Wchodzili obskurną klatką schodową. Dwaj mężczyźni z przodu, ona w środku, a za nimi ten z długimi włosami, który spędzał z nią najwięcej czasu. Agnieszka żałowała, że starszy mężczyzna z limuzyny zniknął. Był w pewnym sensie miły. Wiedziała, że znalazła się tu przez niego, ale z jakiegoś niezrozumiałego powodu czuła się bezpieczna w jego obecności. W samochodzie powiedział jej kilka miłych rzeczy. Kiedy dojechali na miejsce, oznajmił, że musi ją opuścić, ale wróci. Zostawił ją pod opieką tych samych ludzi, którzy ją tutaj przywieźli, i zapewnił, że niczego jej nie zabraknie. Z każdym kolejnym krokiem, który stawiała na trzeszczących, pokrytych obsypanym tynkiem i potłuczonym szkłem schodach, zaczynała w to poważnie wątpić.
Drzwi otworzył im jakiś czarnoskóry mężczyzna z dredami. Przybił piątkę z nowo przybyłymi, wyraźnie ciesząc się na ich widok. Ją samą zmierzył wzrokiem od stóp do głów. Spojrzenie było hipnotyzujące. Ocknęła się dopiero w chwili, gdy poczuła lekkie szturchnięcie w plecy. Długowłosy zachęcał, aby przekroczyła próg mieszkania.
Na kanapie, oświetlony zielonkawą poświatą, siedział chłopiec. Mały był zaabsorbowany tym, co rozgrywało się na ekranie telewizora. Mecz piłki nożnej. Ale nie taki zwykły. To on i siedzący obok niego czarnoskóry mężczyzna dyrygowali zawodnikami. Gra komputerowa. Ci dwaj w najlepsze grali na konsoli. Szybko rozejrzała się po pokoju. Tynk sypał się ze ścian, które, podobnie jak klatka schodowa, pokryte były najróżniejszymi bohomazami. Mimo to w pokoju stały podstawowe meble, a na podłodze rozłożono dywan.
Towarzyszący im od samego początku grubasek usiadł na kanapie. Wyrwał mężczyźnie gamepada z ręki i teraz sam zaczął grać. Tamten protestował jedynie przez chwilę, a potem zaczęli się śmiać i żywo dyskutować o wydarzeniach na boisku. Chłopiec nie odzywał się słowem, jakby zupełnie odciął się od tego, co się wokół niego działo. Energicznie naciskał przyciski, wystawiając przy tym język. W końcu grubasek, który sam przypominał dziecko, uniósł ręce, krzycząc radośnie. Chyba strzelił gola.
Długowłosy ujął Agnieszkę za łokieć, dając delikatnie, aczkolwiek stanowczo do zrozumienia, że ma pójść z nim. Zaprowadził ją do łazienki. Jej wyposażenie też pozostawiało wiele do życzenia i Agnieszka wzdrygnęła się na samą myśl, że miałaby z niej korzystać. Pożółkła wanna stała pod ścianą pokrytą kafelkami, które pewnie były kiedyś białe. Obok zlew na ceramicznej nodze i sedes z podniesioną klapą. Agnieszka zerknęła w lustro, w którym dostrzegła swoje zniekształcone odbicie. Dokładnie przez sam jego środek biegło zakrzywione pęknięcie.
– Take a bath – powiedział stojący za nią mężczyzna.
Podszedł do wanny i puścił wodę. Potem krzyknął coś po włosku. Agnieszka nie rozumiała, co mówił, ale była pewna, że w gąszczu obco brzmiących słów wychwyciła imię. Flavio. Łysy mężczyzna po chwili wszedł do łazienki z naręczem kąpielowych akcesoriów. Położył je na wannie. Ręcznik, płyn do kąpieli, szampon, pasta i zapakowana w folię szczoteczka do zębów. „Zupełnie jak w hotelu” – pomyślała. Jednak ten, do którego trafiła, nie zasługiwał nawet na pół gwiazdki.
Obaj mężczyźni wyszli. Została sama. Słyszała szum płynącej wody i odgłosy rozmów prowadzonych za drzwiami w co najmniej dwóch językach. Stała przez dłuższą chwilę, nie mogąc się ruszyć. Była więźniarką. A teraz wprowadzono ją do jej celi. Coś poruszyło się w jej wnętrzu, całkiem blisko serca, i podążało do góry. Przesuwało się w gardle i w końcu dotarło do ust, wprawiając je w drżenie. Znowu popłynęły łzy. Szloch i delikatne spazmy targały jej obolałym i zmęczonym ciałem. Odłożyła rzeczy do zlewu. Dostrzegła, że pod ręcznikiem jest coś jeszcze. Bielizna i nowa para dresów. Ściągnęła spodnie, potem majtki i nachyliła się nad sedesem. Nie zamierzała na nim siadać. Kiedy skończyła, zakręciła wodę, która powoli zaczynała zbliżać się do krawędzi wanny. Nalała płynu do kąpieli. Poczuła przyjemny kwiatowy zapach. Zasyczała cicho, kiedy zanurzała się w gęstej pianie. Zamknęła oczy, a potem zanurkowała pod jej powierzchnią. Pragnęła przenieść się w inne miejsce. Wyobraziła sobie, że kąpie się w wannie we własnym domu, że kiedy się wynurzy, zobaczy swoją łazienkę. Kiedy jednak zaczerpnęła powietrza, okazało się, że wciąż jest w tym samym obskurnym miejscu. Gdy rozległo się ciche pukanie do drzwi, drgnęła. Po chwili usłyszała kolejne, tym razem bardziej stanowcze. Odruchowo przycisnęła kolana do piersi. Nie wiedziała, jak się zachować, zareagować, co powiedzieć… W tym momencie ktoś stojący po drugiej stronie zdecydował, że nie będzie dłużej czekał. Drzwi się uchyliły. Na początku nie widziała nikogo, ale kiedy otworzyły się szerzej, dostrzegła tego chłopca. Przeszedł obok niej, mówiąc coś, czego nie zrozumiała. Nie patrzył w jej stronę. Podszedł do sedesu i zaczął sikać. Potem spuścił wodę, umył ręce i opuścił łazienkę niemal biegiem. Prześlizgnął się pod ramieniem stojącego w drzwiach mężczyzny. Agnieszka wzdrygnęła się na jego widok i głębiej zanurzyła się w wodzie.
– Powiedział, że przeprasza – wytłumaczył mężczyzna. – Björn. Tak ma na imię. Bardzo chciało mu się siku i nie mógł wytrzymać. Za dużo coli.
Milczała.
– Możesz siedzieć w wannie, jak długo zechcesz – oznajmił. – Kiedy wyjdziesz, zjemy kolację.
Drzwi już miały się zamknąć, ale znieruchomiały, kiedy Agnieszka powiedziała:
– Poczekaj!
Przez szparę widziała profil mężczyzny. Niesforne pasmo czarnych włosów opadało mu na policzek. Nie patrzył na nią, ale słuchał. Czekał.
– Dlaczego tu jestem?
Milczał. Zbyt długo, więc padło kolejne pytanie.
– Kiedy wrócę do domu?
Tym razem spojrzał jej w oczy.
– Nie wszystko zależy od nas – odparł tajemniczo.
Drzwi się zamknęły. Patrzyła na nie jeszcze długo. Myślała, że zdążyła już wypłakać wszystkie łzy. Myliła się.