27

9.15

Rachel zerkała ukradkiem z przedniego siedzenia na Christiana Knolla. Pędzili na południe autostradą E-533; pół godziny temu wyruszyli z Monachium na południe. Przez przyciemnione szyby volvo widziała urwiste szczyty wyłaniające się zza mgły: śnieg bielił się wysoko na skalnych graniach, stoki pokryte były bujną zielenią jodeł i modrzewi.

– Tu jest naprawdę pięknie – powiedziała zachwycona.

– Wiosna to najlepsza pora na wizytę w Alpach. Czy to twój pierwszy pobyt w Niemczech?

Przytaknęła.

– Jestem pewien, że bardzo ci się tu spodoba.

– Ty pewnie wiele podróżujesz?

– Nieustannie.

– A gdzie mieszkasz na stałe?

– Mam mieszkanie w Wiedniu, ale rzadko w nim bywam. Moja praca wiąże się z rozjazdami po całym świecie.

Przyglądała się bacznie swemu enigmatycznemu szoferowi. Miał szerokie i muskularne barki oraz długie i mocne ramiona. Znów ubrany był na sportowo. Koszula w kratę, dżinsy, buty do kostek oraz delikatny zapach wody kolońskiej. Był pierwszym Europejczykiem, z którym rozmawiała tak długo. Może to ją fascynowało. Bo z pewnością rozbudził jej zainteresowanie.

– W notatce KGB stwierdzono, że masz dwójkę dzieci. A mąż? – zapytał Knoll.

– Były mąż. Jesteśmy rozwiedzeni.

– W Ameryce to sprawa powszednia.

– Co tydzień w sądzie przeprowadzam co najmniej setkę takich rozpraw.

Knoll pokiwał z niedowierzaniem głową.

– To prawdziwa hańba.

– Chyba ludzie nie potrafią już żyć razem.

– Czy twój małżonek także jest prawnikiem?

– Jednym z najlepszych.

Volvo śmignęło z ogromną prędkością lewym pasem.

– Zdumiewające. To auto rozwija prędkość ponad stu sześćdziesięciu kilometrów na godzinę.

– Nawet około dwustu – odparł Knoll. – Teraz pędzimy ponad sto pięćdziesiąt.

– U nas tak nie można.

– Czy jest dobrym ojcem? – zapytał Knoll.

– Mój były? Och, tak. Bardzo dobrym.

– Lepszym ojcem niż mężem?

Dziwne były te jego pytania. Nie widziała jednak powodu, by mu nie odpowiedzieć. Powierzchowna znajomość bez kontynuacji pozwalała na nieco większą wylewność; mogła się wygadać, nie mając mu za złe wtrącania się w jej sprawy osobiste.

– Nie powiedziałabym tak. Paul jest naprawdę dobrym człowiekiem. Większość kobiet byłaby zachwycona, mając go za męża.

– Dlaczego ty nie byłaś?

– Nie powiedziałam, że nie byłam. Po prostu nie mogliśmy się na co dzień porozumieć.

Knoll usłyszał w jej głosie zażenowanie.

– Nie mam zamiaru wścibiać nosa w nie swoje sprawy. Po prostu interesują mnie ludzie. Nie mając domu, stałego adresu ani korzeni, chciałbym po prostu wiedzieć, jak żyją zwykli ludzie. To tylko ciekawość. Nic ponadto.

– W porządku. Nie czuję się urażona – odparła; na kilka chwil jednak zamilkła. Potem znów podjęła rozmowę: – Muszę zadzwonić i powiedzieć Paulowi, gdzie się zatrzymałam. On opiekuje się naszymi dziećmi.

– Możesz to zrobić wieczorem.

– Nie był zachwycony tym, że tu przyjechałam. On i mój ojciec byli zdania, że powinnam się trzymać od tego z dala.

– Rozmawiałaś o tym z ojcem przed śmiercią?

– Ależ skąd. Zostawił mi list razem z testamentem.

– Więc dlaczego się tu wybrałaś?

– Po prostu poczułam, że muszę to zrobić.

– Rozumiem doskonale. Bursztynowa Komnata jest rzeczywiście niezwykłym skarbem. Ludzie szukają jej od zakończenia wojny i wciąż nie tracą nadziei.

– Tak właśnie słyszałam. Ale na czym polega jej niezwykłość?

– Trudno to wytłumaczyć. Zwykle sztukę każdy człowiek odbiera po swojemu. Natomiast Bursztynowa Komnata, co ciekawe, poruszała wszystkich jednakowo. I to jest w niej najbardziej fascynujące. Pisano o niej już w dziewiętnastym oraz na początku dwudziestego wieku. Wszyscy podzielali opinię, że jest przecudowna. Proszę sobie wyobrazić komnatę, której wszystkie ściany są wyłożone bursztynem…

– Mogę sobie to wyobrazić.

– Bursztyn jest bardzo cenny. Wiesz o nim coś więcej? – zapytał Knoll.

– Chyba niewiele.

– To po prostu skamieniała żywica. Jej wiek ocenia się na czterdzieści do pięćdziesięciu milionów lat. Drzewny sok przeobrażający się w kamień w ciągu niezmiernie długiego czasu stał się klejnotem. Starożytni Grecy nazywali go elektronem, czyli „substancją słońca”. Z powodu koloru oraz dlatego, że pocierany wytwarza ładunek elektryczny. Chopin pocierał palcami bursztynowe korale, zanim zasiadł do fortepianu. Bursztyn jest ciepły w dotyku; oprócz tego zapobiega nadmiernemu wydzielaniu potu.

– O tym nie wiedziałam.

– Rzymianie wierzyli, że ludziom urodzonym pod znakiem Lwa bursztyn przynosi szczęście. Natomiast zodiakalnym Bykom zwiastuje kłopoty.

– A więc ja powinnam nosić biżuterię z bursztynu. Urodziłam się pod znakiem Lwa.

Uśmiechnął się.

– Jeśli wierzysz w takie bajki… Średniowieczni medycy przepisywali inhalacje z bursztynu na bóle gardła. Opary rozgrzanego jantaru wydzielają intensywną woń, która prawdopodobnie ma właściwości lecznicze. Rosjanie zwą to „zapachem morza”. Oni także… Przepraszam, czy ja cię nie nudzę?

– Ależ skąd! To fascynujące.

– Podobno bursztyny przyspieszają też dojrzewanie owoców. Jest taka arabska legenda o szachu, który polecił swemu ogrodnikowi przynieść na stół świeże gruszki. Nie był to jednak sezon na gruszki; pierwsze owoce miały dojrzewać dopiero za miesiąc. Szach groził, że skróci delikwenta o głowę, jeśli ten nie dostarczy mu dojrzałych gruszek. Wtedy nieszczęśnik zerwał kilka owoców i spędził noc na modłach do Allacha. Palił przy tym bursztynowe trociczki. Następnego dnia gruszki były różowe, słodkie i naprawdę dojrzałe. Oczywiście, uznał to za odpowiedź na swoje modły – zakończył opowieść Knoll, po czym wzruszył ramionami. – Nie wiadomo, prawda to czy nie… Ale w oparach z bursztynu jest etylen, który, jak wiadomo, przyspiesza dojrzewanie. Oprócz tego zmiękcza skórę. Egipcjanie stosowali między innymi bursztyn do mumifikowania ciał.

– Moja wiedza na temat bursztynu ogranicza się do wyrobów jubilerskich. Widziałam też kiedyś ilustracje przedstawiające bryłki bursztynu z zatopionymi w nich owadami oraz liśćmi. I to chyba wszystko.

– Dla Francisa Bacona bursztyn był „czymś więcej niż królewskim grobowcem”. Badacze twierdzą, że jantar jest wehikułem czasu. Artyści podpatrują jego przeróżne barwy.

Istnieje ponad dwieście pięćdziesiąt odcieni skamieniałej żywicy. Niebieskie i zielone są najrzadsze; czerwony, żółty, brązowy oraz złoty trafiają się z kolei najczęściej. Powstały całe gildie, które kontrolowały dystrybucję bursztynu. Bursztynowa Komnata w osiemnastym wieku stanowiła niedościgły wzór tego, co człowiek własnymi rękami potrafi z tego surowca stworzyć.

– Jesteś dobrze zorientowany w tych sprawach.

– To mój fach.

Samochód zwolnił.

– Zjeżdżamy z autostrady – poinformował Knoll i skręcając, nieco zwolnił. – Odtąd będziemy jechać na zachód drogą lokalną. Już niedługo będziemy w Kehlheim.

Wyprostował kierownicę i zmienił bieg, nabierając ponownie prędkości.

– Dla kogo pracujesz? – zapytała dla odmiany ona.

– Nie mogę powiedzieć. Mój mocodawca nie życzyłby sobie tego.

– Z pewnością jest zamożnym mężczyzną.

– Skąd ten wniosek?

– Skoro każe ci jeździć po całym świecie w poszukiwaniu dzieł sztuki… Nie jest to hobby dla przeciętnie zarabiającego mężczyzny.

– Nie powiedziałem wcale, że mój pryncypał jest mężczyzną.

– Istotnie, tego nie powiedziałeś – Rachel się uśmiechnęła.

– Sprytny fortel, Wysoki Sądzie.

Zielone łąki poprzecinane były zagajnikami wysokich jodeł, ciągnącymi się wzdłuż szosy. Otworzyła okno i wciągnęła w płuca świeże powietrze.

– Wspinamy się coraz wyżej, prawda?

– Tu zaczynają się Alpy i ciągną na południe aż do Włoch. Gdy dojedziemy do Kehlheim, powietrze będzie jeszcze bardziej rześkie.

Zastanawiała się wcześniej, dlaczego miał na sobie sweter z długimi rękawami i długie spodnie. Ona ubrała się w szorty koloru khaki oraz bluzkę z krótkim rękawem i kołnierzykiem przypinanym na dwa guziki. Nagle zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy od rozwodu z Paulem jechała samochodem prowadzonym przez mężczyznę. Zwykle towarzyszyły jej dzieci, ojciec lub jakaś przyjaciółka.

– Chciałbym jeszcze raz powtórzyć to, co powiedziałem wczoraj. Naprawdę jest mi bardzo przykro z powodu śmierci twojego ojca – oświadczył Knoll.

– Był już staruszkiem.

– To zawsze przykre, gdy odchodzą rodzice. Ale pewnego dnia musimy ich stracić.

Jego słowa wydawały się jej szczere. Na pewno były taktowne. To bardzo miłe z jego strony, że okazuje jej tyle współczucia.

A to jeszcze bardziej ją rajcowało.