. Jej twarz pozostawała niewzruszona, zupełnie jakby mówiła o kradzieży samochodu, a nie o uprowadzeniu siedemnastoletniej dziewczyny. Założył nogę na nogę, zerkając na blat biurka, na którym walały się dziesiątki zdjęć.

– Tak to wygląda? – zapytał.

Kasprowska podążyła za jego spojrzeniem, najwyraźniej nie rozumiejąc, o co mu chodzi.

– Przesyłają pani zdjęcia, a pani na ich podstawie ocenia ich potencjał? – dodał.

– To akurat są zdjęcia, które Mateusz zrobił nowym dziewczynom – wyjaśniła. – Mogą być piękne, wyglądać zjawiskowo na amatorskich fotkach. Ale to oko fachowca wychwyci to, co najważniejsze. A Mateusz jest fachowcem w każdym calu. Bezbłędnie weryfikuje, czy się do tego nadają, czy nie. Wiem, o co pan pyta, i odpowiedź brzmi: rzadko. Zazwyczaj chcę, aby dziewczyny pojawiły się u mnie osobiście. Oczywiście nie zawsze jest to możliwe. Wiele z nich pochodzi z różnych rejonów Polski i wtedy tak, przysyłają mi swoje zdjęcia. Jeżeli mi się spodobają, dzwonię i zapraszam je na próbną sesję.

– A jak było z Agnieszką?

Kobieta westchnęła. Zebrała kilka zdjęć, stuknęła nimi o biurko, formując zgrabny plik, i odłożyła je na bok.

– Agnieszka pojawiła się u nas kilka miesięcy temu. Przyszła z koleżanką. Ot tak, bez zapowiedzi. Wracały ze szkoły i – jak wyznała podczas rozmowy – to właśnie jej koleżanka ją do tego namówiła. Mateusz nawet nic mi nie wspomniał. Miał akurat godzinkę przerwy, więc po prostu zachęcił Agnieszkę, aby zrzuciła plecak i dżinsy. – Kasprowska przerwała, najwyraźniej zdając sobie sprawę, jak to musiało zabrzmieć. – Poprosił, by włożyła jedną z sukienek, i postawił ją przed obiektywem. Po jakimś czasie, chyba nawet po paru dniach, pokazał mi efekt swojej pracy.

– I spodobał się pani?

Kasprowska pokiwała głową.

– Dostrzegłam potencjał, jak pan to ujął.

– Pomogła pani zrealizować marzenie o wielkiej karierze którejś ze swoich dziewcząt?

Kasprowska przyglądała się swojemu gościowi, lekko się uśmiechając.

– Myślę, że można tak powiedzieć. Kilka pracuje za granicą. Ale musi pan wiedzieć, że Mystique Models to agencja z ograniczonymi kontaktami. Pomagamy dziewczynom stawiać pierwsze kroki w tym biznesie. Niektóre z nich mają szczęście i trafiają na europejskie wybiegi. Ale bądźmy szczerzy, dzieje się to rzadko. Zazwyczaj praca u mnie to po prostu świetna okazja do tego, aby się zaprezentować. Fajnie spędzić czas, zdobyć doświadczenie, no i oczywiście trochę zarobić.

– Zarobić?

– Tak. Współpracujemy z agencjami reklamowymi. Nasze dziewczyny grają w reklamach kosmetyków, ciuchów, suplementów diety, podpasek. Kilka zagrało nawet w serialu… paradokumentalnym – dodała znacznie ciszej. – Nie wszystkie dziewczyny, które do nas trafiają, nadają się do modelingu, ale szukamy dla nich innych rozwiązań.

– A jakich rozwiązań poszukiwała pani dla Agnieszki?

– Sprawa z Agnieszką, a raczej z jej mamą, była dość skomplikowana.

– W jakim sensie? – zainteresował się Merk.

– Jej matka pojawiła się u nas, gdy tylko zaproponowaliśmy Agnieszce sesję. Takie procedury. Rodzice niepełnoletnich dziewcząt muszą podpisać zgodę, zanim Mateusz zrobi pierwsze zdjęcie – wyjaśniła.

– Z tego, co pani mówiła, wynika, że pierwsze zrobił bez takiej zgody – wtrącił Merk.

– W zasadzie ma pan rację, ale…

– Wróćmy do mamy Agnieszki.

– Dziewczyny często po prostu przynoszą nam podpisany dokument. Mama Agnieszki, pani Makowska, pojawiła się u nas osobiście. Miała mnóstwo pytań, była bardzo ostrożna…

– To chyba dobrze?

– Nie miałam nic przeciwko i starałam się cierpliwie odpowiadać na każde pytanie. Pani Makowska powiedziała, że sprawdziła nas w Internecie, nie omieszkała również wspomnieć, że wyczytała, że agencje takie jak nasza bardzo często okazują się agencjami towarzyskimi.

– Uraziło to panią?

– Raczej zaskoczyło. Zresztą nieważne. – Kasprowska machnęła ręką. – Matka Agnieszki bardzo często przychodziła na zdjęcia razem z nią. Chciała uczestniczyć w sesjach, co krótko mówiąc, nie podobało się Mateuszowi. On nie pracuje w ten sposób.

– Nadopiekuńcza matka? – zapytał.

– Moim skromnym zdaniem bardzo. Kiedy dowiedziałam się, że Agnieszka zaginęła, pomyślałam sobie, że dziewczyna po prostu miała dość i uciekła gdzieś na parę dni z chłopakiem. Jestem przekonana, że on też nie przypadł do gustu pani Makowskiej… Ale gdy policja powiedziała mi, że została uprowadzona, nie mogłam w to uwierzyć.

– Z chłopakiem? Agnieszka miała chłopaka?

– Nigdy go tak nie przedstawiała, ale kilkakrotnie odbierał ją po sesjach.

– Wie pani, jak się nazywa?

Kasprowska się zamyśliła.

– Nie jestem pewna, ale chyba Rafał. Agnieszka musiała zwrócić się do niego po imieniu, stąd pamiętam. Trzeba przyznać, że rzucał się w oczy.

Merk przypomniał sobie wybranka Natalii i poczuł, jak coś ściska go w żołądku. Poprawił się na kanapie.

– Co ma pani na myśli, mówiąc, że „rzucał się w oczy”?

– Dobrze zbudowany. Na pewno starszy od Agnieszki. Przystojny, z twarzą o wyraźnych, ostrych rysach. Nawet Mateusz to zauważył. Co prawda współpracujemy tylko z dziewczętami, ale założę się, że zdjęcia tego chłopaka też by się sprzedały. W modelingu, niestety, raczej nie miałby szans.

– Dlaczego?

– Mateusz powiedział, że chłopak musiał walczyć. Był zawodnikiem. Prawdopodobnie uprawiał MMA czy jak tam nazywają się te walki. Miał takie dziwne ucho. – Kasprowska dotknęła swojego prawego kolczyka. – Jak brokuł…

– Kalafior – poprawił Merk. – Kalafiorowe ucho. Takim mianem określają je zawodnicy. Ucho odkształca się i puchnie na skutek niezliczonej ilości przyjętych ciosów.

– I chyba tak nazwał je Mateusz. – Kasprowska aż pokręciła głową. – Zupełnie nie rozumiem fascynacji tym całym sportem.

– Tak jak niektórzy nie rozumieją fascynacji modelingiem – zauważył Merk. – Czy matka Agnieszki kontaktowała się z panią od czasu porwania?

Kobieta znowu pokręciła głową.

– Szczerze powiedziawszy, trochę się tego obawiałam. Nie wiedziałabym, co powiedzieć tej kobiecie, jak zareagować. Sama jestem matką. Nie wyobrażam sobie, jak…

– Czy Agnieszka przyjaźniła się z innymi pani dziewczynami? Spotykała się z nimi poza planem zdjęciowym?

– Pracowała u nas od kilku miesięcy, ale nie zauważyłam, by się z kimś zżyła. Owszem, lubiła się z innymi dziewczętami. Chętnie z nimi rozmawiała. Ale czy spotykały się po pracy? Nie wiem. Może pan kilka z nich sam zapytać.

– A czy zauważyła pani kogoś podejrzanego w towarzystwie Agnieszki?

– Nigdy nie widziałam jej z nikim poza jej koleżanką… chyba Anią, o ile dobrze pamiętam. No i z tym chłopakiem.

– A może jednak ktoś rzucił się pani w oczy?

Kasprowska splotła palce i oparła łokcie na biurku.

– Musi pan wiedzieć, że przez naszą agencję przewija się mnóstwo ludzi. Piękne dziewczyny przyciągają najróżniejsze środowiska. Licealistki po skończonych zdjęciach wsiadają do sportowych samochodów chłopaków, którzy zazwyczaj są dużo starsi od nich. My nie zajmujemy się tutaj ich niańczeniem. Staramy się załatwić im interesujące kontrakty.

Merk przyglądał się Lenie Kasprowskiej jeszcze przez chwilę, w końcu uderzył dłońmi w kolana i wstał.

– No cóż. Na razie nie mam więcej pytań. Dziękuję za pani czas.

Wyciągnął rękę w kierunku właścicielki agencji. Kasprowska uśmiechnęła się lekko i już miała ją uścisnąć, kiedy skonstatowała, że pomiędzy palcami komisarza tkwi wizytówka.

– Tak na wszelki wypadek. Gdyby przypomniała sobie pani coś interesującego – powiedział Merk. Obrócił się na pięcie i wyszedł.