47.

Kiedy przekroczył granicę Sztokholmu, dochodziła szesnasta. Szarówkę za oknami zaczęło przeganiać światło miejskich latarni. Svena ogarnęło dziwne uczucie. Chociaż opuścił to miasto, ono tak naprawdę nigdy nie pozwoliło mu odejść. Wyjeżdżał w pośpiechu, niczym pacjent chcący jak najszybciej zostawić za sobą mury szpitala. Ale co z tego, skoro trawiącą go chorobę zabrał ze sobą? Ucieczka była jedynie iluzją, a powrót – kwestią czasu. Felipe Luciano tym właśnie był. Chorobą, która po dziesięciu latach zmusiła Svena do powrotu.

Tak naprawdę nie wiedział, co zamierza zrobić. Zastanawiał się nad tym podczas pięciu godzin jazdy i nic konkretnego nie przyszło mu do głowy. Rozsądne wydawało się, by zacząć poszukiwania od domu rodzinnego. To na Djursholm powinien obrać kurs w pierwszej kolejności. Czy ludzie, którzy zniszczyli jego rodzinę, zabili mu matkę, porwali syna i sprawili, że znienawidził własnego ojca, wciąż tam byli? Zagryzł zęby. Drgał mu prawy policzek. Zacisnął na kierownicy palce tak mocno, że kłykcie dłoni pobielały. Czy właśnie tam był Björn?

Podążał Uppsalavägen, po lewej stronie ciągnęła się Kista, licząca kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców dzielnica Sztokholmu. W jej wschodniej, typowo przemysłowej części swe siedziby miały między innymi Ericsson, IBM i Nokia. Nagle samochody jadące przed nim zaczęły zwalniać. Pick-up toczył się przez kilka minut, i w końcu Sven zmuszony był go zatrzymać. Ruch w przeciwną stronę płynął swobodnie. Auta mijały go jeden po drugim, a do jego uszu docierał szum opon. Cholera. Zaklął pod nosem. Pewnie zdarzył się jakiś wypadek. Nie widział powodu przestoju. Ciężarówka przed nimi zasłaniała cały widok. Po paru minutach auta powoli ruszyły, ale tylko po to, aby po przejechaniu kilku metrów ponownie się zatrzymać. Pick-up miał automatyczną skrzynię biegów, więc Jönsson musiał jedynie zwalniać i wciskać hamulec. Niekończąca się sekwencja, która zaczynała doprowadzać go do szału. Westchnął nerwowo, drapiąc się po brodzie. Zerknął na zegarek na desce rozdzielczej. Szesnasta czternaście. Dwieście metrów dalej Uppsalavägen wyginała się w łuk. Sven opuścił szybę i wyjrzał przez okno. W oddali dojrzał pulsujące niebieskie światło na dachu białego kombi. Policja. Wyprostował się gwałtownie. Najpierw uderzył pięścią w kierownicę, a potem zacisnął na niej obie dłonie. Czy to możliwe, że to jego szukali? Spojrzał na schowek na rękawiczki, w którym tkwił pistolet. Nawet jeśli to nie on był celem gliniarzy, to bardzo możliwe, że się nim stanie, jeśli odkryją broń. Poczuł, jak skronie zaczynają mu pulsować. Co powinien zrobić? Policyjna blokada zaczynała się jeszcze przed zjazdem w 172 Trafikplats Tureberg. Nie miał szans, żeby odbić w tę drogę. Rozejrzał się dookoła. Po jego prawej stronie ciągnął się las, za którym zaczynały się pierwsze zabudowania.

Niebieska toyota przed nim znowu ruszyła. Sven zwolnił hamulec, ale nie podjechał do przodu, tylko odbił lekko w prawo i zatrzymał pick-upa na skraju drogi przy bocznej linii. Otworzył schowek. Wyciągnął pistolet i wcisnął go za pasek spodni. Włączył światła awaryjne i wysiadł z auta. Kierowcy samochodów stojących w korku przyglądali mu się z zainteresowaniem. Jeden z nich, niezadowolony z faktu, że musi go ominąć, nacisnął klakson. Sven zdawał się tego nie słyszeć. Ruszył w kierunku lasu.

***

– Poczekaj, Gunn, samochody zaczynają zwalniać – rzuciła Christin do telefonu, który przytrzymywała policzkiem i prawym barkiem.

Lindberg zadzwonił akurat w chwili, gdy zderzak czerwonego sportowego audi zaczął się do niej szybko zbliżać. Gwałtownie nacisnęła hamulec, poczuła wstrząs i komórka upadła jej pod stopy.

– Cholera!

Sięgnęła po nią, nie spuszczając wzroku z przedniej szyby. Włączyła tryb głośnomówiący i odrzuciła telefon na siedzenie obok. Smartfon wylądował przy laptopie.

– Co się dzieje? – wrzeszczał Gunnar.

– Nic, tylko musiałam gwałtownie przyhamować.

– Jasny gwint, mam nadzieję, że nie uszkodziłaś auta…

– Nie – uspokoiła go Christin.

– Całe szczęście, bo bym tego nie przeżył.

– Oboje byśmy nie przeżyli, gdybym wjechała w samochód przede mną. Twój wóz musi być wart fortunę.

– Niczego nie rozumiesz, moje volvo ma duszę…

– Z pewnością – odparła. – A ja głupia myślałam, że tylko niedziałające radio i dziurawe fotele…

Gunnar rzucił jej jakąś kąśliwą uwagę, ale już go nie słuchała. Wyprostowała się jak struna, próbując dostrzec przyczynę postoju.

– Chyba właśnie tu zaczyna się blokada – powiedziała bardziej do siebie.

Stołeczni mieli jej współrzędne. Wiedzieli, że Jönsson będzie jechał najwyżej kilka kilometrów przed nią. Umówili się, że zaczną kontrolować auta gdzieś na odcinku Uppsalavägen.

Christin zerknęła na ekran laptopa. Nad niebieską linią drogi oznaczonej na mapie rzeczywiście widniała ta nazwa. Przesunęła wzrok wyżej i utkwiła spojrzenie w migającym punkcie. Program informował, że od Jönssona dzieli ją dwieście metrów, natomiast do policyjnej obławy pozostawało około czterystu.

Czerwone audi ruszyło, ale zatrzymało się ponownie po przejechaniu kilkudziesięciu metrów.

– Posłuchaj, dzwonię, bo kontaktowali się z nami stołeczni – powiedział Lindberg. – W Rinkeby przetrzymywano dwójkę dzieciaków. Chłopaka i dziewczynę. Na ślad wpadli gliniarze z lokalnego posterunku. Porywacze uciekli, a po dzieciakach nie ma śladu.

Christin słuchała w skupieniu, nie mogąc uwierzyć, że Gunn przechodzi do rzeczy dopiero teraz, po tym przydługim wstępie o wyjątkowości swojego samochodu.

– Na miejscu znaleziono między innymi szczoteczki do zębów i szczotkę do włosów. Poddano je analizie DNA. Na wyniki trzeba będzie trochę poczekać. Ale mamy coś jeszcze.

– Dawaj…

– But. Dziecięcy. Mógł należeć do ośmio-, może dziewięcioletniego chłopca. Stołeczni w ostatnim czasie nie odnotowali zaginięcia żadnego dzieciaka w podobnym wieku.

Christin przez chwilę milczała.

– Masz zdjęcie tego buta?

– Taa…

– Prześlij mi je natychmiast.

– Właśnie miałem to zaproponować.

– Powiedziałeś, że dzieciaków było dwoje?

– Tak. Liczą na to, że to dziewczyna z Polski. Szukają jej od pewnego czasu. Ale to nie przypadek. Jej dziadek, tak jak ojciec Svena, miał jakieś układy z włoską mafią. Facet nazwa się Makołski, Maciołski. Jakoś tak. Cholerny polski język!

– Dobra, wysiadam – powiedziała Carlsson, kiedy auta znowu się zatrzymały.

– Poczekaj, jeszcze jedno…

Christin zastygła z ręką na klamce.

– Magnusson i Almkvist rzeczywiście byli zamieszani w porwanie Björna Jönssona. Sven miał rację.

– Skąd wiesz?

– Backman. Odwiedził ich ze swoją kuszą…

Zaskoczona Carlsson słuchała jeszcze przez kilka minut. Zanim zdążyła się rozłączyć, Lindberg błagał, aby zostawiła volvo w bezpiecznym miejscu.

Włączyła awaryjne i wysiadła. Gdy kierunkowskazy zaczęły migać, starszy kierowca siedzący w samochodzie tuż za nią rozłożył ręce w geście niezrozumienia. Pokazała mu odznakę. Nie była pewna, czy w ogóle ją dostrzegł.

Podbiegła skrajem drogi, przyciągając spojrzenia zniecierpliwionych pasażerów. Dostrzegła znajomy samochód, a jeszcze dalej – migające światła kogutów. Kiedy wreszcie dotarła do auta Jönssona, wsparła dłonie na kolanach, ciężko dysząc. W środku nie było nikogo. Zaklęła pod nosem, odgarniając z czoła kosmyk włosów. Rozejrzała się wkoło. Zmrużyła oczy. Robiło się ciemno, ale mimo to mogłaby przysiąc, że pole oddzielające drogę od lasu przemierzała ledwo widoczna w świetle stojących przy drodze latarni postać, granatowy cień wkomponowany w szary pejzaż. Christin zerknęła w kierunku migających policyjnych świateł. Podjęła decyzję w ułamku sekundy. Musiała dogonić Svena Jönssona.

***

Biegła, wsłuchując się w swój przyspieszony i świszczący oddech. Kiedyś była w zdecydowanie lepszej formie. Poranny jogging i wizyta na wydziałowej siłowni co najmniej dwa razy w tygodniu stanowiły odległe wspomnienie. Zaniedbała się i chociaż nie paliła, jej organizm jasno dawał do zrozumienia, że znowu powinna popracować nad kondycją. Starała się patrzeć pod nogi, aby nie wpaść w jakąś dziurę, a jednocześnie kontrolować odległość dzielącą ją od Jönssona.

Sven zbliżał się do pierwszej linii drzew i to była zła wiadomość. Jeśli ją przekroczy, istniała spora szansa, że Christin go zgubi. Dobra była taka, że od lasu dzieliło ją już tylko jakieś sto pięćdziesiąt metrów. Nie miała innego wyjścia. Jej własny głos zabrzmiał odrobinę obco:

– Jönsson!

Mężczyzna się zatrzymał. Christin przyspieszyła. Wiedziała, że musi wykorzystać jego wahanie. Czuła w ustach miedziany posmak krwi. Pusty żołądek buntował się przeciwko takiemu nieplanowanemu wysiłkowi, a w prawym boku kolka zaczynała dawać o sobie znać.

– Sven, poczekaj!

Przez chwilę wyglądało, że Jönsson zamierzał jej posłuchać. Gdy ruszył z miejsca, Carlsson zrozumiała, że zaskoczony po prostu starał się rozpoznać właścicielkę głosu. Kiedy się udało, ponownie zaczął biec.

– Kurwa – zaklęła Christin. Dotarła do lasu, przystanęła i oparła się o jedno z drzew. Serce waliło jej w piersi jak oszalałe. W zapadającej nocy wszystko zlewało się w jedną całość, zupełnie jakby ktoś na górze zdecydował się spuścić kotarę. Jönsson zniknął.

– Niech to szlag!

Musiała zaryzykować. Jej głos odbił się echem.

– Sven! Znaleźliśmy Björna… örna… örna… örna…!

Nie sądziła, żeby Jönsson uwierzył. Pewnie uznał to za wyjątkowe słabe i desperackie zagranie. Zrezygnowana usiadła na kamieniu i oparła plecy o pień. Oddech powoli zaczynał się stabilizować. Dużo by dała za łyk wody… Odchyliła głowę i poczuła we włosach miękką korę sosny. Zamknęła oczy, a kiedy ponownie je otworzyła, zobaczyła Svena Jönssona stojącego kilkadziesiąt metrów od niej.

– Mam nadzieję, że mówisz prawdę…

W jego głosie brzmiała groźba tego, co się stanie, gdyby jednak okazało się, że jest inaczej. Tak naprawdę nie znała przecież Svena Jönssona. Nie wiedziała, do czego był zdolny. Nie wiedziała, jak daleko może się posunąć uzbrojony, zrozpaczony ojciec.

– W jednym z obskurnych mieszkań w Rinkeby policjanci znaleźli kolorowego adidasa. Należał prawdopodobnie do ośmio-, może dziewięcioletniego chłopca. W tym samym czasie nie zgłoszono żadnego innego zaginięcia. – Christin starała się mówić rzeczowo i szybko, tak aby przekazać Jönssonowi jak najwięcej informacji. – Mam zdjęcie tego buta. Chcę, żebyś spróbował go zidentyfikować.

Sięgnęła po komórkę, modląc się w duchu, aby wysłany przez Gunnara ememes zdążył dojść. W lesie prawdopodobnie nie było zasięgu. Poczuła ulgę, kiedy ujrzała kopertę zwiastującą nową wiadomość. Kolejne ukłucie niepewności pojawiło się, gdy próbowała pobrać jej zawartość. Małe kółeczko na ekranie komórki zdawało się obracać w nieskończoność. Czuła na sobie zniecierpliwione spojrzenie Jönssona.

– Musimy wyjść z lasu, nie mogę załadować wiado…

– W co ty pogrywasz? – przerwał jej.

– Mówię prawdę. To prawdopodobnie but Björna. Musisz na to spojrzeć. Po prostu musimy wyjść z lasu.

Nie wyglądał na przekonanego. Patrzył w kierunku pola i drogi ekspresowej. Spodziewał się pościgu.

– Musisz mi zaufać, Sven.

Wstała, wciąż wpatrując się w ekran telefonu. Ruszyła w stronę drogi. Sven Jönsson podążył za nią. Nagle przystanęła. Podsunęła mu pod nos telefon.

– Czy to but Björna?

Mężczyzna zacisnął zęby. Carlsson widziała ten gest już wcześniej w domu Jönssonów. Sven skinął głową.

– To tylko but… – powiedział z wyrzutem. – Mówiłaś, że go znaleźliście.

Przełknęła ślinę. Poczuła, jakby ktoś wbił jej w skroń niewidzialną szpilkę.

– Odnajdziemy go, obiecuję, ale tylko jeśli będziemy współpracować…